wtorek, 16 czerwca 2009

Skala odniesienia

Wezwanie było do reanimacji. To jest to co kocham najbardziej – siódma rano, organizm pozbywa sie adrenaliny wpadając w stupor poranny, a tu wyjazd. Nie wiem dlaczego, ale uderzenie stresu jest wtedy podwójne.

Po przyjeździe na miejsce zastaliśmy zwłoki kobiety – zmarła we śnie, w środku nocy. Wokoło kilkoro dzieci patrzących na mnie jak na zbawce – z przerażeniem i nadzieją. Nie miałem serca (dodane: stwierdzić zgon po badaniu). Zabraliśmy się do – nazwijmy to reanimacją. Z defibrylatorem, masażem i całą reszta przedstawienia. Odpuściłem po pół godzinie.

Kobieta samotnie wychowywała swoje dzieci. Dzień wcześniej źle się czuła, była nawet u lekarza ale odmówiła czegokolwiek – szpitala, zwolnienia. Musiała iść do pracy bo bała sie redukcji.

Własne problemy jakoś blakną w obliczu pustych oczu dzieci.

10 komentarzy:

Zadora pisze...

To jest prawdziwe nieszczęście, tragedia. Nie sensacja z gazet czy TV tylko prawdziwa tragedia :(

Catta pisze...

Dla niedorosłych dzieci to największa tragedia.
Mam przyjaciółkę pochodzącą z Ghany. Tam sieroty znajdują natychmiast miejsce i opiekę w rodzinie, na tym polega przewaga "prymitywnych" społeczeństw gdzie więzy w klanie- rodzinie są naturalne i silne.

Malutka... pisze...

Abi... zawsze jest ciężko... przynajmniej ja zawsze mam z tym problem...nawet jeśli dzieci mają po 20 kilka lat...
Puste spojrzenie, takie, w którym brakuje miejsca na strach i emocje jest najgorszym z możliwych...
Dzieci trafiające do sierocińców - znam kilkoro - nie znalazły tam niczego, zwłaszcza miłości i troski...
Taki jest nasz pieprzony XXI wiek. Przepraszam za kiepskie podsumowanie...

Anonimowy pisze...

Czasami okazuje się,że nasze problemy porównaniu z tym przeżywają inni,to zaledwie "problemy".

...widok takich pustych oczu powoduje,że człowiek(ten z tych co czują i są wrażliwi patrzy na świat przez nieco inne okulary.I postrzega rzeczywistość z nieco innej perspektywy.A to powoduje,że zmienia podejście...do siebie i do tego co go w życiu spotyka.
W takich chwilach jakoś bardziej się docenia życie,swoją rodzinę i to co się ma.Pozdrawiam-emili(green)

Anonimowy pisze...

...jeszcze jedno-nie na temat.Tak się składa,że kilkoro z moich znajomych pracowało w różnych domach dziecka.W różnych miejscowościach.
I to co bije po oczach to fakt,że na jeden dom dziecka przypada 1 max 10 prawdziwe sieroty.Reszta to sieroty społeczne.Bo w domu przemoc i %.Z jednej strony to pocieszające...z drugiej...ehhhhh

Czasem nie rozumiem świata.-emili(green)

abnegat.ltd pisze...

Ano. Na szczęście przyjechała zupełnie normalna kurator (pierwszy raz widziałem kuratora co sie nie dośc że przejął to nawet wzruszył) i zabrała sie za szukanie jakiejś rodziny. Nie wiem jak to się skończyło.
Dziwny jest nasz świat.

Anonimowy pisze...

... mnie przeraziło zdanie:"Musiała iść do pracy bo bała się redukcji"...ona nie była i nie jest odosobniona,bieda i dżungla mentalna w zakładach pracy przechodzi wszelkie nasze wyobrażenia na temat "jak można żyć inaczej niż my".Pracodawcy robią co chcą,bo wiedzą ,że ludzie pracować muszą.Szczególnie tacy,którym nikt nic nie da,a sami muszą nakarmić dzieci.Jakoś się chyba za dużo naoglądałam w życiu i to nie w tv ehhh...Sorry,że jestem taka grobowo-poważna.Taki dzień.-> pozdrawiam z centrum urlopu 2008-> e.(green)

eee-live pisze...

Brakuje słów w obliczu takiej tragedii. Niestety tak to u nas jest, że człowiek mimo wszystko musi iść do pracy, bo dzieci na utrzymaniu.

Anonimowy pisze...

Ciężko się na sercu robi ... :-( nika

Anonimowy pisze...

Mam w tej chwili 2 kobiety, które chcą wrócić z wychowawczego. Jedna z nich odchodząc 3, właściwie więcej jak 4lata temu(chorobowe, urlopy), z lekceważeniem i źle( choć przez 5 lat wcześniej pracowała i jej jakoś pasowało) wypowiadała się o pracy u mnie.
Nikomu nie muszę się podobać.
Zatrudniłam inną osobę, świetną, zadowoloną, a tu słyszę, że poprzednia zamierza wrócić i muszę ją przyjąć.
Na razie traktuję to jak żart. Podoba mi się nowa ekipa, a będę musiała kogoś zwolnić.
Jestem okrutnym pracodawcą ze związanymi rękoma przez przepisy.
Do tego trzeba jeszcze wybrać kogo zwolnić, bo nie zawsze ten kogo się lubi najbardziej, jest najbardziej przydatny firmie.
Piszę, abyście mogli poznać drugą stronę medalu.
Odnośnie przeczytanego tekstu:
tak myślę, że jak ktoś ma ciężkie życie, to czasem wyjście do pracy jest wybawieniem, a skargi wymówką.

Opisywane dzieci rzeczywiście znalazły się w najlepszej odmianie tego okrutnego położenia.
maria
A miałam już się nie odzywac