Łódką bujało lekko na krótkiej fali Morza Czerwonego. Kovalik leżał na górnym pokładzie i łapczywie chłonął fotony, które w obfitości lały się z niebieskiego nieba. Płynął na Abu Kafan, uważaną za jedna z piękniejszych raf w okolicy Safagi. Spod półprzymkniętych oczu leniwie wpatrywał się w linię brzegową po prawej. Piękno dwóch różnych odcieni niebieskiego - morza i nieba - przeciętych żółto-rdzawym pasem pustynnych gór nie pozwalało oderwać wzroku. Z lubością wciągnął ciepłe powietrze w którym zapach pustyni walczył o lepsze ze słono-wodorostową tonacją.
W sumie nie chciał lecieć. Na koncie zero kasy, karty kredytowe zapchane miał do granic możliwości, szpital jak zwykle miał opóźnienia w płatnościach. Jednak po ostatnich doświadczeniach doszedł do wniosku że tak dalej nie można. Toż od nadmiaru roboty nawet mały koń zdechnąć może. Ostatnim impulsem który popchnął go do desperackiego pogrążenia się w ruinie finansowej był telefon od Barnaby. Okazało się że nie może on lecieć na wykupione wcześniej wczasy a zgodnie z polityką firmy z która leciał, mógł odzyskać jedynie 50% poniesionych kosztów. Barnaba znany był ze swojej oszczędności, pieniądze traktował nabożnie i ze skupieniem, stąd jego szczodra oferta - leć, oddasz 80% jak będziesz miał. Święty by się skusił.
Na lotnisku wypatrywał znajomych twarzy, ostatecznie środowisko nurkowe nie jest wyjątkowo liczebne, jednak nikogo nie spotkał. Co robić. Opcja all-inclusive zapewniała darmowe drinki z palemką, a pięciodniowy pakiet nurkowy wykluczał możliwość zanudzenia się na śmierć. Dodatkową atrakcję stanowiły dwa głębokie nurkowania jakie miał nadzieję zrobić. Specjalnie z myślą o nich zapisał się na dodatkowy kursik, rozszerzający jego uprawnienia do 40 metrów. Zgodnie z polityka firmy PADI nazywało się to szalenie elegancko Deep Diver, w rzeczywistości wysłuchał pogadanki na temat ryzyka i objawów narkozy azotowej, przeliczył czasy przebywania pod wodą na powietrzu, policzył maksymalny nitrox, po czym wykonał dwa nurkowania. Pierwsze na 30 a drugie na 34 metry. Pojechał nawet w tym celu specjalnie do Hermanic; co prawda mógł niby spróbować przekroczyć wymagane 30 metrów w Zakrzówku, ale znawcy twierdzili że wynik takowegoż był dwunożny - albo się udo albo nie udo. Dodatkowym zniechęcaczem był smród siarkowodorowego bełtu na dnie, który potrafił ponoć prześladować człowieka długo po wykonaniu nurów. Wysiłek opłacił się - został posiadaczem ślicznego kartonika z delfinkami pozwalający mu nurkować na niewyobrażalną jak dla niego głębokość.
- Brieefing! - wykrzyczane z ostrym, niemieckim akcentem, wyrwało go z przyjemnych rozmyślań. Też akurat musiał się mu trafić niemiecki dive master. Pod wodę zabierał pół sklepu - twin jak do nurkowań głębokich, pełny zestaw różnego rodzaju szpejstwa, świczki, worki i nożyczki... Nawiedzony. Do tego Kovalik czuł się jak na kondycyjnym obozie wojskowym. Problem w tym że był jedynym Polakiem w grupie, partnerów do ewentualnego buntu nie miał - reszta ośmioosobowej grupy składała się z Niemców, którzy za zupełnie normalne uważali, że nurek ma się ubrać w trzydzieści sekund i być gotowym do skoku. Co nieodmiennie, mimo kilku wspólnie spędzonych dni, wzbudzało zdumienie Kovalika: Niemcy stawali karnie w rządku i na komendę „Aus!” lądowali w wodzie jak komando fok. Po pierwszym dniu, kiedy pchający z tyłu współnur wrzucił go na poprzedzającą kobietę - dzięki czemu Kovalik walnął żuchwą w jej butlę, a na jego plecach wylądował popychacz - zajmował ostentacyjnie ostatnie miejsce w rządku. Nie będzie mi Niemiec na plecy dżampał, mowy nima...
Hans szybko przekazał mu po angielsku to co wcześniej oznajmił swoim pobratymcom, narysował orientacyjną mapkę rafy, pokazał trasę i przewidywane głębokości, ustalił zakresy ciśnień w butli o których chciał być informowany i zapytał czy „Fersztejen” oraz „Alles gut?”. Po czym wskazał na zegarek, westchnął i powiedział „Funf minuten”. Już się naumiał że Kovalikowi „Drai minuten” nie mówi nic.
Kovalik zlazł na dół by się przekonać że w trakcie ich odprawy całe komando zdążyło się ubrać, założyć graty i ustawić karnie w kolejkę. Maski na czole, automaty w ręku... Łomatko. Skacząc raz na jednej, raz na drugiej nodze wbijał się w swoją funkiel-nówka 5 mm piankę. Złożył sprzęt, ustawił na ławce gotowy do zapięcia, szybko zarzucił graty na plecy, dociągnął sprzączki, założył rękawice, maskę i dumny spojrzał na Hansa, który ze stoickim spokojem stał i trzymał jego pas z ołowiem. Krrrrrrwwwwwwwi!!! - śladowe resztki genów spod Grunwaldu zawyły Kovalikowi pod czaszką na widok jego uśmiechniętej gęby, zrzucił graty, założył pas i zaczął od nowa drogę przez mękę. Szczęśliwie komando musiało dostać wcześniej rozkaz „Stillgestanden!!!” bo nawet jednemu oko nie drgnęło.
„Aus!!!” - łomot nóg zlał się z kolejnymi pluskami fok walących o powierzchnię morza. Kovalik sprawdził raz jeszcze czy wszystko gra, rozglądnął się dookoła i spokojnie dżampnał do wody. Lubił to uczucie. Nagle butla przestawała uwierać, sprzęt na plecach robił się praktycznie nieważki, a człowiek przenosił się do innego wszechświata. Hans wymienił pięć znaków poprawnej procedury zanurzeniowej, Kovalik zmałpował wszystkie gesty, sprawdził przyrządy, strzelił w komputer który ostatnio coś się włączać nie chciał bez dodatkowej zachęty i zanurkował. W parze miał młodą Niemkę która zazwyczaj płynęła ze swoimi przyjaciółmi trochę z przodu, robiąc im zdjęcia, więc Kowalik praktycznie zamykał grupę. Nawet tak wolał - nie musiał się rozglądać dookoła za szalonym dziewczęciem które pod wodą wykazywało cechy bardziej przystające do szurniętego nastolatka z ADHD niż członka narodu mającego w swojej puli genowej Bismarcka czy Ulryka von Jungingen.
Jako ze skiper wyrzucił ich z łódki dobre 50 merów od rafy, płynęli na głębokości ok 10 metrów, otoczeni z każdej strony błękitem. Słońce, stojące blisko zenitu, oświetlało całą grupę, cień Kovalika rzutowany na nieskończona głębię powtarzał wszystkie jego ruchy... Po raz pierwszy w życiu doświadczał tego co wcześniej opowiadali mu inni - dna nie było widać, miał wrażenie że szybuje, bardziej na kształt ducha w powietrzu niż stukilowego, obciążonego 20 kilogramami, chłopa. Na wprost kolor błękitu nieco zmienił tonację, Kovalik uniósł głowę i zobaczył majaczącą ścianę rafy. Dociągnął do grupy, wymienili się znakami że wszystko w porządku - OK-OK - po czym dive master spokojnie pociągnął ich w prawo. Dopłynęli do przesmyku w rafie,przepłynęli na jej wschodnią stronę i zgodnie z planem zeszli dość szybko w dół. Kovalika zamurowało. Pionowa ściana z której wyrastały, na kształt wielkich, dwumetrowych wachlarzy, ażurowe ramiona korali, zamieszkała była przez dziesiątki tysięcy ryb i rybek, które w stadach pływały to w jedną to w drugą stronę, szukając pożywienia. Wielobarwny tłum przewalał się leniwie niewiele sobie robiąc z bulgoczących stworów, przepływających obok. Ściana rafy ginęła gdzieś w dole, zgodnie z informacjami przekazanymi prze Hansa pionowy uskok miał ponad 100 metrów.
Zauważył że poprzedzająca go trójka zaczyna nawracać, sprawdził manometr, pokazał przepływającemu powyżej Hansowi że ma 110 barów i zgodnie z planem spokojnie zaczęli wychodzić na mniejszą głębokość. Wyrównali na 15 metrach. Życie zdecydowanie zmieniło się. Większe ryby zniknęły, ich miejsce zajęła drobnica w ilościach przekraczających wszelkie wyobrażenie. Czerwone, pomarańczowe, rude, niebieskie, w kropki, w ciapki i w paseczki... Niesłychane. Zaczęli dopływać do przesmyku. Kovalik rozglądnął się dookoła, jego współtowarzyszka w pogoni za jakąś rybką zamiast wpłynąć w przesmyk, zaczęła okrążać rafę po jej południowej stronie. Poczuł ukłucie niepokoju. Zaraza jedna, Hans wyraźnie podkreślał że wracają ta sama drogą, południowy koniec owiany był złą sławą. Kovalik zszedł nieco niżej i przyspieszył. Rzucił okiem na manomer - 7 barów. O powietrze nie było się co martwić, na 5 metrze z tą ilością można było wisieć i pół godziny. Wypłynął za załom w sam raz by dojrzeć, że dziewczyna znajduje się jakieś dwadzieścia metrów niżej. Kovalik nie zastanawiając się spuścił powietrze, ustawił się pionowo i przyspieszył jeszcze, jego Twin-Jet’y oddawały włożona energię zgodnie z zapewnieniami producenta, stopniowo zbliżał się do dziewczyny, nagle zza jej pleców wystrzeliła długa macka macka która owinęła się wokoło wyciągniętej ręki Kovalika. Nie namyślając się długo, pociągnął ją mocno, złapał dziewczę w pasie i ciął nożem, najpierw to co złapało go za przegub a potem macki oplatające brzuch partnerki. Stwór wychylił się zza pleców dziewczyny i zwrócił w jego stronę zielone oczy z których pociekły łzy. Niedobry, zdawały się mówić, jak żesz tak, jam tu na ciebie czekała a ty z nożem... ...choć, pohasać dziś na trawie... ...wpatrzony w nieziemską zieleń, promieniującą ciepłem i dobrocią, Kovalik puścił nóż i wyciągnął dłoń. Dotknął jej twarzy, przymknęła nieco oczy i uśmiechnęła się smutno. Zbliżył się, chciał całować te śliczne usteczka, pocieszyć, zapewnić że pod jego opieka nic się więcej złego stać nie może i w tym momencie poczuł ból w okolicy krocza. Jego współnur, nie certoląc się zbytnio, wyrżnął go kolanem w czułe miejsce, wyrywając z transu. Walcząc o odzyskanie oddechu, rzucił okiem na komputer. 58 metrów. Stwór gdzieś zniknął. Nacisnął inflator w jackecie i wolna ręką pokazał dziewczęciu znak wynurzenia. Kiwnęła głową, widział że pompuje ile wlezie, pracowali płetwami jak szaleni a mimo to komputer nie chciał potwierdzić że wychodzą na powierzchnię. 60 metrów. Bolała go głowa, jej twarz porosła mchem, z uszu wypłynęło malutkie Nemo i z odrazą dziubło go w palec. Coś złapało go za kark, długi, cętkowany wąż capnął jego towarzyszkę za kołnierz i nagle Kovalik poczuł że ciśnienie w uszach mu maleje... Rzucił okiem na komputer, mała ośmiornica gotowała sobie obiad na stosie jednorazowych zapalniczek, przymknął oko, wystawiła język i odwróciła się plecami. Odbiło mu się grochówka. Ktoś uderzył go w twarz. Hans z uwagą wpatrywał się mu w oczy. Ach, kochaniutki, ja hetero jestem, co też ci w głowie, toż ja taki nieumalowany... Bić się chcesz, chamie? - po drugim strzale w pysk ryknął groźnie w automat i zamachnął się do uderzenia. Poczuł że mu niedobrze. Strzelił pawia, ustnik wypadł mu z ust, wszystko wirowało, zamknął oczy. Dzizzazzz.... niech ktoś mnie zdejmie, ja chcę na ziemię, co mnie podkusiło żeby na kucyka wsiadać... Poczuł kolejne uderzenie, Hans włożył mu automat w zęby mało ich nie wybijając. Na migi zapytał OK? Kovalik potrząsnął głową, starając się dojść do siebie. Gdzie jesteśmy? Żadnej rafy, wisimy w toni... Komputer? 18 metrów. Podczepieni do bojki Hansa dryfowali sobie spokojnie. Zobaczył że Hans sprawdza mu manometr, rzucił okiem - pół bara. Komputer? Deco 14 minut... W życiu nie wystarczy, chyba że mi skrzela urosną, zarżał ponuro. Dziewczyna oddychała z hansowego podstawowego automatu, sam Hans wisiał na rezerwowym. Gdy złapał wzrok Kovalika, na migi pokazał żeby wymieniali się ustnikiem zdziewczyną. Dwa wdechy - oddać ustnik. Dwa wdechy - oddać ustnik. Czuł jak powoli wraca do rzeczywistości. Hans stopniowo podnosił ich na lince, w końcu odstali swoje, Kovalik pokazał na migi, że jego komp uznał deco za zakończone, Hans w odpowiedzi pokazał że dziewczyna ma jeszcze 6 minut i dał Kovalikowi znak żeby spadał. Wyszedł na powierzchnię i rozglądnął się dookoła. Ich łódka znajdowała się w odległości 30 - 40 metrów. Ktoś machał na niego ale pomyślał że zostanie z Hansem i dziewczyną. Głupio mu było odpłynąć. W końcu sprawę rozwiązali tubylcy, którzy podpłynęli z lina i zawlekli go na łódkę.
Siedział na górnym pokładzie i pił herbatę. Mocna, gorąca, z kardamonem i toną cukru. Po wyjściu z wody Hans uparł się żeby oddychali czystym tlenem, jako że butla była jedna więc siedzieli koło siebie i wymieniali się automatem, zupełnie jak pod wodą. W końcu problem sam się rozwiązał bo skończył się tlen. Dostali po butelce wody w celu nawodnienia i herbacie - żeby się zagrzać. Niech ta będzie. Wolałby co prawda solidną banię, czuł jak trzęsą mu się ręce, ale Hans był nieubłagany. Żadnego alkoholu. Dziewczyna zniknęła żeby się przebrać, Kovalik też poczuł że przyda mu się polar. Wyszedł na pokład i zapatrzył się w dal. Morze leniwie falowało, leciutka bryza mierzwiła mu włosy, spokój tego miejsca był zupełnie nie na miejscu po horrorze który przeżyli. Choć jeden mały piorun, burza jakaś... pomyślał ponuro Kovalik. Z tyłu usłyszał że ktoś się zbliża, odwrócił się, podchodziła jego towarzyszka. Nawet ładniusia - uśmiechnął się promiennie od ucha do ucha. Co prawda dziewczyna nie mówiła po angielsku a Kovalik po niemiecku ale ostatecznie w czasie seksu wcale nie trzeba rozmawiać... Dziewczyna podeszła i miękkim ruchem uniosła trzymany w ręku jacket... Z wyrzutem w oczach pokazała mu pocięte pasy i zapięcia... Uśmiech powoli spełzł mu z twarzy... Oż w mordę... No cegój sie tak patrzy... Toż ta zielonooka maszkara by cię tam zjadła... Ja tylko niosłem pomoc...
24 komentarze:
Nasuwa się pytanie, jak długo jeszcze wytrzyma głowa (i już nie tylko głowa) Kovalika po tak licznych ciosach, które spadają na niego bez ostrzeżenia. Nawet na urlopie ma pod górkę...;-)
Czysty zwykły odpoczynek może zabić! Zawsze trzeba się w coś wkręcić, kogoś pociąć, coś zepsuć, rozbić samochód - wiem po sobie:)
Ten typ zaczyna mnir przerazac. Straszny tarapat...
;)
Taaak, Kovalik twardy jest ...
Jakże barwna historia w pięknych okolicznościach przyrody Morza Czerwonego, z udziałem Krzyżaków ;)
T.
Krzyżak Twój wróg :D
Ale żeby było zgodnie z historią, to cięcie macki przez Kovalika mogłoby być wykonane nagim mieczem (jednym z dwóch, które królowi Jagielle podarowali posłowie krzyżaccy) ;D
T.
Ach, a ja czekałam na podwodne miasto i plugawe rybo-stwory rodem z Lovecrafta :) Ale Wielki Ctulhu też ma macki, to mógł być on!
O rany... Kovalika mi szkoda - jeszcze trochę a wiecznie będzie miał wstrząśnienie mózgu - Abi nie przesadź, bo chłop z niego fajny i przygody miewa nietuzinkowe ;)
Poza tym - utwierdzasz mnie w przekonaniu, że muszę, muszę, muszę zapisać się na kurs nurkowania :)
Aaaaaabiiiii miszczuuuu :-))))))))
Czytałam zatkana na amen :-))))
Muszę iść łyknąć tlenu w powietrzu ;-P
A Kovalik fajny chłop :-)
nika
Przez chwilę myślałam, że z rafy zaatakuje... Donald Tusk ;P
A tak poza tematem samego Kovalika, czym takie zaburzenia i majaki mogły być spowodowane przy nurach? Źle dobrana mieszanka do głębokości/ciśnienia złe wychodzenie i dekompresja czy jeszcze cuś innego?
A tak poza tym Abi jesteś okrutny :D znów mi robisz smaka na nury :D
Zaburzenia i majaki ma się zazwyczaj od samego przebywania na terytorium Egiptu :)))
T., to byli Goci ;)
Nomad, sekcja specjalna zawsze lojalna!!!
T., chyba ze dzieweczka by ich przysiadla dupka, jako ta Danusia orzeszki...
KK, moze jeszcze tam trafia, kto wie ;) Kovalik nadal w Egipcie siedzi. Co prawda jutro wyjezdza do Luksoru, ale ciii.
Malutka, nurkowania polecam. Cos zupelnie innego. Moze sie wtedy w Egipcie spotkamy :)
Nika, dzieki - mozna oddychac!
;D
Doro, ale cegoj bidny Donald mialby sie po obcych ladach wloczyc???
Nomad, mnie azot przytepia od 35 metra. Wole jednak nitrox 28 - czas dluzszy a i ppN nie takie wredne. Widzialem kiedys jak kumpla zamurowalo na 40 metrach - wisial przy rafie i cos tam widzial. Na powierzchni nic z tego nie pamietal.
Siv, szczegolnie jak czlowieka dorwie upal, sraczka i darmowe drinki z palemka ;D
Kumpel wracał kiedyś z nurkowania. Targał te wszystkie mokre gadżety, jakiś taki lekko skołowany.
- Gdzie byłeś? - Pytam go.
- Nurkowałem na matrixie...
- Chyba na nitroxie..?
- Nie! Na matrixie - odpowiedział z mocą :D
Pozdrowienia
Moze na trimiksie?
Nawet podobnie brzmi ;D
A ten Egipt to bardzo egzotyczny pomysł... :) Czemu nie? ;)
Ladne miejsce - i niedaleko.
PS- nie moge za cholere zakomencic u Ciebie, cos moja przgladarka zle dziala z tym ukladem - ale bylem i widzialem :)
Widziałeś? I się nie przestraszyłeś? ;P
Komeńć, komeńć, bo mi to skrzydeł dodaje.
Jagienka Abi, Jagienka lubiła orzechy. Danuśka z wielkiej miłości ducha wyzionęła bez wdychania tri_mixa w matrixie ;)
Zaraza jedna z tymi gazami - wszystko sie w glowie miesza ;D
Faktycznie, toz PCK potem Jurandowi wzrok naprawilo, jak sie Danusce szczezlo.
A tu ponoc byla taka pani co sie zwala Sticky Wicky i wyciagala rozne przedmioty zgodnie z nickiem. Ciekawe czy by taki orzeszek potrafila dupka schrupnac...
odlot na legalu :) narkoza azotowa - polecam :) mnie ostatnio cieplo sie zrobilo przy 42m. "swiat zawirowal" przy 48. jeszcze z glowa bylo robione gdyz pamiec na powierzchni nie odmowila wspolpracy. ale to wlasnie egiptowo tak ma. upal malo plynow bezalkoholowych i lekarstwo na zemste faraona. regolarne nury w naszych wodach i 50 bez atrakcji :(
Heh nawet i na SOR można oberwać po pysku :/ nic tylko wyposażyć ratowników w tasery :D
Pobił ratownika
Abi mistrzu złoty toż mnie to odwiedzin w Egiptowie jeszcze trzy tygodnie zostały a po lekturze już weszłam w fazę słonko-nurek-drzemka-nurek-książka-słonko.
Kovalikowe reminiscencje przypomniały mi własny zjazd o ładnych parę metrów za daleko (czego nie zauważyłam) bo rekin piękny był. I jak mnie partnur postukał w ramię to z wrażenia automat wyplułam bo gość wyglądał jako ten... no... rekin właśnie. Wypisz wymaluj :).
Pamięci mi nie odjęło ale wszystko dookoła działo się w zwolnionym tempie.
PS. wspomnienie obrzydliwości ulepkowato-słodkiej herbaty do dziś mnie trzęsie.
Prześlij komentarz