czwartek, 18 listopada 2010

Gramatyka drenika

Czlowiek to dziwne stworzenie jest. Sukces, choćby nie wiadomo jak niezasłużony, uskrzydla. Najlepszy przykład jak dobre samopoczucie maja ci, co wygrali w totka. Z drugiej strony niepowodzenie staramy się odsunąć od siebie tak daleko, jak to tylko możliwe. Nie mówię tu o sytuacjach ”to nie ja”, czy też świadczące o braku jakiegokolwiek kręgosłupa ”to on”. Jednak wersja się zepsuło znana jest wszem i wobec.

Mistrzostwem świata jest tataa, bo SIĘ wylało powiedziane z niejakim zdumieniem znad klawiatury mojego laptopa.

Napisawszy wczoraj kolejny kovalikowy pościk, uffnałem sobie głeboko i polazłem do przebieralni. Jako ze czas nadszedł iść do domu. I tu napotkałem Helenkę, któraż to dzielnie w dłoni trzymając urwnięte dreniki, stwierdziła rzeczone the drains have been broken. Koniec cytatu. Kiedym wyraził zdumienie, jak też się te dreny same pourywały, okazało sie że w trakcie mycia maszynki ktoś tam pociągnął za coś tam, chrupnęłło i dreniki sie w rękach ostały. Zaufałem sobie po raz drugi i obiecałem, że rano się przyjrzę. Ostatecznie Polak da radę.

Ledwim się przebrał, capnęła mnie Zuzia, która to uzywając strony czynnej, opisała, co tez się z drenami stało. Tu dochodzimy do podstawy gramatyki wypadkowej:
Opisując rzecz zepsutą w pierwszej osobie uzywamy strony biernej, w drugiej - strony czynnej, a w trzeciej strony czynnej ze wskazaniem czynnika.
Czyli w liczbie pojedynczej będziemy mieli:

1. się zepsuło
2. zepsułeś/ -aś
3. zepsuł to on/ona/ono

I odpowiednio w liczbie mnogiej:

1. oni zepsuli
2. wy zepsuliście
3. oni zepsuli

Gdyby ktos nie widział różnicy pomiędzy osobą pierwszą a trzecią liczby mnogiej, uprzejmie informuję, ze w osobie pierwszej stoimy ze wszystkimi (my) i wskazujemy na pozostałych, a w osobie trzeciej jesteśmy sami i informujemy kto dokonał zniszczenia. Czasownik zepsuć się nie posiada strony czynnej "zepsułem" w liczbie pojedynczej oraz żadnej ze stron w 1 os. liczby mnogiej.

Polazłem ja z Zuzią na salę, odwróciłem analizator gazów na plecy i zaczałem dopasowywać dreniki. Tak nie pasi - tak też nie - nie te końcówki - nie te dreniki... Oż w morde. W końcu się poddałem. Mówię, ze jednak inżynier bedzie potrzebny, bo manual szlag trafił, a wyjścia i wejścia nie opisane. I tu moja Zuzia błysnęła intelektem, bo wskazała na przednią ścianę, gdzie jak byk wisiał sobie port wejściowy, w dodatku z odstojnikiem. Taak. Połączyliśmy - i trzba teraz sprawdzić, czy działa. Poprosiłem o filtr, bo mi jakoś stuletnie bakterie, żyjące w trzewiach naszego złoma, kompletnie są niepotrzebne, i zabrałem sie za oddychanie. Ja sobie dycham, analizator analizuje, Zuzia patrzy...
- Abi, a pamiętasz ty, że tam jest cała masa Desfluranu pętająca się od wczoraj w układzie?
- Zezfuranu pojadasz? - przemyślałem sobie co Zuzia chciała mi powiedziec i usiadłem na taboreciku. Szybko przesuniętym we właściwe miejsce przez Zuzię. Zabrala mi maskę i zarządziła głebokie wdechy. Po trzecim powróciło mi widzenie pojedyncze. Jednak Desfluran to szybki gaz, cokolwiek by nie mówić. A skąd go tyle w rurach?

Jako, że podtlenek jest szkodliwy, staram się go nie używać wcale. Nawet taki projekt był, w 2003 chyba (?) żeby się go z Polski pozbyc całkowicie, ale nic z tego nie wyszło. Mianowicie rezygnacja z podtlenku powoduje wzrost zapotrzebowania na gazy anestetyczne w trakcie zabiegu, a to podnosi znacząco koszty. By je utrzymac w ryzach, potrzebne są nowoczesne maszyny, które potrafią bezpiecznie wentylowac pacjenta przy przepływach 300 ml tlenu na minutę. A do tego jest potrzebny bardzo dokładny układ monitorujący. Co też kosztuje. I tak 8 lat po szumnych zapowiedziach podtlenek azotu, zwany gazem rozweselającym, miast gnieździć się w garażach samochodowych (osławione nitro), nadal króluje na salach operacyjnych. Pacjenci sobie rzygają i ich łeb napierdala, a doktory od czasu do czasu chichrają się bez powodu.

Pewnego razu, w zamierzchłych czasach, gdy robiłem staż w jednej z BACZNOŚĆ Klinik W Wielkim Mieście Spocznij!, do sali gdzie znieczulałem wszedł młody adept chirurgii. Przytoczé z pamięci naszą rozmowę.
- Hej. Który to podtlenek?
- O, ten.
- Mogę spróbować? Ponoć masa śmiechu jest...
Kopara mi opadła. -Proszę.
Mój interlokutor wziął maskę do ręki, odkręcił podtlenek i przyłożył ją do twarzy. Nabrał błyskawiczne trzy głebokie wdechy. Zdążyłem jeszcze powiedzieć:
- Może się połóż, bo ci...
I nie zdążyłem dodać, że mu zabraknie tlenu w mózgu bo stracił przytomność. Z powodu braku tlenu w mózgu. Zdążyłem go złapać, położyłem na podłodze, przeładowałem gazy na czysty tlen, gość poodychał może ze trzydzieści sekund i usiadł.
- Co się stało?
- Podtlenek.
- Nic nie pamiętam.
- Ale za to ile śmiechu było...


Tu ważna informacja. Współczesne - czyli wszystkie obecnie stosowane - maszyny mają wbudowane zabezpieczenie. Mianowicie nie ma takiej możliwości, by podać pacjentowi gaz, który nie ma tlenu w odpowiedniej ilośći. Po prostu, gdy odkręcamy podtlenek, automat sam dodaje tlen. Stare aparaty tego zabezpieczenia nie miały. I można było przez pomyłkę podać pacjentowi gaz, w którym tleny nie było wcale. Tak się stało na pomorzu, kilka lat temu. Młody anestezjolog podczas budzenia dziecka z narkozy zakręcił nie podtlenek, lecz tlen. I zamiast 100% tlenu, jak chciał zrobić, podał 100% podtlenek. Co skończyło się uszkodzeniem mózgu dziecka.

Podtlenek poza tym ma szereg niefajnych działań, jest podejrzewany o działanie teratogenne, poronne (ta przypadłość akurat mnie nie dotyczy) oraz ma powodować ciężkie charakteropatie u narażonego na jego działanie personelu. Muszę przyznać, że jak się patrzę po coponiektórych moich kolegach, to faktycznie coś w tym jest. Dlatego też sam podtlenku nie używam wcale. I tu dochodzimy do sedna - żeby Desflurane działał jak powinien, jego stężenie powinno byc w przedziale 1-2 MAC*. A 1 MAC dla Des w powietrzu wynosi circa jebałt 7 Vol%...

To się zmienia z wiekiem, dzieci poniżej 1 roku potrzebują aż 9-10,5 Vol%, a ludzie powyżej 65 roku zadowalają się 4,5 - 5,7. Ale do krótkiego zabiegu potrzeba jakieś 7-9 Vol% i dwóch ampułek alfentanylu. Inaczej pacjenci skacza malowniczo po stole.

Dobrze że dzisiaj mam dzień od zabiegów wolny.

Zatrucie podtlenkiem dziwne jest. Raz mi się zdarzyło - dzidzię może 18 miesięczną dymiłem do nastawienia nózi. Układem Reesa, co dla niewtajemniczonych oznacza dziurę w balonie, którym dmuchamy i mase szkodliwego gazu wokoło łba anestezjologa. No i po jakichś 40 minutch (zabiegu, co miał trwać góra minut 7) zaczałem się histerycznie śmiać. W dodatku nie wiedząc z czego. Czysta paranoja. Na szczęscie było lato, zrobiliśmy przeciąg - i mi przeszło.

-----------------------
*Ten MAC nie ma nic wspólnego z Apple.
Minimal Alveolar Concentration to takie stężenie anestetyku w pęcherzyku płucnym, które u 50% pacjentów pozwoli naciąć skórę bez wywołania odruchów obronnych. Czyli z Polskiego na Nasze - połowa pacjentów nie pogryzie chirurga, jak ten im zada cios nożem w trzewia.

28 komentarzy:

Anonimowy pisze...

Jeja, Abi, czytałam z zapartym tchem o_O Ale na sobie można robić eksperymenty medyczne, łał :-))) Ja też tak kcem ;-)
nika

abnegat.ltd pisze...

Nka, potem we lbie dudni ;) Brr...

Olć pisze...

Fajne te Wasze gazy :-]

abnegat.ltd pisze...

Olću, to leki. Pomagaja, ale zle uzyte - szkodza. Kazde narzedzie tak ma. Zle uzyty mlotek jest smiertelna bronia...

(KK) pisze...

Ostatnio znieczulali mi kota u weterynarza (mam takiego kota-wojownika, który nie da się zaszczepić bez narkozy i wet się go boi, kociak ma 7 miesięcy, no comments) i pani wetka oznajmiła mi, że mu podadzą, cytuję, "głupiego jasia". Co to było, nie wiem, koniec końców było zastrzykiem. Ale przez moment miałam wizję kota padającego ze śmiechu...

abnegat.ltd pisze...

KK, nie kumam. Toz tu i tu trzeba uzyc igly... Czy oni aby nie probuja obedrzec Cie ze skory?

Olć pisze...

Abi - po dogłębnej lekturze baaardzo wielu postów w baaardzo krótkim czasie, zdążyłam się zorientować ;] I że to leki, i że potrafią mieć niezbyt przyjemne i bezpieczne skutki uboczne nawet przy prawidłowym użyciu, nie mówiąc o tym mniej prawidłowym. A dziś pięknie odleciałam na miejscowym dentystycznym znieczuleniu - helikopter był i gwiazdy, i podwójne widzenie ;-)

abnegat.ltd pisze...

To co oni Ci, Matko Boska, dali??!?
Ja sobie u stomatologa nic w zeba wbic nie dam :P

Olć pisze...

Heh, żebym to ja wiedziała co to było... Jakaś cudowna turbomieszanka, która znieczulając mi pół twarzy spowodowała dodatkowe atrakcje. Ja za to bez wbicia igły i pozbawienia się czucia, nie pozwalam się dotknąć zębologowi. Taki mały uraz z dzieciństwa ;]

basia pisze...

Ja sobie raczej też nie pozwalam nic wbić u stomatologa - ale taki np "położony ząb mądrości" i trzy osóbki chirurgicznego timu nad tobą?... ... ...

madziaro z dzikiego zachodu pisze...

ja za to nic sobie nie dam zrobić w zębach bez wcześniejszego znieczulenia, a przed wbiciem igły ze znieczuleniem - wysmarowania jakimś czymś znieczulającym ;)
No dobra, raz sobie dałam niedawno pogrzebać w zębach bez znieczulenia - ale to było z zaskoczenia zrobione przez ulubioną panią dentystkę Nomada, która stała się też moją ulubioną dentystką - szkoda, że te 7tys. km z kawałkiem od siebie mieszkamy :/

A z tym odwrotnym odkręceniem gazu, co to się skończyło uszkodzeniem mózgu, to mam wrażenie, że stało się również niestety w naszej rodzinie, w wielkiej klinice położniczej, co to te 16 - 17? lat temu była przyjazna matce i dziecku, a skarżona jest na prawo i lewo... No ale nikomu się nic nie da udowodnić, szkoda tylko, że dziecko wychowało się bez matki. No ale to dawno było, a na mnie ten listopad tak dołująco działa

abnegat.ltd pisze...

Olć, chyba wole bol. Doskonala scena zdretwialej zuchwy jest w filmie "10" z Doodley Moore i Bo Derek. Absolutne mistrzostwo.

Basiu, takie rwanie to juz zabieg chirurgiczny... Ale proste rwanie tez bym wolal miec bez niczego. Nienawidze patologicznie uczucia zdretwialej twarzy.

Madziaro, jezeli istnieje mozliwosc, chicby najmniejsza, zabicia czlowieka procedura medyczna, to przy odpowiedniej liczbie tych procedur tak sie stanie... Teraz te strupy sa wymieniane na nowe i akurat niebezpieczenstwo podania gazu bez tlenu zostalo wyeliminowane. Ale inne caly czas szczerza zeby.
Przykro slyszec ze was to spotkalo.

inessta pisze...

Podziwiam kolegę za chęć prowadzenia doświadczeń na swym ciele i umyśle. Ja to bym raczej próbowała na pielęgniarkach albo i innym personelu :))))

Anna pisze...

Mój dentysta już wie, że najpierw się mnie kłuje, a potem dotyka zębów. Albo wkręca tytanowe śruby w szczękę - tego to już chyba nie tylko ja nie przeżyłabym "na żywca", on też nie.

Choć nie wiem, co za pierońskie znieczulenie dał mi przy pierwszej wizycie - znieczuliło skutecznie na 5 godzin pół twarzy, a potem zaczęło schodzić, przywołując 'coś na kształt migreny' (a bo ja nie wiem, jak migrenę u siebie rozpoznać. w każdym razie wkurzało światło, dźwięki i zapachy, takiego bólu głowy jeszcze nie znałam). To możliwe jest? Albo jakiś niefortunny zbieg okoliczności, nie wiem.

A się rzeczywiście czytało z zapartym tchem. Aż no, zmienić kierunek w życiu czasem się chce. Ale to tylko tak ciekawie się czyta?

Unknown pisze...

"taaaatoooo..? a bo się zepsułooo..."
co prawda już trochę czasu nie mieszkam z rodzicami, ale nadal działa :D

zielonooka pisze...

dzięki,myślę,że pod powyższą odmianą prof.Miodek podpisałby się także obiema rękami..Ja mam ochotę wydrukować i powiesić w widocznym miejscu; nie wiem tylko ,co z prawawmi autorskimi ;)

abnegat.ltd pisze...

Innesta - to byl taki eksperyment nie planowy. Tak.

Anna - z opisu moze byc migrena. Jeszcze nudnosci brakuje, ale to nie obowiazkowe.

Edyta, i co - naprawia czy przysyla? Bo osobiscie mam ochote zjesc...

Zielonooka, prosze drukowac. I wieszac.

Anonimowy pisze...

KK- dziwna sprawka, szczepienie to 1 ml ,można podać od biedy domięśniowo.No chyba,że na jakimś badaniu dokładnym zależało lekarzowi.Ale jak kot młody i zdrowy nie dałabym premedykować do samego szczepienia.Pytanie ,co dostał, i o ile mniej tego było,niż szczepionki.
Abnegacie-czasami tak sobie myślę,jak by to było u siebie zastosować pewne substancje...ale jakoś nawet nic nasennego nigdy nie wzięłam.Ani znieczulenia u dentysty.
i w końcu na temat-jak od dawien dawna wiadomo- samo to się gzi i łyska .
:P
wsmd

abnegat.ltd pisze...

WSMD - durne papierochy rzucalem z piec lat... A odchorowalem w sposob obrzydliwie upierdliwy. I chyba mi wystarczy. Wole pozostac przy akceptowanym prawnie rozpuszczalniku organicznym ;)

Powitac.

Anonimowy pisze...

OOO,durne papierochy trudno rzucić...też wolę nie sprawdzać,jak to jest inne świństwa rzucać.I nie w akceptowaniu przez prawo jest problem, tylko w tym,ze MUSZĘ.Kiedyś MUSIAŁAM codziennie wypić colę.Ło matko,ale to JAK musiałam.Teraz to mi prawie nie smakuje:P chociaż czasami mam ochotę.
A ja tutaj od dawna czytam ,kiedyś nawet się odezwałam :P nawet nie pamietam, jak trafiłam :D
wsmd

abnegat.ltd pisze...

WSMD - lepiej dwa razy niz wcale ;)
Co robic. Skleroza starcza mnie zzera.
Z rzadka - bardzo rzadka - pozwalam sobie na cygaro. Z wiadereczkiem whisky, dobrym interlokutorem i - na swiezym powietrzu ;) Zeby sie nie zaciagac. I dalej zdarza mi sie snic o paleniu. Brr.

Anonimowy pisze...

Ależ ja absolutnie nie z wyrzutem, miłomi :)
o cygarach to tu chyba przedwczoraj czytałam,ale wolę osobiście nie.
czasami,jak mi gdzies taki świeży dymek papieroska dobrego doleci , na polu,jak to u nas mawiają :P,a nie w zadymionym pomieszczeniu! to jakiś taki się impuls rozchodzi i cos tak woła- fajeeeczkę, jedną fajeeeczkę...
zwalczam w zarodku.
wsmd

Unknown pisze...

Abi - przyjeżdżam do rodziców tak raz w miesiącu (nic na to nie poradzę, lubię i już:)) z bagażami, pierdułkami do oddania, wymiany, przekazania. i przywożę "bo się zepsuło".
rozpakowuję, i tu następuje tekst: "taatooo.." itd. a mój szanowny padre, zamiast spokojnie poczekać do dnia następnego kiedy to będzie dzień a nie noc (w nocy przyjeżdżam) bierze się za macanie, oglądanie i "wstępna" ocenę szkód poczynionych. on po prostu uwielbia grzebać, naprawiać, cmokać, i kreatywnie podchodzić do sprzętów, które MUSZĄ działać. choćby na szpilkę i gumę do żucia :)

weryfikacja słowa: sedneest. tak jakoś bardzo smutno brzmi...

(KK) pisze...

Ja nie kumam, jak weterynarz może sobie nie poradzić z siedmiomiesięcznym kotem. Ale trzeba było pobrać mu krew do próby na białaczkę, więc rozumiem, że może to być trudne, jak pacjent gryzie i drapie półcentymentrowymi szponami, bynajmniej nie przyciętymi... W każdym razie stracili w moich oczach, a niby wet polecany przez wszystkich.

Anonimowy pisze...

O,może sobie nie poradzic, jak krew trzeba pobrać.Nikt nie chce sie narażać na obrażenia, kiedys bardziej ryzykancka byłam, ale liczne blizny mnie tego oduczyły.Jak zwierz agresor,nienauczony ,że sie przy nim rózne dziwne rzeczy robi- premedykuję.To ja odpowiadam za zdrowie zwierzęcia, właściciela, pracowników i na końcu własne.Więc jak jakiś pikus warczy, to nie uspokaja mnie "jeszcze nikogo nie ugryzł" tylko paszcza w kaganiec,pomimo protestów właścicieli.
wsmd

abnegat.ltd pisze...

Edyta, u nas to ja jestem ta zlota raczka. Ostatnio mnie mlodzian wyrwal z lozka wieczorem, bo "drukarka sie zepsula". I za cholere, mimo zmiany kabli, sterownikow i Bog wie czego jeszcze, nie chce dzialac. Po blizszym przyjrzeniu sie wyszlo na jaw ze Epsonowi wklada sie papier od gory, a nie z dolu, jak w poprzednim Canonie...

sedneest to raczej jest seed (in the) nest. A tak juz brzmi lepiej ;)

KK, po siedmiomiwsiecznym kocie to mam blizny, co przetrwaly od dziecinstwa... Alez gadzina miala szpony... A humorki... Najfajniejszy kot, jakiego mialem. Przychodzil z pola na dzwiek swojego imienia :)

WSMD - wy, weterynarze, to macie dobrze... Jeszcze powiedz, ze kneble tez uzywacie... ;D

Anonimowy pisze...

właścicielom... :P
nie chciałam z ludźmi pracować, teraz zazdroszczę koleżance ludzkiej anestezjolog - wyłączy sobie pacjenta i z głowy :p a ja właściciela nie mogę uspić
wsmd

(KK) pisze...

Abi, może to ten sam. Bo też przychodzi, jak się wychylam z balkonu ;) A i blizny mi chyba zostaną.

Wsmd, ja Cię rozumiem. Jak mi kot sflaczał po zastrzyku, to też miałam inklinacje do flaczenia z nerwów i pani wet chyba bardziej się musiała mną przejmować niż koteczkiem...