W czasach prehistorycznych, inaczej zwanych przedwyjazdowymi - czyli jakieś 4 lata temu - pojechałem sobie na interview (zwane dla zmyłki interwju). Wśród całej masy podchwytliwych pytań, których wyłapanie i omijanie Polakowi nie sprawia najmniejszych problemów, sunąc sprawnie i bezszelestnie jak Pirelli po gładkiej nawierzchni, nagle trafiłem na gwoździk (czternastocalowy). Mój interlokutor zapytał o apraisal. Odpowiedziałem grzecznie że w życiu sie z takową porcedurą nie spotkałem. Interlokutor wybałuszył się na mnie nieco - znaczy że nie podlegamy żadnemu systemowi ocen? Podziękowałem w duchu Najwyższemu żem nie przypomniał sobie na czas jak powiedzieć ładnie po angielsku „procedura medyczna” i poprzestałem na „procedurze” po czym ze swadą opisałem ostatnią połajankę (z góralska zjebką zwaną) którą otrzymałem od szefa swego jedynego, niech mu Bozia da zdrowie i długie życie, a wszystkie zasługi w dzieciach wynagrodzi, amen. Czy raczej we wnukach.
Mój interlokutor podrapał się po głowie - wyraźnie nie był moja odpowiedzią zachwycony. Ja jego pytaniem też nie więc zasadniczo byliśmy square. Porozmawialiśmy jeszcze na kilka innych problemów - m.in na temat audytu - ale że nie byłem zorientowany w ich zwyczajach kulinarnych, dośc szybko skończyliśmy miła (i darmową) konwersację. Dwa tygodndnie poźniej dostałem potwierdzenie że jestem bardzo dobry - ale że byli lepsi i niestety nie jadę. Bardzo po angielsku powiedziane „zadzwonimy do Pana”.
Na kolejne rozmowy byłem już lepiej przygotowany. Toż należy umieć wyciągać wnioski z własnej błazenady. Ale prawdziwe znaczenie słowa aprajzal poznałem dopier po przyjeździe do Królestwa.
Dzielą się one na zawodowe i pracownicze.
Zawodowy jest przeprowadzany przez zainteresowanego i jego kolege po fachu, zwykle w zakładzie pracy jest taki jeden oddelegowany do - bądź co niebądź - paskudnej roboty. Ta jest prosta. Siedzisz sobie z kolegą anestezjologiem i szczerze oraz otwarcie dyskutujecie o o swoich problemach. Co robimy, co nam dobrze wychodzi a co mniej dobrze. Co trzeba zrobić żeby to poprawić. Co chcielibyśmy robić poza naszymi obowiązkami - jak się rozwijać i co nam mogło by w tym pomóc. W teorii piekna sprawa, w praktyce należy się dobrze przygotować merytorycznie do uzasadnienia dlaczego nasz pracodawca musi pokryć nam lot do Bagdadu (NYSORA 2010) oraz tygodniowy pobyt narciarski w Grindelwaldzie (Winter Meeting ESRA 2010). Reszta jest psu na budę. Jednak papiery koniecznie należy przechowywać w personal files ponieważ będzie to podstawa do rewalidacji. Boże chroń Królową.
Pracowniczy natomiast faktycznie ma wiele wspólnego z gastronomią, pod warunkiem że używamy dużej ilości piany. Chwalimy organizację i naszą w niej nieodzowną i wyjątkowo pożyteczną rolę, wskazujemy na nasze zasługi oraz wytykamy autobiczem błędy*, dziękujemy naszemu przełożonemu za to że dostrzega nasze problemy i próbujemy wytargować nowe kapcie czy inne fajny gadżet w postaci obrotowego krzesła na kółkach z opcją bujanego fotela (jest to niezbędne - można bez słowa powiedzieć komuś: „bujaj się”).
Czasem mam wrażenie że my jednak nie przystajemy do tej rzeczywistości.
-------------
*Bardzoważnym jest żeby przygotować sobie kilka straszliwych błędów i zachowań jakich się dopuszczamy. Najlepiej widziane są:
- przychodzę za wcześnie do pracy;
- nie mogę przestać myśleć o pracy, nawet w sobotę;
- zagoniłem ostatnio zespół tak że aż dostali zadyszki;
- jestem zbyt wymagający wobec podwładnych - cały czas ich szkolę i uczę nowych rzeczy;
- zamiast jeść bukę w czasie darmowej przerwy - sprawdzam sprzęt przed popołudniową sesją.
I tak dalej. Można mnożyć ad mortam defecatam.
7 komentarzy:
to nie jest higieniczne tak się chwalić przed innymi:))
uważaj z tymi okropnymi błędami (zagoniłem zespół, pracujemy do oporu itd) bo Ci chlapną, że time management masz do niczego. Nic gorszego, rozumiesz masz zmieścić normę 160% w normalnym czasie i uśmiech z twarzy ma Ci nie schodzić. I dostać do tego positive valuation razem ze swoim szefem :)
Co do chwalenia się przed innymi Inesta - to jest cool.
To nie są wskaźniki bezwzględne. Wszystko jest względne. Wystarczy znaleźć sobie właściwy poziom odniesienia i wszystko w nas będzie debeściarskie i działania superanckie. Tak jak Szwecja. Szwedzi żyją w przekonaniu, że wszystko co szwedzkie jest najlepsze. Bardzo często to powtarzają. Trudno tak nie myśleć, jeśli materiał porównawczy, np w sklepach z ubraniami pochodzi z Chin, Indonezji itd. Podobnie w wielu innych branżach. I podobnie na rynku pracy.
Po polsku nazywa się to selekcja negatywną i daje wyłącznie dobre samopoczucie gościowi od selekcji bez widocznych pozytywnych efektów wokoło (równia pochyła). ;D
Uśmiałam się :-D To ja już chyba wolę nasze, polskie piekiełko ad mortem defecatam ;-P Zawsze możesz powiedzieć, że u nas aprajzal robią zachwyceni pacjenci tłumnie głosując nogami ;-P
Ja na przykład należę do zachwyconych i wdzięcznych pacjentów i swoim dwóm ulubionym lekarzom w razie czego wystawiam taki aprajzal, że klękajcie narody :-) nika
mam kiepski dzień, już się popłakałam i znów jest kiepsko... to tylko tak na marginesie.. zupełnie nie w temacie...
Witam Abnegacie,
"Przychodze za wczesnie do pracy", to pierwszorzedne sformulowanie towarzyszy mi jako punkt 1 juz po raz trzeci, kolejny wazny aprajzelowy punkt to w sprawie podnoszenia kwalifikacji sluzacych dobru zespolu badz "our fellows"- zrobie kurs pierwszej pomocy badz raczej uaktualnie go.
Lubie bardzo aprajzale, szczegolnie to jak moj szef z taka bardzo powazna mine skrobie moje odpowiedzi a potem daje informacje zwrotna i ja to skrobie w kajeciku. A potem te nasze skrobania ida do akt na wieki.A-ha nie wiem jak u innych, ale u mnie to jest, "bardzo serious " pogadanka.O czym obie strony wiedza doskonale.Pozdrawiam. Jola
Pozdrowienia dla wszystkich :) Mam problem z dostepem do netu przez kilka najblizszych dni, wybaczcie brak odpowiedzi.
abnegat.ltd
Prześlij komentarz