wtorek, 15 czerwca 2010

Va banque

Krany padły. Nie ma ludzkiej siły żeby pobieżna Jane była w stanie to załatwić. A widać że dziewczyna się stara. Po oczach głównie i uśmiechu, ale to się jednak da zauważyć. Ponieważ pewne rzeczy są przez polska mentalność do zaakceptowania trudne, zaczęliśmy Jane dusić. Alegorycznie. Że może my ten kranik kupimy a oni nam go zamontują? To ona zadzwoni. Po kilku dniach okazało się że niestety, nie da się zamontować kraniku bo nie ma sinku. Czyli tutejszej umywalki. No to ja kupię ten cholerny sink. Niestety, nie da się tego zrobić. Muszą zamontować własny. No to niech kupią taki co to pasuje pod pojedynczy kran. Niestety, nie da się go kupić - w związku z powyższym bedziem mieć krany dwa.

Pobieżna Jane obiecała przy okazji akcji "łapać klienta" kilka innych rzeczy, z czego akurat pojedynczy kranik wydawał się być najłatwiejszym z zadań postawionych developerowi. Bo prócz tego mamy na gębę obiecane klucze w połowie sierpnia - choć na papierze to jest wrzesień, z adnotacja że się mogą spóźnić, miejsce do składowania gratów, zwane tu z niewiadomych przyczyn garażem - chyba że to z powodu trzymania w środku rowerów. Znaczy - samochodem się do środka wjedzie, ale wyjść z niego można tylko przez bagażnik. Podejrzewam że to może być przyczyna dużej popularności kabrioletów w tym kraju. O innych naszych pomysłach nawet nie wspominam. Powiedzieć niestety, nie mogę sobie sam.

Odnośnie płytek w kuchni to niestety, nie da się przywieźć własnych, więc będę je kładł w odkurzonym mieszkaniu; na szczęście tutejsza technologia oszczędnościowa zakłada obecność owych jedynie w miejscach widocznych - pod szafkami znajduje się beton. W związku z powyższym nie będę musiał demontować świeżo zamontowanej kuchni...

Mam takie straszliwe, chodzące po grzbiecie przeczucie. Że następnym razem pobieżna Jane zedrze z twarzy maskę - i zamiast jej uśmiechniętej twarzy, zobaczę Kazimierza Kaczora, z jego uroczym niestety, nieee...

10 komentarzy:

Anonimowy pisze...

Łomatko, łorety, łojezusicku, łomaterdei - aaaaaaaaaaaaa!!!!!!!!!!!
Kurde, a przecież na Cyprze, który długie lata był brytyjski, są normalne zlewy i krany.
Zażądaj sprowadzenia cypryjskiej armatury :-) Howgh!
nika

abnegat.ltd pisze...

...niestety, nieeeee...
Lomaterdei ;)

sarahd pisze...

A mnie to pachnie biurwowym 'niestety, nieee... chce nam się szukać niestandardowych rozwiązań' - z taśmy łatwiej, bo pani sekretarka (Jane, czy pani Basia, czy pani Zdzisia) nie musi szukać inżyniera, żeby zatwierdził zmianę pieczątką, nie musi wystawiać zlecenia, nie musi rozliczać kolejnej faktury i takie tam.

A biurwę, jak wiadomo, rozkłada standardowe pytanie 'A dlaczego się nie da?' i prośba o odpowiedź w dwóch egzemplarzach na piśmie. A jak coś jest nie na gębę, a masz na to 'kwity', to zaczyna się robić niebezpiecznie.

Psikus! Klient nie jest analfabetą. I plany na kolejną kawkę szlag trafia.

Ja za to dostałam właśnie od tubylczej sekretarki notkę mailem, że wg biurokracji coś się nie zgadza, ale ona to właśnie załatwia, żeby było na czas. Nie podoba mi się podstawa tego biurokratycznego nie-zgadzania (jest klasycznie nielogiczna), ale i tak muszę do nich jechać, więc się dowiem, o co chodzi. Pani nawet pamięta, że ja jestem tubylczojęzyczna ;).

Groetjes!

thalie pisze...

w sumie to równie dobrze mogła Ci powiedzieć: weź pan idź na drzewo ze swoimi dziwactwami. przynajmniej nie mielibyście złudzeń.

brykanty pisze...

Abnegacie, a czy możesz mi wyjaśnić, jak oni korzystają z tych podwójnych kranów?

Szybkie wyparzenie rączek wrzątkiem, szybkie schłodzenie poparzenia, zagrzanie zlodowaciałych rączek wrzątkiem i tak da capo al fine?

Czy może mają jakiś sprytny patent?

Jak mieszkałam na Muranowie, w pierwszym bloku zbudowanym tam po wojnie, to patent dwukranowy był przy wannie i przy zlewie. Z wanną nie zdzierżyłam, poprosiłam wujka, żeby założył mi normalną baterię z prysznicem, a w kuchni był stary patent - dwie plastikowe czy gumowe rurki od dwóch kranów schludnie związane gumką, przez co uzyskiwało się prawie normalną baterię mieszającą :).

Ale jakbym miała tak mieć w moim docelowym domu, a nie wynajmowanym mieszkaniu, to bym chyba zwariowała.

inessta pisze...

To ja już chyba wolę polskich fachowców co to powtarzają cały czas; Ależ Szefuniu, to się da zrobić, to się da załatwić, tylko trza pomyśleć trochę :))

Anonimowy pisze...

A co z metodą "nasz klient - nasz pan"?
Oni chcą to sprzedać (czyt. zarobić), czy nie? Jeżeli nie potrafią zrobić tak prostej rzeczy, to może zacznij się przy nich głośno zastanawiać nad rezygnacją z zakupu. Tak, zauważyłem, że faktyczna rezygnacja raczej nie wchodzi w grę - ale oni nie muszą o tym wiedzieć...
pozdr. Szatox

Anonimowy pisze...

znaczy sie parapetowka na horyzoncie?
GRATULUJE! -)

gres pisze...

Odnośnie garażu Abi wychodzić można przed wjechaniem i samochód wpychać, a potem wyciągać za pomocą sznurka zamontowanego do zderzaka - odnośnie rozmiarów garażu jeżeli pobieżna Jane nie musiała proponować ci składania lusterek przed próbą wjazdu do garażu (taką propozycję przedstawił mi architekt, gdy stwierdziłem że wiata zmniejszona o 60 cm będzie za wąska) to znaczy że wjazd jest całkiem szeroki.

abnegat.ltd pisze...

Sarah, za kurcysyna tego nie obejdzie. Chyba żebym kontrakt zerwał. A to mnie będzie kosztować. I posprzątane. Ghrrr...

Thalie - tyle że oni tu frontem do klienta...

Brykanty - ja sobie szybko i naprzeminnie wode w ręce łapię. Njagorzej jest rano, jak w boilerze wrzątek. Bo potem już łatwiej ;)

Innesta - oni w ogóle i w zaden sposób nie są w stanie tak pracować.

Szatox - nie mam zdrowia. Wiem - ale mi asertywności zaczyna brakować, a ja sie wtedy przeistaczam w zwykłego wsiowego pieniacza. A nie chcę. Ot i problem ;)

Klara - wedle obietnic - w sierpniu ;D Wedle papierów moga nie zdazyć na wrzesień. Bedziemy szukać dobrego mostu - żeby mało wiało i dach nie przeciekał.

Gres - albo taki fotel - wykopnik. Naciskasz guzik, dach sie odsuwa i fruuuu....