piątek, 26 listopada 2010

Trevor, part 2

Kovalik otworzył drzwi.
- Dobry wieczór - miłemu usmiechowi dziewczęcia towarzyszył zmasowany atak, baba bezczelnie wpychała się Kovalikowi do głowy.
- Dobry wieczór - zamknał całkowicie połączenie, tą sztuczke odkrył przez przypadek, na początku znajomości z Trevorem.
- Można?
- W czym mogę pomóc? - Kovalik dłonią zaprosił ją do środka. Skąd ona się wzięła na tym zadupiu? I kto to niby jest? Twarz trudno było nazwać piekną, choć zdecydowanie interesująca, czarne, proste włosy spięte w kok z tyłu głowy, skąd kaskada spływały jej na plecy, ubrana w szary, przetykany srebrna nicia płaszcz. Dłonie schowane w rękawach. Szare oczy wpatrywały sie w niego beznamiętnie.
- Będziemy rozmawiac w przedpokoju?
Rozmawiać? Kovalika zatkało. Ładuje ci się babsko do chałupy w środku nocy i jeszcze bedzie fochy stroić? Już miał coś powiedzieć, gdy nieznajoma uśmiechnęła się i wyciągneła do niego dłoń.
- Nazywam się Arlena. Mam do pana sprawę, ale to zajmie chwilę. A nie ukrywam, że z chęcią napiła bym sie czegoś ciepłego.
Para z Kovalika uszła tak szybko, jak narosła.
- Kovalik - nie przyszło mu do głowy nic mądrzejszego. -Zapraszam na górę.
Wchodząc do pokoju szybko zebrał walające się po podłodze części garderoby, kopnął za komin plecak, puszki po piwie i wskazał Arlenie fotel.
- Herbata? Ginger-tea?
- Z przyjemnością.
I nieznajoma zapatrzyła się w ciemność za oknem.

- Reprezentuję grupę ludzi posiadających mozliwości psi. Pańska działalność zaciekawiła nas, w szczególności kreatywność w eliminacji tworów pośrednich - wymawiając te słowa skrzywiła się nieznacznie. -Mamy dla pana propozycje. Moglibyśmy pomóc rozwinąć pańskie zdolności w zamian za współpracę. O, prosze się nie obawiać - widząc minę Kovalika, podniosła dłoń - nie wymagamy dostawy krwi dziewic czy mlecznych ząbków pierworodnych. Będzie nas pan po prostu informował o swoich znaleziskach.
- A co was interesuje?
- Pańskie odkrycia, mówię przecież - popatrzyła na niego jak na półgłówka. -Jeżeli znajdzie pan coś szczególnego, twór nie przystający do pańskiego świata, da nam pan znać. To wszystko.
Kovalik patrzył w jej szare oczy i powstrzymywał sie przed jakąkolwiek próbą sondowania jej umysłu. Toż sama jest psionikiem, wyczuje natychmiast. A jakoś nie mial ochoty zdradzać się ze swoja nową, trenowaną wytrwale od czasu spotkania Trevora, umiejetnością. Dziewczyna wzięła jego milczenie za zgodę.
- Polecono mi, bym to panu przekazała.
Podała mu dużą, szara koperta formatu A4. Zważyl ją w dłoni, jeżeli coś zawierała, to nie więcej niz jedną strone. Otworzyl ja ostrożnie i zajrzał do srodka. Na dnie leżała mała, złota obrączka. Parsknął śmiechem.
- Co to ma być? Pierścień mocy? The One to bind them all? - wyszczerzył się szyderczo. -Czy też obrączkujecie się na wypadek gdyby ktos się zgubił w lunaparku?
- To wzmacniacz psioniczny. Działa tylko na nas, w dodatku proporcjonalnie do naszych mozliwości. W pańskim przypadku zwiększy nieco szybkość i zapewni większy przepływ psi. Nie ma wielkiej mocy, można by go nazwać generatorem dystorsji wydarzeń losowych, jeżeli pan wie o czym mówię.
- Zarabiacie oszukując w kasynach? - spróbowal zakpić Kovalik.
- Można go do tego użyć. Choc to nie działa tak, jak pan mysli. On nie spowoduje, że w kazdym rozdaniu dostanie pan pokera. Ale gdy na stole znajdą się wszystkie pieniądze, wtedy statystyka zacznie pracować dla pana.
- I tak - dajecie mi to cudo bo mnie lubicie?
- W tym rejonie nie ma nikogo, kto mógłby zająć się tym, co zaczął pan uprawiać w ramach, nazwijmy to, przypadkowo odkrytego hobby. A zagrożenie ze strony pośrednich, choć nieduże, chcemy wyeliminować całkowicie.
- Hm. Hojny dar... Jak miałbym sie kontaktowac z wami? Mogę wiedziec coś więcej o waszej... organizacji?
- Nie ma żadnej organizacji. Bardziej sieć znajomych po fachu. Mamy swojego Mistrza, ale to raczej funkcja koordynacyjna. Nie wchodzimy sobie w drogę, spotykamy się tylko w przypadku poważnych zagrożeń. A kontakt - ja będę pańskim kontaktem. W przypadku, gdyby znalazł pan coś ciekawego, prosze o sms na ten numer - wpisała ciąg cyfr na brzegu koperty i oddała mu ją z powrotem. Kovalika wytrzeszczyło. Psionicy, generatory - i smsy?
- Tak jest szybciej - wyjasniła, jak by zgadując jego myśli. Wstała, dając do zrozumienia, że czas na nią. Uścisnęli dłonie, zszedł za nią na dół i otworzył drzwi. Uśmiechnęła się raz jeszce, przekroczyła próg i - najzwyczajniej w świecie jej nie było. Kovalik aż wyjrzał na zewnątrz, by się upewnić. A to ci dopiero. Wszedł na górę i popatrzył na pierścień. Żadnych błysków, dziwnego światła czy tajemniczych napisów. Ot, obrączka, tyle że złota. Wyciągnał rękę.
- Uważał bym - spiżowo zahuczało mu w głowie.
- Czemu? A tak w ogóle, skąd żeś się nagle znalazł z powrotem?
- Cały czas byłem na nasłuchu. Jaki to babsztyl wredny jest... - doznania Trevora znowu zatrzęsły Kovalikiem.
- Po pierwsze, to ona całkiem milusio wyglądała. Może tobie podobni za długo obżerali się takimi? - zakpił, wystawiając mentalnie język. - A tak w ogóle - jak to, „podsłuchiwałem”? Mnie podsłuchiwałeś? Jakim cudem, jak nie czułem nic?
- Łoboziu - westchnął Trevor - a na rowerze umiesz jeździć?
- A co to ma... A.
- pojął Kovalik.
- No właśnie. Niby wiesz - a wytłumaczyc nie ma jak. Z tym pierścionkiem uważaj. To stara matryca nano. Gdy się ja nosi wystarczająco długo, nanoboty zaczynają nadzorować funkcje i stabilność struktur biologicznych.
Kovalika zatkało.
- Czy ty mi chcesz powiedzieć...
- Taa...
- niechętnie rzucił Trevor. -Tu akurat ten Dziamdziak dobrze przyuważył. Nanoboty potrafia naprawić uszkodzenia wzorca biologicznego w czasie rzeczywistym. Posiadacz matrycy staje się tak jakby, no, nieśmiertelny...
- ?
- ... wyszedl z tego nielichy problem. Nie możesz wykonać zapisu i ustabilizować wszystkiego, bo nie pozwoli ci to dokonać zmian w pamięci. Pierwsze próby skończyły sie wyprodukowaniem dość przerażających istot. Utrwalone kilka myśli, zapętlone na milenia w jednym zadaniu. Masakra. Taki sfinks na przykład. Przez tysiąclecia opowiadał tą sama zagadkę. A mówiłem jak komu dobremu, siedź na dupie...
- A ten?
- Ten to co innego. Nie tyle utrwala, ile protezuje. Wynik i tak jest oszałamiający, potrafi przedłużyć życie o kilkaset dobrych lat nawet takiemu biologicznemu złomowi jak wasz gatunek.
- No to w czym problem.
- Ja bym tej
- Trevor najwyraźniej splunął -nie wierzył ani na grosz.
- A znasz ją? Kto to był?
- Szary płaszczyk, szare oczka, nawet ta srebrna nić, to kim toto może być... Tak jej się utrwaliło eony temu to i tak się nosi. Jedna z Zielonych. Zaraza na nich wszystkich.

Kovalik wyciągnął dłoń w kierunku pierścienia.
- Poczekaj! - Trevor krzyknął. Kovalik przysiadł. -Sorry, zapomniałem, że z ciebie taka lebiega... To ścierwo mnie szuka, musiała przy tej cholernej matrycy grzebać. Jeżeli włożysz to na palec, za chwilę tu się zjawi kolejna, wesoła drużyna pajaców...

6 komentarzy:

Anonimowy pisze...

Hahaha :-D Extra satyra na małżeństwo :-DDD
Super się czyta i nie mów, że to grafomania. Ja, filolożyca, Ci to mówię :-)))
nika

abnegat.ltd pisze...

Hm. Malzenstwo, powiadasz. Nie wie prawica o czym pisze lewica.
Prawie jak manifest polityczny ;)

doro pisze...

CUDNE ;D

zielonooka pisze...

yyyy... niee. Aragorn to Aragorn- kolana miękkie i co ja tam będę... ALE ROZUMIEM- LISTOPAD;)

inessta pisze...

Wyslij Kovalika na: http://portal-pisarski.pl Bardzo Cię proszę. My tu Ci kadzimy, chwalimy, prosimy i nic. Tam Cię ocenią (mam nadzieję, ze obiektywnie) i sie okaże, czy to pisanina czy pisaratwo.

(KK) pisze...

Taaaak, niech wpadnie wesoła drużyna, wyobrażacie sobie Drużynę w wykonaniu Abiego...? No i nie mówcie, że nie chcecie, żeby wpadła!