Dzien drugi zaczal sie nieco... pozniej. Jednak flachacha whisky wypita po 4 godzinnej nocy i szoku tlenowym to nie w kij dmuchal...
Kopalnia sliczna. Znowuz sie udalo Brytow zadziwic. Fakt, biedny Stefan co i rusz lapie cykor-raczke, widzac kolejnego super kierowce rodem z piekla, ale sam stwierdzil, ze warto bylo zaryzykowac zycie na Zakopiance by cuda zup solnych uwidziec. A jakie mial duze iczy w windzie... Ha.
Wawel jutro. Dzis szans nie bylo bladych.
Ale nogi mam - nie powiem gdzie.
6 komentarzy:
jak pojadę do Polski to w końcu muszę jechać do Wieliczki te cuda zobaczyć :). To nic, że 24,5 roku mieszkałam +/- 70 km stamtąd :]
No jak to gdzie? W uszach! ;-P Też muszę Wieliczkę kiedy obaczyć.
nika
To się mówi ładnie "nogi mi wchodzą tam skąd wychodzą" :-D
Też jeszcze muszę Wieliczkę zaliczyć. Kiedyś
ruda_
lizali ściany?
to co? za rok, jak się uda i opatrzność pozwoli, jedziemy wszyscy do Wieliczki? ;)
Hehe, ja rodowite dziecko Krakowa kopalnię obaczyłam na własne oczy dopiero jak zostałam przewodnikiem miejskim (to staaaaare dzieje) i pojechałam sobie z oprowadzaną własnoręcznie wycieczką ;) (Żeby nie było: po kopalni nie oprowadzałam, tam mają własnych przewodników, ja tylko pilotowałam autobus - a że nie znając drogi, to insza inszość :D)
Prześlij komentarz