środa, 17 marca 2010

Bagnet (cz.V)

- Doktorze? - ciche pukanie wytrąciło Kovalika z transu. Kkurdesz pałasz, właśnie odpływał w sen, słuchając spokojnego brzmienia Norah Jones. Śpiewane miękkim, mruczącym głosem „Come Away With Me” leniwie sączyło się z głośniczków. Żeby to rudy byk...
- Gdzie tym razem?
- Nnie, nie wyjazd. Luknął byś na defibrylator? Cos dziwnego się z nim dzieje.
Kovalik zwlekł się z wyra i włożył ubranie. Śpiwór rzucony byle jak dopełniał obrazu nędzy i rozpaczy jakim malowała się odrapana dyżurka. Pod ścianą pyszniła się zdezelowana wersalka, pamiętająca czasy późnego Bieruta. W rogu pokoju stał stolik z dwoma fotelami które naczelny kazał wstawić po ostatnich awanturach. Najwyraźniej nie zrozumiał wkurwionego Kovalika który starał się mu wytłumaczyć że doktor powinien mieć warunki przynajmniej takie jak koń w stajni. Pominąwszy wykładzinę klasy zasranej słomy, dyżurka wyglądała gorzej w każdym aspekcie.
- Pokaż, co tam się dzieje.
Przeszli do karetki. Kazik włączył sprzęt. Ekranik zamrugał zgrabnie, przeszedł self-test po czym na głównym panelu wyświetlił się napis: attach electrodes.
- No i co?
- Jakie attache? Żeby polityka prądem? - Kazik miał inklinacje bardziej francusko- niż angielskojęzyczne.
- Elektrody żeby podpiąć.
- No ale po ch... - Kazik ugryzł się w język. Polityka finansowania obiadów z kar nałożonych za obsceniczne wyrażenia zaczynała działać - ..orobe ciężką? Toż łyżki na miejscu, wszytko jak trzeba...
- Może te nowe żelówki chce?
- Nie dam. - Kazik oznajmił to tonem lwicy przepytywanej w sprawie udostępnienia na obiad swoich młodych.
- Pewnie przy tym pokazie coś pomieszali w opcjach. Dawaj, się ustawi - z rana przyjechał rep który zachwalał „bardzo bezpieczne i wcale nie tak drogie, szczególnie gdy weźmiemy pod uwagę wartość życia ludzkiego” samoprzylepne elektrody żelowe. Wszyscy patrzyli wtedy na cudeńka im zachwalane i nikt, prócz Kovalika, nie zwrócił uwagi na minę naczelnego który mało przy tym się nie udławił ze śmiechu.
Kovalik wszedł w ustawienia, wyłączył tryb AED który go patologicznie wkurwiał i przełączył detekcję na „paddles”. Przy okazji wyłączył sygnalizacje dźwiękową, zostawiając jedynie alarm gotowości. Zawsze go te pik-piki, dochodzące z zadowolonej z siebie maszynki, irytowały. Sprzęt po włączeniu ma być gotowy do działania a nie pikać. Zresetował urządzenie.
- Powinno być. Włączamy... - ekranik zamigotał żółto, przeleciała króciutka seria wewnętrznych komend i wyświetliły się poziome linie. -...no właśnie... daj elektrody.
Kazik podał komplet, Kovalik przylepił to sobie do rąk i czoła. Pik pik pik potwierdziło odczyt QRSów. -I po kłopocie. Przy okazji nie będzie nas tym pierońskim wyciem irytować. Baterie sprawdziłeś?
- Świeżynki. - Kazik prawie się obraził. Po ostatniej akcji, w czasie której zawiodły obie baterie, wprowadzono podwójna kontrolę i przymusową wymianę co 12 godzin, nawet gdy nie były używane.
- No to - co tu tak bedę sam siedział - Kovalik znany był z cytatów filmowych, Miś, Seksmisja, Rejs - a ostatnio Psy.

- Doktooor, wyjazd!
- ...przecie bułki z margaryną nie jadłem - to czego mi się tu dobre kończy... - zamruczał Kovalik i wykonując obłędny taniec wbił się w ciuchy. Coś mu przeszkadzało w biegu do samochodu, dopiero gdy usiadł, zorientował się że ma zamek niezapięty. Który z niejasnych do końca przyczyn znajdował się tym razem z tyłu. Szybko dokonał zmiany i doprowadził garderobę do porządku. -Muszę sobie chyba dresy na gumce kupić...
Szybki nie skwitował. Po trzydziestu latach jeżdżenia za kółkiem doszedł do filozofii która była mieszanką perfekcjonizmu i stoicyzmu. Prócz Oreoranów kopiących jego przysposobione, czterokołowe dziecko, nic nie było go w stanie wyprowadzić z równowagi. Czy zdziwić.
- Gdzie?
- Do Bizonika jedziemy. Jakiegoś starego dziada znaleźli w ruinach Słoneczka.
Kovalika zaswędziała rana co to jej się nabawił w czasie ostatniego pobytu w tym jakże przytulnym ośrodku. Tym razem - żadnych biegów. Żeby tam dziewica orleańska rodziła, krok stateczny a ruch opanowany, obiecał sobie. Ostatecznie dobry ratownik to żywy ratownik...

Przy ruinach nikt nie czekał. Ich "halo" odbiło się echem wśród pustkowia. W końcu doszli do wniosku że od stania tylko żylaków się nabawią.
- Doktor, ino pomaluśku, dobra? - Kazik odruchowo pomacał się po plecach. Po ostatniej wizycie w Słoneczku coś mu strzeliło w krzyżach - Kovalik jednakowoż ważył swoje sto dziesięć kilo - i do tej pory wsuwał mydocalm z diclofenacem. -Pomógł byś? Bo nie bardzo jeszcze mogę dźwigać...
Kovalik zawiesił sobie na ramieniu defibrylator i przesunął go na plecy.
- Oki?
- Dzięki.
- No to - jako te ambasadory - zarządził Kovalik i ruszył przodem. Nie wiedzieć czemu poczuł niepokój. Cholera jasna, jakieś stresy pourazowe mam, czy co? Ruina jak ruina, weźmie się co się znajdzie i na izbę odstawi. Jak dobrze pójdzie to jeszcze zdążę po powrocie pizze zamówić. Wyciągnął dwie czołówki, które po feralnym dniu zakupił w necie, jedną podał Kaziowi, drugą założył sobie. Ostatecznie walnąć łbem w futrynę każdemu się może przytrafić, ale drugie zdarzenie świadczy jednak o braku mechanizmów przystosowawczych. Czy o zwykłej głupocie.

- Halo? Pogotowie ratunkowe, jest tu kto?
Cisza wydawała się być wręcz bezczelnie arogancka. Kovalik potarł miejsce gdzie mu ostatnio Hoffman zdjął szwy z głowy i ruszył w kierunku schodów. Niepokój mu wzrósł. Wziął spokojny wdech - wydech przez nos, wdech - wydech przez nos i poczuł jak tętno zwalnia a panika idzie precz. Urlop mi się należy. Albo pojadę gdzie na jaką plażę dobrowolnie, gołe laski oglądać - albo mnie przymusowo wyślą. Tyle że tam laski w fartuchach chodzą...
- Słyszałeś?
- Mhm. Tam coś jęczy. Halo?!
- Tttutaj... - od strony znajomych schodów dobiegł go słaby głos. Też jakby znajomy?
Przyspieszyli, zleźli do piwnicy... Kovalik aż się za siebie oglądnął, ale schody kończyły się dokładnie na tym poziomie. Żadnych schronów, żadnych przejść tajemnych. Taak. Lepiej o tym nikomu nie wspominać, po co mu jakieś psychiatryczne kontrole.
- Ttuttaj...
- Dzień dobry - a raczej dobry wieczór. Skąd się tu pan wziął? I kto po pomoc dzwonił?
Stary, trzymając zwieszoną głowę, pokazał trzymaną w dłoni komórkę. No tak. Najprostsze wyjaśnienie zawsze najtrudniej znaleźć. -Co się stało?
- Noga... kkurwaszsz, jak boli...
Kovalik szybko przeleciał dłońmi po pacjencie. Faktycznie, prócz nogi, nic. Cienie na ścianie zatańczył zgodnie z ruchem jego głowy.
- Kaziu, tego w Kramery nie zapakujemy... Potrzebujemy naciągową... i deska będzie potrzebna, nosze nie wejdą.
- Zostawić ci graty czy zanieść do karetki?
- Zabierz. Nie będziemy się tu w OIOM bawić...
Światło czołówki Kazika, kołysząc się, zniknęło za zakrętem. Kovalik obrócił się w stronę pacjenta. Ten przysłonił oczy.
- Weź, synek, nie świeć po oczach... - rzekł z wyrzutem. Znany, wykwintny zapach mirabelek delikatnie podrażnił powonienie Kovalika.
- Dziade... - ugryzł się w język - Jakub? A co ty tu do cholery robisz?
- A na co to wygląda, trening Tai Chi? - odpowiedział nieco zirytowany stary. -Przyjechałem sprawdzić co się z tą twoją stało i jak sierota wlazłem w ten cholerny gruz. I, o - stary, wskazując dramatycznym ruchem nogę ruszył się i z jego ust wyrwał się jęk. - Żeżż w mordę...
- Może dam coś przeciwbólowego? - zaoferował się Kovalik.
- Czegoś przeciwbólowego to ja mam w sobie ze dwa litry. Więcej nie trzeba... - stary skrzywił się i spróbował podciągnąć nogę. Zza pleców Kovalika rozległo się szuranie kroków.
- Kaziu, dobrze że... - słowa ugrzęzły mu w krtani. Schodami w górę, wiodącymi z dolnych poziomów szurała w ich stronę dobra znajoma. Odruchowo cofnął się i nieszczęśliwym zbiegiem okoliczności stanął staremu na złamanej nodze. Który wycharczał cos niezrozumiale i pacnął głową w podłogę.
Oż w mordę, gdzie skolina? - torba porzucona przy wejściu do pomieszczenia przesunęła się, potrącona szurającą nogą staruchy. A co ona tak jakoś - tymi nogami - pomyślał nieprzytomnie Kovalik i przyświecił prosto w twarz nadchodzącej kreaturze. Babka wygląda nieco inaczej niż ostatnim razem - włos zmierzwiony dalej straszył Bóg wie jakim zwierzyńcem skrywającym się we wnętrzu, ale twarz... Żuchwa starej kołysała się miarowo w rytm kroków, przez nadgnitą lewą stronę twarzy prześwitywały kości i zęby. Oczy ze sztywnymi źrenicami wpatrywały się w niego bez wyrazu... Cholera, a co ze starym zrobić? Torba, muszę się dostać do torby - starając się panicznie wymyślić jakąkolwiek strategię przeoczył fakt że babka była już w zaawansowanym stadium rozpadu a mimo to dawała sobie całkiem dobrze radę z chodzeniem. Przesunął się pod ścianę, babka posłusznie zmieniła kurs. Starając się odwlec ją od starego a przy okazji dosięgnąć torby, manewrował przy lewej ścianie. Podstęp udał się połowicznie. Z jednej strony wywlókł ją z pomieszczenia, z drugiej nie dał rady zabrać torby. Co gorsze, nie mógł uciec na górę - za sobą miał teraz schody w dół. Nagle poczuł że mu krew mózg zalała. Żeby mnie takie próchno straszyło? Podniósł kawał cegły i nie zastanawiając się długo przyskoczył do babki. Cios nie doszedł celu. Jednym ruchem stara złapała go za rękę, unieruchamiając ją jak w imadle a drugą złapała za szyje. Zaczął się szarpać ale była nieprawdopodobnie silna. Czuł smród gnijącego ciała, pod uciskiem wypuścił cegłę, babka momentalnie wzmocniła chwyt drugą ręką na jego szyi. Czuł że traci oddech, w panice zaczął szukać czegokolwiek co mogło by się nadać na broń i nagle jego ręce natrafiły na przewieszony przez ramię defibrylator. Na pamięć przekręcił wyłącznik na 360J, wdusił przycisk „Charge”, wyrwał łyżki z zaczepów. Na głośne piiiiii oznajmiające gotowość do strzału babka przechyliła nieco głowę i jakby się zawahała. Kovalik jednym płynnym ruchem przyłożył jej elektrody do głowy i nacisnął czerwone guziczki oznaczone „Shock”. Efekt przeszedł jego najśmielsze oczekiwania. Głowę spowiła błękitna poświata, włosy stanęły dęba, z uszu poszedł dym a oczy... - oczy wyskoczyły z czaszki jak na sprężynkach po czym zadyndały, wisząc na nerwach wzrokowych, gdzieś na wysokości żuchwy. Babka zwolniła chwyt, rozległ się dźwięk pompowanej opony i z miękkim „plopppp” rozleciała się po pomieszczeniu. Kovalik z obrzydzeniem starł śmierdzące szczątki z twarzy i otrzepał się jak kot po kąpieli. Jassna cholera... A co to było? Stary, co ze starym?
- Dzia...Jakub!
- Czego? - stary nieco nieprzytomnie popatrzył się na niego. Zamrugał kilkukrotnie oczami i uśmiechnął się -O, sądząc z wyglądu to ci się udało?
- Co to było?
- A, zzombiło ją najwyraźniej. W sumie żaden problem, wystarczy zdekapitować i po krzyku. Weź się ogarnij, zaraz tu będą.
- Ale co ja im - jak to wszystko wytłumaczyć?
- Nic nie zobaczą. Widzących mało jest, chybaś zajarzył tym swoim medycznym łbem że twój kumpel nic nie pamięta?
Kovalik w milczeniu kiwnął głową.
Stary wyciągnął zza cholewy bagnet.
- Masz. Zasłużyłeś. Ja muszę do siebie wracać. Za bardzo mi się tam sąsiady po moim z szambiarką panoszą.
- A noga? Jak, toż do szpitala... - nie dokończył.
- W domu se złożę. Nie pierwszy i nie ostatni raz. Jam cię tu nie do złamanej nogi potrzebował - stary mrugnął porozumiewawczo okiem, złożył dłonie w dziwny znak, powietrze zafalowało - i znikł.

- Dooktoor!
- Co jest? - nie odwracając głowy Kovalik zaciągnął się ostatni raz i zgasił papierosa. Musi to w końcu rzucić w cholerę.
- Znalazłeś coś?
- Nic!
- Ja też nic. - Kazik pokazał się na schodach. -Pewnie znowu gówniarze fałszywkę zrobiły. Chodź, mamy wezwanie do starej Maciochowej. Zaś jej pikawa nawala.

27 komentarzy:

Unknown pisze...

Zajefajne :-)))
Czytam od dawna, od deski do deski.
Z niecierpliwością oczekuję ciągu dalszego.

cre(w)master pisze...

Scolina, cewnik, defi...
Arsenał się powiększa. Czekam z niecierpliwością kiedy Kovalik zrobi upgrade irygatora do lewatywy :)

abnegat.ltd pisze...

Ganbaja, witaj :)
Cosik pewnie jeszcze bedzie ;)

Crewmaster, jak sie tak dobrze przyjrzec, to karetka jest wypchana masa smiercionosnych narzedzi ;)

anuszka pisze...

a ja się troszki przyczepię, bo lubię :P ten tego.. no.. a z defi jak to jest? nie popieściło Kovalika, jak go stara w szponach trzymała? czyli, ze okrzyk "Clear!" na hamerykańskich filmach taka sama fikcja jak flat line? ;P

Anonimowy pisze...

Ooo jaaaaaa, wypieków dostałam, przy czytaniu oczy mi się coraz to okrąglejsze robiły. Aaaleeee wampiriada z zombiadą, suuuuupeeerrr !!!
No i to: "oznajmił to tonem lwicy przepytywanej w sprawie udostępnienia na obiad swoich młodych"
:-DDD
Tarzam się, leżę i kwiczę.
nika

Nomad_FH pisze...

Anuszka: z tego co Abi kiedyś opisywał (a może to Morfiusz był?) - to jednak coś w tym okrzyku clear jest :D Tak mi się przypomina jakaś pielęgniarka, która zapomniała zabrać rączek :)

Nomad_FH pisze...

A ja czekam, kiedy zostanie do karetki dorobiona wyciągarka, coby otwarte trumny z zombiakami i wampirołakami na światło dzienne wyciągać (tak mi się badziewny horror - bodajże "Królowa potępionych" przypomniał) :D

anuszka pisze...

@ Nomad: tak też mnie się zdawało, dlatego odważyłam się przyczepić ;) tak czy inaczej czekamy na głos Miłościwie (Tu) Panującego ;)

cre(w)master pisze...

Pielęgniarka latająca po defibrylacji jest ogólnie znaną historyjką. Wszyscy powtarzają nikt lub prawie nikt nie widział :)

Ale ja bym tam nie dotykał nikogo przed wyładowaniem... Po co potem świecić..? :P

akemi pisze...

Ten Kovalik coraz bardziej mi się podoba;-)
Zuch chłopczyk!

abnegat.ltd pisze...

Anuszka, Kovalik był w bojowym szale - co tam kilka voltów gdy o zycie chodzi ;)

Nika, dziękować dziękowac ;)))

Nomad, to było w takim filmie z Baldwinem, nie pomnę - co to go wampirzyca użarła i sie zmieniał na gorsze ;)

Crewmaster, sie nie świeci. Straszliwie (!) ręce bolą ;D

Akemi, niezła sztuka, nie? A jaki zaradny...a inteligentny...

...a jaki skromny...

Znaczy, osobiście nie nzam, ale tak ludzie mówili :]

Anonimowy pisze...

A jaki obolały ... ;)

T.

inessta pisze...

no to teraz będą opowiesci z niebezpiecznymi sprzętami z karetki. Np taki aparat do ekg żyjący własnym życiem lub aparat do RR duszący pogotowiarza...Ech, Abi czekam z niecierpliwością na następne częsci. A Kowalika już bardzo lubię. :))

abnegat.ltd pisze...

T., a jaki smierdzący ;D Taka babka nadgnita... brrr...

Innesta, to sie w takim razie do dalszych cześci biorę :)

Anonimowy pisze...

I kobiety go biją ... :)
Czymś, musowo, podpadł ;)

T.

Zadora pisze...

dzwięk pompowanej opony - chyba pęknę ze śmiechu :)

Anonimowy pisze...

Dawno mnie tu nie było, właśnie nadrabiam zaległości i widze ze niezła saga się tu tworzy ;)
Dotąd sądziłam Abi, że lepszy już być nie możesz ale myliłam się. Przeszedłeś samego siebie :D
Może jednak dasz się namówić na papierową wersję? Bestseller byłby jak nic ;)
Lena

(KK) pisze...

Skromny jak papież, cyniczny jak Marlow i szybki jak wiedźmin. A imię jego... Kovalik! :)

Unknown pisze...

cre(w)master. najlepiej to sie swieci po zupkach chinskich. tych z radomia.

cewnik byl. skop byl. to tera pora na niezwykle skomplikowane urzadzenie mordercze - szpatulka! :)

abnegat.ltd pisze...

T., ale to byl straszny - sztywniak, to dobre slowo - sztywniak dozarty ;)

Greg, dawno, bardzo dawno temu zdazalo mi sie pic w zakladzie oponiarskim. I musze przyznac ze ten dzwiek budzi we mnie ciarki :[\]

Lena, dzieki za dobre slowo - jezeli cos zaczne robic w tym kierunku, pochwale sie :)

KK, w dodatku kocha kobiety. Bez wyjatku :[|]
;)

Listek, jak by sie tak dobrze zastanowic - to moze byc straszna bron... Wyobraz sobie plaskacz w czolo ;)

Nomad_FH pisze...

Abi: wiadomość po dzisiejszej wizycie u mojej kochanej zębomasterki :)
Wprawdzie byłem tylko wyciągnąć szwy, ale zobaczyła ropień. No i z zaskoczenia - zastrzyk i rwanie. I zero reakcji (z mojej strony). A znieczulenie boskie...
Przyznała się, że po moich ostatnich przygodach i Twojej sugestii o adrenalinie, dała mi jakiś francuski specyfik, bez adrenalinki. I chyba coś z tą sugerowaną przez Ciebie przyczyną jest :)
A znieczulenie mnie jeszcze dłuuuugo trzymało ;)

Zadora pisze...

"KK, w dodatku kocha kobiety. Bez wyjatku :[|]
;)"
To co mu się pod elektrody zawieruszyło, nie była to kobieta? Fakt, że nie pierwszej świeżości ale sam piszesz, że on ...bez wyjątku :)

(KK) pisze...

Och, więc jeszcze jak James Bond. On też kochał bez wyjątku, ale tylko te ładne ;)

Nomad_FH pisze...

Abi: ten film to "Łowcy wampirów" (reż. John Carpenter):
Łowcy wampirów, dzięki za to przypomnienie o Baldwinie. Tak czy inaczej - film dość słaby, ot - żeby się pośmiać to można go obejrzeć :P

abnegat.ltd pisze...

Nomad, drugie wyjasnienie to to, ze ci poprzedni specyfik po prostu szkodzi. Pozdrow ode mnie Twojego zebodola, pozostaje nieodmiennie pod wrazeniem Jej zdjec :)

Greg, pradem potraktowal - ale czt znaczyc ma ze nie kochal?
;)

KK, Bond byl okrutnie wybredny jednakowoz :]

Nomad, o wlasnie to. Chalowate - ale wyciagarke mieli >;)

Nomad_FH pisze...

Abi: hmm ale u 2 różnych by mi szkodził? Tzn najpierw u niej (Ubistezin), a później jak miałem chirurgicznie (tam niestety nie wiem czym mnie katowano)?
Raczej nie miały tego samego, ale wspólna adrenalinka jest całkiem prawdopodobna ;)
Pozdrowienia przekazane :)

Nomad_FH pisze...

No właśnie - z tego filmu był dobry początek. Później im dalej w las tym mniej się chcialo oglądać.