Szaman ostatnio doszedł do wniosku że trzeba odkurzyć podstawowe
skills’y anestezjologiczne i zażądał transferu do ośrodka, gdzie się igły w krzyż wbija. Jakos tak wieczorową pora zasiadłem sobie ze szklaneczka i popadłem w przydum. Że znaczy po cholere mu to było. Toż człowiek wbija te pierońskie igły od lat wielu, że się teraz tego robi mniej - a w zasadzie wcale - to jeszcze nie znaczy że w mózgu nastąpił jakowyś zanik. Na rowerze też lata całe nie jeździłem a w dalszym ciągu jak wsiądę to pojadę. W trakcie upijania szklaneczki pogląd zaczął mi się zmieniać nieco - Szaman człowiek mądry jest i uczony, jak on se taki odrdzewiacz zafundował, to chyba wiedział co robi. Pod koniec szklaneczki nastąpiła całkowita - i przeciwstawna - polaryzacja poglądów. Tyż se jakiś igiel wbiję. Znaczy nie se tylko w pacjenta, ale własnymi ręcyma.
Pacjentka trafiła się dość szybko, z racji typu zabiegu i niekoniecznie najzdrowszego układu oddechowego była wymarzonym obiektem do wykonania tak zwanego pp. Czyli podpajeczynówki. W trakcie mojego namawiania sama powiedziała ze chciala by miec właśnie takie - tu mi się żuchw obsunął nieco na poziom edukacji pacjenta - i juz po chwili mieliśmy ustalony plan działania. Pierwsza na liście, igła w krzyż i do boju.
Nadszedl dzień zero. Najpierw chirurg przylazł sobie na czas - czyli w momencie gdy pacjent powinien leżeć sobie na stole. Po potwierdzeniu typu zabiegu, tożsamości pacjenta
i świadomości chirurga przystąpiliśmy do dźgania. Tu ciekawostka. Mianowicie w DCU - czyli w zakładzie chirurgii dnia pierwszego i ostatniego (bo jedynego) - nie za bardzo da się włupać pacjentowi standardowej dawki anestetyku miejscowo działającego. Może i mu wszystko do wieczora wróci - ale prawopodobnie będziemy go musieli wysłac do zaprzyjaźnionego szpitala, żeby mu pomóc się wysikać w nocy. Dlatego też daweczka jest mniejsza. Malutka wręcz. Gdyby ktoś tego nie robił, używa się 1 ml 0,5% Bupivacainy. Do tego 25 mcg fentanylu, rozpuszcza się to solą do 2 ml... Niby przepis jest sprawdzony, alem sam nigdy jaj takich nie robił. I jak pacjent miał tę igłę w krzyżu, targnęły mnie wątpliwości. Uzywałem juz 7,5 mg mieszanki, to była moda dwa lata temu, ale 5 mg nigdy. A jak nie zadziała?
Zadziałała. Pierwszy ml. podany pod kątem 45 stopni doogonowo w dół, potem barbotage - i zaczęło się
radosne choc nieco nerwowe oczekiwanie. Co prawda zlazło konkretnie, bo dopiero po pół godzinie blok był kompletny, ale za to milusi, z nieznacznym tylko spadkiem ciśnienia i praktycznie bez wpływu na nózię przeciwpołożną. Sześć godzin po zabiegu po bloku nie pozostał nawet ślad, pani ze śpiewem na ustach pomaszerowała do domu.
Spodobało mi się. Wyczytałem ostatnio w „Anaesthesia” technikę z 4 mg Bupivacainy. Trzeba będzie wypróbować nastepnym razem.
Ciekawe przy jakiej dawce anestezjolodzy domyslą się w końcu, że Bupivacaina nie jest potrzebna
w ogóle...