Janek stał z boku, starając się nie przeszkadzać. Wokół łóżka pacjentki rozgrywał się chaotyczny na pierwszy rzut oka taniec personelu. Gruby masował pacjentkę, co jakis czas przerywał, padał komenda „Odsunąć się!”, Bodzio przykładał łyżki defibrylatora do klatki, padał strzał i Gruby wracał do masażu. Juz kilka razy odmówił zmiany. Dożarty skurczybyk - pomyslał Janek. Bedzie juz ze czterdzieści minut. Janek poprawił zwisającą rękę pacjentki. Wokoło nadgarstka zawiązana była wąska opaska - indiański talizman na szczęście, identyczny jak ten co go sobie przywiózł zeszłego roku z Peru.
- Kończymy - Gruby otarł pot z czoła i zastygł na chwile, wpatrując sie w twarz pacjentki. -Tym razem przegraliśmy. Gdzie papiery?
Pielęgniarka pokazała mu stolik gdzie Bodzio właśnie kończył buchalterię.
- Dokończysz? - Bodzio potwierdził głową i wskazał żuchwą telefon. -Zadzwoń tylko do Płaszowskiego że sekcję potrzebujemy.
Gruby wystukał numer i przytłumionym głosem zaczał rozmowę.
- A ty co tak stoisz! - Zocha bezlitośnie wypatrzyła deklującego sie w kącie Janka. -Szmata i do roboty. Trzeba podłoge pościerać, jasna cholera, zawsz tek napapraja jak nieboskie stworzenia... - jej gderliwy głos zanikł w korytarzu. Nie czekajac na dalsze słowa zachęty Janek rzucił sie do schowka i przygotował mopa. Ścierając podłoge kątem oka widział jak pielęgniarki odklejają elektrody i zasłaniają ciało kobiety białym prześcieradłem.
- Pani Krysiu?
- A ty tu czego!
- A bo tam rurke zostawili, intubacyjną, tej po reanimacji...
- To nawet tego nie wiesz? - wydarła się Krycha. -Na sekcje jedzie to wszystko na miejscu zostaje. Rury, wkłucia, cewniki. No, nie przejmuj sie tak - dodała, widząc minę Janka. -Każdy kiedyś umrze. Ty, ja. Widać tak miała pisane. Pierwszy zgon?
Janek kiwnął głową i wziął się za swoja robote. Jak w szkole stary doktor o tym mówił to sie wszyscy chichrali bo smiesznym sie wydawało mówić o nieboszczyku „zimne nóżki”. Nikt go nie przygotował na radzenie sobie z uczuciem jakie szarpało nim od srodka. Matko boska, młoda babka, świeżo po porodzie... I ciach - nie ma. I nigdy nie będzie. Zamyślony ponuro wykonywał magiczny taniec mopem pomiędzy łóżkami, niepomny zarówno lśniących niklem maszyn, z których większość była dla niego kompletną tajemnicą, jak i wielogłosowego pikania dochodzącego z kolorowych monitorów.
- Przyjecie mamy! - ostry głos Bodzia wytrącil go z transu. -Pani Basiu, musimy przygotować czwórkę, wiozą nam zawał po reanimacji.
- Doktorze, ale co z nią? - Barbara wskazała ręką zmarła. -Toz dwie godziny musi tu leżeć...
- To co mam zrobić? Wysłać tamtego na ginekologię? - zeźlił sie Bodzio. -Te przepisy mnie kiedys doprowadzą do szaleństwa. A mozemy ja postawić na korytarzu?
- Przełożyć na wózek?
- Przełóżmy. Jakiś sądny dzień dzisiaj, wolę mieć wszystko gotowe. - Bodzio znany był z ciężkich dyżurów.
- Janek, chodź tu, pomozesz mi!
Barbara przysunęła wózek, złapała za prześcieradło - Czekaj, nie tak, tu złap, o - i teraz popchnij lekko - Janek zrobił jak mu kazała i poczul ze ktos go łapie za rękę. Krycha? Spojrzał w dół i serce zgubiło swój rytm - zmarła kobieta trzymała go za nadgarstek.
- Noż w morde jeża - nie wytrzymała Barbara - też nam dziwicę orleańska przysłali! Przecież Cię nie zje. Popchnij lekko, mówię - pociągnęła za prześcieradło, Janek, czując że podłoga osuwa mu się spod nóg, popchnał z drugiej strony i nieboszczka zgrabnie spoczęła na wózku.
- Wywieź na korytarz, od strony okna. A - czekaj. - Barbara wyszła z sali, wyprosiła czekających na odwiedziny i wstawiła głowę - Teraz.
Starajac sie nie patrzeć w miejsce gdzie pod prześcieradłem widać było zarys twarzy, Janek wyjechał na korytarz, postawił wózek pod oknem i nie czekając na kolejne Ważne Zadanie uciekł do gipsowni. Byt ostatniej ostoi palaczy był co prawda zagrożony odkąd nowe regulacje antynikotynowe zaczęły histeryczni zdobywać popularnośc, ale póki co ordynator sam tam chodził na jednego koło południa. Janek wyciągnął mocnego, przypalił i ze zdumieniem zauważyl że mu drżą palce. Pewnie od ściskania mopa - odsunał od siebie mysl ze ostatnie wydarzenia wywarły na nim tak duży wpływ.
- Janek!
Znowu ta jedza? Co tym razem...
- Taak?
- Z pogotowia za toba dzwonili. Pytali czy możesz przyjść wcześniej, ktoś tam potrzebuje zastepstwa.
- A mogę?
- No toż się pytam - chcesz zostać u nas czy lecieć do karetki? - Jankowi szczęka spadła. Wcale nie taka zła ta Kryska...
- Jak mogę to polezę na pogotowie. Kumpel jedzie do matki, prosił żebym przyszedł jak dam rade.
- To do zobaczenia jutro - Krycha pomachała mu przez ramie i wróciła do papierów.
- Słyszałem żeś ostra akcję miał dzisiaj? - z niejaka zazdrością zapytał Krzysiek. Kończyli szkołę razem, złożyli papiery do tego samego szpitala i robili teraz praktyki na różnych oddziałach. Z tym że Krzysiek jeździł mopem na internie.
- Spoksik - Janek z lekceważącą miną wydmuchał dym w stronę ciemniejącego nieba. Powietrze jeszcze nie było ciepłe, w dalszym ciągu snieg bielił sie tu i ówdzie po okolicznych sczytach ale czuć było zapach ziemi, pierwszy objaw nadchodzącej wiosny. -Biedna dziewczyna. Mordowaliśmy się z nią ponad godzine. Nic sie nie dało zrobić...
- Masowałeś? - w głosie Krzyśka zabrzmiało zdumienie i podziw.
- N-nie - niechtnie przyznał Janek. -Wiesz, dwóch anestezjologów, pieć pielęgniarek...
- To co robiłeś?
- No, organizacja, wiesz, strzykawki podawałem i w ogóle...
- Kurcze, tobie to dobrze. Ja tylko mam kupy w basenach i siki w kaczce - wyznał z wyjątkową jak na niego szczerością Krzysiek.
- Przesrane.
- Przesrane.
Zacięgnęli się raz jeszce po osklepki. Wchodząc na stację napotkali Jadwigę. Sekretarka pogotowia, prawa ręka pierwszego po Bogu a jak niektórzy złośliwi twierdzili w rzeczywistości rządząca pogotowiem. Jak zawsze nienagannie ubrana, z delikatnym makijażem. Połowa chłopów w szpitalu ukręcała sobie na jej widok łeb, druga połowa się do tego nie przyznawała uprawiając zezing zakamuflowany.
- Panie Janku, mam prośbe...
- Co moge dla Pani zrobić? - prośbom Jadwigi się nie odmawiało, chyba że ktoś chciał mieć Wielkiego Szlema w jednym roku. Czyli spędzić Wielka Niedziele, Lany Poniedziałek, Wigilię i Sylwestra na dyżurze.
- Potrzebuję z archiwum historie choroby - tu pan ma numery. Dzwoniłam juz do archiwistki, jedzie z domu, powinna być za pare minut - gdyby był pan tak dobry i przyniósł to dla mnie?
- Alez oczywiście - usmiechnał sie promiennie. -A gdzie to jest?
- Nie był pan tam jeszcze? Hm. Najprościej to schodami od głównego przejścia zejść na -2, w lewo za strzałkami do prosektorium i jak pan je minie, to drugie drzwi po lewo. Zresztą, jest tam duża tabliczka, znajdzie pan.
Janek zbiegł szybko klatka na -1 i zwolnił - cholera jasna, światło szlag trafił. Nacisnał guzik pare razy ale niewiele to zmieniło - schody idące w dół skryte były w gestniejącym półmroku. Zaraz se tu kulasy połamie - pomyślał i strając sie wymacywać drogę przed sobą schodził krok za krokiem w dół. Z góry dochodził słabnący coraz bardziej odgłos wieczornej krzątaniny szpitala. Janek doszedł w końcu do drzwi na -2 i zaczał szukać klamki. Zaraza... Wyciągnął pudełko i potarł zapałke. Suchy trzask zabrzmiał wyjątkowo głośno. A - po drugiej stronie - zorientował sie że próbował otworzyć drzwi od strony zawiasów. Nacisnął klamkę i wszedł do korytarza. Wielka strzałka z napisem prosektorium zakołysała sie w migotliwym świetle. Janek zdążył jeszcze wypatrzeć kontakt i przeciąg zgasił przypalającą palce resztkę zapałki. Auć - podmuchał i w ciemności ruszył w kierunku wyłącznika. O - jest. Nacisnął, przez chwile nic sie nie działo po czym w oddali kliknał przekaźnik i w korytarzu zapaliły się dwie żarówki. Mdłe światło dwudziestek piątek odepchnęło ciemność. Janek, pogwizdując, ruszył w stronę zaproponowaną przez prosektoryjny drogowskaz. W korytarzu rozeszło się echo jego kroków wymieszane z dziarskim marszem Pierwszej Brygady. Na końcu korytarza zamajaczyła ściana, Janek rozglądnał sie po okolicznych drzwiach i nie widząc Prosektorium doszedł do końca. A - to dalej tu się idzie. Popatrzył wstecz. Nieruchomy korytarz czaił sie za nim więc nie zastanawiając sie zbytnio skręcił w lewo. Tu paliło sie tylko jedno światło. Żarówka na odległym końcu chwiała sie nieznacznie w przeciągu. Janek przyspieszył. Weźnie tą cholerną historie choroby i wraca. Co za miejsce ponure... Minał wózki koło prosektorium i stanał w świetle pod samymi drzwiami archiwum. Usmiechnał się zawczasu, nacisnął klamkę i omalże nie zaklął. Zamknięte. Jescze nie przyjechała. No nic, poczeka. Oparał się o ściane, wyciągnął papierosa, przypalił. Wydmuchujac dym popatrzył w ciemny korytarz. Powidok zapalonej zapałki zatańczył zielonym cieniem. Co to sie człowiekowi zwiduje... Zaciągnał sie jeszcze raz i zauważył że na jednym z wózków poruszyło sie prześcieradło. Czując że krew odpływa mu do nóg przypatrzył się dokładniej - a, to przeciąg tak rusza prześcieradłem... i przesuwa go na bok... spod którego wystaje drobna dłoń... Z uczuciem narastającej paniki Janek poznał charakterystyczną opaskę. Przeciąg wzmógł sie, żarówka zatańczyła pod sufitem a przeciąg zaczał zsuwać prześcieradło z twarzy nieboszczyka, odsłaniając pół czoła i dochodząc do brwi. Wystający spod prześcieradła wskazujacy palec zgiął sie nieznacznie wzywając do podejścia... Janek, czując jak paraliżująca panika obezwładnia mu nogi, wydał z siebie skrzek przerażenia i runał w ciemny korytarz.
- Jak to - nikt nie czeka? - Jadwiga z oburzeniem rzuciała do słuchawki. - Zaraz tam przyjdę.
Niech no tylko mi w łapy wpadnie ten obibok - Święta Wielkanocne ida, zaraz mu znajde zajęcie...
20 komentarzy:
Kurczę, nie wytrzymałem i przeczytałem na szybko w pracy, a teraz żałuję... Mogłem zostawić sobie "kąsek" na ciemny wieczór i się rozsmakować :)
No nic zrobimy powtóreczkę w nocy z jakąś klimatyczną muzyczką.
A swoją drogą, te praktyki... czuję się jakbym tam był :)
Mrrraaaauuuuu aaauuuuuuuuuuuuu :D
Niczym u mistrza - zaczyna się od częsienia ziemi, a później jest coraz gorzej :D
Sprawdziłem... na jutro mam ustawiony post o podobnym klimacie, cóż...przypadki ;)
:D
chapeau bas!
alares (vel M-nieśpiwór)
Abnegat - a jak skomentujesz to?:
http://wiadomosci.gazeta.pl/Wiadomosci/1,80273,7614092,Mlody_lekarz_pogotowia_wyzwal_pacjentke_od_krow_i.html
anonimie, żesz w mordę, nie komentuję, ale bulgota we mnie mocno
alares
Crewmaster, chyba powinienem poblikowac takie smiesznosci w nocy ;)
Nomad, dzieki ;) Staram sie...
M, podziekowac :)
Anonim, a co ja tu mam komentowac? Wyslac do psychiatryka czy nie pierdolniety i leczyc - albo wypierdolic na zbity pysk.
Chwilę mnie nie było i zdaje się przegapiłam początek nowej serii :)
KK, takie tam - wprawki niewinne, stylistycznie niedopracoeane ;) Ale sie wezme. Jak tam u was po wichurach?
..."a co ja tu mam komentowac? Wyslac do psychiatryka czy nie pierdolniety i leczyc - albo wypierdolic na zbity pysk"
Abi, o lol jednak jesteś moim Ajdolem- ja dzisiaj sprzedałam taki tekst via phone.
Komentując rzeczywistość, czasami najtrafniej jest rzucić kilogramem rąbanki w stronę poeba.
Pisz Waść książkę...będzie ciekawie.
Pozdr.
Emilka, dzieki za slowo dobre. Poki co to ja za slaby stylistycznie jestem zeby takie wariactwa wyprawiac - ale moze kiedys. Pomysl mi sie pomalusku krystalizuje, moze akurat :)
Okejkowo jest? Zakukam zaraz do Cię.
Styl - Panie Dohtor - to jest kwestia ćwiczenia.
Dadzą Ci w wydawnictwie korektora i się poprawi.Wiesz lepiej niż ja, że kto nie ryzykuje-ten nie ma.
Simple.
Poważnie.
U mnie jest ostry stan after.
W środę idę na wojnę, a potem nie wiem.
Generalnie nie wiem co dalej,poza tym, że po pijaku myśli mi się na trzeźwo.
;)
No co ja mogę rzec - powtórzę za Nomadem - trzęsienie ziemi, a potem napięci rośnie :-)))
A swoją drogą to zawsze mi się wydawało, że w szpitalu prosektorium jest najrzęsiściej oświetlone ;-P
nika
Abi, a dlaczego tego kawałka nie było o 6.00? Cały dzień musiałam czekać na taki smakowity kąsek. plisss, nadawaj znów o 6.00
Właśnie u nas jakoś nie było tych zapowiadanych wichur. Wiało bardziej za zachodzie, gdzieś w Kraju Basków, a nas chyba zasłoniły Pireneje. Tak mi to pokrętnie geograficznie wychodzi ;)
Pisz, pisz te "wprawki", i stylistyka, i klimat jest!
Emilka na second day syndrome najlepszy jest święty spokój. I piweczko ;)
Dobre ready nic nie kosztuja i zazwyczaj są warte swojej ceny, jak mawia Szaman, tak że sie powstrzymam... Wierze że dobrze będzie :)
Nika, to zalezy w którym szpitalu... W tym widocznie było ponuro ;)
Innesta, czasem sie nie da :) Na jutro juz jest.
KK, Chwała Panu :) Bo z opisów w Gazecie wynikało że Hiszpanię pozamiatało do czysta...
Dzięki za dobre słowo - ale do Twojego poziomu to mi brakuje górke z daszkiem... Nic to - najważniejsza praca jest. Od i u podstaw ;)))
"Emilka na second day syndrome najlepszy jest święty spokój. I piweczko ;) "
...o nie, nie, nie...ja już jestem abstynentką.
Do dzisiaj zbieram gromy za wczorajsze wyczyny.
Podobno powstał słownik moich tekstów.
Obciach...
Plizplizzzzz :DDD
Powiedz że to dla zdrowia było - psychicznego. Lepiej się opic i bluźnić niż zdekompensować i tabletki łykać. W czym - rzecz jasna nie ma nic złego - ale jak mozna sobie pomóc flaszką to czemu nie? (zapytał retorycznie abnegat)
Abi, jeszcze trochę a napiszę notkę na ten temat.
Chyba wykazałam się nadmierną kreatywnością werbalną.
Dziewczynka po katolickiej szkółce narobiła sobie kwasu.
Ja pierniczę, mój niewidomy pies ucieka "na mój widok".
Podobno jestem "cholerna córeczka tatusia".
Ekhmm
(I tak nie żałuję, nie miałam kaca tylko telefon dzwoni i słucham o swoich wyczynach. No ileż można być grzecznym?)
Abi polowa pisarzy zaczynala od wydania luznego zbioru opowiadan ;) albo od opublikowania pojedynczych.
Tak, ze bez falszywej skromnosci mi tu prosze :]
Tuki
p.s. weryfikacja slowa: smsithom, nie wiem czemu po lekturze powyzszecho skojarzylo mi sie to ze Smith&Wesson
Prześlij komentarz