niedziela, 16 listopada 2008
Staithes
Staithes. Malutka wioska schowana pomiedzy dwa olbrzymie klify wschodniego wybrzeza. Tak mala, ze turysci sa proszeni o pozostawienie swoich samochodow na parkingu powyzej wioski i wlasnonozne dotuptanie na dol.
Kiedy przyjechalismy, wlasnie zaczynal sie przyplyw. Dla niskopiennych gorali dla ktorych Baltyk to ocean bez konca, takie kilkumetrowe zmiany wyskosci wody to niesamowity widok.
Nic sie nie bojac...
...wchodzimy na falochron, zbudowany w 2002 r. za, bagatelka, 3,5 mln funtow, ktory ma chronic wioske przed Morzem Polnocnym.
W miedzyczasie zza chmur wyszlo slonce, zachecajac do spaceru na druga strone portu.
Idziemy przez mostek, pod ktorym...
...schronienie znalazly kaczki. Dziwne. Myslalem ze jedyne co ma tutaj pierze to mewy.
Przyplyw spokojnie sobie przybiera...
...a my spotykamy grupe wedkarzy zwanych dla zmylki anglerami. Ich stroje sa najlepszym dowodem na ciagla obecnosc milego zefirku dmuchajacego ze wschodu.
By zobaczyc cale Staithes z gory, wybieramy sie gorska drozka na taras widokowy, mijajac po drodze swojskie widoki...
...i dozarta grupe krasnali- lojantow, szukajacych adrenaliny na pionowej skale.
Widok z gory po prostu oszolamia.
Znaki, czarna kicia - wszystko ostrzega przed mozliwoscia polamania nog...
...co nie odstrasza miejscowych od uzywania automobili na uliczkach z alpejskimi spadkami.
Wiatr dawal w kosc tak dokladnie, ze dzisiaj fish&chips zjedlismy w domu. Fisze zastapily czikeny KFC. God, forgive us.
PS. Wszystkie zdjecia z wycieczki sa w linku na gorze.
sobota, 15 listopada 2008
Swieze powietrze
Gnani checia zobaczenia jakiejs fali ktora choc na powiekszeniu bedzie wygladala na sztormowa, pojechalismy do ujscia rzeki Tees. Ciekawe miejsce. Na koncu znajduje sie mala latarnia morska, najbrzydsza jaka w zyciu widzialem. Jak widac na zdjeciu, ruch wokolo cypla jak na Krupowkach w sezonie.
Wietrzna pogoda nie odstraszyla ludzi, ktorzy z samozaparciem uciekli z wielkomiejskiego zgielku. Czy to grajac w golfa...
...czy gnajac po wodzie na kiteboardzie...
...korzystali z blogoslawienstwa swiezego powietrza...
...lub odbijali sobie nerki.
A to juz centrum Redcar. No, nadmorska uliczka z deptakiem jest chyba lepszym okresleniem.
To wlasnie te budynki sluzyly jako nabrzeze Dunkierki w "Atonement" z Keira Knightley (ach!, ta zuchwa!), skad mial ewakuowac sie glowny bohater grany przez James'a McAvoy. Widac jeszcze osmolone okna, trzymane na pamiatke tych wydarzen.
W powietrzu 15 C, wiec co zyje wyszlo z domow.
By uciec przed swiezym powietrzem Tees Valley, jedziemy troche dalej na poludnie. To 130 metrowy klif w Saltburn-On-See
Kolejka niestety byla zamknieta, wiec na molo poszlismy piechota. Zdjecie troche oszukuje. Nie jest az tak daleko :) Na wszystkich spacerowiczow ktorzy zgubili nadmiar kalorii, czekaja niesmiertelne Fish&Chips. Tym razem w gazecie. Prawdziwa poezja.
piątek, 14 listopada 2008
Iglofobia
Ciekawe zjawisko. W Polsce zupelnie nieznane. No, czasem trafi sie pacjent ktory przy zastrzyku albo kaniulacji sie spoci. Dzieci, wiadomo, dra dziob standardowo i rady na to nie ma. Ale to co sie tutaj dzieje to czasami przechodzi ludzkie pojecie.
Co drugi pacjent rodzaju meskiego robi sie zielony na sama wzmianke o kaniulacji. Tych klade na lezanke, kaze zamknac oczy i zawieramy uklad. Moga drzec sie w nieboglosy, ale nie beda wyrywac reki. Dziala w wiekszosci przypadkow. Nawet nie wszyscy korzystaja z mozliwosci wlasnowrzaskowego uwolnienia endorfin.
Boze, jak mi brakuje starych dobrych czasow. Popatrzylo sie z wyrzutem, poprosilo grzecznie coby sie pacjent zachowywal przynajmniej jak pieciolatek i bylo po klopocie.
Czesc z nich probuje byc dzielna. Zazwyczaj wylapuje ich w przedbiegach - zielenieja na widok igly - i tez laduja na plasko, ale kilku mi umknelo. Pol biedy jezeli w trakcie wklucia jakies chuchro wywali galki na wierzch - ale jak to jest 120 kilowy kloc, to troche rak brakuje. Tu kaniuleczka wbita, facet wisi w malowniczej pozie i charczy, pielegniarki dostaja drzen wewnetrznych. Pandemonium gotowe.
Mam swoja wlasna teorie na ten temat. Mianowicie w dawnych czasach, na polu bitwy, jak ktos byl wrazliwy na widok swojej krwi albo stali wrazonej w cialo - to mdlal bohatersko. Nikt go wiecej nie niepokoil i sobie taka sierota przezywala. A gieroje co to sie niczego nie bali, gineli malowniczo z wlasnymi flakami na wierzchu. No i teraz zbieramy poklosie doboru naturalnego...
Ale to wszystko jest nic w porownaniu z pacjentem ktory jest przekonany ze sie igiel boi.
Zaszla ostatnio pacjentka do maluskiego zabiegu w sedcji z lokalnym. Powinien ja podkluc chirurg, ale jak zobaczyl co sie swieci to dal noge. Madry facet. Niestety, nie wykazalem sie refleksem i nursy zdazyly mnie poprosic o pomoc. No i tu sie zaczely jaja. Kobita trzydziestoletnia padla jak wor z maka na lezanke - tu taka manifestacja nazywa sie dying duck - i zaczela zawodzic przerazliwie. Zanim przygotowalem sprzecik, doszla juz do C''' (niejedna diva mogla by jej pozazdroscic) i parla dalej. Sytuacja zaczela mnie przerastac wokalnie wiec tym razem ja wezwalem nursy na ratunek. Jaka jest roznica pomiedzy nursem a pielegniarka? Pielegniarka najpier op.dala pacjenta a nastepnie wlasnym rykiem zaglusza jego popisy wokalne. Ale nie nurs. Ten bierze za raczke, glaska po glowce i caly czas powtarza pacjentowi ze swietnie sobie radzi.
Chyba z tworzeniem guzkow spiewaczych.
Korzystajac z zamieszania dziublem dziewcze w raczke rach-ciach - i ze zdumieniem skonstatowalem ze ryki nie ustaly a jeno ida dalej ku gornej granicy skali. Zaraz nietoperze tu przyleca, pomyslalem ponuro i przebijajac sie przez jej ryki jedwabnym barytonem wytlumaczylem ze to juz.
- Juz? - zdziwilo sie dziewcze.
- Juz - potwierdzilem radosnie. I wrzask umilkl jak uciety nozem.
U nas jednak takich jaj sie nie ogladalo.
Co drugi pacjent rodzaju meskiego robi sie zielony na sama wzmianke o kaniulacji. Tych klade na lezanke, kaze zamknac oczy i zawieramy uklad. Moga drzec sie w nieboglosy, ale nie beda wyrywac reki. Dziala w wiekszosci przypadkow. Nawet nie wszyscy korzystaja z mozliwosci wlasnowrzaskowego uwolnienia endorfin.
Boze, jak mi brakuje starych dobrych czasow. Popatrzylo sie z wyrzutem, poprosilo grzecznie coby sie pacjent zachowywal przynajmniej jak pieciolatek i bylo po klopocie.
Czesc z nich probuje byc dzielna. Zazwyczaj wylapuje ich w przedbiegach - zielenieja na widok igly - i tez laduja na plasko, ale kilku mi umknelo. Pol biedy jezeli w trakcie wklucia jakies chuchro wywali galki na wierzch - ale jak to jest 120 kilowy kloc, to troche rak brakuje. Tu kaniuleczka wbita, facet wisi w malowniczej pozie i charczy, pielegniarki dostaja drzen wewnetrznych. Pandemonium gotowe.
Mam swoja wlasna teorie na ten temat. Mianowicie w dawnych czasach, na polu bitwy, jak ktos byl wrazliwy na widok swojej krwi albo stali wrazonej w cialo - to mdlal bohatersko. Nikt go wiecej nie niepokoil i sobie taka sierota przezywala. A gieroje co to sie niczego nie bali, gineli malowniczo z wlasnymi flakami na wierzchu. No i teraz zbieramy poklosie doboru naturalnego...
Ale to wszystko jest nic w porownaniu z pacjentem ktory jest przekonany ze sie igiel boi.
Zaszla ostatnio pacjentka do maluskiego zabiegu w sedcji z lokalnym. Powinien ja podkluc chirurg, ale jak zobaczyl co sie swieci to dal noge. Madry facet. Niestety, nie wykazalem sie refleksem i nursy zdazyly mnie poprosic o pomoc. No i tu sie zaczely jaja. Kobita trzydziestoletnia padla jak wor z maka na lezanke - tu taka manifestacja nazywa sie dying duck - i zaczela zawodzic przerazliwie. Zanim przygotowalem sprzecik, doszla juz do C''' (niejedna diva mogla by jej pozazdroscic) i parla dalej. Sytuacja zaczela mnie przerastac wokalnie wiec tym razem ja wezwalem nursy na ratunek. Jaka jest roznica pomiedzy nursem a pielegniarka? Pielegniarka najpier op.dala pacjenta a nastepnie wlasnym rykiem zaglusza jego popisy wokalne. Ale nie nurs. Ten bierze za raczke, glaska po glowce i caly czas powtarza pacjentowi ze swietnie sobie radzi.
Chyba z tworzeniem guzkow spiewaczych.
Korzystajac z zamieszania dziublem dziewcze w raczke rach-ciach - i ze zdumieniem skonstatowalem ze ryki nie ustaly a jeno ida dalej ku gornej granicy skali. Zaraz nietoperze tu przyleca, pomyslalem ponuro i przebijajac sie przez jej ryki jedwabnym barytonem wytlumaczylem ze to juz.
- Juz? - zdziwilo sie dziewcze.
- Juz - potwierdzilem radosnie. I wrzask umilkl jak uciety nozem.
U nas jednak takich jaj sie nie ogladalo.
czwartek, 13 listopada 2008
Sila perswazji
Lista stomatologiczna. Smieszne toto - z jednej strony trudno te zabiegi nazwac chirurgia. Z drugiej strony, jak to kiedys zauwazyl moj Mistrz, nie ma malych znieczulen. Znieczulenie ogolne to znieczulenie ogolne i czy znieczulasz do zeba czy do nogi - ryzyko takie samo.
Przyszla sobie pacjentka i powiedziala ze tak panicznie sie boi stomatologa, ze za cholere w miejscowym w zebach sobie dlubac nie da. Chce spac i basta.
Ruszyla pielgrzymka. Najpierw stomatolog, cobym rozwazyl opcje. Potem pielegniarki z pytaniem co robimy - toz kobicie pomoc trzeba, a nikt jej kolanem do stolu przyciskal nie bedzie. Hm. Jakos nie lubie byc naciskany, a juz szczegolnie nie lubie jak mnie ktos probuje przekonac do robienia glupich rzeczy.
Jak powiedziec pacjentowi ze nie znieczulimy go do wyrwania zebow i zeby przy okazji pozostal calkowicie szczesliwy? Sam musi dojsc do wniosku ze ogolnego nie chce.
Zaczalem spokojnie. Po powitalnych merdnieciach ogonem przystapilem do opisu procedury. Wytlumaczylem jakich lekow uzywamy i jakie mozliwe powiklania moga sie zdarzyc (jak sie to do kupy zbierze to chyba jedynie pypcia na jezyku dostac nie mozna). Nastepnie plastycznie i z zaangazowaniem opisalem procedure intubacji przez nos ze szczegolnym uwzglednieniem co tez ta rura moze urwac po drodze. Zeby byc w zgodzie z prawda, nadmienilem tez ze wszystkie te nieszczescia sa rzadkie, mimo to zdarzyc sie moga. W momencie gdy bylem gdzies na wysokosci krtani, pacjentka przerwala moja odtworczosc radosna i zapytala czy sa jakiekolwiek przeciwwskazania do znieczulenia miejscowego, bo jej bojazn przed stomatologiem znikla kak z bielych jabloni dym.
Bingo.
Ja rozumiem ze pacjent ma prawo wyboru.
Anestezjologa rola jest pomoc mu w podjeciu trafnej decyzji.
Przyszla sobie pacjentka i powiedziala ze tak panicznie sie boi stomatologa, ze za cholere w miejscowym w zebach sobie dlubac nie da. Chce spac i basta.
Ruszyla pielgrzymka. Najpierw stomatolog, cobym rozwazyl opcje. Potem pielegniarki z pytaniem co robimy - toz kobicie pomoc trzeba, a nikt jej kolanem do stolu przyciskal nie bedzie. Hm. Jakos nie lubie byc naciskany, a juz szczegolnie nie lubie jak mnie ktos probuje przekonac do robienia glupich rzeczy.
Jak powiedziec pacjentowi ze nie znieczulimy go do wyrwania zebow i zeby przy okazji pozostal calkowicie szczesliwy? Sam musi dojsc do wniosku ze ogolnego nie chce.
Zaczalem spokojnie. Po powitalnych merdnieciach ogonem przystapilem do opisu procedury. Wytlumaczylem jakich lekow uzywamy i jakie mozliwe powiklania moga sie zdarzyc (jak sie to do kupy zbierze to chyba jedynie pypcia na jezyku dostac nie mozna). Nastepnie plastycznie i z zaangazowaniem opisalem procedure intubacji przez nos ze szczegolnym uwzglednieniem co tez ta rura moze urwac po drodze. Zeby byc w zgodzie z prawda, nadmienilem tez ze wszystkie te nieszczescia sa rzadkie, mimo to zdarzyc sie moga. W momencie gdy bylem gdzies na wysokosci krtani, pacjentka przerwala moja odtworczosc radosna i zapytala czy sa jakiekolwiek przeciwwskazania do znieczulenia miejscowego, bo jej bojazn przed stomatologiem znikla kak z bielych jabloni dym.
Bingo.
Ja rozumiem ze pacjent ma prawo wyboru.
Anestezjologa rola jest pomoc mu w podjeciu trafnej decyzji.
środa, 12 listopada 2008
Horror- la grande finale
Srodek prawdziwej zimy. Srodek nocy. Zastanawiajace jest ze wiekszosc porodow odbywa sie w nocy. Mysle ze to genetyka i dobor naturalny. Te samice ktore rodzily w zamierzchlych czasach w dzien, zostaly zezarte przez drapiezniki. Przezyly - i przekazaly te wiedze genetycznie dalej - tylko te ktore rodzily noca.
Pograzony w takich to ponurych rozwazaniach dotyczacych rodzaju innego, gnalem na sygnalach do rodzacej. Droga sliska, lod, koleiny - slowem same atrakcje. Do tego wszystkiego pojechalismy duzym fiatem pieszczotliwie kredensem zwanym. Zimno, trzesie - na szczescie niedaleko.
Wchodzac do domu uslyszelismy nieco potepiencze ryki. Od razu zapalily mi sie dwie czerwone lampki, ot, na wszelki wypadek. Rodzina w jakims amoku "Bierzcie ja szybko do szpitala!", mloda dziewczyna lezy na lozku, okrzykami bojowymi oznajmiajac calemu swiatu nadejscie potomka, jednym slowem - pandemonium. Zapytalem o termin, skurcze i te nieszczesne wody - "Do szpitala!, Bierzcie ja do szpitala!!!" darli sie wszyscy wokolo, zamiast odpowiadac na pytania. Piata rano, banda spanikowanych, wydzierajacych sie tlumokow dookola, wrzeszczaca rodzaca - toz gdzies jest granica za ktora pala sie bezpieczniki. Zarzadzilem natychmiastowa ewakuacje i zapytalem - grzecznie - gdzie do k.nedzy byli wszyscy jak sie porod zaczal i poprosilem - jeszcze grzeczniej - zeby sie towarzystwo zamknelo a najlepiej wy.nioslo mi sie sprzed oczu.
Patrze jak pakuja rodzaca do karetki i mam reminiscencje. Siedze sobie w fotelu, cieplo, napoj poprawiajacy krazenie w dloni i moj przyjaciel, perrorujacy z zacieciem: "Jak widze ze moge nie dowiezc, pakuje zawsze nogami do przodu... nogami do przodu... nogami do przodu... ..." Zapalila sie trzecia lampka.
- Stooop! - udarlem sie do zalogi - Odwroccie ja, leb pod klape, nogi do przodu!
Slowa sprzeciwu, obrocili sie blyskawicznie i wsuneli wrzeszczaca do samochodu. Wskoczylismy na siedzenia, sygnaly i dluga. Kolejny wrzask. Do szpitala max. 5 minut, nie ma sily - nawet w trakcie dowioze.
A moze nie???
Przelazlem na nosze, siadlem na nich, prawa noga podwinieta, lewa na moim sanitariuszu po czym zarzadzilem - karetka stop. Zalozylem rekawiczke, patrze - o,k., glowka jakby w kroczu...
... kurtka na wacie... 3 minuty do szpitala, a ja bede porod odbieral w fiacie... miejsca tyle co w pudle po lodowce, a w nim rodzaca, sanitariusz i ja... jasna cholera...
...sanitariusz przesunal mi noge i rozlozyl walizke na kolanach, kazalem rodzacej wziac sie pod kolana i poprzec, naciecie krocza , glowka wyskoczyla - daj nozyczki, k., pepowina okrecona - klem, drugi, ciecie pepowiny - dzieciak mamie na brzuch, ssanie, cewnik, nozdrza, okryc - k. czemu tu tak zimno - ryczy - o to zyje, milo - rodzimy lozysko czy jechac? - jechac, zaraz szpital, jak nie daj Boze jakies krwawienie to lepiej miec jakies wsparcie - sygnaly - mama sie usmiecha - ja tez - k. ale tu ciasno, nie czuje prawej nogi...
Wiem ze dla ginekologa czy poloznej porod to kolejny kilkutysieczny przypadek w pracy. I racje maja ze w 95% dziecko samo sie rodzi, byle nie przeszkadzac. Ale dla takiego swiezego doktorka po studiach, ktory do tej pory tylko widzial jak inni to robia, to niezapomniane przezycie.
I nawet flaszki nie przyniesli...
Pograzony w takich to ponurych rozwazaniach dotyczacych rodzaju innego, gnalem na sygnalach do rodzacej. Droga sliska, lod, koleiny - slowem same atrakcje. Do tego wszystkiego pojechalismy duzym fiatem pieszczotliwie kredensem zwanym. Zimno, trzesie - na szczescie niedaleko.
Wchodzac do domu uslyszelismy nieco potepiencze ryki. Od razu zapalily mi sie dwie czerwone lampki, ot, na wszelki wypadek. Rodzina w jakims amoku "Bierzcie ja szybko do szpitala!", mloda dziewczyna lezy na lozku, okrzykami bojowymi oznajmiajac calemu swiatu nadejscie potomka, jednym slowem - pandemonium. Zapytalem o termin, skurcze i te nieszczesne wody - "Do szpitala!, Bierzcie ja do szpitala!!!" darli sie wszyscy wokolo, zamiast odpowiadac na pytania. Piata rano, banda spanikowanych, wydzierajacych sie tlumokow dookola, wrzeszczaca rodzaca - toz gdzies jest granica za ktora pala sie bezpieczniki. Zarzadzilem natychmiastowa ewakuacje i zapytalem - grzecznie - gdzie do k.nedzy byli wszyscy jak sie porod zaczal i poprosilem - jeszcze grzeczniej - zeby sie towarzystwo zamknelo a najlepiej wy.nioslo mi sie sprzed oczu.
Patrze jak pakuja rodzaca do karetki i mam reminiscencje. Siedze sobie w fotelu, cieplo, napoj poprawiajacy krazenie w dloni i moj przyjaciel, perrorujacy z zacieciem: "Jak widze ze moge nie dowiezc, pakuje zawsze nogami do przodu... nogami do przodu... nogami do przodu... ..." Zapalila sie trzecia lampka.
- Stooop! - udarlem sie do zalogi - Odwroccie ja, leb pod klape, nogi do przodu!
Slowa sprzeciwu, obrocili sie blyskawicznie i wsuneli wrzeszczaca do samochodu. Wskoczylismy na siedzenia, sygnaly i dluga. Kolejny wrzask. Do szpitala max. 5 minut, nie ma sily - nawet w trakcie dowioze.
A moze nie???
Przelazlem na nosze, siadlem na nich, prawa noga podwinieta, lewa na moim sanitariuszu po czym zarzadzilem - karetka stop. Zalozylem rekawiczke, patrze - o,k., glowka jakby w kroczu...
... kurtka na wacie... 3 minuty do szpitala, a ja bede porod odbieral w fiacie... miejsca tyle co w pudle po lodowce, a w nim rodzaca, sanitariusz i ja... jasna cholera...
...sanitariusz przesunal mi noge i rozlozyl walizke na kolanach, kazalem rodzacej wziac sie pod kolana i poprzec, naciecie krocza , glowka wyskoczyla - daj nozyczki, k., pepowina okrecona - klem, drugi, ciecie pepowiny - dzieciak mamie na brzuch, ssanie, cewnik, nozdrza, okryc - k. czemu tu tak zimno - ryczy - o to zyje, milo - rodzimy lozysko czy jechac? - jechac, zaraz szpital, jak nie daj Boze jakies krwawienie to lepiej miec jakies wsparcie - sygnaly - mama sie usmiecha - ja tez - k. ale tu ciasno, nie czuje prawej nogi...
Wiem ze dla ginekologa czy poloznej porod to kolejny kilkutysieczny przypadek w pracy. I racje maja ze w 95% dziecko samo sie rodzi, byle nie przeszkadzac. Ale dla takiego swiezego doktorka po studiach, ktory do tej pory tylko widzial jak inni to robia, to niezapomniane przezycie.
I nawet flaszki nie przyniesli...
wtorek, 11 listopada 2008
Bul bul bul
To bylo zrobione na glebokosci jakichs 5 metrow - dlatego kolory sa takie jak na powierzchni. Wisisz sobie w wodzie a pod spodem rybki i korale...
Masa lodzi wokolo. To chyba Francuzi byli. Nasza lodka byla blizniaczo podobna do tej.
A to kolejna MJUT rafeczka z rybciami. Mialem to jako tapete w komputerze ponad rok. Ladny widoczek :)
A tu stworzonka plywajace. To plaszczka...
...to skrzydlica...
...abnegat przed zjedzeniem buddy...
...i po.
Milego wpatrywania sie w widoczki podwodne. Jak sie wam zamarzy info nt. jak sie do tego zabrac, to gotow jestem popelnic info-posta pt. jak stracic kase ktorej nie mamy.
Dywagacje
Zazwyczaj praca anestezjologa prosta jest jak metr sznurka. Ale czasem zdarzaja sie prawdziwe kwiatki.
Pacjentow do zabiegu przygotowuja pielegniarki. Zbieraja wywiad, mierza, waza. Jezeli maja jakies watpliwosci, prosza mnie o wsparcie. Jezeli papiery mi sie nie podobaja - zapraszam pacjenta na rozmowe. Cos musialo byc nie w porzadku, bo zaprosilem zdrowa kobiete w sile wieku. Ale czemu? Za cholere nie moglem sobie przypomniec.
Wchodzac do preassessment clinic zauwazylem ze czeka kilka osob, wiec dalem nura do gabinetu zeby sprawdzic blyskiem papiery. W miedzyczasie pielegniarka poprosila pacjentke. Weszla, siadla, przywitalismy sie, patrze dalej w te papiery i czuje ze ja jakos dzisiaj jak nie zaba. Znaczy - nie kumam. Wszystkie ptaszki w formularzu postawione po stronie NO (nie miala, nie choruje, nie posiada), badania OK, EKG lepsze niz moje - co do cholery. Widzac moje zadumanie, pacjentka przyszla mi z pomoca.
- Bo ja ostatnim razem mialam problemy ze znieczuleniem - powiedziala z usmiechem. Ups. Tego anestezjolog nie lubi. Zazwyczaj pacjent wie ze cos bylo nie tak ale nie wie co sie stalo, a co najgorsze, ze nie wie co mu zaszkodzilo. Tak tez i bylo tym razem.
- Cos mi dali i zasnelam, jak sie obudzilam to wszystko bylo OK, ale potem w domu to mnie bardzo bolala lewa noga i tak sie dziwnie czulam. Bylam z tym u GP, dal mi Paracetamol ale nie pomoglo. A na drugi dzien samo przeszlo.
Na GP mozna liczyc jak na Zawisze. Jak moze pomoc to da Paracetamol.
Patrze w papiery - pacjentka miala usuwane zeby w znieczuleniu oglnym. O zesz w morde... Gdzie Rzym, gdzie Krym a gdzie Rzeczypospolita... Zasadniczo zwiazku nie ma zadnego. Jednakowoz, zeby wszystko bylo jasne, wytlumaczylem ze najlepsza technika zapewniajaca brak problemow noznych po zabiegu bedzie znieczulenie miejscowe. Chytra proba wylgania sie od roboty spalila na panewce. Pacjentka, mimo sieroznego ostrzezenia nadal obstawala przy ogolnym. Poniewaz czepic sie nie bylo czego, obiecalem jej ze ja znieczule a ona w zamian rozwazy miescowe z sedacja.
No i siedze teraz i dumam. Bo zasadniczo nie ma sie czym przejmowac. Objawow, ktore u niej wystapily, nie ma jak powiazac ze znieczuleniem ogolnym. Ale - jak miala jakas dzika manifestacje Epi? Zamiast walenia glowa trafilo sie jej wrazenie dziwnosci i bol w nodze? Toz sa tacy co im drga maly palec, innym wszystko smierdzi, a jeszcze inni zaliczaja zwisy mentalne z ktorych nic nie pamietaja choc dla otoczenia na chwile sie zamyslili... Samemu smiac mi sie chce z tych dywagacji. Ale na wszelki wypadek dam jej w indukcji cos co ja zabezpieczy z tej strony.
Trzeba dac napis zeby wpuszczac tylko z krawatami. Klient w krawacie jest mniej awanturujacy sie.
GP - General Practitioner, lekarz pierwszego kontaktu, ktory ma o wiele szerszy zakres dzialania niz jego polski odpowiednik.
Pacjentow do zabiegu przygotowuja pielegniarki. Zbieraja wywiad, mierza, waza. Jezeli maja jakies watpliwosci, prosza mnie o wsparcie. Jezeli papiery mi sie nie podobaja - zapraszam pacjenta na rozmowe. Cos musialo byc nie w porzadku, bo zaprosilem zdrowa kobiete w sile wieku. Ale czemu? Za cholere nie moglem sobie przypomniec.
Wchodzac do preassessment clinic zauwazylem ze czeka kilka osob, wiec dalem nura do gabinetu zeby sprawdzic blyskiem papiery. W miedzyczasie pielegniarka poprosila pacjentke. Weszla, siadla, przywitalismy sie, patrze dalej w te papiery i czuje ze ja jakos dzisiaj jak nie zaba. Znaczy - nie kumam. Wszystkie ptaszki w formularzu postawione po stronie NO (nie miala, nie choruje, nie posiada), badania OK, EKG lepsze niz moje - co do cholery. Widzac moje zadumanie, pacjentka przyszla mi z pomoca.
- Bo ja ostatnim razem mialam problemy ze znieczuleniem - powiedziala z usmiechem. Ups. Tego anestezjolog nie lubi. Zazwyczaj pacjent wie ze cos bylo nie tak ale nie wie co sie stalo, a co najgorsze, ze nie wie co mu zaszkodzilo. Tak tez i bylo tym razem.
- Cos mi dali i zasnelam, jak sie obudzilam to wszystko bylo OK, ale potem w domu to mnie bardzo bolala lewa noga i tak sie dziwnie czulam. Bylam z tym u GP, dal mi Paracetamol ale nie pomoglo. A na drugi dzien samo przeszlo.
Na GP mozna liczyc jak na Zawisze. Jak moze pomoc to da Paracetamol.
Patrze w papiery - pacjentka miala usuwane zeby w znieczuleniu oglnym. O zesz w morde... Gdzie Rzym, gdzie Krym a gdzie Rzeczypospolita... Zasadniczo zwiazku nie ma zadnego. Jednakowoz, zeby wszystko bylo jasne, wytlumaczylem ze najlepsza technika zapewniajaca brak problemow noznych po zabiegu bedzie znieczulenie miejscowe. Chytra proba wylgania sie od roboty spalila na panewce. Pacjentka, mimo sieroznego ostrzezenia nadal obstawala przy ogolnym. Poniewaz czepic sie nie bylo czego, obiecalem jej ze ja znieczule a ona w zamian rozwazy miescowe z sedacja.
No i siedze teraz i dumam. Bo zasadniczo nie ma sie czym przejmowac. Objawow, ktore u niej wystapily, nie ma jak powiazac ze znieczuleniem ogolnym. Ale - jak miala jakas dzika manifestacje Epi? Zamiast walenia glowa trafilo sie jej wrazenie dziwnosci i bol w nodze? Toz sa tacy co im drga maly palec, innym wszystko smierdzi, a jeszcze inni zaliczaja zwisy mentalne z ktorych nic nie pamietaja choc dla otoczenia na chwile sie zamyslili... Samemu smiac mi sie chce z tych dywagacji. Ale na wszelki wypadek dam jej w indukcji cos co ja zabezpieczy z tej strony.
Trzeba dac napis zeby wpuszczac tylko z krawatami. Klient w krawacie jest mniej awanturujacy sie.
GP - General Practitioner, lekarz pierwszego kontaktu, ktory ma o wiele szerszy zakres dzialania niz jego polski odpowiednik.
poniedziałek, 10 listopada 2008
Horror- interludium
Tym razem wezwanie bylo pod wieczor. Na miejsce spotkania dojechalismy juz po zmroku. Wysiadamy, pytam gdzie to jest. Mlody chlopak w ciezkim stresie mowi ze niedaleko i ze pokaze droge. Sanitariusz nie widzac domu na wszelki wypadek zabral walizke tzw. porodowa - wszystkie niezbedne graty potrzebne do porodu sa w srodku.
Chlopak darl pod gore w tempie Korzeniowskiego, ja za nim, a sanitariusz jakos tak sie zasapal z ta pieronska walizka i pomalu zaczal zostawac z tylu. W sumie jakies 20 minut marszobiegu po gorzystym terenie...
Z plucami na wierzchu wpadlismy do domu, przyszla mama lezy sobie na kanapie wiec nie namyslajac sie dlugo siadlem kolo niej. Widze ze nie rodzi, wiec wzialem kilka glebokich wdechow coby dlug tlenowy wyrownac i czujac ze tak jakos siedze na czyms mokrym, stwierdzilem bardziej niz zapytalem:
- Wody odeszly.
- Odeszly.
Zapalila sie pierwsza czerwona lampka.
- Tutaj?
- Tutaj...
Kurtka na wacie - fatum jakies czy co? Chociaz z drugiej strony to moze i lepiej. Znaczylo by to ze mokre spodnie mam z przyczyn zewnetrznych.
- Skurcze co ile?
- 3-4 minuty.
Druga czerwona lampka.
- Pierwsza ciaza?
- Pierwsza.
Nieco lepiej, ale w dalszym ciagu srodek lasu, transport na szybko jedynie na krzeselku a ja mam kobite na rozpuknieciu. Badz tu czlowieku madry. Zostaniesz - kobieta jest skazana na pomoc anestezjologa. Ktoren to co prawda doksztalcal sie u zaprzyjaznionych ginekologow, ale jednak. A zabrac do karetki - ryzyko ze bedzie rodzic nie tylko z anestezjologiem ale na dodatek w szczerym polu. I po ciemku.
Zaraza...
Pierwsza zasada obslugi ciezarnych w pogotowiu mowi: lekarz badajacy ginekologicznie pacjentke to zboczeniec jest. Pomyslalem ze nie ma upros - jezeli glowka jest w kroczu to zostaje i rodzimy w domu. Jak rozwarcie nie wieksze niz 3 palce to bez problemu zdazymy dojechac do szpitala - krzeselko i dluga. Jak powyzej - nosze i pomalutku do karetki. Jak wypadnie porod po drodze, wola boska.
Na szczescie rozwarcie nie wieksze bylo niz opuszka. Lomatko. Takiej ulgi nie czulem od podstawowki jak mi sie upiekl brak zadania z ruskiego. Zgodnie z planem zapakowalismy dziewczyne na krzeselko i polna drozka poprzez las poszlismy do karetki. Nawet zdazylismy do oddzialu dojechac. Jak skonczylem pisac papiery, wyszedl swiezo upieczony tata i podziekowal ladnie - wlasnie sie mu syn urodzil.
Jakos sie specjalnie nie zdziwilem ze to juz.
Chlopak darl pod gore w tempie Korzeniowskiego, ja za nim, a sanitariusz jakos tak sie zasapal z ta pieronska walizka i pomalu zaczal zostawac z tylu. W sumie jakies 20 minut marszobiegu po gorzystym terenie...
Z plucami na wierzchu wpadlismy do domu, przyszla mama lezy sobie na kanapie wiec nie namyslajac sie dlugo siadlem kolo niej. Widze ze nie rodzi, wiec wzialem kilka glebokich wdechow coby dlug tlenowy wyrownac i czujac ze tak jakos siedze na czyms mokrym, stwierdzilem bardziej niz zapytalem:
- Wody odeszly.
- Odeszly.
Zapalila sie pierwsza czerwona lampka.
- Tutaj?
- Tutaj...
Kurtka na wacie - fatum jakies czy co? Chociaz z drugiej strony to moze i lepiej. Znaczylo by to ze mokre spodnie mam z przyczyn zewnetrznych.
- Skurcze co ile?
- 3-4 minuty.
Druga czerwona lampka.
- Pierwsza ciaza?
- Pierwsza.
Nieco lepiej, ale w dalszym ciagu srodek lasu, transport na szybko jedynie na krzeselku a ja mam kobite na rozpuknieciu. Badz tu czlowieku madry. Zostaniesz - kobieta jest skazana na pomoc anestezjologa. Ktoren to co prawda doksztalcal sie u zaprzyjaznionych ginekologow, ale jednak. A zabrac do karetki - ryzyko ze bedzie rodzic nie tylko z anestezjologiem ale na dodatek w szczerym polu. I po ciemku.
Zaraza...
Pierwsza zasada obslugi ciezarnych w pogotowiu mowi: lekarz badajacy ginekologicznie pacjentke to zboczeniec jest. Pomyslalem ze nie ma upros - jezeli glowka jest w kroczu to zostaje i rodzimy w domu. Jak rozwarcie nie wieksze niz 3 palce to bez problemu zdazymy dojechac do szpitala - krzeselko i dluga. Jak powyzej - nosze i pomalutku do karetki. Jak wypadnie porod po drodze, wola boska.
Na szczescie rozwarcie nie wieksze bylo niz opuszka. Lomatko. Takiej ulgi nie czulem od podstawowki jak mi sie upiekl brak zadania z ruskiego. Zgodnie z planem zapakowalismy dziewczyne na krzeselko i polna drozka poprzez las poszlismy do karetki. Nawet zdazylismy do oddzialu dojechac. Jak skonczylem pisac papiery, wyszedl swiezo upieczony tata i podziekowal ladnie - wlasnie sie mu syn urodzil.
Jakos sie specjalnie nie zdziwilem ze to juz.
niedziela, 9 listopada 2008
Redcar
Mial byc sztorm a tu kiszka ze smalcem - morze bylo plaskie jak stol. Ale za to wiatr byl imponujacy... Przewialo nas na druga strone. Mam nadzieje ze zdjecia oddaja choc po czesci co sie tam dzialo. Nawet mewy trzeba bylo namawiac zeby ruszyly .. skrzydla.
Najdziwniejsze, ze fanatykow spacerow bylo wiecej, moze nie tlumy, ale kilkanascie osob tuptalo z samozaparciem z wiatrem i pod wiatr.
Musze jednak przyznac uczciwie: najwiekszym wzieciem cieszyl sie car park walk - czyli siedzenie w samochodzie i podziwianie widokow.
Dzizzzzaz jak tam wialo... Halny to Zefireczek...
sobota, 8 listopada 2008
Slicznotka
piątek, 7 listopada 2008
Horror - preludium
Kazdy pogotowiarz ma swoj wlasny horror. Jedni nie lubia zaopatrywac psychicznych. Inni nie lubia wyjazdow do dzieci. Jeszcze inni maja wyrzut adrenaliny kiedy jada do wypadku. Ale kazdemu, moze poza ginekologiem, cierpnie skora gdy slyszy od swojego dyspozytora: "Pilnie do porodu prosze!".
Od samego poczatku przesladowaly mnie wyjazdy do rodzacych. Zjawisko to nasililo sie w drugim roku mojej pracy. Myslalem ze ogolnie wzrosla ilosc porodow, ale po zebraniu szczegolowego wywiadu okazalo sie ze to ja jestem Doktor Pepowina. Hm. Przeanalizowalem wszystkie przypadki i trend wyszedl malo zachecajacy - za kazdym razem przywozilismy pacjentke do szpitala nieco blizej porodu niz poprzednim razem. Stres rzucil sie czarnym pietnem na moja aktywnosc towarzyska - zaczalem pic z ginekologami, w trakcie zadajac im podstepne pytania o porody posladkowe, uwalniania raczek, zwroty wewnatrzmaciczne, chwyty Brachta, badanie szyjki macicy, odgryzanie pepowiny i zjadanie lozyska.
Pierwszy znak ze sie nie wymigam nastapil jesienia. Wyjazd niedaleko, zadnego stresu w wezwaniu- ot pojechac, zadac standardowe pytania, zapakowac do karetki i zawiezc do szpitala. Praca bardziej dla taksowkarza niz doktora.
Na miejscu okazalo sie ze pacjentka nieco posapuje. Zapytalem grzecznie od kiedy ma skurcze, stwierdzila ze od kilku godzin.
- A co ile? - draze nieustepliwie dalej.
- A teraz to juz co trzy minuty.
Zapalila sie pierwsza czerwona lampka.
- Wody odeszly?
- Nnniee... - odpowiedziala z niejakim wahaniem.
Zrozumialem ze wszyscy poczuja sie szczesliwsi gdy dotrzemy do szpitala. Dzwiecznym glosem zarzadzilem natychmiastowa ewakuacje i tu okazalo sie ze pacjentka sama do karetki nie dojdzie , a zniesc jej nie ma jak bo klatka schodowa ma w porywach pol metra szerokosci i nachylenie zjezdzalni w aquaparku.
Malpa nie glupia i sobie poradzi - wzielismy dziewczyne na rece, ja z tylu pod pachy, a sanitariusz z przodu pod kolana. I taka zabio-krabowa technika zaczelismy pomalutku schodzic po rzeczonej klatce. Na ktorej sie okazalo ze wody plodowe faktycznie nie odeszly wczesniej, bo zasadniczo nigdy nie odchodza dwa razy. Mialem szczescie, zalalo mnie do pasa. Sanitariusz byl zalany po szyje. Dla dziecka to akurat lepiej ze mama nie miala malowodzia.
Reszta drogi minela w ponurym milczeniu przerywanym posapywaniem rodzacej w trakcie skurczow i rechotem kierowcy pomiedzy posapywaniami. Podjechalismy pod szpital, wytargalismy pacjentke i ... do oddzialu nie doszlismy. Urodzila spokojnie na naszych noszach w Ginekologicznej Izbie Przyjec pod nadzorem specjalisty.
Moze i przesadzilem z zaangazowaniem w transport pacjentki. Ale chyba wole prac ciuchy po wodach plodowych niz przyjmowac porod w karetce.
O czym nastepnym razem.
Od samego poczatku przesladowaly mnie wyjazdy do rodzacych. Zjawisko to nasililo sie w drugim roku mojej pracy. Myslalem ze ogolnie wzrosla ilosc porodow, ale po zebraniu szczegolowego wywiadu okazalo sie ze to ja jestem Doktor Pepowina. Hm. Przeanalizowalem wszystkie przypadki i trend wyszedl malo zachecajacy - za kazdym razem przywozilismy pacjentke do szpitala nieco blizej porodu niz poprzednim razem. Stres rzucil sie czarnym pietnem na moja aktywnosc towarzyska - zaczalem pic z ginekologami, w trakcie zadajac im podstepne pytania o porody posladkowe, uwalniania raczek, zwroty wewnatrzmaciczne, chwyty Brachta, badanie szyjki macicy, odgryzanie pepowiny i zjadanie lozyska.
Pierwszy znak ze sie nie wymigam nastapil jesienia. Wyjazd niedaleko, zadnego stresu w wezwaniu- ot pojechac, zadac standardowe pytania, zapakowac do karetki i zawiezc do szpitala. Praca bardziej dla taksowkarza niz doktora.
Na miejscu okazalo sie ze pacjentka nieco posapuje. Zapytalem grzecznie od kiedy ma skurcze, stwierdzila ze od kilku godzin.
- A co ile? - draze nieustepliwie dalej.
- A teraz to juz co trzy minuty.
Zapalila sie pierwsza czerwona lampka.
- Wody odeszly?
- Nnniee... - odpowiedziala z niejakim wahaniem.
Zrozumialem ze wszyscy poczuja sie szczesliwsi gdy dotrzemy do szpitala. Dzwiecznym glosem zarzadzilem natychmiastowa ewakuacje i tu okazalo sie ze pacjentka sama do karetki nie dojdzie , a zniesc jej nie ma jak bo klatka schodowa ma w porywach pol metra szerokosci i nachylenie zjezdzalni w aquaparku.
Malpa nie glupia i sobie poradzi - wzielismy dziewczyne na rece, ja z tylu pod pachy, a sanitariusz z przodu pod kolana. I taka zabio-krabowa technika zaczelismy pomalutku schodzic po rzeczonej klatce. Na ktorej sie okazalo ze wody plodowe faktycznie nie odeszly wczesniej, bo zasadniczo nigdy nie odchodza dwa razy. Mialem szczescie, zalalo mnie do pasa. Sanitariusz byl zalany po szyje. Dla dziecka to akurat lepiej ze mama nie miala malowodzia.
Reszta drogi minela w ponurym milczeniu przerywanym posapywaniem rodzacej w trakcie skurczow i rechotem kierowcy pomiedzy posapywaniami. Podjechalismy pod szpital, wytargalismy pacjentke i ... do oddzialu nie doszlismy. Urodzila spokojnie na naszych noszach w Ginekologicznej Izbie Przyjec pod nadzorem specjalisty.
Moze i przesadzilem z zaangazowaniem w transport pacjentki. Ale chyba wole prac ciuchy po wodach plodowych niz przyjmowac porod w karetce.
O czym nastepnym razem.
czwartek, 6 listopada 2008
Dochtorka
Doktor cierpi. Trza jechac na pomoc. Noc sliczna, grudniowa, sniegu po pas - na szczescie bywalcy twierdza ze sie pod sam dom podjedzie.
Wysiadlem z karetki i jakos tak dziwnie - nikt za mna nie idzie. Zamachalem energicznie zeby d. ruszyli i do furtki ide.
- Abnegat, ty poczekaj az psy zamknie... - gruby glos z tylu powstrzymal mnie przed wtargnieciem. I chwala Panu. Na furtce zawisly zwierzaki starajace sie przekonac wszystkich wokolo ze pies Baskervillow to cieniarz. Rozlegl sie energiczny gwizd, pieski sobie poszly a za chwile padl rozkaz:
- Wlazic!
No, to w Imie Boze.
Ide sobie jakby nigdy nic a za mna sanitariusz i kierowca glowy pozaslaniali notesami, walizkami i czym kto mial.
- Panowie, co wy tak jakos - uroki tu rzucaja czy co? - zaniepokoilem sie.
- Niee, nie uroki. Ostatnim razem walila do nas z wiatrowki, Kazio do tej pory ma dzioby na czole.
Nie bylo co deliberowac. Zazdroszczac troche sanitariuszowi wielkiej walizki zaslonilem leb torba. Przynajmniej oczy bede mial cale.
- Coscie sie tak pieprzyli po drodze, cholera jasna! - zakrzyknal dziko wielki futrzasty stwor, z tego gatunku co pozera dzieci na sniadanie.
- Daleko, snieg... - zaczal przepraszac kierowca
- G.tam snieg! Ja sie tu przekrece a wy sie wleczecie! Wlazic do srodka!
Po zdjeciu futra ukazala sie wielka Pani Doktor, wiek Balzakowski, nie futrzasta, reszta pasuje.
- Dobry wieczor, co sie zlego dzieje? - zapytalem niesmialo coby nie zostac zastrzelonym z dwururki.
- Strasznie mi pecherzyk w d. daje, synku. Dasz mi...
- Prosze sie polozyc, odslonic brzuch i pokazac gdzie boli.
Sanitariusz z kierowca na wszelki wypadek wzniesli oslony. Dochtorka popatrzyla spode lba. - Masz ci los. - mruknela. Napiecie nieco wzroslo. Na palcach zmalalo.
Dochtorka stekla, polozyla sie i dala zbadac.
- Kolka zolciowa - poinformowalem z usmiechem zainteresowana. - Trojca - zaordynowalem przez plecy.
- Jaka trojca, synku, to dla wsiokow dobre, ja na to nie ide, dasz mi dziesiec centymetrow tego - i wyciaga fiolke, tak na oko 100 ml, z czyms transparentnym w srodku. Wzialem do reki i czytam. Afalgan: lek dla krow, koni i bydla rzeznego. Tum poczul ze bedzie tego. Wyjasnilem grzecznie ze mowy k. nie ma zebym sie tego dotknal a na leczenie moze sie zgodzic albo nie - ale to ktore ja zaproponuje. Kierowca przypomnial sobie ze ostatnio jak tu byl to mu paliwo spuscili i pognal karetki pilnowac. Sanitariusz znikl pod stolem. Z walizka. Doktorka zrobila sie czerwona.
Sina.
Zielona.
Pomyslalem ze moze jednak trzeba jej bylo dac tego Afalganu bo za chwile ja apopleksja zatlucze.
- A moze chociaz Dolargan macie? - lypnela spod oka.
Od slowa do slowa dala sie po Bozemu zalekowac. Czy pomoglo czy nie - tego nie wiem, w tym dniu juz po nas nie dzwonila. Bylem potem jeszcze kilka razy u niej - zawsze bylo milo, Panie Doktorze, Pani Doktor.
Leczyc innego doktora to prawdziwa zaraza.
Dla niewtajemniczonych: trojca albo PAP to mieszanka Pyralginy 2,5 g (5 ml), Atropiny 1,0 mg (1 ml) i Papaveryna 40 mg (2 ml)
Wysiadlem z karetki i jakos tak dziwnie - nikt za mna nie idzie. Zamachalem energicznie zeby d. ruszyli i do furtki ide.
- Abnegat, ty poczekaj az psy zamknie... - gruby glos z tylu powstrzymal mnie przed wtargnieciem. I chwala Panu. Na furtce zawisly zwierzaki starajace sie przekonac wszystkich wokolo ze pies Baskervillow to cieniarz. Rozlegl sie energiczny gwizd, pieski sobie poszly a za chwile padl rozkaz:
- Wlazic!
No, to w Imie Boze.
Ide sobie jakby nigdy nic a za mna sanitariusz i kierowca glowy pozaslaniali notesami, walizkami i czym kto mial.
- Panowie, co wy tak jakos - uroki tu rzucaja czy co? - zaniepokoilem sie.
- Niee, nie uroki. Ostatnim razem walila do nas z wiatrowki, Kazio do tej pory ma dzioby na czole.
Nie bylo co deliberowac. Zazdroszczac troche sanitariuszowi wielkiej walizki zaslonilem leb torba. Przynajmniej oczy bede mial cale.
- Coscie sie tak pieprzyli po drodze, cholera jasna! - zakrzyknal dziko wielki futrzasty stwor, z tego gatunku co pozera dzieci na sniadanie.
- Daleko, snieg... - zaczal przepraszac kierowca
- G.tam snieg! Ja sie tu przekrece a wy sie wleczecie! Wlazic do srodka!
Po zdjeciu futra ukazala sie wielka Pani Doktor, wiek Balzakowski, nie futrzasta, reszta pasuje.
- Dobry wieczor, co sie zlego dzieje? - zapytalem niesmialo coby nie zostac zastrzelonym z dwururki.
- Strasznie mi pecherzyk w d. daje, synku. Dasz mi...
- Prosze sie polozyc, odslonic brzuch i pokazac gdzie boli.
Sanitariusz z kierowca na wszelki wypadek wzniesli oslony. Dochtorka popatrzyla spode lba. - Masz ci los. - mruknela. Napiecie nieco wzroslo. Na palcach zmalalo.
Dochtorka stekla, polozyla sie i dala zbadac.
- Kolka zolciowa - poinformowalem z usmiechem zainteresowana. - Trojca - zaordynowalem przez plecy.
- Jaka trojca, synku, to dla wsiokow dobre, ja na to nie ide, dasz mi dziesiec centymetrow tego - i wyciaga fiolke, tak na oko 100 ml, z czyms transparentnym w srodku. Wzialem do reki i czytam. Afalgan: lek dla krow, koni i bydla rzeznego. Tum poczul ze bedzie tego. Wyjasnilem grzecznie ze mowy k. nie ma zebym sie tego dotknal a na leczenie moze sie zgodzic albo nie - ale to ktore ja zaproponuje. Kierowca przypomnial sobie ze ostatnio jak tu byl to mu paliwo spuscili i pognal karetki pilnowac. Sanitariusz znikl pod stolem. Z walizka. Doktorka zrobila sie czerwona.
Sina.
Zielona.
Pomyslalem ze moze jednak trzeba jej bylo dac tego Afalganu bo za chwile ja apopleksja zatlucze.
- A moze chociaz Dolargan macie? - lypnela spod oka.
Od slowa do slowa dala sie po Bozemu zalekowac. Czy pomoglo czy nie - tego nie wiem, w tym dniu juz po nas nie dzwonila. Bylem potem jeszcze kilka razy u niej - zawsze bylo milo, Panie Doktorze, Pani Doktor.
Leczyc innego doktora to prawdziwa zaraza.
Dla niewtajemniczonych: trojca albo PAP to mieszanka Pyralginy 2,5 g (5 ml), Atropiny 1,0 mg (1 ml) i Papaveryna 40 mg (2 ml)
środa, 5 listopada 2008
Pierwszy raz
Jezeli chcecie poczuc ze usuwa sie wam podloga spod nog, wcale do tego nie trzeba krwawych czy mrocznych wydarzen. Wystarczy sloneczna dyzurka i twoj ordynator, ktory mowi:
- Abnegat, doktor nam zachorowal, nie mamy kim obsadzic karetki, masz dzisiaj wolne?
- ...yyyeee... zagailem inteligentnie.
- To dobrze. Zagladnij za piec trzecia to cie doktor Antoni wprowadzi.
Teraz jest to niemozliwe. Doktor po studiach idzie sobie na rok do ochronki, nastepnie zdaje LEP i dopiero jak sie przyzwyczai, pozwalaja zeby horror zagladnal mu w twarz. Taka socjotechniczna odmiana techniki Besredki.
W prehistorycznych czasach tego nie bylo. Robilem sobie piaty miesiac stazu i - namaszczenie. Zostalem wysunietym zbrojnym ramieniem Izby Przyjec Szpitala Powiatowego.
Przylazlem jak kazali, szurnalem nozka, wyszczerzylem zeby...
- Ooo - zakrzyknela pani Krysia - nowy doktorek!!! Pokaze Panu Dyzurke!!
Wchodzimy do kliteczki, milo, przytulnie, wersalka wylezana przez pokolenia do ksztaltu hamaka w ktorej mozna spac tylko w jednej pozycji, maluski poprzypalany stolik z popielniczka (w glowie sie nie miesci, nie?) i taka mebloscianka a'la wczesny Gomolka.
- Tu moze pan graty zostawic, mamy jedna polke wolna bo sie wlasnie nam jeden doktor wyprowadzil. Jak herbatke albo co - to kuchnia z drugiej strony. A jak by jakie myszy czy szczury wylazly to tylko tupnac, to uciekna. Bo tu drewniana podloga tylko dywanem przykryta to dziury sa do piwnicy. No, to ja ide!! - zakrzyknela dziarsko Pani Krysia.
Klaplo mi sie na tapczan z malowniczym chrupnieciem. Pomyslalem, ze moze nie dadza mi tu zginac... Dostane instrukcje od Doktora Antoniego i jakos przezyje... I moi pacjenci...
Niestety, doktor byl na wyjezdzie, jak wrocil to juz sie spieszyl dalej, wiec zakrzyknal jedynie:
- Witamy w zespole! W torbie narkotyki i L4, reszta w walizkach, sanitariusze wszystko wiedza, no to do jutra!
I to by bylo na tyle jak mowil Jan Tadeusz Stanislawski.
Na szczescie nie tylko ja wiedzialem ze stanowie zagrozenie dla okolicznej ludnosci. Moj zespol pozwalal mi na +/- 1 minutowy wywiad - tyle trwalo zapakowanie pacjenta na nosze - a potem twierdzili ze nie ma sensu sie szarpac z leczeniem w karetce jak na Izbie bedziemy za dziesiec minut. W sumie racja. Jak by nie bylo, dzieki tej technice leczniczej wszyscy przezyli.
W Pogotowiu mamy takie specjalne odznaczenia na rozne okazje.
W tamtym dniu za zwiezienie wszystkich pacjentow do szpitala w trakcie dyzuru zapracowalem na szlachetne wyroznienie Zloty Bat.
PS. Dla potrzeb opowiesci wszystkie imiona sa fikcyjne.; zreszta po tym czasie prawdopodobnie mialbym problem zeby przypomniec sobie wszystkie..
- Abnegat, doktor nam zachorowal, nie mamy kim obsadzic karetki, masz dzisiaj wolne?
- ...yyyeee... zagailem inteligentnie.
- To dobrze. Zagladnij za piec trzecia to cie doktor Antoni wprowadzi.
Teraz jest to niemozliwe. Doktor po studiach idzie sobie na rok do ochronki, nastepnie zdaje LEP i dopiero jak sie przyzwyczai, pozwalaja zeby horror zagladnal mu w twarz. Taka socjotechniczna odmiana techniki Besredki.
W prehistorycznych czasach tego nie bylo. Robilem sobie piaty miesiac stazu i - namaszczenie. Zostalem wysunietym zbrojnym ramieniem Izby Przyjec Szpitala Powiatowego.
Przylazlem jak kazali, szurnalem nozka, wyszczerzylem zeby...
- Ooo - zakrzyknela pani Krysia - nowy doktorek!!! Pokaze Panu Dyzurke!!
Wchodzimy do kliteczki, milo, przytulnie, wersalka wylezana przez pokolenia do ksztaltu hamaka w ktorej mozna spac tylko w jednej pozycji, maluski poprzypalany stolik z popielniczka (w glowie sie nie miesci, nie?) i taka mebloscianka a'la wczesny Gomolka.
- Tu moze pan graty zostawic, mamy jedna polke wolna bo sie wlasnie nam jeden doktor wyprowadzil. Jak herbatke albo co - to kuchnia z drugiej strony. A jak by jakie myszy czy szczury wylazly to tylko tupnac, to uciekna. Bo tu drewniana podloga tylko dywanem przykryta to dziury sa do piwnicy. No, to ja ide!! - zakrzyknela dziarsko Pani Krysia.
Klaplo mi sie na tapczan z malowniczym chrupnieciem. Pomyslalem, ze moze nie dadza mi tu zginac... Dostane instrukcje od Doktora Antoniego i jakos przezyje... I moi pacjenci...
Niestety, doktor byl na wyjezdzie, jak wrocil to juz sie spieszyl dalej, wiec zakrzyknal jedynie:
- Witamy w zespole! W torbie narkotyki i L4, reszta w walizkach, sanitariusze wszystko wiedza, no to do jutra!
I to by bylo na tyle jak mowil Jan Tadeusz Stanislawski.
Na szczescie nie tylko ja wiedzialem ze stanowie zagrozenie dla okolicznej ludnosci. Moj zespol pozwalal mi na +/- 1 minutowy wywiad - tyle trwalo zapakowanie pacjenta na nosze - a potem twierdzili ze nie ma sensu sie szarpac z leczeniem w karetce jak na Izbie bedziemy za dziesiec minut. W sumie racja. Jak by nie bylo, dzieki tej technice leczniczej wszyscy przezyli.
W Pogotowiu mamy takie specjalne odznaczenia na rozne okazje.
W tamtym dniu za zwiezienie wszystkich pacjentow do szpitala w trakcie dyzuru zapracowalem na szlachetne wyroznienie Zloty Bat.
PS. Dla potrzeb opowiesci wszystkie imiona sa fikcyjne.; zreszta po tym czasie prawdopodobnie mialbym problem zeby przypomniec sobie wszystkie..
wtorek, 4 listopada 2008
Kierowca bombowca
Wezwanie do wypadku drogowego. Noc zimna i glucha, daleko od bazy wiec sygnaly i wio.
Czas dojazdu zawsze jest dziwny. Adrenalina dziala, dajac lekki szmer za uszami, troche jestes w karetce a troche juz w przyszlosci na miejscu, troche rozmawiasz z kierowca a troche cie nie ma. Taka, nazwal bym to, maszynka pod pelna para na jalowym biegu.
Dojezdzamy na miejsce. Sa juz policjanci, nikt nas nie wita- czyli dobrze sie dzieje. Bo jezeli witaja z daleka i machaja ze 'tutaj'!!! to najczesciej jest jatka i masakra.
Przejelismy pacjentow, obadali, zabezpieczyli- ot, same drobiazgi, nic powaznego. Poniewaz nie mamy parcia zeby gnac z powrotem, a policjanci potrzebuja jeszcze kilka minut zeby skonczyc papiery i dmuchania w balonik, ide zobaczyc, co sie stalo.
Droga prosta jak stol. Nieco wilgotny asfalt. Zadnych sladow hamowania, szarpania kierownica czy innej walki. Samochod wpadl do rowu, przeszorowal jakies piecdziesiat metrow i wyrznal w przepust. Nie wiedzialem ze te Lanosy to takie pancerne robia. Ze strefy kontrolowanej miazgi zostala miazga, natomiast przedzial pasazerow caly. Poduszki odpalily. Patrzac na obraz zniszczen i wynik 2:0 to musieli bic tak przy 40-50 km/h. W obie strony po 300 metrow prostej - jak go cioralo po drodze od ostatniego zakretu to ile on tym Lanosem jechal?
Stoje i patrze i patrze i stoje i nie moge wykumac - co tu sie stalo.
Wracam do karetki i pytam podstepnie:
- Wyjechal ktos Panu na czolowe?
- Nie, doktorze, nie opanowalem maszyny na wirazu i wpadlem do rowu - rzecze mily starszy pan.
Chrupnelo mi w stawach zuchwowych. Wirazu?
Z cwiekiem zabitym do mozgu ruszylismu w strone stacji. Nagle cos mnie tknelo. Poprosilem kierowce zeby stanal.
Z odleglosci 200 metrow od miejsca wypadku widac bylo wyraznie ze wlasnie w tamtym miejscu droga skreca w lewo. Tak - o jeden stopien.
W sumie nikt nie powiedzial od ilu stopni liczy sie wiraz.
Czas dojazdu zawsze jest dziwny. Adrenalina dziala, dajac lekki szmer za uszami, troche jestes w karetce a troche juz w przyszlosci na miejscu, troche rozmawiasz z kierowca a troche cie nie ma. Taka, nazwal bym to, maszynka pod pelna para na jalowym biegu.
Dojezdzamy na miejsce. Sa juz policjanci, nikt nas nie wita- czyli dobrze sie dzieje. Bo jezeli witaja z daleka i machaja ze 'tutaj'!!! to najczesciej jest jatka i masakra.
Przejelismy pacjentow, obadali, zabezpieczyli- ot, same drobiazgi, nic powaznego. Poniewaz nie mamy parcia zeby gnac z powrotem, a policjanci potrzebuja jeszcze kilka minut zeby skonczyc papiery i dmuchania w balonik, ide zobaczyc, co sie stalo.
Droga prosta jak stol. Nieco wilgotny asfalt. Zadnych sladow hamowania, szarpania kierownica czy innej walki. Samochod wpadl do rowu, przeszorowal jakies piecdziesiat metrow i wyrznal w przepust. Nie wiedzialem ze te Lanosy to takie pancerne robia. Ze strefy kontrolowanej miazgi zostala miazga, natomiast przedzial pasazerow caly. Poduszki odpalily. Patrzac na obraz zniszczen i wynik 2:0 to musieli bic tak przy 40-50 km/h. W obie strony po 300 metrow prostej - jak go cioralo po drodze od ostatniego zakretu to ile on tym Lanosem jechal?
Stoje i patrze i patrze i stoje i nie moge wykumac - co tu sie stalo.
Wracam do karetki i pytam podstepnie:
- Wyjechal ktos Panu na czolowe?
- Nie, doktorze, nie opanowalem maszyny na wirazu i wpadlem do rowu - rzecze mily starszy pan.
Chrupnelo mi w stawach zuchwowych. Wirazu?
Z cwiekiem zabitym do mozgu ruszylismu w strone stacji. Nagle cos mnie tknelo. Poprosilem kierowce zeby stanal.
Z odleglosci 200 metrow od miejsca wypadku widac bylo wyraznie ze wlasnie w tamtym miejscu droga skreca w lewo. Tak - o jeden stopien.
W sumie nikt nie powiedzial od ilu stopni liczy sie wiraz.
poniedziałek, 3 listopada 2008
Han na brzyzku
Srodek srodka zimy. I nocy. Snieg, mroz. Brrr... Wezwanie z tych powazniejszych- bolesci w klatce, slaba, ledwie dycha. Dojazd dlugi, czlowiek sie zdazyl w karetce ogrzac.
W srodku niczego stoi chlop i macha. Pytamy gdzie jechac- pokazuje prosto w pola i mowi ze to tam.
- Daleko? - pytam podejrzliwie.
- Nii... han na brzyzku - pokazuje na swiatla chalupy, jak na moj gust calkiem niedaleko. Nic to, Baska, jak mowil Pan Wolodyjowski. Bierzemy sprzet i idziemy na spacer.
Dochodzimy do chalupy ktora chlopisko ... spokojnie mija i zlazi z dosc szerokiej, odgarnietej drogi na pojedynczy slad ludzki w sniegu po pas. Oz w morde.
- Panie, na ktorym to brzyzku jest??
- Han, niedaleko.
I polazl. Ghrrr...
W sumie z kilometr. Z czego 700 metrow 'polna drozka poprzez las'. Jak dolazlem do chalupy to nie wiedzialem czy bole w klatce to odmrozone pluca czy zawal.
Pacjentka do natychmiastowego transportu, w stanie ciezkim. Poczynilismy podstawowe czynnosci lecznicze i mowie do chlopa:
- Zaprzegaj pan konia.
- Ni mom konia.
- A co pan masz?
- Traktor.
- No to zaprzegaj pan traktor.
- Czys pan zwariowal???!? - chlop na to rzecze - zeby mi traktor na takim mrozie zajebalo???!???
...
Sily ludzkiej nie bylo zeby go przekonac. Skonczylo sie na tym ze syn gospodarza poszedl po nosze i przyniosl je z karetki sam (bo kierowca, ktory na nas w samochodzie czekal, powiedzial mu, ze musi auta pilnowac... jak bym wiedzial jak to bym po tym tekscie urodzil z wrazenia...). Nastepnie tatus z synem chwycili sie za nosze i polezli z chora kobieta w zawieje do karetki. A my za nimi. Twardzi byli przez jakies 50 metrow. Pudziany z Bozej Laski. Laikowi sie wydaje ze jak sie wrzuci 100 kilo zywej wagi na nosze - plus masa noszy, kocy, sprzetu (tlen, monitor) - to te nosze SAME pojda... A to jest ponad worek cementu na jednego. Bo o niesieniu w czterech mowy nie bylo- nikomu sie drogi odsniezyc nie chcialo, a przez taki snieg lezc...
Zanim doszlismy do karetki zdazylismy sie zmienic wszyscy tak z 8 razy. Buty moglem zawiazac nie zginajac plecow.
I po tym wszystkim facet mi wciska w rece kase.
...
Wybacz mi Panie, bom nie wiedzial co czynie.
...
Ja to sie w sumie nie dziwie ze ludzie pogotowia nie lubia.
W srodku niczego stoi chlop i macha. Pytamy gdzie jechac- pokazuje prosto w pola i mowi ze to tam.
- Daleko? - pytam podejrzliwie.
- Nii... han na brzyzku - pokazuje na swiatla chalupy, jak na moj gust calkiem niedaleko. Nic to, Baska, jak mowil Pan Wolodyjowski. Bierzemy sprzet i idziemy na spacer.
Dochodzimy do chalupy ktora chlopisko ... spokojnie mija i zlazi z dosc szerokiej, odgarnietej drogi na pojedynczy slad ludzki w sniegu po pas. Oz w morde.
- Panie, na ktorym to brzyzku jest??
- Han, niedaleko.
I polazl. Ghrrr...
W sumie z kilometr. Z czego 700 metrow 'polna drozka poprzez las'. Jak dolazlem do chalupy to nie wiedzialem czy bole w klatce to odmrozone pluca czy zawal.
Pacjentka do natychmiastowego transportu, w stanie ciezkim. Poczynilismy podstawowe czynnosci lecznicze i mowie do chlopa:
- Zaprzegaj pan konia.
- Ni mom konia.
- A co pan masz?
- Traktor.
- No to zaprzegaj pan traktor.
- Czys pan zwariowal???!? - chlop na to rzecze - zeby mi traktor na takim mrozie zajebalo???!???
...
Sily ludzkiej nie bylo zeby go przekonac. Skonczylo sie na tym ze syn gospodarza poszedl po nosze i przyniosl je z karetki sam (bo kierowca, ktory na nas w samochodzie czekal, powiedzial mu, ze musi auta pilnowac... jak bym wiedzial jak to bym po tym tekscie urodzil z wrazenia...). Nastepnie tatus z synem chwycili sie za nosze i polezli z chora kobieta w zawieje do karetki. A my za nimi. Twardzi byli przez jakies 50 metrow. Pudziany z Bozej Laski. Laikowi sie wydaje ze jak sie wrzuci 100 kilo zywej wagi na nosze - plus masa noszy, kocy, sprzetu (tlen, monitor) - to te nosze SAME pojda... A to jest ponad worek cementu na jednego. Bo o niesieniu w czterech mowy nie bylo- nikomu sie drogi odsniezyc nie chcialo, a przez taki snieg lezc...
Zanim doszlismy do karetki zdazylismy sie zmienic wszyscy tak z 8 razy. Buty moglem zawiazac nie zginajac plecow.
I po tym wszystkim facet mi wciska w rece kase.
...
Wybacz mi Panie, bom nie wiedzial co czynie.
...
Ja to sie w sumie nie dziwie ze ludzie pogotowia nie lubia.
niedziela, 2 listopada 2008
sobota, 1 listopada 2008
Babcia Ci pomoze
Jak widac- natchnienie przyszlo od Morfeusza ;)
Jedziemy sobie ladnym kwietniowym (?) przedpoludniem do dziadzia bo "slaby". Poniewaz diagnoza jest powazna ale nie tak zeby sie zabijac, np. "rzezi", jedziemy bez sygnalow, ogladajac polska wies na wiosne. Ptaszki cwierkaja, krowy rycza - wiecie, w sercu otucha wzbiera i nastraja optymistycznie.
Zajezdzamy pod dom, grzecznie do srodka prosza i pytaja czy kawe zrobic. Goralowi nikt nie zarzuci ze dochtorowi dziadostwa zrobil. Kawa jest czarna, 3/4 fusow i powoduje ekstrasystolie nadkomorowa po wypiciu polowy.
Odmawiamy grzecznie (do stacji daleko, a jak czlowieka sraczka zlapie?) - i biore sie za pacjenta. Blado-zielony, 35 tetna, cisnienie na podlodze i widzi na zolto. Na zolto? Pokazcie tableteczki. Przynosza - a jakze, Digoksyna w zestawie. (Dla laikow: serce zwalnia ale bije mocniej. Nieco.) Pytam grzecznie kto mu to daje. Na to babcia siedzaca z boku i patrzaca podejzliwie czy dochtor sycko robi jak trza, zaczyna mi tlumaczyc.
"To som takie tabletki na wzmocnienie, panie dochtorze. Rano strasnie slaby byl tom mu dala dwie- ale nie bardzo pomoglo. No to my mu dali jeszcze jednom o dziesiatej i jednom przed chwilom."
Goral musi twardy byc- inaczej by opieki goralskiej baby nie strzymol. Howg.
A piatek byl przesmieszny. Zaczelo mnie telpac o polnocy. Nic to - nindza twarda musi byc. Rano zezarlem co mialem w podrecznej-apteczce-anestezjologa-na-wygnaniu i polazlem do roboty. Zdazylem zrobic trzy zabiegi chociaz juz w czasie trzeciego zastanawialem sie co to jest to swiatelko co tak smiesznie mryga - i powiedzialem ze bedzie tego. Jak chca operowac dalej niech sobie znajada anestezjologa co nie zakatrupi im pacjenta na stole- bo ja sie nie nadaje. Lorenzo byl nieco zawiedziony , no, ale. Przyjechalem do domu kolo 11 i jak padlem- tak wstalem teraz.
Wynika z tego ze jestem typowym przedstawicielem plci meskiej. Grypa to dla nas smiertelnie niebezpieczna choroba.
Wracam do wyrka.
A to obrazeczek z 1 listopada...
Jedziemy sobie ladnym kwietniowym (?) przedpoludniem do dziadzia bo "slaby". Poniewaz diagnoza jest powazna ale nie tak zeby sie zabijac, np. "rzezi", jedziemy bez sygnalow, ogladajac polska wies na wiosne. Ptaszki cwierkaja, krowy rycza - wiecie, w sercu otucha wzbiera i nastraja optymistycznie.
Zajezdzamy pod dom, grzecznie do srodka prosza i pytaja czy kawe zrobic. Goralowi nikt nie zarzuci ze dochtorowi dziadostwa zrobil. Kawa jest czarna, 3/4 fusow i powoduje ekstrasystolie nadkomorowa po wypiciu polowy.
Odmawiamy grzecznie (do stacji daleko, a jak czlowieka sraczka zlapie?) - i biore sie za pacjenta. Blado-zielony, 35 tetna, cisnienie na podlodze i widzi na zolto. Na zolto? Pokazcie tableteczki. Przynosza - a jakze, Digoksyna w zestawie. (Dla laikow: serce zwalnia ale bije mocniej. Nieco.) Pytam grzecznie kto mu to daje. Na to babcia siedzaca z boku i patrzaca podejzliwie czy dochtor sycko robi jak trza, zaczyna mi tlumaczyc.
"To som takie tabletki na wzmocnienie, panie dochtorze. Rano strasnie slaby byl tom mu dala dwie- ale nie bardzo pomoglo. No to my mu dali jeszcze jednom o dziesiatej i jednom przed chwilom."
Goral musi twardy byc- inaczej by opieki goralskiej baby nie strzymol. Howg.
A piatek byl przesmieszny. Zaczelo mnie telpac o polnocy. Nic to - nindza twarda musi byc. Rano zezarlem co mialem w podrecznej-apteczce-anestezjologa-na-wygnaniu i polazlem do roboty. Zdazylem zrobic trzy zabiegi chociaz juz w czasie trzeciego zastanawialem sie co to jest to swiatelko co tak smiesznie mryga - i powiedzialem ze bedzie tego. Jak chca operowac dalej niech sobie znajada anestezjologa co nie zakatrupi im pacjenta na stole- bo ja sie nie nadaje. Lorenzo byl nieco zawiedziony , no, ale. Przyjechalem do domu kolo 11 i jak padlem- tak wstalem teraz.
Wynika z tego ze jestem typowym przedstawicielem plci meskiej. Grypa to dla nas smiertelnie niebezpieczna choroba.
Wracam do wyrka.
A to obrazeczek z 1 listopada...
czwartek, 30 października 2008
Mlynek
Juz wczoraj, sprawdzajac liste zabiegow na dzisiaj, poczulem zadyszke. Osiem zabiegow. I chirurg sobie rozplanowal to do pierwszej... Niby drobiazgi- ale do cholery nawet TIVA propofol/remi to nie czary. No nic.
Zeby bylo smieszniej, chirurg przylazl na dziewiata. Ot, pol godziny w plecy na dzien dobry. Karuzela ruszyla. Sprawdzic papiery - zebrac wywiad - "zakluc" pacjenta (czyli wbic kaniule w zyle - nikt nikogo nie zakluwa na smierc...) - klus do anestezjologicznego - zapuscic pacjenta (czyli pozbawic go przytomnosci uzywajac do tego trucizn o odwracalnym dzialaniu) - sala operacyjna - podlaczyc - ustawic - sprawdzic - zabezpieczyc - zabieg - pobudka - usunac rurki - tlen - transport - recovery i apiat' od nowa... i tak osiem razy... I jak myslalem ze juz - to z popoludniowej listy wyskoczyly trzy dalsze znieczulenia jak jakis diabelek z pudelka.
Zaczalem o 9 a skonczylem o 16.00. No, sam chcialem jezdzic na wyscigowym koniu zamiast na nhs-chabecie to narzekac nie ma co. Ale nogi mi z d. wystaja na 2 cale.
Z rzeczy smiesznych- jedna pania odhamowalo dzisiaj po mleku od wscieklej krowy tak znakomicie ze sie mi oswiadczyla. Chwala Panu zem zabezpieczon. Druga tak daleko nie poszla ale luknela mi gleboko w oczy i rzekla zem jest fakin handsom. Mowili rano w radio ze cisnienie leci, ale zeby az tak? Krygowac sie nie bede, wole jak mowia ze piekny jestem nieslychanie niz ze brzydal ze mnie i paskuda - ale na litosc, bez przesady mi tu. Musze dolozyc cos do indukcji co bedzie blokowac nadmiernie rozgadane przedstwicielki plci pieknej bo jeszcze do scen gorszacych dojdzie.
Na szczescie zaden chlop mi sie dzisiaj nie oswiadczal. Dobre i to.
Normalnie zamiast intubowac pacjenta uzywam LMA I-gel. Mozna sobie to ogladnac tutaj . Plus nieslychany jest taki ze nie musze zwiotczac pacjenta. Minusem jest cena- ale to akurat nie moje zmartwienie. Poniewaz dzisiaj ostatnie zabiegi to usuwanie zebow, musialem wrazic cos innego. Do rwania 4x8 albo calosciowego czyszczenia szrotu zwykle intubuje- mietka rurka przez nos i dentologista hapi jest po calosci. Ale jak ma jeden prochniak do wyrwania, to wkladam LMA ktory daje mozliwosc wlozenia jeszcze narzedzi do dzioba. Mam teraz takie cos - rurka jest mieciutka i mozna ja przekladac z prawa na lewo nie bojac sie ze maska szczelnosc straci.
Najciekawsze ze mi dzisiaj dzim wypada - probuje sie doprowadzic do uzywalnosci jakiej i z Ptysiaczkiem katujemy sie trzy razy w tygodniu - i juz sie zastanawiam jak sie z tego wylgac... A jutro szans bladych nie mam- szalony Lorenz ma na liscie 8 zabiegow z czego jeden na brzuchu.
Czasem mnie chec bierze zeby z rana dostac sraczki.
Zeby bylo smieszniej, chirurg przylazl na dziewiata. Ot, pol godziny w plecy na dzien dobry. Karuzela ruszyla. Sprawdzic papiery - zebrac wywiad - "zakluc" pacjenta (czyli wbic kaniule w zyle - nikt nikogo nie zakluwa na smierc...) - klus do anestezjologicznego - zapuscic pacjenta (czyli pozbawic go przytomnosci uzywajac do tego trucizn o odwracalnym dzialaniu) - sala operacyjna - podlaczyc - ustawic - sprawdzic - zabezpieczyc - zabieg - pobudka - usunac rurki - tlen - transport - recovery i apiat' od nowa... i tak osiem razy... I jak myslalem ze juz - to z popoludniowej listy wyskoczyly trzy dalsze znieczulenia jak jakis diabelek z pudelka.
Zaczalem o 9 a skonczylem o 16.00. No, sam chcialem jezdzic na wyscigowym koniu zamiast na nhs-chabecie to narzekac nie ma co. Ale nogi mi z d. wystaja na 2 cale.
Z rzeczy smiesznych- jedna pania odhamowalo dzisiaj po mleku od wscieklej krowy tak znakomicie ze sie mi oswiadczyla. Chwala Panu zem zabezpieczon. Druga tak daleko nie poszla ale luknela mi gleboko w oczy i rzekla zem jest fakin handsom. Mowili rano w radio ze cisnienie leci, ale zeby az tak? Krygowac sie nie bede, wole jak mowia ze piekny jestem nieslychanie niz ze brzydal ze mnie i paskuda - ale na litosc, bez przesady mi tu. Musze dolozyc cos do indukcji co bedzie blokowac nadmiernie rozgadane przedstwicielki plci pieknej bo jeszcze do scen gorszacych dojdzie.
Na szczescie zaden chlop mi sie dzisiaj nie oswiadczal. Dobre i to.
Normalnie zamiast intubowac pacjenta uzywam LMA I-gel. Mozna sobie to ogladnac tutaj . Plus nieslychany jest taki ze nie musze zwiotczac pacjenta. Minusem jest cena- ale to akurat nie moje zmartwienie. Poniewaz dzisiaj ostatnie zabiegi to usuwanie zebow, musialem wrazic cos innego. Do rwania 4x8 albo calosciowego czyszczenia szrotu zwykle intubuje- mietka rurka przez nos i dentologista hapi jest po calosci. Ale jak ma jeden prochniak do wyrwania, to wkladam LMA ktory daje mozliwosc wlozenia jeszcze narzedzi do dzioba. Mam teraz takie cos - rurka jest mieciutka i mozna ja przekladac z prawa na lewo nie bojac sie ze maska szczelnosc straci.
Najciekawsze ze mi dzisiaj dzim wypada - probuje sie doprowadzic do uzywalnosci jakiej i z Ptysiaczkiem katujemy sie trzy razy w tygodniu - i juz sie zastanawiam jak sie z tego wylgac... A jutro szans bladych nie mam- szalony Lorenz ma na liscie 8 zabiegow z czego jeden na brzuchu.
Czasem mnie chec bierze zeby z rana dostac sraczki.
środa, 29 października 2008
Pryncypia reanimacji
Gnamy przez polska wies.
Nie ma zartow- jedziemy na pomoc do reanimacji. Tu nie ma to czy tamto- wiadomo, w boj idziemy. Dziarski Pan Doktor o zycie pacjenta walczy wiec gaz do dechy, bolusy na niebiesko blyskaja siejac groze i przerazenie, bloto spod kol bryzga na niewinnych przechodniow a my szybciej, szybciej!
Sprzet sprawdzony, algorytmy w glowie ustawione, ampulki policzone.
Dojezdzamy. Pisk gum, strzal otwieranych drzwi- SWAT przy nas to niedolezne dziadki. Ja mam torbe i defibrylator, pielegniarka ambu i mala butle z tlenem, ratownik wielka waliche z biochemia - HUT! HUT! HUT! HUT! - po schodach na gore gdzie kieruje nas spanikowana rejestratorka - wpadamy do srodka iiii....
Pacjent siedzi na krzesle. Koszula wisi na nim w strzepach. Pomiedzy jego nogami kleczy pan doktor i oburacz wali go piesciami w klate. Stojaca obok pielegniarka mechanicznym ruchem nalewa lodowatej wody do miski z kranu, obraca sie i wylewa ja facetowi na glowe - nalewa - obrot- -wylewa - nalewa - obrot - wylewa - a w miedzy czasie Pan Doktor LUP go piesciami w klate - LUP go piesciami w klate...
"Dziekujemy, przejmujemy pacjenta!" zakrzyknalem dziarsko, po czym rzucilem wszystko na glebe, zlapalem chlopa za ramie i dalem noge do R-ki. Zastosowalem podstawowe leczenie - recznik do wytarcia i kocyk do ogrzania. Kiedy wyraz panicznego leku znikl mu z twarzy, zapytalem "Panie, k. co tu sie stalo?".
Odsapnal i rzekl: "Tak sie dziwnie poczulem na ulicy, patrze, Osrodek Zdrowia, to wejde zeby sobie cisnienie sprawdzic".
Jedno jest pewne. W tym dniu sluzba zdrowia uratowala zycie ludzkie.
Nie ma zartow- jedziemy na pomoc do reanimacji. Tu nie ma to czy tamto- wiadomo, w boj idziemy. Dziarski Pan Doktor o zycie pacjenta walczy wiec gaz do dechy, bolusy na niebiesko blyskaja siejac groze i przerazenie, bloto spod kol bryzga na niewinnych przechodniow a my szybciej, szybciej!
Sprzet sprawdzony, algorytmy w glowie ustawione, ampulki policzone.
Dojezdzamy. Pisk gum, strzal otwieranych drzwi- SWAT przy nas to niedolezne dziadki. Ja mam torbe i defibrylator, pielegniarka ambu i mala butle z tlenem, ratownik wielka waliche z biochemia - HUT! HUT! HUT! HUT! - po schodach na gore gdzie kieruje nas spanikowana rejestratorka - wpadamy do srodka iiii....
Pacjent siedzi na krzesle. Koszula wisi na nim w strzepach. Pomiedzy jego nogami kleczy pan doktor i oburacz wali go piesciami w klate. Stojaca obok pielegniarka mechanicznym ruchem nalewa lodowatej wody do miski z kranu, obraca sie i wylewa ja facetowi na glowe - nalewa - obrot- -wylewa - nalewa - obrot - wylewa - a w miedzy czasie Pan Doktor LUP go piesciami w klate - LUP go piesciami w klate...
"Dziekujemy, przejmujemy pacjenta!" zakrzyknalem dziarsko, po czym rzucilem wszystko na glebe, zlapalem chlopa za ramie i dalem noge do R-ki. Zastosowalem podstawowe leczenie - recznik do wytarcia i kocyk do ogrzania. Kiedy wyraz panicznego leku znikl mu z twarzy, zapytalem "Panie, k. co tu sie stalo?".
Odsapnal i rzekl: "Tak sie dziwnie poczulem na ulicy, patrze, Osrodek Zdrowia, to wejde zeby sobie cisnienie sprawdzic".
Jedno jest pewne. W tym dniu sluzba zdrowia uratowala zycie ludzkie.
wtorek, 28 października 2008
Ten drugi
Pacjent zadzwonil po pomoc sam. Dyspozytor, przekazujac mi wyjazd, podrapal sie w glowe i rzekl ze nawet jak na psychicznego to ten gosc jest dziwny.
Podjezdzamy pod dom- wielka rezydencja, czysciutko, posprzatane. Cisza i spokoj.
Cos tu cicho. Za cicho. Nie lubie jak jest za cicho.
Czujac wsparcie zalogi za plecami, pukam do drzwi. Otwiera mily starszy pan, prosi do srodka. Siadamy w kuchni, pytam co sie dzieje.
"Nic takiego panie doktorze tylko jakis taki nieswoj jestem co sie k. ch. gapisz, czlowieka nie widziales, jebnac ci moze to pogoda tak na mnie dziala no k. jebnac ci ch. zlamany? a sasiedzi tak dziwnie na mnie patrza beda sie gapic i czlowieka wk.wiac Widzi pan, ja tu sam siedze, rodzina za granica wydziedzicze sk.synow za chlebem wyjechali a wpierdalaja suchary ha ha ha nikomu teraz lekko nie jest a a pies ich jebal "(...)
To tylko probka. Calosc zajela jakies 30-40 minut. W domu porzadek. Leki rowniutko w szafce poukladane. Sprawdzilismy pudelka- ani jednej tabletki nie brakowalo. Pod stolem odkrylismy mala baterie flaszek, ostatnia jeszcze w polowie pelna. Do tego tylko ten drugi byl agresywny- i nawet jak cos do rak wzial zeby przyp.olic to spokojny natychmiast odkladal to z powrotem. Spokojny wychodzil leki pokazac, nerwowy wpol drogi zawracal z piesciami.
Na koniec poprosil, zebysmy podjechali do jego sasiadki zeby klucze od domu zostawic. Na wszelki wypadek sam te klucze zanioslem ale i tak zdazyl jej przez okno podziekowac. I ten spokojny i ten wnerwiony. Bylo to cos w stylu: "Kurwa mac pani Aniu, do szpitala jade ale tu k. wroce, zebys se nie myslala ze dwa tygodnie mnie nie bedzie, jak by pani mogla kwiatki podlac a sprobuj co zap.dolic to rece odrabie No to z Bogiem pani Aniu a ch. z toba".
Niesamowicie spokojny czlowiek. Tylko czasem budzil sie w nim ten drugi.
Podjezdzamy pod dom- wielka rezydencja, czysciutko, posprzatane. Cisza i spokoj.
Cos tu cicho. Za cicho. Nie lubie jak jest za cicho.
Czujac wsparcie zalogi za plecami, pukam do drzwi. Otwiera mily starszy pan, prosi do srodka. Siadamy w kuchni, pytam co sie dzieje.
"Nic takiego panie doktorze tylko jakis taki nieswoj jestem co sie k. ch. gapisz, czlowieka nie widziales, jebnac ci moze to pogoda tak na mnie dziala no k. jebnac ci ch. zlamany? a sasiedzi tak dziwnie na mnie patrza beda sie gapic i czlowieka wk.wiac Widzi pan, ja tu sam siedze, rodzina za granica wydziedzicze sk.synow za chlebem wyjechali a wpierdalaja suchary ha ha ha nikomu teraz lekko nie jest a a pies ich jebal "(...)
To tylko probka. Calosc zajela jakies 30-40 minut. W domu porzadek. Leki rowniutko w szafce poukladane. Sprawdzilismy pudelka- ani jednej tabletki nie brakowalo. Pod stolem odkrylismy mala baterie flaszek, ostatnia jeszcze w polowie pelna. Do tego tylko ten drugi byl agresywny- i nawet jak cos do rak wzial zeby przyp.olic to spokojny natychmiast odkladal to z powrotem. Spokojny wychodzil leki pokazac, nerwowy wpol drogi zawracal z piesciami.
Na koniec poprosil, zebysmy podjechali do jego sasiadki zeby klucze od domu zostawic. Na wszelki wypadek sam te klucze zanioslem ale i tak zdazyl jej przez okno podziekowac. I ten spokojny i ten wnerwiony. Bylo to cos w stylu: "Kurwa mac pani Aniu, do szpitala jade ale tu k. wroce, zebys se nie myslala ze dwa tygodnie mnie nie bedzie, jak by pani mogla kwiatki podlac a sprobuj co zap.dolic to rece odrabie No to z Bogiem pani Aniu a ch. z toba".
Niesamowicie spokojny czlowiek. Tylko czasem budzil sie w nim ten drugi.
poniedziałek, 27 października 2008
Exitus
Dzisiaj bedzie ponuro.
Exitus czyli o zgonie bedzie.
Piata rano. Jesien listopadowa, zimno, mokro, wrednie i ogolnie fuj.
Wezwanie do wyjazdu. Znaleziony w parku. Nie rusza sie. Po odspiewaniu psalmow przypisanych do stwierdzania zgonu o piatej rano wsiadlem do karetki. Najszybszy Kierowca Karetkowy odpalil maszyne. Pasow nikt nie zapial- nie ma sensu robic w zyciu kompletnie bezuzytecznych gestow (jechaliscie kiedys po torowisku na rondzie pod prad? 140 na godzine? Ciekawe czemu tramwajarz mial takie wielkie oczy...).
Dojazdu bylo jakies 20 minut- poniewaz juz wiecie z postow Tanczacej W Deszczu ze od zatrzymania krazenia do smierci mozgu mamy trzy minuty, a znalazcami byli policjanci ktorzy maja jakas wewnetrzna awersje do czynnosci ratowniczych- przygotowalem bloczek stwierdzajacy zgon.
Przyjezdzamy na miejsce. Denat lezy sobie spokojnie w trawie, rosa i mgla okryty. Rzecz jasna nikt przy nim nic nie robi. Podszedlem, sprawdzilem puls- nic. Oddycha? Nie. Wzialem za reke- kawalek drewna. Odwrocilem sie do policjantow i z niejakim wyrzutem zapytalem: "To do trupa wzywacie R na sygnale??!?"
Nic nie odrzekli bo ubiegl ich denat: "Jja ci kkk.wa dam trrrupppa"
Byla to odmiana zula zwanego Zulem Krolewskim. Niezatapialny. Przespal sie po dyktozolu przy 3 stopniach w nocy i troszke zesztywnial.
Nie ma juz takich twardzieli.
Exitus czyli o zgonie bedzie.
Piata rano. Jesien listopadowa, zimno, mokro, wrednie i ogolnie fuj.
Wezwanie do wyjazdu. Znaleziony w parku. Nie rusza sie. Po odspiewaniu psalmow przypisanych do stwierdzania zgonu o piatej rano wsiadlem do karetki. Najszybszy Kierowca Karetkowy odpalil maszyne. Pasow nikt nie zapial- nie ma sensu robic w zyciu kompletnie bezuzytecznych gestow (jechaliscie kiedys po torowisku na rondzie pod prad? 140 na godzine? Ciekawe czemu tramwajarz mial takie wielkie oczy...).
Dojazdu bylo jakies 20 minut- poniewaz juz wiecie z postow Tanczacej W Deszczu ze od zatrzymania krazenia do smierci mozgu mamy trzy minuty, a znalazcami byli policjanci ktorzy maja jakas wewnetrzna awersje do czynnosci ratowniczych- przygotowalem bloczek stwierdzajacy zgon.
Przyjezdzamy na miejsce. Denat lezy sobie spokojnie w trawie, rosa i mgla okryty. Rzecz jasna nikt przy nim nic nie robi. Podszedlem, sprawdzilem puls- nic. Oddycha? Nie. Wzialem za reke- kawalek drewna. Odwrocilem sie do policjantow i z niejakim wyrzutem zapytalem: "To do trupa wzywacie R na sygnale??!?"
Nic nie odrzekli bo ubiegl ich denat: "Jja ci kkk.wa dam trrrupppa"
Byla to odmiana zula zwanego Zulem Krolewskim. Niezatapialny. Przespal sie po dyktozolu przy 3 stopniach w nocy i troszke zesztywnial.
Nie ma juz takich twardzieli.
niedziela, 26 października 2008
Robin Hood's Bay
Jezeli nie skusza was atrakcje Whitby, pojedzcie troche dalej na poludnie. Najstarsi gorale nie wiedza dlaczego nazwa zatoki jest zwiazana z jednosobowa manifestacja Urzedu Skarbowego skrzyzowana z Kuchnia Sw. Alberta.
Historia Robin Hood's Bay ciagnie sie od czasow antycznych. Na mapach mozna ja znalezc w XVI w. Wtedy tez przeszla w rece swieckie za sprawa Henryka VIII.
W XVIII i XIX wieku byla najbardziej preznym osrodkiem przemytniczym na wschodnim wybrzezu.
Dzisiaj jest to sliczne, malutkie miasteczko gdzie mozna wpasc na niesmiertelne fish-and-chips i piwo; pite podczas ogladania Morza Polnocnego ma bardzo mily choc nieco specyficzny smak.
PS. Spotkalem Igora. Plamke mial, zostac nie chcial, twierdzil ze w Gdansku na niego jakies zaprzyjaznione chlopaki czekaja :)
sobota, 25 października 2008
Odwrocic czas
Przeczytalem ostatni post Agregata ktory sprowokowal ten opis.
W gorach, w nocy w trakcie dlugiej jazdy starszy pan wylecial z drogi. Samochod dachowal, jedno z dzieci na tylnym siedzeniu wypadlo przez okno i zostalo przygniecione. Kiedy przyjechalismy na miejsce zajelismy sie reanimacja dziecka- pozostali byli w na tyle dobrym stanie ze mogli poczekac na kolejne karetki. Pracowalismy dlugo mimo ze doswiadczenie mowilo ze nic tu po nas.
Pan starszy biegal w kolko i szukal swojego psa. Nie interesowal sie wnukami, zona - jedyna bezpieczna przystania byl jego pies. Dekompensacja pourazowa. Psychiatrzy mogli by wiecej na ten temat powiedziec.
Nie chce was epatowac opisami, nie o to tu chodzi. Pamietam taki bezwlad po akcji, gdy siedzialem w karetce z martwym dzieckim na noszach. I uczucie ze w ogole nic nie czuje. Nie chce mi sie mowic, ruszac. I tylko krew pukajaca w opuszkach palcow.
I chcesz miec wtedy moc by odwrocic czas.
W gorach, w nocy w trakcie dlugiej jazdy starszy pan wylecial z drogi. Samochod dachowal, jedno z dzieci na tylnym siedzeniu wypadlo przez okno i zostalo przygniecione. Kiedy przyjechalismy na miejsce zajelismy sie reanimacja dziecka- pozostali byli w na tyle dobrym stanie ze mogli poczekac na kolejne karetki. Pracowalismy dlugo mimo ze doswiadczenie mowilo ze nic tu po nas.
Pan starszy biegal w kolko i szukal swojego psa. Nie interesowal sie wnukami, zona - jedyna bezpieczna przystania byl jego pies. Dekompensacja pourazowa. Psychiatrzy mogli by wiecej na ten temat powiedziec.
Nie chce was epatowac opisami, nie o to tu chodzi. Pamietam taki bezwlad po akcji, gdy siedzialem w karetce z martwym dzieckim na noszach. I uczucie ze w ogole nic nie czuje. Nie chce mi sie mowic, ruszac. I tylko krew pukajaca w opuszkach palcow.
I chcesz miec wtedy moc by odwrocic czas.
piątek, 24 października 2008
Bialy wielblad
"Przyjezdzajecie szybko! Dostal bialej goraczki!"
Dyspozytor po zebraniu wywiadu doszedl do wniosku ze wsparcie niebieskich jest konieczne. Zaprzyjazniona ekipa w nysce zwanej pieszczotliwie suka pognala za nami na bolusach.
Na poboczu drogi czekal podekscytowany wspoldomownik. "Panie k., zap.ala k. dokola chalupy k. z siekiera i rabie k. co popadnie!" wykrzyknal uradowany. Podrapalem sie po potylicy. Jutro grilek zaplanowany, a ja sobote spedze na neurotraumatologii czekajac az mi siekiere z mozgu wydlubia. Hm... "Prowadz Pan". W razie czego ja mu pomoge, a on mi raczej nie.
Zachodzimy zygzakiem pod chalupe, uwazajc zeby za plecami nie zostawic zaczajonego siekiernika. Cisza. Drzwi do domu otwarte. Stanelismy - i jakos tak wszyscy galki na mnie. Ze co, ze ja niby pierwszy? Niedoczekanie... "No, prowadz Pan".
Wchodzimy do srodka. Siekiernik grzecznie przy stole siedzi i prytozolem mozg chlodzi. "Darz Bog" zakrzyknalem radosnie, rece w pokojowym gescie rozkladajac. "Jak sie mamy z rana?". "A ty k. kto?" lypnal siekiernik. Ups, trza wyciagnac argumenta. "Ja czlowiek dobry, dochtor z pogotowia - bo tu sie na was skarza zescie chalupe chcieli na opal przerobic. Prawda to?". "A gdzie tam, Panie doktorze" zlagodnial siekiernik. "Banieczke?" zapytal wyciagajac reke z butelka. "Nie moge, sluzba" zelgalem, czujac zapach wielokrotnie destylowanego chalupnicza metoda wywaru z ziemniakow. Zasiadlem przy stole na przeciwko, sygnaly dyskretne dajc wsparciu zeby sie stlenili na chwile, bo mi trza doktorskie powinnosci pelnic.
Po wstepnym zagajeniu i rozpoznaniu terenu, przystapilem do rzeczy. Badanie psychiatryczne- czyli zaczynamy od pytan podstawowych. Imie i nazwisko- OK. Gdzie jestesmy? Popatrzyl sie wzrokiem teskniacym za siekiera, ale dzielnie rzekl "Noz k. w chalupie, nie?". Date pomylil o jakies dwa i pol miesiaca- uznalem ze egzamin wstepny zdal. Ostatecznie jak sie na zegarek nie popatrze to za cholere daty nie podam. Przystapilem do czesci glownej. "Glosy slyszycie jakie?" "E, niee..." " Z szafy do was nic nie gada? W radio nie obgaduja?" "Jo tam radia nie slucham, a w szafie spokoj". "Zwierzeta jakie widzicie? Myszy, pajaki, weze?" zapytalem, pomny historii straszliwych innych deliriantow. "A takie to nie, panie doktorze, tylko wielblad".
...???
"No tak - przychodzi taki caly bialy i na mnie te rozowe galy wytrzeszcza!!"
Zagryzlem wargi. "A lubicie go?" " Nie znosze sk.syna!!!" "To ja was moge zawiezc w takie miejsce gdzie go na zawsze przegonia." "Do psychiatryka?" "Do psychiatryka" "To jo ino szlugi wezme".
Najwazniejsze to miec odpowiednia perspektywe. Jezeli zobaczycie kiedys biale myszki, pomyslcie sobie ze to naprawde nic w porownaniu ze stadem bialych dromaderow.
Dyspozytor po zebraniu wywiadu doszedl do wniosku ze wsparcie niebieskich jest konieczne. Zaprzyjazniona ekipa w nysce zwanej pieszczotliwie suka pognala za nami na bolusach.
Na poboczu drogi czekal podekscytowany wspoldomownik. "Panie k., zap.ala k. dokola chalupy k. z siekiera i rabie k. co popadnie!" wykrzyknal uradowany. Podrapalem sie po potylicy. Jutro grilek zaplanowany, a ja sobote spedze na neurotraumatologii czekajac az mi siekiere z mozgu wydlubia. Hm... "Prowadz Pan". W razie czego ja mu pomoge, a on mi raczej nie.
Zachodzimy zygzakiem pod chalupe, uwazajc zeby za plecami nie zostawic zaczajonego siekiernika. Cisza. Drzwi do domu otwarte. Stanelismy - i jakos tak wszyscy galki na mnie. Ze co, ze ja niby pierwszy? Niedoczekanie... "No, prowadz Pan".
Wchodzimy do srodka. Siekiernik grzecznie przy stole siedzi i prytozolem mozg chlodzi. "Darz Bog" zakrzyknalem radosnie, rece w pokojowym gescie rozkladajac. "Jak sie mamy z rana?". "A ty k. kto?" lypnal siekiernik. Ups, trza wyciagnac argumenta. "Ja czlowiek dobry, dochtor z pogotowia - bo tu sie na was skarza zescie chalupe chcieli na opal przerobic. Prawda to?". "A gdzie tam, Panie doktorze" zlagodnial siekiernik. "Banieczke?" zapytal wyciagajac reke z butelka. "Nie moge, sluzba" zelgalem, czujac zapach wielokrotnie destylowanego chalupnicza metoda wywaru z ziemniakow. Zasiadlem przy stole na przeciwko, sygnaly dyskretne dajc wsparciu zeby sie stlenili na chwile, bo mi trza doktorskie powinnosci pelnic.
Po wstepnym zagajeniu i rozpoznaniu terenu, przystapilem do rzeczy. Badanie psychiatryczne- czyli zaczynamy od pytan podstawowych. Imie i nazwisko- OK. Gdzie jestesmy? Popatrzyl sie wzrokiem teskniacym za siekiera, ale dzielnie rzekl "Noz k. w chalupie, nie?". Date pomylil o jakies dwa i pol miesiaca- uznalem ze egzamin wstepny zdal. Ostatecznie jak sie na zegarek nie popatrze to za cholere daty nie podam. Przystapilem do czesci glownej. "Glosy slyszycie jakie?" "E, niee..." " Z szafy do was nic nie gada? W radio nie obgaduja?" "Jo tam radia nie slucham, a w szafie spokoj". "Zwierzeta jakie widzicie? Myszy, pajaki, weze?" zapytalem, pomny historii straszliwych innych deliriantow. "A takie to nie, panie doktorze, tylko wielblad".
...???
"No tak - przychodzi taki caly bialy i na mnie te rozowe galy wytrzeszcza!!"
Zagryzlem wargi. "A lubicie go?" " Nie znosze sk.syna!!!" "To ja was moge zawiezc w takie miejsce gdzie go na zawsze przegonia." "Do psychiatryka?" "Do psychiatryka" "To jo ino szlugi wezme".
Najwazniejsze to miec odpowiednia perspektywe. Jezeli zobaczycie kiedys biale myszki, pomyslcie sobie ze to naprawde nic w porownaniu ze stadem bialych dromaderow.
czwartek, 23 października 2008
Talerz na glowie
Jakis czas temu transportowany do innego szpitala pacjent byl w na tyle powaznym stanie ze wymagal nadzoru anestezjologa. Transport odbyl sie bez zadnych problemow, jednak uderzyla mnie jedna rzecz. Mianowicie kiedy ruszylismy z kopyta na sygnale, poczulem sie szczesliwy. Dotarlo do mnie ze brakuje mi pobudek, wyjazdow w srodku nocy, reanimacji w lesie, peknietych prezerwatyw, pijakow, wypadkow, porodow, szalencow i calej reszty dziwnych zdarzen ktore czekaja na karetkowego doktora.
Niniejszym inicjuje kronike dziwnych zdarzen.
Dzisiaj - pacjent z talerzem na glowie.
Wezwanie bylo dziwne- awantura w domu. Moja sugestia, ze moze jednak Policja bardziej sie nadaje w przypadku rozwiazan silowych, pozostala bez echa. Na podworku balagan budowlany, dom zamieszkaly, stan tak zwany polsurowy. Na schodach czeka maz ktory zaczyna cos splatac ze zona szalu dostala, ze nienormalna, ze glupoty wygaduje, ze chciala dom wysadzic. Pomyslalem sobie ze damskiego boksera sam zaraz obije i poszedlem niewiasty szukac. W domu- perzyna. Rozbite szklo, porozrzucane rzeczy. W glownym pomieszczeniu siedzi sobie - kurczaczek. Niewiasta gora 40 kilogramowa, drobna, usmiech na twarzy.
Przedstawiam sie i pytam co sie stalo. A, maz sie wsciekl, mysli ze go zdradzam, awantura, wrzaski, Panie doktorze, ja juz nie mam sily. Spokojna, logiczna, zorientowana. Oz w morde, mysle sobie. Zaraz wezwe Policje i sie gadowi zalozy fioletowa teczke. No, ale. Poniewaz sedzia musi bezstronny byc ide do kuchni, a tam chlop mi pokazuje porozwalane sprzety, kupka cukru na palniku (?) co nia ta zona chciala niby chalupe podpalic, demolka lokalu ogolna. Opowiada jak to szalu dostala, ze psychiczna. Dzieci z wyrazem oczu zastraszonych krolikow kiwaja zgodnie glowami.
Long story short: po godzinie nie mialem bladego pojecia o co tu w tym wszystkim biega. Poinformowalem obojga zainteresowanych ze nic tu dla mnie i ze zawiadamiam Policje jako organ nieco bardziej wlasciwy do przyjmowania zgloszen o pobicie. W tym momencie kobieta mowi: "A o Marzenke prosze sie nie martwic". Taaaaaakk???? "Bedzie zdrowa, panie doktorze. Bo ja mam talerz od Boga na glowie i nim lecze ludzi"...
Potem byly bojowe okrzyki w karetce "Panie kierowco, na Tempelhoff", "Uprowadzenie Agaty" i piosenki z Powstania Warszawskiego.
Spotkalismy sie pozniej jeszcze kilkakrotnie w trakcie zaostrzen. Za kazdym razem byly problemy zeby ja do karetki zapakowac- nigdy nie chciala jechac na wycieczke. I zawsze wygladala na najnormalniejsza osobe na swiecie.
Niniejszym inicjuje kronike dziwnych zdarzen.
Dzisiaj - pacjent z talerzem na glowie.
Wezwanie bylo dziwne- awantura w domu. Moja sugestia, ze moze jednak Policja bardziej sie nadaje w przypadku rozwiazan silowych, pozostala bez echa. Na podworku balagan budowlany, dom zamieszkaly, stan tak zwany polsurowy. Na schodach czeka maz ktory zaczyna cos splatac ze zona szalu dostala, ze nienormalna, ze glupoty wygaduje, ze chciala dom wysadzic. Pomyslalem sobie ze damskiego boksera sam zaraz obije i poszedlem niewiasty szukac. W domu- perzyna. Rozbite szklo, porozrzucane rzeczy. W glownym pomieszczeniu siedzi sobie - kurczaczek. Niewiasta gora 40 kilogramowa, drobna, usmiech na twarzy.
Przedstawiam sie i pytam co sie stalo. A, maz sie wsciekl, mysli ze go zdradzam, awantura, wrzaski, Panie doktorze, ja juz nie mam sily. Spokojna, logiczna, zorientowana. Oz w morde, mysle sobie. Zaraz wezwe Policje i sie gadowi zalozy fioletowa teczke. No, ale. Poniewaz sedzia musi bezstronny byc ide do kuchni, a tam chlop mi pokazuje porozwalane sprzety, kupka cukru na palniku (?) co nia ta zona chciala niby chalupe podpalic, demolka lokalu ogolna. Opowiada jak to szalu dostala, ze psychiczna. Dzieci z wyrazem oczu zastraszonych krolikow kiwaja zgodnie glowami.
Long story short: po godzinie nie mialem bladego pojecia o co tu w tym wszystkim biega. Poinformowalem obojga zainteresowanych ze nic tu dla mnie i ze zawiadamiam Policje jako organ nieco bardziej wlasciwy do przyjmowania zgloszen o pobicie. W tym momencie kobieta mowi: "A o Marzenke prosze sie nie martwic". Taaaaaakk???? "Bedzie zdrowa, panie doktorze. Bo ja mam talerz od Boga na glowie i nim lecze ludzi"...
Potem byly bojowe okrzyki w karetce "Panie kierowco, na Tempelhoff", "Uprowadzenie Agaty" i piosenki z Powstania Warszawskiego.
Spotkalismy sie pozniej jeszcze kilkakrotnie w trakcie zaostrzen. Za kazdym razem byly problemy zeby ja do karetki zapakowac- nigdy nie chciala jechac na wycieczke. I zawsze wygladala na najnormalniejsza osobe na swiecie.
środa, 22 października 2008
Whitby
Whitby.
Miasteczko slynne z kilku powodow.
Na wzgorzu znajduje sie stare opactwo. A w zasadzie jego ruiny. Proces zniszczenia zapoczatkowany zostal przez Henryka VIII ktory ratujac skarbiec korony opodatkowal klasztory, opactwa i inne przybytki. Kaplani do kupy z mnichami zbuntowali sie ze placic nie beda. Na co Henryk VIII wywalil wszystkich na zbity pysk, a wlosci przejal i sprzedal. Troche to podobne do historii Templariuszy we Francji. Dziela zniszczenia dopelnil niemiecki pilot w trakcie II wojny zrzucajac bomby na zachodnie skrzydlo, obracajac go w perzyne.
Drugim powodem jest Drakula. Tak, tak - to wlasnie tutaj Hrabia zostal przywieziony z ponurego zamczyska Transylwanii. Dla ciekawych wystawa do ktorej zaprasza mowiaca glowa trzymana przez bezglowy korpus. W srodku jeki i wrzaski.
Trzeci powod to jet. Czarny kamien, wydobywany z morza- a w zasadzie drzewo ktore przelezalo w wodzie 180 milionow lat. Jest twarde jak kamien, wyglada jak onyks i przynosi szczescie.
Powod czwarty- samo miasteczko, ktore swoja struktura przypomina Krupowki. Stragany, sklepiki, fish-and-chips (kto tego nie jadl, nic nie wie o Krolestwie :D), muzea i stateczki na ktorych mozna wysluchac historii o kapitanie Cook'u w trakcie krotkiego rejsu po morzu (a ktory to kapitan jest kolejna miejscowa atrakcja).
Miasteczko jest na 2 pozycji jezeli chodzi o index odwiedzin w UK- przegrywa jedynie z Stonehenge.
Gdybyscie byli w okolicy- polecam :)
Ptaszki
Egzekutywa
Clinical Effectiveness Committee Meeting
W dawnych czasach naszych dziadkow istniala instytucja zebran.
Partyjnych.
Z opowiesci, od ktorych wialo nieodmiennie groza, mozna bylo dowiedziec sie o zdretwialych nogach, opadajacych powiekach i bolacych wiadomo co.
Szczesliwie nadszedl czas zmian. Steropian zmiotl beton, nastala wolnosc, rownosc i podatki osobiste. O zebraniach POP zapomnieli wszyscy, a egzekutywa odeszla w mroki dziejow razem ze smokami, strzygami i Baba Jaga.
Nie wszedzie jednak swiatle idee wyparly ciemnogrod.
Na dzisiejszej liscie bylo jedynie kilka skopii co dawalo szanse na szybkie wyjscie na swieze powietrze. A moze nawet jakis krotki wypad nad morze?
Niestety.
Sprawdzilem emila. Okazalo sie ze po poludniu mamy CECM...
Znikniecie tych parowek wywolalo niemaly zamet- to fakt.
Byl to jednak zamet grubymi nicmi szyty i dobrze wiemy lep jakiej propagandy czai sie za tymi nicmi.
Dlatego musimy powiedziec twardo.
I stanowczo:
Parowkowym skrytozercom mowimy NIE!
W dawnych czasach naszych dziadkow istniala instytucja zebran.
Partyjnych.
Z opowiesci, od ktorych wialo nieodmiennie groza, mozna bylo dowiedziec sie o zdretwialych nogach, opadajacych powiekach i bolacych wiadomo co.
Szczesliwie nadszedl czas zmian. Steropian zmiotl beton, nastala wolnosc, rownosc i podatki osobiste. O zebraniach POP zapomnieli wszyscy, a egzekutywa odeszla w mroki dziejow razem ze smokami, strzygami i Baba Jaga.
Nie wszedzie jednak swiatle idee wyparly ciemnogrod.
Na dzisiejszej liscie bylo jedynie kilka skopii co dawalo szanse na szybkie wyjscie na swieze powietrze. A moze nawet jakis krotki wypad nad morze?
Niestety.
Sprawdzilem emila. Okazalo sie ze po poludniu mamy CECM...
Znikniecie tych parowek wywolalo niemaly zamet- to fakt.
Byl to jednak zamet grubymi nicmi szyty i dobrze wiemy lep jakiej propagandy czai sie za tymi nicmi.
Dlatego musimy powiedziec twardo.
I stanowczo:
Parowkowym skrytozercom mowimy NIE!
wtorek, 21 października 2008
Dzien jak codzien
Czyli mlynek. Najpierw trzeba sprawdzic kto przyszedl i po co. Papiery, badania, wywiad (jezeli pacjent nie trafil wczesnie do mnie to znaczy ze wg. oceny nursow nadaje sie do zabiegu, co zasadniczo jest prawda). Usmiech, ocena cwiercsekundowa, wybor strategii. Rozladowac napiecie zartem czy moze rzeczowa rozmowa? Potrzymac za reke czy moze lepiej przedstawic opcje? A wszystko to poza swiadomoscia. Do boju.
Zazwyczaj pacjenci wola wiedziec co sie bedzie dzialo. Stara prawda, ze stres przed nieznanym jest wiekszy. Opisuje dokladnie cale postepowanie az do zasniecia- reszte zasadniczo pomijam; no, chyba ze musze uprzedzic o czestych lub groznych powiklaniach. Wtedy pacjent ma "Scary Movie" for free.
Ciekawe ze w przypadku anestezjologa to nie dziala.
Mialem zabieg- dawno temu. Znieczulal mnie moj kolega, dobry fachman. A mimo to myslalem ze umre ze strachu. To nie byl brak zaufania, po prostu przypomnialy mi sie wszystkie, nawet najbardziej nieprawdopodobne powiklania.
Do "zapuszczenia" pacjenta mamy specjalny pokoj z pelnym ekwipunkiem bojowym. W trakcie moich przygotowan moj pielegniarek anestezjologiczny zagaduje pacjenta. Caly czas. Pyta co robi, gdzie pracuje, czy mecz ogladal. Nie do wiary jakie to skuteczne jest. Na monitorze 70-80/min., cisnienie w normie, ja Szczupak, ja Szczupak! Zaciagamy siec! Mozna zaczynac!!!
Tlen na twarz (kilka zartow na temat maski; musze wymyslic cos nowego bo zaczynam klepac w kolko to samo - a czlowiek traci wtedy przekonanie), pompy ON, fuzzy roundy edges i good bye, my love, sweet dreams :)
Proces zasypiania jest przyjemny. Odplywa sie w rozowa mgle. Do tego calkiem czesto zdarza sie, ze pacjenci po obudzeniu mowia o seksie :D Taki efekcik uboczny Propofolu zwanego mlekiem od wscieklej krowy.
Po pobudce transport do wybudzalni, monitory, tlen, kontrola parametrow- jezeli wszystko gra, przekazuje opieke nursowi z recovery, zlecenia przeciwbolowe i - nastepny pacjent.
Zazwyczaj mamy 6-8 zabiegow w ciagu dnia. To duzo. Jezeli zrobimy wszystko jak Pan Bog przykazal to zmiana zajmuje ok. 5-10 minut. Czyli wydluzenie kazdej o 5 daje 40 minutowe opoznienie na koniec dnia. Kwdrans to juz 2 godziny w plecy... A w brzuchu burczy:D
Na szczescie Ptysiek czeka na mnie z kolacja. Straszliwie nie lubie jesc odgrzewek z mikrofali :DDD
A czemu dzisiaj pisze zamiast pracowac?
Chirurg pojechal na wakacje :D
Zazwyczaj pacjenci wola wiedziec co sie bedzie dzialo. Stara prawda, ze stres przed nieznanym jest wiekszy. Opisuje dokladnie cale postepowanie az do zasniecia- reszte zasadniczo pomijam; no, chyba ze musze uprzedzic o czestych lub groznych powiklaniach. Wtedy pacjent ma "Scary Movie" for free.
Ciekawe ze w przypadku anestezjologa to nie dziala.
Mialem zabieg- dawno temu. Znieczulal mnie moj kolega, dobry fachman. A mimo to myslalem ze umre ze strachu. To nie byl brak zaufania, po prostu przypomnialy mi sie wszystkie, nawet najbardziej nieprawdopodobne powiklania.
Do "zapuszczenia" pacjenta mamy specjalny pokoj z pelnym ekwipunkiem bojowym. W trakcie moich przygotowan moj pielegniarek anestezjologiczny zagaduje pacjenta. Caly czas. Pyta co robi, gdzie pracuje, czy mecz ogladal. Nie do wiary jakie to skuteczne jest. Na monitorze 70-80/min., cisnienie w normie, ja Szczupak, ja Szczupak! Zaciagamy siec! Mozna zaczynac!!!
Tlen na twarz (kilka zartow na temat maski; musze wymyslic cos nowego bo zaczynam klepac w kolko to samo - a czlowiek traci wtedy przekonanie), pompy ON, fuzzy roundy edges i good bye, my love, sweet dreams :)
Proces zasypiania jest przyjemny. Odplywa sie w rozowa mgle. Do tego calkiem czesto zdarza sie, ze pacjenci po obudzeniu mowia o seksie :D Taki efekcik uboczny Propofolu zwanego mlekiem od wscieklej krowy.
Po pobudce transport do wybudzalni, monitory, tlen, kontrola parametrow- jezeli wszystko gra, przekazuje opieke nursowi z recovery, zlecenia przeciwbolowe i - nastepny pacjent.
Zazwyczaj mamy 6-8 zabiegow w ciagu dnia. To duzo. Jezeli zrobimy wszystko jak Pan Bog przykazal to zmiana zajmuje ok. 5-10 minut. Czyli wydluzenie kazdej o 5 daje 40 minutowe opoznienie na koniec dnia. Kwdrans to juz 2 godziny w plecy... A w brzuchu burczy:D
Na szczescie Ptysiek czeka na mnie z kolacja. Straszliwie nie lubie jesc odgrzewek z mikrofali :DDD
A czemu dzisiaj pisze zamiast pracowac?
Chirurg pojechal na wakacje :D
poniedziałek, 20 października 2008
O nauczaniu slow dalszych kilka
Ujme to tak. Polskie dzieci przyjezdzaja do UK. WIADOMO ze z powodow jezykowych oraz roznic materialowych nie sa w stanie zdac testu kompetycyjnego. Wiec nikt od nich tego nie wymaga- odbywaja sobie rozmowe/badanie z psychologiem ktory okresla co dziecko moze a czego nie i na tej podstawie planowana jest jego dalsza edukacja.
Nie wiem czy widzicie moj punkt widzenia (wcale sie nie upieram ze jest dobry): to nie ma znaczenia dla wykonywanej w przyszlosci pracy jaka wiedze w podstawowce dziecko przyswoi do glowy. Natomiast to jak sie uczy, w jakim tempie przyswaja wiadomosci i jak potrafi je wykorzystac- swiadczy o jego przydatnosci w spoleczenstwie.
Kto jest bez winy niech rzuci kamieniem: w podstawowce i liceum uczyliscie sie geografii. Ile z tego pamietacie? Nazwy kontynentow? OK. Stolice Europy? Cool. Stolice Afryki? Tez? Kto pamieta jakiego kraju stolica jest Wagadugu zwane z angielska Ouaguadougou?? (bez googlownia prosze;).
Nasza ostateczna wiedze, potrzebna do wykonywania zawodu, zdobywamy po czesci na studiach, po czesci w trakcie przyuczania do zawodu. Nie znam ani jednego lekarza ktory by sie nadawal do leczenia ludzi po studiach. ANI JEDNEGO. Niech podniesie reke kto sie leczy u stazysty.
Wiedza dziecka w szkole podstawowej jest NIEISTOTNA. Istotne jest rozwijanie jego zdolnosci logicznego myslenia, zdolnosci poznawczych, zdolnosci tworczych. Po to musi wykazac sie niepotrzebna w pozniejszym zyciu wiedza.
Osobiscie nie potrzebuje ABSOLUTNIE do wykonywania mojej pracy informacji ktore mi wtlaczano do lba w trakcie mojej edukacji nt. zloz wegla, orbitalu 4s, wzoru kafelkowego dekstrozy czy rozmnazania sie pantofelka.
JEST TO INFORMACJA O KANT DUPY POTLUC.
Ale...
Po to wymagamy tego od dzieci zeby sprawdzic czy potrafia przyswajac informacje. Czy potrafia z nich wyciagac wnioski. Czy potrafia je wykorzystac do rozwiazania postawionych przed nimi zadan. Tak widze proces nauczania.
Dlatego nieistotne jest dla mnie czy ktos test kompetycyjny zdal czy nie- jezeli do tego testu sie nie przygotowywal. Jezeli czytal Szekspira, nie napisze nic o Panu Tadeduszu. Ze kanony? Literatura polska? POLSKA??? LITWO OJCZYZNO MOJA TY JESTES JAK ZDROWIE??? Wpłynąłem na suchego przestwór oceanu- i gdzie Adas niby ta lodka brodzil, w Milanowku???
Sienkiewicz? Przeciez w swietle dzisiejszych kanonow to ultrarasista. Dzielacy swiat na cacy warcholow polskich i be ruch narodowowyzwolenczy Kozakow... (jezeli chcecie mnie powiesic za Sienkiewicza to wytlumaczcie mi Bohuna odjezdzajacego w zachodzace slonce...)
Podsumowujac: polska szkola skresla dzieci - ktore byly w stanie nauczyc sie obcego jezyka i przetrwac w krancowo trudnym srodowisku - wylacznie z powodu roznic programowych.
Dla mnie to jest bez sensu.
Nie wiem czy widzicie moj punkt widzenia (wcale sie nie upieram ze jest dobry): to nie ma znaczenia dla wykonywanej w przyszlosci pracy jaka wiedze w podstawowce dziecko przyswoi do glowy. Natomiast to jak sie uczy, w jakim tempie przyswaja wiadomosci i jak potrafi je wykorzystac- swiadczy o jego przydatnosci w spoleczenstwie.
Kto jest bez winy niech rzuci kamieniem: w podstawowce i liceum uczyliscie sie geografii. Ile z tego pamietacie? Nazwy kontynentow? OK. Stolice Europy? Cool. Stolice Afryki? Tez? Kto pamieta jakiego kraju stolica jest Wagadugu zwane z angielska Ouaguadougou?? (bez googlownia prosze;).
Nasza ostateczna wiedze, potrzebna do wykonywania zawodu, zdobywamy po czesci na studiach, po czesci w trakcie przyuczania do zawodu. Nie znam ani jednego lekarza ktory by sie nadawal do leczenia ludzi po studiach. ANI JEDNEGO. Niech podniesie reke kto sie leczy u stazysty.
Wiedza dziecka w szkole podstawowej jest NIEISTOTNA. Istotne jest rozwijanie jego zdolnosci logicznego myslenia, zdolnosci poznawczych, zdolnosci tworczych. Po to musi wykazac sie niepotrzebna w pozniejszym zyciu wiedza.
Osobiscie nie potrzebuje ABSOLUTNIE do wykonywania mojej pracy informacji ktore mi wtlaczano do lba w trakcie mojej edukacji nt. zloz wegla, orbitalu 4s, wzoru kafelkowego dekstrozy czy rozmnazania sie pantofelka.
JEST TO INFORMACJA O KANT DUPY POTLUC.
Ale...
Po to wymagamy tego od dzieci zeby sprawdzic czy potrafia przyswajac informacje. Czy potrafia z nich wyciagac wnioski. Czy potrafia je wykorzystac do rozwiazania postawionych przed nimi zadan. Tak widze proces nauczania.
Dlatego nieistotne jest dla mnie czy ktos test kompetycyjny zdal czy nie- jezeli do tego testu sie nie przygotowywal. Jezeli czytal Szekspira, nie napisze nic o Panu Tadeduszu. Ze kanony? Literatura polska? POLSKA??? LITWO OJCZYZNO MOJA TY JESTES JAK ZDROWIE??? Wpłynąłem na suchego przestwór oceanu- i gdzie Adas niby ta lodka brodzil, w Milanowku???
Sienkiewicz? Przeciez w swietle dzisiejszych kanonow to ultrarasista. Dzielacy swiat na cacy warcholow polskich i be ruch narodowowyzwolenczy Kozakow... (jezeli chcecie mnie powiesic za Sienkiewicza to wytlumaczcie mi Bohuna odjezdzajacego w zachodzace slonce...)
Podsumowujac: polska szkola skresla dzieci - ktore byly w stanie nauczyc sie obcego jezyka i przetrwac w krancowo trudnym srodowisku - wylacznie z powodu roznic programowych.
Dla mnie to jest bez sensu.
Husband Store
Przyszlo z dzisiejsza poczta.
Przerazajace ;)
Husband Store.
Sklep, ktory sprzedaje mezow, zostal wlasnie otwarty w Nowym Jorku, gdzie kobiety moga zakupic dowolnie wybrany egzemplarz. Wsrod instrukcji przy wejsciu znajduje sie opis na jakiej zasadzie dziala sklep.
- Mozesz odwiedzic ten sklep TYLKO RAZ!
- W sklepie jest 6 pieter. Wartosc produktow rosnie wraz z poziomem umieszczenia poszczegolnego egzemplarza.
- Kupujacy moze wybrac dowolny egzemplarz z danego pietra lub zrezygnowac z kupna i wstapic na wyzszy poziom. Nie jest mozliwe zejscie w dol za wyjatkiem wyjscia na ulice.
Tak wiec- kobieta wchodzi do Sklepu z Mezami zeby zakupic partnera. Opis pierwszego pietra brzmi: "Mezczyzni ktorzy maja prace".
Jest zaintrygowana ale idzie dalej na drugie pietro gdzie znajduja sie: "Mezczyzni ktorzy maja prace i kochaja dzieci".
Na trzecim znajduje tabliczke: "Mezczyzni ktorzy maja prace, kochaja dzieci i wygladaja przepieknie". Mysli sobie- "Oz, kurcze" ale ciekawosc pcha ja dalej.
Pietro czwarte. "Mezczyzni ktorzy maja prace, kochaja dzieci, wygladaja przepieknie i wykonuja prace domowe". "Jezusie Brodziaty" wykrzykuje niewiasta "Toz to nieprawdopodobne!".
Przyspiesza i wbiega na 5 pietro gdzie opis brzmi: "Mezczyzni ktorzy maja prace, kochaja dzieci, wygladaja przepieknie, wykonuja prace domowe i sa nieuleczalnymi romantykami UWIELBIAJACYMI SEX (dodane zgodnie z sugestia Marii :) )". Czuje ze chciala by cos wybrac, ale niepohamowana ciekawosc pcha ja na pietro szoste, gdzie jest napisane:
Jestes 31,456,012 odwiedzajacym to pietro. Nie ma tutaj zadnych mezczyzn. Jedynym powodem istnienia tego poziomu jest proba udowodnienia ze zaspokojenie oczekiwan kobiety nie jest mozliwe . Dziekujemy za odwiedzenie Husband Store.
WAZNE. Aby uniknac posadzenia o stronniczosc, wlasciciel sklepu otwarl po drugiej stronie sklep Nowa Zona.
Na pierwszym pietrze staly te ktore umialy gotowac.
Drugie okupowaly kochajace sex i umiejace gotowac.
Na pietra od 3 do 6 nikt nigdy nie wszedl.
Przerazajace ;)
Husband Store.
Sklep, ktory sprzedaje mezow, zostal wlasnie otwarty w Nowym Jorku, gdzie kobiety moga zakupic dowolnie wybrany egzemplarz. Wsrod instrukcji przy wejsciu znajduje sie opis na jakiej zasadzie dziala sklep.
- Mozesz odwiedzic ten sklep TYLKO RAZ!
- W sklepie jest 6 pieter. Wartosc produktow rosnie wraz z poziomem umieszczenia poszczegolnego egzemplarza.
- Kupujacy moze wybrac dowolny egzemplarz z danego pietra lub zrezygnowac z kupna i wstapic na wyzszy poziom. Nie jest mozliwe zejscie w dol za wyjatkiem wyjscia na ulice.
Tak wiec- kobieta wchodzi do Sklepu z Mezami zeby zakupic partnera. Opis pierwszego pietra brzmi: "Mezczyzni ktorzy maja prace".
Jest zaintrygowana ale idzie dalej na drugie pietro gdzie znajduja sie: "Mezczyzni ktorzy maja prace i kochaja dzieci".
Na trzecim znajduje tabliczke: "Mezczyzni ktorzy maja prace, kochaja dzieci i wygladaja przepieknie". Mysli sobie- "Oz, kurcze" ale ciekawosc pcha ja dalej.
Pietro czwarte. "Mezczyzni ktorzy maja prace, kochaja dzieci, wygladaja przepieknie i wykonuja prace domowe". "Jezusie Brodziaty" wykrzykuje niewiasta "Toz to nieprawdopodobne!".
Przyspiesza i wbiega na 5 pietro gdzie opis brzmi: "Mezczyzni ktorzy maja prace, kochaja dzieci, wygladaja przepieknie, wykonuja prace domowe i sa nieuleczalnymi romantykami UWIELBIAJACYMI SEX (dodane zgodnie z sugestia Marii :) )". Czuje ze chciala by cos wybrac, ale niepohamowana ciekawosc pcha ja na pietro szoste, gdzie jest napisane:
Jestes 31,456,012 odwiedzajacym to pietro. Nie ma tutaj zadnych mezczyzn. Jedynym powodem istnienia tego poziomu jest proba udowodnienia ze zaspokojenie oczekiwan kobiety nie jest mozliwe . Dziekujemy za odwiedzenie Husband Store.
WAZNE. Aby uniknac posadzenia o stronniczosc, wlasciciel sklepu otwarl po drugiej stronie sklep Nowa Zona.
Na pierwszym pietrze staly te ktore umialy gotowac.
Drugie okupowaly kochajace sex i umiejace gotowac.
Na pietra od 3 do 6 nikt nigdy nie wszedl.
niedziela, 19 października 2008
Rozmowy rozproszonych
Co zostalo, co sie zmienilo. Kto zostal, kto wrocil.
Znajomi wracaja z powrotem- ale na rozproszenie. Powod? Ot, po kilku latach odkladania zamarzyla im sie Polska. Nigdy tego kryli, zawsze podkreslali ze robota tu jest tymczasowa a przyszlosc widza w kraju bocianow Chelmonskiego i kabanosow z Sokolowa. To czemu z powrotem na obczyzne?
Nie uwierzycie. Szkola dzieci.
Okazalo sie ze dzieci zostaly poddane drobiazgowemu egzaminowi pod katem ich zdolnosci, wiedzy i mozliwosci- po czym odmowiono im przyjecia do panstwowej szkoly.
Myslalem ze to niemozliwe jest...
Imigranci w UK posylaja swoje dzieci do szkoly zgodnie z ich wiekiem. Nie ma znaczenia co umieja i w jakim stopniu znaja j.angielski. To jest problem SZKOLY zeby przystosowac ich do zycia i/lub dalszej nauki. Organizowane sa dodatkowe lekcje angielskiego. Nauczyciele sa kompletnie "Konfliktowi" ;) - oddani swojej pracy, wykorzystujacy swoja wiedze do budowania autorytetu. Nauczyciel jest oceniany z wynikow: ilu jego uczniow zdaje panstwowe egzaminy i z jaka nota. A jezeli ktos terroryzuje dzieci? To znaczy ze nie nadaje sie na nauczyciela. I pa pa.
Polska? Sami wiecie. Ale ze mozna odmowic przyjecia dziecka do szkoly- to mi sie w glowie nie miesci. :D
Dodane: po Waszych postach postanowilem rzecz na trzezwo uscislic, bo jako rzeklem, troche mi sie to we lbie nie miescilo. Otoz dziecka moga kontynuowac nauke w klasie 3 (zamiast w 6). Czyli- do szkoly chodzic beda tylko troche czasu straca. Poszlo glownie o jezyk polski (strata 4 lat nauki zaowocowala pewnymi, nazwijmy to eufemistycznie, problemami) oraz historia- calkowicie rozny program.
Swoja droga, jest to problem. Powiedzcie, czy dzieci powinny wyrownywac material zalegly? W UK nie, jednak musza zdac egzaminy ktore sa przewidziane. W Polsce musza, bo nie dadza sobie rady (?).
Gdyby ten system obowiazywal w UK, zadne z naszych dzieci nie moglo by sie uczyc na swoim poziomie...
Znajomi wracaja z powrotem- ale na rozproszenie. Powod? Ot, po kilku latach odkladania zamarzyla im sie Polska. Nigdy tego kryli, zawsze podkreslali ze robota tu jest tymczasowa a przyszlosc widza w kraju bocianow Chelmonskiego i kabanosow z Sokolowa. To czemu z powrotem na obczyzne?
Nie uwierzycie. Szkola dzieci.
Okazalo sie ze dzieci zostaly poddane drobiazgowemu egzaminowi pod katem ich zdolnosci, wiedzy i mozliwosci- po czym odmowiono im przyjecia do panstwowej szkoly.
Myslalem ze to niemozliwe jest...
Imigranci w UK posylaja swoje dzieci do szkoly zgodnie z ich wiekiem. Nie ma znaczenia co umieja i w jakim stopniu znaja j.angielski. To jest problem SZKOLY zeby przystosowac ich do zycia i/lub dalszej nauki. Organizowane sa dodatkowe lekcje angielskiego. Nauczyciele sa kompletnie "Konfliktowi" ;) - oddani swojej pracy, wykorzystujacy swoja wiedze do budowania autorytetu. Nauczyciel jest oceniany z wynikow: ilu jego uczniow zdaje panstwowe egzaminy i z jaka nota. A jezeli ktos terroryzuje dzieci? To znaczy ze nie nadaje sie na nauczyciela. I pa pa.
Polska? Sami wiecie. Ale ze mozna odmowic przyjecia dziecka do szkoly- to mi sie w glowie nie miesci. :D
Dodane: po Waszych postach postanowilem rzecz na trzezwo uscislic, bo jako rzeklem, troche mi sie to we lbie nie miescilo. Otoz dziecka moga kontynuowac nauke w klasie 3 (zamiast w 6). Czyli- do szkoly chodzic beda tylko troche czasu straca. Poszlo glownie o jezyk polski (strata 4 lat nauki zaowocowala pewnymi, nazwijmy to eufemistycznie, problemami) oraz historia- calkowicie rozny program.
Swoja droga, jest to problem. Powiedzcie, czy dzieci powinny wyrownywac material zalegly? W UK nie, jednak musza zdac egzaminy ktore sa przewidziane. W Polsce musza, bo nie dadza sobie rady (?).
Gdyby ten system obowiazywal w UK, zadne z naszych dzieci nie moglo by sie uczyc na swoim poziomie...
sobota, 18 października 2008
Lubicie lotniska?
Jest w nich cos takiego co mi marszczy skore na grzbiecie. Szczegolnie gdy na kogos czekam i moge obserwowac odlatujacych- brak informacji o kierunku lotu dodaje smaczku. Tak sobie mysle, ze to musza czuc ludzie na widok wyplywajacych statkow. No, ale jak sie mieszka hektary od morza... zostaja lotniska...
Samolot koluje, ryk silnikow- i nagle to ju z nie jest wielka niezgrabna kupa zlomu a dzikie zwierze, krol przestworzy.
Dzizaz. Poeta sie znalazl
W ogole lubie latac. Patrzysz na pas startowy i ciach- jestes w powietrzu. Jeszcze kilka chwil i nagle zdajesz sobie sprawe ze jestes kilkaset metrow ponad ziemia. Chmury, troche turbulencji - i wkraczasz w swiat slonca i blekitu .
... w dodatku natchniony :DDD
Pozdrowienia z zielonej wyspy.
Guiness time :D
Samolot koluje, ryk silnikow- i nagle to ju z nie jest wielka niezgrabna kupa zlomu a dzikie zwierze, krol przestworzy.
Dzizaz. Poeta sie znalazl
W ogole lubie latac. Patrzysz na pas startowy i ciach- jestes w powietrzu. Jeszcze kilka chwil i nagle zdajesz sobie sprawe ze jestes kilkaset metrow ponad ziemia. Chmury, troche turbulencji - i wkraczasz w swiat slonca i blekitu .
... w dodatku natchniony :DDD
Pozdrowienia z zielonej wyspy.
Guiness time :D
piątek, 17 października 2008
Popelnie harakiri
Dzien od rana zapowiadal sie pracowniczo. 8 zabiegow, jeden na brzuchu, co przedluza troche procedure, slowem- zeby sie wyrobic wszystko musi cykac tik-tak jak w zegarku.
Mily Pan Starszy zostal zoperowany z rana. I w poludnie byl super. Malo tego, nawet go nie bolalo. Ale korzystajac z mojego warunkowego wpisu ze jak boli, dac Tramadol, moja nadgorliwa Marlenka lupnela Panu Starszemu setke. Doustnie. No i zanim poszedl do domu to zaczely go meczyc okrutne rzygliwosci pospolite. Jak lezal- OK. Jak wstawal- paw. W koncu skonczylem zabiegi, patrze, rzyga czlowiek. Zawolalem Marlenke i kazalem dac superhiper antyrzygacz. Domiesniowo, bo Marlenka wytargala wenflona z zyly. Ucichlo. Zajalem sie kanapeczka, nagle- wpada Marlenka ze pacjenta trzeba wywiezc na Intensywna; do domu wypisac nie mozemy bo rzyga dalej. Patrze w karte- superhiper antyrzygacz nie podany.
To ja sie grzecznie pytam- kto tu k. rzadzi - cygan czy jego dzieci? Czegos tego nie dala, Merlenko jedna, jak napisane bylo??!?
A bo poczul sie lepiej.
Dobrz ze mialem rece o stolik oparte bo by mi sie barki zwichnely.
Jak chcesz zeby cos bylo zrobione, zrob to sam. Adam Slodowy. Pan Starszy juz sie usmiecha i patrzy na swiat i swojego jedynego przyjaciela anestezjologa z wdziecznoscia niezmierna.
Za pol godziny wypisze go do domu- zasadniczo juz jest ready to go, ale pospiech jest wskazany jedynie przy lapaniu pchel. A poza tym mi juz pora kolacyjna minela (chociaz pewnie Ptysiaczek czeka z niespodzianka :D) - a Marlenka zaczela nogami drobic, bo pozno.
Wiem.
Tez mam zegarek.
Mily Pan Starszy zostal zoperowany z rana. I w poludnie byl super. Malo tego, nawet go nie bolalo. Ale korzystajac z mojego warunkowego wpisu ze jak boli, dac Tramadol, moja nadgorliwa Marlenka lupnela Panu Starszemu setke. Doustnie. No i zanim poszedl do domu to zaczely go meczyc okrutne rzygliwosci pospolite. Jak lezal- OK. Jak wstawal- paw. W koncu skonczylem zabiegi, patrze, rzyga czlowiek. Zawolalem Marlenke i kazalem dac superhiper antyrzygacz. Domiesniowo, bo Marlenka wytargala wenflona z zyly. Ucichlo. Zajalem sie kanapeczka, nagle- wpada Marlenka ze pacjenta trzeba wywiezc na Intensywna; do domu wypisac nie mozemy bo rzyga dalej. Patrze w karte- superhiper antyrzygacz nie podany.
To ja sie grzecznie pytam- kto tu k. rzadzi - cygan czy jego dzieci? Czegos tego nie dala, Merlenko jedna, jak napisane bylo??!?
A bo poczul sie lepiej.
Dobrz ze mialem rece o stolik oparte bo by mi sie barki zwichnely.
Jak chcesz zeby cos bylo zrobione, zrob to sam. Adam Slodowy. Pan Starszy juz sie usmiecha i patrzy na swiat i swojego jedynego przyjaciela anestezjologa z wdziecznoscia niezmierna.
Za pol godziny wypisze go do domu- zasadniczo juz jest ready to go, ale pospiech jest wskazany jedynie przy lapaniu pchel. A poza tym mi juz pora kolacyjna minela (chociaz pewnie Ptysiaczek czeka z niespodzianka :D) - a Marlenka zaczela nogami drobic, bo pozno.
Wiem.
Tez mam zegarek.
Studium psychozy
Mialo byc o piatkowym przedweekendowym stanie submaniakalnym, ale...
Usiadlem wczoraj do "The Last King of Scotland" i nie moge sie otrzasnac. W ogole jakas ciekawa sekwencja mi sie trafila- najpierw samobojstwo na koniec "Arizona Dream" potem wybicie do nogi pokojowo nastawionych Indian w "Misji" a wczoraj studium psychozy maniakalnej.
O filmie pisac nie ma co; zastanawia mnie jedynie narracja. Mianowicie rezyser kompletnie zrezygnowal z glownego bohatera. Wisi mu czy go lubimy czy nie. Bogiem a prawda to ja go nie lubie...
Moja starsza duma i chluba dzielnie wytrzymala 2 godziny Afryki i wzruszyla sie nieco. Bo pokazali zabita Murzynke. A potem ukazuje sie info ze Idi Amin zabil 300 tysiecy ludzi w Ugandzie. Tu sie duma i chluba zdziwil. Ale nie wzruszyl.
I tu dochodzimy do sedna: wzrusza nas obraz zmasakrowanej mlodej kobiety. A 300 tys. trupow przyjmujemy do wiadomosci.
Zadzialal bezpiecznik wrazliwosci- no bo jezeli sciska nam serce tragedia jednostkowa to tragedia tysiecy powinna nas zakatrupic na miejscu - nieodwolalnie i na amen.
Dzisiaj kupie flaszke i puszcze sobie "Piratow z Karaibow". Przynajmniej sie wyspie.
Usiadlem wczoraj do "The Last King of Scotland" i nie moge sie otrzasnac. W ogole jakas ciekawa sekwencja mi sie trafila- najpierw samobojstwo na koniec "Arizona Dream" potem wybicie do nogi pokojowo nastawionych Indian w "Misji" a wczoraj studium psychozy maniakalnej.
O filmie pisac nie ma co; zastanawia mnie jedynie narracja. Mianowicie rezyser kompletnie zrezygnowal z glownego bohatera. Wisi mu czy go lubimy czy nie. Bogiem a prawda to ja go nie lubie...
Moja starsza duma i chluba dzielnie wytrzymala 2 godziny Afryki i wzruszyla sie nieco. Bo pokazali zabita Murzynke. A potem ukazuje sie info ze Idi Amin zabil 300 tysiecy ludzi w Ugandzie. Tu sie duma i chluba zdziwil. Ale nie wzruszyl.
I tu dochodzimy do sedna: wzrusza nas obraz zmasakrowanej mlodej kobiety. A 300 tys. trupow przyjmujemy do wiadomosci.
Zadzialal bezpiecznik wrazliwosci- no bo jezeli sciska nam serce tragedia jednostkowa to tragedia tysiecy powinna nas zakatrupic na miejscu - nieodwolalnie i na amen.
Dzisiaj kupie flaszke i puszcze sobie "Piratow z Karaibow". Przynajmniej sie wyspie.
czwartek, 16 października 2008
Pierwszy wpis...
Dziwne uczucie...
Zastanawialem sie jak powinien wygladac blog. Forma Konfliktowej? Jasna, prosta, przemyslana? Czy moze Agregata? Notki oddajace bardziej przemyslenia na temat otaczajacego swiata niz go opisujace, dopracowane w kazdym szczegole? A AB? Mysli zlapane w przelocie, utrwalone w sieci... A moze Tanczaca W Deszczu? Eksponowanie uczuc? Notki tracajce tesknote siedzaca w nas wszystkich...
Jak poprowadzic narracje zeby nie zabic wlasnego bloga juz w pierwszym poscie?
Nie zrzedzic :D
Parafrazujac F.Herberta: "Aby zrozumiec historie, musimy ja umiejscowic w czasie i przestrzeni"
Tak wiec: 2008, kilka lat po rozproszeniu, GB.
I dalej: anestezjolog, 20 lat zwiazku, dwie slawy i chwaly plci meskiej.
I wreszcie: po zlej stronie czterdziestki ;)
Motto na dzis?
What doesn't kill you, makes you stronger.
Moze nie zanudzilem Was na smierc...
Zastanawialem sie jak powinien wygladac blog. Forma Konfliktowej? Jasna, prosta, przemyslana? Czy moze Agregata? Notki oddajace bardziej przemyslenia na temat otaczajacego swiata niz go opisujace, dopracowane w kazdym szczegole? A AB? Mysli zlapane w przelocie, utrwalone w sieci... A moze Tanczaca W Deszczu? Eksponowanie uczuc? Notki tracajce tesknote siedzaca w nas wszystkich...
Jak poprowadzic narracje zeby nie zabic wlasnego bloga juz w pierwszym poscie?
Nie zrzedzic :D
Parafrazujac F.Herberta: "Aby zrozumiec historie, musimy ja umiejscowic w czasie i przestrzeni"
Tak wiec: 2008, kilka lat po rozproszeniu, GB.
I dalej: anestezjolog, 20 lat zwiazku, dwie slawy i chwaly plci meskiej.
I wreszcie: po zlej stronie czterdziestki ;)
Motto na dzis?
What doesn't kill you, makes you stronger.
Moze nie zanudzilem Was na smierc...
Subskrybuj:
Posty (Atom)