środa, 24 listopada 2010

Aktualizacja

Dzień był dramatyczny jak finały X-Factor’a. Najpierw przyszedł mój współtowarzysz niedoli, chirurg, co to od szabli i od szklanki* i pogadaliśmy sobie dla jaj po rosyjsku. Ot, parę słów, a zawsze wrażenie na angolach pozostawia niezatarte. Jakie te dochtory wschodnie to mądre są i języki znają. Przy okazji dowiedziałem się, że armia węgierska ma 10 tys. ludzi (w co mi się wierzyć nie chce), że prawicowy rząd zaczał janosikować, chcąc kasę z funduszy emerytalnych zabrać i dac sobie (bo są biedni) i inne tego typu pierdoły. Odwdzięczyłem się paktem Ribentrow-Mołotow i trójstronną umowa z Wielką Brytanią i Francją przed IIWŚ - to w ramach twierdzenia Węgra, że nas NATO od złego obroni. Nawet mi się śmiać nie chciało.

Po południu przyszedł zębodół. Trzech pacjentów do znieczulenia. A niech mu tam. Uspić - wetknać rurkę - obudzić - wyjąć rurkę. Jest w tym jakaś symetria. Trzeci przyszedł klasyczny nołoman-nokraj. Dredy na głowie, akcent z Jamajki. Rozumiałem go mniej więcej tak jak i on mnie - w końcu pośmialiśmy się z akcentów własnych i na tym się skończyło. Miedzy nami, bo nołoman-nokraj wział był i opieprzył Zuzię, że on angielski rozumie. Choć ona przecie po angielsku do niego gadała, nie po jamajsku. Nic nie rozumiem.

Jako, że dzisiaj mamy w planie łapanie much, a sesja zaczyna się o 19:30, jedna właśnie rzyga a nołoman rozrabia. Szlag człowieka trafić może.

------------
*Wydaje mi się że w tym dwuwierszu jest błąd.
Powinno być: i od chablis, i od szklanki.