środa, 9 marca 2016

Łyskoteka

Profs

Zima ma się ku końcowi. I dobrze. Szlag człowieka trafić może, ciemno, zimno i paskudnie. Globalne ocieplenie zamiast zabijać białe niedźwiedzie mogłoby przyjść na wyspę; wiecie, upał, Brytyjczycy się wachlują, staruszkowie obowiązkowo dzierżą w dłoniach butelkę z mineralną, a dzieci sąsiadów wrzeszcząc coś w lengłidżu polewają się wodą. Całe plus piętnaście.

Zimą na szczęście iluminaci (chyba oni? bo jak nie oni to kto...) zaplanowali Święta i Nowy Rok, więc jest na co czekać, a potem wspominać. Nasze były całkiem udane. Musze przyznać, że mając czterdzieści plus (ekhm) nie spodziewałem się, że można się zaprzyjaźnić tak - o. A tu proszsz... w czasie zdrowo po-północnej popijawy zaczęliśmy roztrząsać z moim nowym znajomym za i przeciw, porównywać highlandery i islyami, te przeciwstawiać lowlandom i spyesidom - od słowa do słowa umówiliśmy się nazajutrz na poprawiny. Jeżeli chodzi o whisky to jest ze mnie całkiem przyzwoity amator - samouk. Nie żebym produkował, broń Boże - degustator!

W sumie pijak czy moczymorda znaczą to samo - a jakże inny wydźwięk!

Mój nowo poznany interdegustator znikał co chwila do swojej szafy przynosząc coraz to nowe i zacniejsze single malty. Aż w końcu nie wytrzymał i pochwalił się swoją druga pasją, czyli cygarami. Jak zaznaczył, sam nie pali za często, ot, od wielkiego dzwonu, ale ma rodzaje wszelkie. I otworzył pudełko. Tum wkroczył na terra incognita... Nic mi nie mówi Cohiba, Montecristo czy Romeo y Julieta, nie odróżniam boliwijskich od panamskich... No jaki wstyd przed panem Ryśkiem...

Gwoli wyjaśnienia zwrotu:
Mąż dowiedział się, że żona podczas jego nieobecności podejmuje w sypialni niejakiego pana Ryśka - uznanego amanta i jebakę. Zamiast do pracy zaczaił się w szafie, by sprawdzić pogłoski. Faktycznie, po kilkunastu minutach od jego domniemanego wyjścia z domu zadzwonił dzwonek. Małżonka otworzyła drzwi - i oczom męża ukazał się przystojny brunet z bukietem róż. Małżonka kwiaty przyjęła i zniknęła w łazience - a pan Rysiek zaczął się rozbierać. Ukazały się potężne bicepsy i tricepsy, szesciopak - kaloryfer, czworogłowy uda, dwugłowy łydki... do tego przynajmniej ośmiocalowiec... W powietrzu rozszedł się zapach wody kwiatowej. No no, zamruczał mąż... ale skurczybyk wygląda... W tym momencie z łazienki wychodzi żona. Na brzuchu opona, biust w zwisie, włos w nieładzie. Mąż się tak przygląda z szafy i myśli: oż w mordę... Ale wstyd przed panem Ryśkiem...


Jako, że sytuacja wymagała jakiejś reakcji, głosem pełnym uwielbienia wskazałem palcem na najdłuższe cygaro w pudełku i powiedziałem - o! to jest dłuższe niż tamto!

Po powrocie do Jukeja zacząłem knuć. Najpierw - łyskoteka. Pobiegałem po okolicznych sklepach, ale ceny z księżyca a styl górnopcimski. Fuj. W końcu z pomocą przyszedł e-bay. Za drobną opłatą nabyłem całkiem przyjemnie zachowaną szafkę - wystawkę i przy pomocy żuka małżonki przywieźliśmy to do domu. Dorobiło się lampki - diodki, żeby szklaneczki świeciły jak trzeba i stanąłem przed koniecznością zrobienia zakupów. Szklanki z tk-maxxa, wcale nie do końca rozbite za śmieszne grosze - a kryształ prawdziwy, z Bohemii czeskiej. Whisky - tu gdyby ktoś chciał zaszpanować czymś rzadkim a paskudnym polecam Whisky Exchange. Do wyboru - do koloru. Po 20 funtów - i po 20 tysięcy.

Natomiast sklepów z cygarami jest od metra, trafiłem do A.E.Looyd & Son. Z krótkimi opisami, czego się spodziewać., co w przypadku kompletnego nuworysza jest sprawą kluczową.

Historia jest rozwojowa: pierwsze 3 cygara właśnie przyszły (Cohiba!), pierwszych sześć flaszek stoi. Cud boski, że palę od wielkiego dzwonu, ostatnie cygaro jakieś pięć (?) lat temu, chyba z okazji osiemnastki mojego starszego, bo gdybym tak miał udźwignąć dwa nałogi... No normalnie nie da rady.