Pytali sie kiedyś kumple Icka Golbauma, co by zrobił, gdyby Gomułka otworzył granice na zachód. Odparł, że wlazł by na wielki słup, żeby sie uchronić przed zadeptaniem. A gdyby otworzył granicę na wschód? Icek bez chwili namysłu stwierdził, ze też by na ten słup wlazł. Kumple zbaranieli. Że niby też przed tym tłumem będzie uciekał? A nie, nie. Tym razem celem wypatrywania idioty, który polezie w tamtą stronę.
Dzidź zszedł z poważną miną - nie wiedziec czemu to zawsze zwiastuje mniejsze badź większe nadszarpnięcie kredytu (a nie mówimy tu o kredycie zaufania) - i oznajmił, że znalazł pracę. Popatrzyliśmy z ASP po sobie z uznaniem. Zuch maładiec! W związku z powyższym czy mógłbym mu kupić bilet (vide nadszarpywanie powyżej), bo on tą pracę ma w Polsce. Popracuje dwa miechy (pisownia oryginalna), potem pobaluje jeszcze z jeden - i we wrześniu wróci. Obsunęła mi się żuchwa. Zapytałem go niewinnie, czy nie obiło mu się przez przypadek o uszy, że ostatnimi czasy konkretna grupka Polaków - jakieś circajebałt półtora miliona - porzuciła nadbrzeża Wisły na korzyść tych wokół Tamizy? Ja mam nie krytykować, tylko wyrażać się konstruktywnie. A w temacie to gdzie mam kartę, bo bilet na niedzielę całkiem niedrogi, robota zabukowana od poniedziałku rano i w ogóle nie ma mowy. Nic to, Baśka - pomyślało mi się wołodyjowsko i budząc podziw dzidzia szczery wpisałem wszystkie dane z pamięci. Tak jakoś mam, ze mi się numery trzymają głowy. Dzidź wydrukowaną kartę pokładową wziął, wyraził wdzięczność i poszedł spać. Znaczy - mordować poszedł wirtualnie, bo to dopiero była północ.
Przy śniadaniu otwarliśmy bukmcherkę. Rodzinną, nic zawodowego. Po komisyjnym sprawdzeniu karteczek okazało się, żem jest jakiś straszliwy malkontent i pesymista - ASP stawiała, że wytrzyma tydzień, dzidź młodszy obstawił cztery dni a ja trzy. Boh trojcu liubit’. Przy okazji wyszła raczej ponuro-sceptyczna zbieżność realnej oceny dwóch miesięcy - po uśrednieniu niecały tydzień. Na szczęście dzidź starszy o tym nie wiedział - spał słodko po osiągnięciu kolejnego levelu.
Całe życie grasz
Co ty z tego masz?
Du-ży le-vel!!!
I już żem myślał, że świat jednak jest zupełnie mi nieznanym miejscem, gdy nagle w dniu odlotu dzidź przyszedł i z zasępiona mina rzekł: - Ale jak by z tej roboty - która do czasu zakupu biletu była załatwiona na mur-beton funkiel zicher for siur - nic nie wyszło, to posiedzę ze dwa-trzy tygodnie, wrócę tutaj i znajdę coś na miejscu.
Po czym popatrzył mi po męsku w oczy i dodał z mocą:
- Normalnie.
18 komentarzy:
I dobrze niech sam organoleptycznie przekona się jak w ojczyżnie przodkow zarabia sie kase po co ma korzystać z doświadczenia innych i tak im nie uwierzy
GB
Howg :)
Z blogoslawienstwem. Ino cegoj mam dziwne wrazenie, ze nic z tego nie bedzie...
Ahahaha :-D Oesu, jakie to wszystko fajne :-)))
A czy któryś z Twoich dzidźiów na medycynę się wybiera?
nika
Oj, żeby Was nie zdziwił jednak ;D
Nika, starszy juz sie nie wybral. A mlodszy straszy ;)
Doro, ja bym jednak poprosil o calkowity brak niespodzianek ;)
Hihihi. Obsatwiam, że nie wróci tak szybko. Za to otrzymasz wiadomość: kochane pieniążki przyślijcie rodzice. ;)
Kiciaf, oby tylko ;)))
Abi a w jakiej części naszego pięknego kraju ta praca? Bo jeśli w tyrystyczno-podobnej, to raczej z pracą na wakacje problemów nie ma. Czasem tylko się książeczka sanepisu przydaje.
Ach i co do wirtualnego mordowania: miałem takich współlokatorów - jeden "ciął" w WoWa, a drugi z Lineage II iiii... no tak jakby na zdrowie im to nie wyszło :P jednemu się odechciało pisać magisterki (choć studia skończył), zaś drugi WRÓCIŁ DO RODZICÓW xD
Strzeż się :P
Adept, powrot do domu dzidzia marnotrawnego mi nie grozi - bo z nami mieszka ;D
A uzaleznienie adrenalinowe ma na imie Warrock.
Hmm, odważny ten Pana syn. Szalenie odważny. Praca w Polsce...toż to połowa mojej grupy zaraz po obronie mgr zwiała z kraju.
No chyba, że ma to związek z końcem matur i koledzy się upomnieli :D
Roksi
Roksi - no bitte mi tu :D - jaki Pan??!?
A z ta odwaga - cos trzeba wymyslic, zeby stary bilet kupil xD
A jak ta "praca" ma na imię?
>>A jak ta "praca" ma na imię?<<
O takie rzeczy się nie wypytuje, jeśli ma się złośliwe i inteligentne pociechy, które będą chciały zobaczyć minę starego po wypowiedzeniu imienia - dajmy na to - Julian.
jesuuuuuuuuuuu... on z Jukejskiej ziemi znalazł pracę, a mnie przerasta szukanie będąc na miejscu. jakiś hardkor :/
Innesta, nie nadazam :P :D
Anonimie, co robic... Nowe czasy - nowe obyczje :[\]
Thalie, zalatwic to se bilet od starego zalatwil xD
Abi, mój brat bedąc młodzieńcem wywinął własnie taki numer. Niby znalazł wakacyjną pracę na drugim końcu Polandii. Miała na imię Ewa i była koleżanką poznaną na wyjeżdzie. pojechał do niej, potem razem ruszyli zwiedzać kraj. Rodzina myślała, że ciężko pracuje, a on wakacjował.
Przestańcie moze dziecię naprawde pracy pojechało szukać aby odciazyć rodzica?. Ciekawe ale te Wasze pomysły wygladaja na to ze to Wy w ten sposób kantowaliscie swoich rodzicieli.
GB
Oj, oj, niby poważni hazardziści, a nie wliczyliście do bukmacherki tego miesiąca na pohulanie :D
Prześlij komentarz