Sunąc przez Tesco nadzialismy się na sąsiadów. Nomenklaturowo, nie de facto, bo po przeprowadzce jakby już nimi nie są. Co słychać? Szybka wymiana informacji jednoznacznie wskazała na konieczność zorganizowania mitingu. No to co - w sobote u nas? Sąsiad się rozpromienił i tyle go było.
ASP podszedł do zgadnienia metodycznie. Cztery nogi świńskie zostały poddane obróbce termicznej, na wywarze zrobił się żurek, nóżki w piekarniku dostały rumieńców... Ponieważ organizacja ASP wywarła na mnie duże wrażenie, równie metodycznie ogołociłem półkę w sklepie, coby prosię nie pomyślało, że zostało pożarte przez zwierzęta.
Test wyszedł pozytywnie. Okazało się, ze tubylcy moga jeść polskie zupki i nie umrzeć - a nawet im smakowało. Choć tu człowiek do końca mieć pewności nie może, jednak jest to nacja grzeczna i do wyrażania uczuć negatywnych nieskora.
Goloneczki popite Żywcem dopełniły dzieła zniszczenia. Tak na moje oko, zakładając zdrowy margines błedu, przekroczyliśmy 6 tysięcy kkalorii na głowę. W związku z powyższym podjęliśmy uchwałę z ASP jednogłośną, że niedziela dniem sportu będzie. Najpierw obejrzelismy Małysza. Pięknie skakał, Stoch nawet jeszcze piękniej, mistrz odszedł, nowy się zaczyna kreować - no normalnie jakby to kto wyreżyserował. Potem zwolniliśmy nieco wysiłek, ktoś tam wbijał kulki kolorowe na zielonym stole, o zasadach ostatnio Szaman pisał. Bardzo dobra poskokowa odskocznia. I wreszcie Indian Wells, gdzie zupełnie nieprawdopodobie grająca Bartoli (którą z rozpędu nasz komentator co prawda nazwał parę razy Bartolini - ale jakiego herbu była to już nie podał) o mały włos nie obiła duńskiej Woźniacki. Tak na marginesie - panie grają przeróżnie, Ivanovic lata do kącika i gada do rakietki (zresztą nie ona jedna, kilka innych też, czekam aż w końcu zaczną je głaskać i mójmójkować), Radwańska robi miny a’la Monty Python i wali rakietą w kort (ta se myślę, że dlatego spadła na 14 pozycję w rankingu, bo się z rakieta dogadac nie może), klnac przy okazji jak prawdziwy Góral, Jankovic przedrzeźnia własne uderzenia - ale zachowanie Bartoli na korcie jest nie do podrobienia. Jej nieoczekiwane uderzenia na sucho, z serwami włącznie, podskoki, podbiegi - nie mówiąc już o stylu w jakim serwuje - dają mase radości.
Wstałem dzisiaj z uczuciem, że chyba za mało tego sportu było - brzuszysko jakby jeszcze większe, spodnie znowu się skurczyły w szafie... Ożżeżż... Ale widac ktoś nad tym czuwa - przylazłem na ósma do roboty by sie przekonać, że lista od dziesiątej. Co było robić, na steka za wcześnie, na telewizję za daleko... Pojechaliśmy na dżima... W morde jeża... Co za ból...
Te nasze dobre chęci są jak obietnice przedwyborcze polityków. Zgodnie z nimi jestem teraz 70 kilogramowym martończykiem.
I tego się będę trzymał.
11 komentarzy:
;) niezła ta "sportowa" niedziela. Męcząca okrutnie :P
A co do maratonu: we wrześniu jest w Berlinie Real-Berlin-Marathon, więc jak dzisiaj zaczniesz ćwiczyć, to pewnie we wrześniu już dasz radę przebiec te kilka kilometrów :P
;))))
ale za to niedziela, ale za to niedziela, niedziela będzie na nas ;)
zmęczyłam się czytając ;) uffff....
Ja Wam mówię, dżym jest zbyt męczący i dlatego nie warto na niego chodzić. Tylko się zmachacie i zniechęcicie. Najlepszy rower, zwiedzicie okolice, świeżego powietrza łykniecie, do sklepu na nim skoczyć można, brzusio spada, uda się ćwiczą :-)))
nika
Adept, teraz moge brac udzial w maratonach golonkowych. Jestem dobrze wytrenowany...
Doro, byla ;)
Thalie, co za bol! Plecow!
Nika, ponadstukilowy chlop na rowerku? Daj sookoj :D xD
Rano też uprawiałam skoki w telewizji, ale potem po bożemu poszłam na spacer w lasy na Turbaczu...
Kiciaf, toz tam jeszcze sniegi (przebisniegi pewnie tez)...
Troche zazdraszczam :)
Odpracowalem dzisiaj - godzinka na stepperze wyrywa mi kilo sadla - i trzy litry wody...
Przymierzam sie na jutro rano. Brrr.
Abi dasz radę! :D
Go Abi, go Abi, go Abi!
Dobra... teraz to mi odpala... Kręgle to jednak prawdziwy sport, a nie jakieś oszukane skoki narciarskie :P
zgodnie z nowym trendy wizualizowac sie trzeba - szczuplym, na odcinku pożadanym -)
Świerze śniegi Abi i zmrożone błoto. Przebiśniegów ni widu, ni słychu.
Adept - prawie sie udalo :/ :\
Najwyrazniej jeszcze nie wylazlem ze snu zimowego.
Marta, byle nie przesadzac, bo konfrontacja z lustrem moze zabic ;)
Kiciaf - czyli ze jednakowoz nasza decyzja o niepojsciu byla dobra xD
Ladnie bym w tych mich szmzaciakach wygladal na Turbaczu...
Prześlij komentarz