wtorek, 3 stycznia 2012

Pańskie fanaberie*

Nieszczęsny licencing wisi nad doktorami jak jakowyś miecz damoklesa. W zasadzie nikt do końca nie wie, na czym owoż udowadnianie, że się nie jest ze standardami na bakier, ma polegać. Póki co wszyscy jeżdżą na kursa, czytają gazetki i produkują coraz to większe i bardziej bezsensowne aprajzale. Czyli takie - sformalizowane, pisemne, coroczne samooceny wspomagane głębokim wsparciem z zewnątrz pod postacią aprajzalowca.

No, ale - "Czuj duch!", oraz "Nic to!" znane są polskiemu doktorowi od dawien dawna, toż się owo zawołanie michałowe wyssało z mlekiem matki nieomal.

Z racji owegoż dokształtu - oraz wolnego czasu - rzuciłem się do czytania prasy, co to mi ją prawie-że-bezpłatnie dostarcza AAGBI pod postacią niezbyt twórczego choć jakżeszsz szpanerskiego tytułu Anaesthesia. Oraz anestezja nius. I w tymże drugim przeczytało mi się o doktorze, co to wrócił z Tanzanii... Szwedem był, widać mu dupsko wymroziło, a może jakie tam inne ciągotki miał - jak by nie było, pojechał znieczulać do szpitala, gdzie panowały warunki wprost - dla anestezjologa cywilizowanego - nieprawdopodobne.
Brak sprzętu jednorazowego użytku, igły z zadziorkami do wielokrotnego użycia... Pulsoksymetr jeden w całym szpitalu... Braki leków... Bóg wie co przywożą w butlach z tlenem... Brak prądu - i odpowiednich zasilaczy...

Tanzania - Afryka, kraj blisko równika...

I stanął mi przed oczami mój pierwszy staż w szpitaliku, co to był pododdziałem innego szpitala. Byłoż to w ciemnych czasach osiemdziesiątych, gdy poprzedni system ogólnej szczęśliwości dogorywał, a nowy system powszechniej szczęśliwości dopiero był gdzieś tak - niech zgadnę - w czwartym miesiącu. Igły i strzykawki wielorazowe pamiętam, mało tego - sam je używałem. Igiełkę trzeba było wybrać starannie, bo tępej nie szło wbić w dupsko za jasną cholerę - na własny użytek zaadoptowałem średniowieczną pozycję ataku mieczem dwuręcznym Falcon.

Wynik wrażenia igły był, musze przyznac, dość podobny do ciosu mieczem. Pacjent zazwyczaj ryczał jak bawół, a słów podziękowania nie owijał w bawełnę.

Po użyciu igły trzeba było umyć specjalnym wyciorem i wygotować. Strzykawki zresztą też - ale igły to był prawdziwy hardcore. Moim wkładem w rozwój medycyny było zaadoptowanie parapetu - model lastrico, drewniane, czy nie daj Panie plastikowe, zdają się psu na budę - do ostrzenia wykrzywionych i harpunowato zagiętych końcówek.

To był czas, gdy Mann z Materną śmiali się, że zachodnie strzykawki jednorazowe są beznadziejne, bo rozpadają się już po dwudziestej sterylizacji. Tego akuratnie nie widziałem, ale kilkunastokrotną sterylizację rurek intubacyjnych - co obecnie jest po prostu nie do pomyślenia - sam pamiętam. Wyrzucało się te, którym pękł balon albo były wyjęte ze zwłok.

Facet mówi, ze ma jeden pulsoksymetr na cały szpital. Jest w tym lepszy równo o 100% - ale licząc w dół, bo w górę nie da się policzyć, jako że zero mnożone, nawet bezustannie, dalej jest zerem. W szpitaliku był jeden monitor EKG, ale wymagał starannej obsługi i długiego okresu nagrzewania wszystkich lamp. Zazwyczaj jego wykres był m/w podobny do tego, co otrzymują geolodzy w trakcie wybuchu wulkanu. A analizator gazów wydechowych należał do wyposażenia Ijona Tichego. Czyste S-F.

Z lekami nie było najgorzej. Thiopentalu było pod dostatkiem, ketaminy też, succynylocholina - zwana popularnie skoliną - zwiotczała każdego i bez wyjątku, choć nieco krótko. Do dłuższych zabiegów był Arduan, który potrafił zwiotczyć powtórnie pacjenta już wybudzonego. Jego czas działania znacznie przekraczał czas działania tak zwanych odwracaczy - czyli leków odwracających działanie środków zwiotczających. Adrenalina też była. A defibrylator wyglądał jak przenośny piecyk żeliwny, popularnie zwany kozą i miał kółka. Które - gdy leciało się po korytarzu - wpadały w rezonans i warczały, stanowiąc zamiennik dla ioio sygnałów karetki pogotowia.

I pomyślałem sobie, że oni takiego Szweda - to mają na nic. Równie dobrze mógłby tam wylądować Marsjanin i czułkami uzdrawiać. Bo co z tego, że wprowadzi ich w arkana współczesnej anestezji, skoro już za chwileczkę, już za momencik wyposażenie jednorazowe - które ów Szwed przywiózł na własny koszt - się rozpadnie, koncentrator tlenu się zepsuje a pulsoksymetr ktoś zap*&^%i? Toż jeden elemej kosztuje gdzieś tak z 10 dolarów. A kurs wymiany owegoż dolara jest w Tanzanii równie śmieszny jak kurs w stosunku do złotówki AD 1988... Gdyby ktoś nie pamiętał, wg cen czarnorynkowych zarabiało się wtedy jakieś 10-15 dolarów na miesiąc. Czyli na dzisiejsze 45 złotych. Może się Szwedowi wydawać, że to jest nic - ale dla Tanzańczyka z jego produktem krajowym brutto 110 dolarów na głowę (sic!) (dla porównania Polska ma niecałe 12k, a Szwedzi ponad 40k) kupowanie plastikowego cósia jednorazowego użytku, za równowartość którego można wyżywić wioskę swoją i sąsiadów przez najbliższe pół roku - to jednak lekka przesada musi być.

I tak mi się pomyślało jeszcze, że oni potrzebują polskich anestezjologów - ale tych starych. Co to jeszcze pamiętają, jak się przerabiało igły Touchy na podpajęczą za pomocą pilniczka, co wiedzą, że resterylizowana rurka wcale nie oznacza niechybnego zgonu i którzy potrafią znieczulić mając do dyspozycji uszy, manometr i palec.

Ten ostatni do trzymania pulsu.

---------------
*Tytuł pochodzi z menu Siwego Dymu. Tak trza gadać, żeby dostać sznycla po wiedeńsku.

16 komentarzy:

erjota pisze...

Hmm... ciekawe jak tam robią specjalizację ... z takim zapasem sprzętowym i lekowym speckę z AiIT można skrócić z 5 razy :P
Dobrze że ja się wybieram do pracy w cywilizowanych szpitalach, choć przyznam, że te opowieści o sterylizacji igieł też słyszałem od starszych lekarzy czy pielęgniarek.

Anonimowy pisze...

"Równie dobrze mógłby tam wylądować Marsjanin i czułkami uzdrawiać" - kapitalne zdanie, śmieję się do tej pory :-)))
Ale faktycznie, tam trzeba polskich anestezjologów. Mogą starsi stażem podszkolić młodszych i po krzyku. W sumie im bardziej w bojach zaprawiony dochtor, tym lepszy :-)))
nika

abnegat.ltd pisze...

..."teraz ja jestem dziadkiem
coz wiedz moge kupic swoim dziecio
jak nie Wrters Oryginal"...

Ty bedziesz opowiadal historie grozy, zes musial znieczulac gazem, ktorego uzywalo sie do uzyskiwania wyzszej mocy silnika, paralizowalo sie kurara (prawie-ze), a o BISie mozna bylo najwyzej poczytac ;)

Nika, tak sobie mysle, ze lepiej ich nauczyc bezpiecznie znieczulac tym co maja (a raczej nie maja...) niz wydziwiac z jednorazowym sprzetem za niewyobrazalne pieniadze ;)

Joanna pisze...

w wieku XXI w mieście wojewódzkim, wreferencyjnym OAiIT gdzieś w Polsce, dyżur rozpoczyna się od chodzenia po prośbie i zapożyczania a to antybiotyków(dzięki Bogu mamy prężną klinikę zakaźną), sprzętu do nebulizacji(niech żyje SOR), respiratora, bo pielęgniarkom i sanitariuszce pęcherze przy paznokciach od ściskania Ambu wylazły(znowu nieoceniony SOR i wiwat Ambumatic), leków krążeniowych w tym levonoru(alleluja kardiologia) i tak dalej. Niby w Europie a jakby jednak nie......A sprzęt jednorazowy??(tętnic w sobotę rano brak, centralne jedno dwukanał, dializacyjne jakiś odpad produkcyjny...., cudo-nerka drze się serwisu). Wcaleśmy tak daleko nie odeszli.
P.S. O BISie mogę czytać, chyba że jakaś łaskawa firma nalepkę na głowę podrzuci gratis(JEDNĄ)
pozdrawiam z Dzikiego Zachodu

Anonimowy pisze...

:-)))
nika

abnegat.ltd pisze...

Joanna, moze trzeba poprosic jakiego Szweda? Chlopaki jezdza po krajach 3 swiata z wlasnym sprzetem xD

Anonimowy pisze...

Mylę się, czy zauważyłam jakąś nostalgię tutaj? :)

Btw dobrze wiedzieć, że jest jeszcze ktoś, kto wie do czego służy apentuła niewdziosek.

Iwona K

abnegat.ltd pisze...

Iwona, cyberiada jakby mniej, choc Ciamawruk!!! przyjelo sie ;)
Najbardziej chyba Ijon i Kongres.

Anonimowy pisze...

A przydum nad pamiętnikiem znalezionym w wannie? Niepowtarzalny klimat.

Tak się zastanawiam teraz, czy o klonowaniu było w Kongresie czy w Summie. Dzięki temu zdałam egzamin z biologii, z której byłam ciemna, jak tabaka w roku.

Iwona K

abnegat.ltd pisze...

W Kongresie nie bylo. W Summie byl traktat, ale on tam bardziej mozdzyl nad kwestia czy sklonowany to ten sam - czy taki sam... Ale wybronic tym biologie to duza sztuka xD A Pamietnika nie czytalem wieki cale - musze wrocic.

Anonimowy pisze...

Miałam taką myśl, przekopując się przez półki z tymi bardziej pożółkłymi książkami - w odniesieniu do Eden i Solaris. No i stchórzyłam, no bo co, jeśli po 30+ latach okażą się mniej wspaniałe?

Iwona K

dexter pisze...

I tak mi się pomyślało jeszcze, że oni potrzebują polskich anestezjologów - ale tych starych.

...bo ci najładniej śpiewają "Aaa kotki dwa" :).

Anonimowy pisze...

Ach, przypomniał mi się oglądany kiedyś film TED, w którym wykładający dowodził, że milion przypadków AIDS rocznie w krajach rozwijających się jest wynikiem wielokrotnego stosowania jednorazowych igieł i strzykawek:

http://www.ted.com/talks/marc_koska_the_devastating_toll_of_syringe_reuse.html taria

(KK) pisze...

Melduję, że Solaris i Eden można czytać bez lęku po dowolnym czasie. Co więcej, nawet Pirxa można, a Bajki właściwie należy, bo jako lektura w podstawówce są pomyłką :D

A w temacie - ja się zastanawiam, czy to nie z podobnych powodów tak cenieni byli kiedyś polscy inżynierowie w tych wszystkich Irakach i Arabiach...

abnegat.ltd pisze...

Taria, witaj :)
Mysle, ze oni tam virusa hiv przekazuja sobie znacznie prosciej... :/ :| :\

KK, cala seria w Polszcze lezy odlogiem. Trza bedzie wrocic... A z inzynierami masz racje. Nawet mi woj opowiadal jak sie destyluje zacier na mandarynkach...

abnegat.ltd pisze...

Iwona, to sie chyba nie starzeje... Chociaz mam taka jedna jego ksiazke, co to wlos z glowy wychodzi: "Gdy w 2025 roku komunizm zwyciezyl na swiecie...."

Dexter, w krajach trzeciego swiata metoda jest znana - i ceniona ;)

PS - dalbym sobie leb urwac, ze Wam juz odpowiadalem... Skleroza starcza, cycos...