środa, 23 grudnia 2009

Chłop w biurze - atrament do lodówki

Jukejskie metody handlowe zupełnie odbiegają od naszych. Pomijam fakt bezpardonowego obchodzenia się z ciuchami w sklepie, gdzie połowa przymierzonych rzeczy leży na podłodze, czy milusińską obsługę starająca się człowiekowi ułatwić żywot.

Największe jaja dotyczą prawidłowego ubierania się. Mianowicie, nie wiedzieć czemu, Brytole mają dziwny zwyczaj oceniania człowieka po wyglądzie. Odkryłem to jeszcze w Północnej Irlandii gdy świtem porannym wpadłem po pieniądze do jedynego superstora mającego bankomat w środku. Mając na sobie płaszczyk czarny a wełniany, garniturek nienachalny, koszulę jak śnieg białą na dechę odprasowaną ukłoniłem się w drzwiach przechodzącemu mimo ochroniarzowi. Mało się nie zabił bo jego mózg wysłał kilka nieco kolidujących ze sobą wiadomości oflagowanych condition red do podrzędnych mu centrów: facet w tej samej chwili próbował nawrócić, ukłonić się w pas, zdjąć czapkę i powiedzieć gudmyrning. Wyszedł mu z tego podwójny rittberger z przytupem i hałajem.

Drugą wskazówką była obsługa sklepu z ciuchami do której AS Ptyś wparował w świeżo przywiezionym z Polski futrze. Mianowicie wszystkie sprzedawczynie jakie w sklepie były olały równo resztę klientów i na wyprzódki zaczęły się dopytywać jaw-dropping Agentki Specjalnej w czym mogą jej służyć. Od tej pory gdy idę coś załatwiać, wyciągam z szafy zbroje i odpierdzielony jak stróż w Boże Ciało walę do urzędów. Choćbym nie wiem jak się starał, nie ukryję się - zawsze ktoś mnie wypatrzy i na pomoc rzuci.

-----------------------

Od jakiegoś czasu dziwnie się czuję gdyż z wzorca 2+2 - czyli dwoje dorosłych - dwoje pyskatych - przekształciliśmy się w rodzinę 3+1 czyli dwoje dorosłych podstarzałych, jeden wypiek świeży i jeden młodzian w skórę odzian. Z racji celebracji odświętnej zamarzyło mi się kupić coś pociechowi co by miał na długo i mógł z wdzięcznością o swoim ancestorze myśleć. I tu niestety nie byłem w stanie wyrwać się poza schemat. Bo co do jasnej cholery dać dziedzicowi? Klejnotów rodowych nie mamy - to znaczy - mam - ale się z nimi za cholerę nie rozstanę - więc podarowanie mu sygnetu z herbem raczej odpadło. Tym bardziej że musiałbym mu wygrawerować dwa cepy na pustym rżysku skrzyżowane. Biżuterii mu nie kupię bom jest ortodoks - jak widzę chłopa z kolczykiem to we mnie wzbiera śmiech szczery. Zresztą, sygnety też jakoś mi się nie widzą - przeżyję 14 Marines Corps czy Szarżę Niezwykłą - na ten przykład Księcia Potockiego - ale żeby zwykły śmiertelnik się tak stroił to jakoś nie. Nie czuję. No i w końcu w moim skołatanym mózgu wyszło że kupię dzidzi zegarek. Niech ta ma - jak będzie stary, stareńki to se na niego popatrzy i przypomni że go dostał od swojego starego. Chyba że mu Alzheimer mózg zeżre.

Zrobiliśmy wywiad, przeglądnęliśmy oferty, ustawili za i przeciw, sprawdzili winien/ma - w końcu stanęło na Citizenie Skyhawku. Co to jest tytanowy, antywstrząsowy, unbrekable, Eco-Drive - żeby mu do tej jego starości chodził - a w dodatku radiem sterowany.* Optowałem co prawda za Rolexem ale mi AS Ptyś wytłumaczył że jak się kradnie Citizeny to się odpina bransoletkę a jak się kradnie Rolexa to ucina rękę - żeby bransoletki nie popsuć w trakcie rozpinania. Coś w tym jest.

Polazłem do sklepu i po krótkich targach nabyłem rzeczony sikor, zapłaciłem kartą - bo ponoć człowiek wtedy ma mniejsze obrzydzenie do siebie niż gdy trwoni gotówkę - i polazłem do domu.

Gdy dzidzia tydzień później wyjęła zegarek z pudełka, okazało się że stanął.

A to ci.

Pewnie długo w tych ciemnościach siedział to się rozładował. Przeczytałem instrukcję, ustawiłem zegarek pod lampą i na rano cóś drgnęło. Co prawda wskazóweczka nadal pokazywała poziom naładowania krytycznie niski ale przynajmniej nie wyszło żem kupił wstępnemu zstępnemu atrapę.

Po dwóch tygodniach coś mi zapikało w mózgu.
- Synek, a ty ładowałeś ten swój cud techniki?
- Codziennie! - odrzekł z duma synek.
Codziennie? Toż pełna bateryjka ma trzymać pół roku... Okazało się że mimo wielogodzinnego opalania na słońcu zegareczek jest anemiczny jak Pakistańczyk w Londynie i mimo wysiłków wszelkich naładować się go na full nie da.

Nic to - zakrzyknąłem dziarsko. Toż w Jukeju jesteśmy, nie w Polsce. Nikt tu dziadostwa nie robi, do sklepu się pojedzie i zegareczek dadzą nowy. Na wszelki wypadek sprawdziłem datę sprzedaży - mieszczę się ustawowych 4 tygodniach.

I tum się niestety nie wykazał czujnością. Bo gdybym się ubrał tak jak powinienem - gajerek, płaszcz, matowe spinki z oksydowanej stali, Breitling na wierzchu, diamentowa spinka do nosa - to bym to załatwił w sekund dziewięć i 3/4. Ale zimno było a że kurteczkę narciarską mam z jakiegoś techcośtam 15 000 co daje ciepełko i ogólny komforcik, więc zamiast w płaszczyku poszedłem ubrany jak pracownik pobliskiego Sainsbury.

Uśmiechnąłem się po same trzonowce i poprosiłem miłą panią o nowy zegarek. Jak to - nowy? No, nowy, bo stary sprzedaliście mi zepsuty. Bateryjka jest popsuta, a jak ona jest popsuta to cały zegarek jest do wiadomo czego. Ale oni maja szop polisy i nie wymieniają.

Zagrały trąby. Takie - miedziane, duże, co to trembling & shaking niosą przez trzewia. O mało żem się do nieboraczki nie uśmiechnął - to że ja mówię z polskim akcentem droga pani to jeszcze nie znaczy że nie potrafię prawidłowo wymówić Office of Fair Trading czy Trading Standards Office. Utwardziłem nieco głosik swój niebiańsko misiowy - co u tubylców jest równoznaczne z ciężką awanturą - i zażądałem wymiany strupa na coś co działa. Dziewczynka pisnęła niezrozumiale i znikła. Gucio. Jak się pieklić - to do tych którym za to płacą.

Nasza wymiana zdań z panem szefem niestety nie była miła. Zaczął od tego że zegarek ma rysę na bransolecie i z tego powodu on mi zegarka wymienić nie może - a jedyne co może to wysłać go gwarancyjnie do Citizena i tam mi go naprawią. Jak pragnę rodzić - mogę udawać że nie rozumiem angielskich złośliwości, ale żeby mnie traktować jak ostatniego morona? Dawnom takiej radości nie miał. Czując jak mi wkurwienie mózg mroczy, skupiłem sie na płynnym, prawidłowo akcentowanym wymawianiu słów immediately, ridiculous, customers’ rights, slightly disappointed, perplexed (to kupiłem od jednego takiego com mu pacjenta wysłał na konsultację, wyraził w ten sposób swoja fachowa opinię na temat jego stanu) astonished i innych biczy słownych tutejszego lengłidża. Wic w tym żeby nie zrobić awantury po Polsku - należy się cały czas uśmiechać lekko i patrzeć rozmówcy w oczy, mieć delikatnie znudzona minę konwersacji pogodowej i Broń Panie nie podnosić głosu . Widząc że pani stojąca obok, a przymierzająca się do kupienia Omegi, przygląda się nam badawczo, pan szef gnąc się w ukłonach obiecał solennie że na rano zegareczek będzie cacy funkiel nówka i poprosił o pozostawienie starego wraz z danymi kontaktowymi. Tum go chlasnął na odlew bom poprosił o napisanie pokwitowania że mu ów techniki cud zostawiam. Na którym skreśliłem Mr i własnoręcznie dopisałem Dr. A co. Ostatecznie jestem i wcale się tego nie wstydzę.

Efekt? Rano AS Ptyś wszedł do sklepu gdzie obsługa w pas się gnąc stała z zegareczkiem do odbioru gotowym. Nowym. I nawet bransoletkę dał świeżynkę, nie bacząc że stara porysowana... Dziwny jakiś.

Na to ich miłe please/thank you trzeba uważać. Bo nam się wydaje że oni mili są. Oni nie są mili. Oni po prostu maja inną, bardziej miękką mowę ciała. Milszy ton głosu. Nie używają przekleństw. Ale są dokładnie tacy sami jak my.

A następnym razem przy zakupie zegarka trzeba pamiętać żeby włożyć płaszczyk i garniturek. Zaoszczędzi to jeżdżenia do sklepu w celach reklamacyjnych a obsłudze niemiłego rozczarowania że jednak Polak potrafi pyskować w lengłidżu. Bo że mi chcieli wtrynić tego paścia świadomie, nie mam żadnych wątpliwości.

--------------------------
*Falczak kupił Falczakowej zegarek. Który był wodoodporny, antymagnetyczny, przeciwwstrząsowy, nierdzewny i nietłukący. Falczakowa nic mu nie mogła zrobić to go zgubiła.

23 komentarze:

Anonimowy pisze...

swietne
obom

Anonimowy pisze...

hmmm. wysłałbym na priva, ale że nie widzę emila ani innych wskazówek co do kontaktu z Tobą, Szanowny Abnegacie (o przepraszam Dr Abnegacie), to wiedząc iż przez najbliższy tydzień z dala będę od komputra, to... moment, co ja chciałem?
A... Życzę Ci Radosnych Świąt w gronie rodziny i tyle. Bez dodatkowego słowotoku ;)
I dzięki za bloga :)
edi

Anonimowy pisze...

Dobre, czyta się z zapartym tchem :)
Pomysł z gajerkiem a'la Fileas Fogg - niezły ;)

W mej rodzinie to siostra ma rodzona ma talent i lubi (!) reklamować towar. Ale ona działa na zasadzie 'załatw to bo cię wykończę dziamdzioleniem do nocy samej, lub do rana'.

Ja stosuję uśmiech do trzonowców z gestem 'łapki a'la króliczek'.

T.

Anonimowy pisze...

A Dżuniorowi - 100 lat dorosłości! :)
I niech nie zgubi sikora, jak Falczakowa...

T.

Zadora pisze...

To Wy tam codziennie mieliście słońce od Mikołaja?
Podoba mi się, tak lubię. Z uśmiechem, na spokojnie i skutecznie.
Gdy usłyszeli przed Mikołajem Twój akcent to myśleli pewnie, że pozbędą się padliny, która pojedzie sobie w stronę syberii i tyle ją będą widzieli. Oj musieli się zdziwić, gdy z nim wróciłeś. Musieli.

Zadora pisze...

Tak od razu menago odgadł, akt olśnienia to zapewne był, że na branzolecie jest rysa?

Anek pisze...

Abi - OK Jak kiedyś zmienisz zdanie to wciąż aktualne. Choć bez małej próbki nie wiesz z czego rezygnujesz ;-)))) A teraz chcę Ci pożyczyć wszystkiego najlepszego - Niech się spełnią świąteczne życzenia, te łatwe i trudne do spełnienia. Te duże i te małe, te mówione głośno lub wcale. Niech się spełnią te wszystkie krok po kroku. Tego Ci życzę w Nowym Roku.
Oraz.. „ Kochany Boże, w tym roku proszę Cię bardzo, abyś koniecznie przysłał sukienki wszystkim tym biednym paniom w komputerze tatusia. Amen.”
Pozdrowionka Anek

basia.acappella pisze...

Ha, to wszystko prawda, co PSzan pisze... ale ja to odkryłam już w Polsce na pocz, lat 90-tych. Tylko, że do różnych sklepów trzeba się "szykować" różnie - np w sportowym porażające wrażenie robił wówczas nowy-odjazdowy plecaczek adidas... ;)))))

Anonimowy pisze...

cytuję: "Wic w tym żeby nie zrobić awantury po Polsku - należy się cały czas uśmiechać lekko i patrzeć rozmówcy w oczy, mieć delikatnie znudzona minę konwersacji pogodowej i Broń Panie nie podnosić głosu."
W Polsce taki sposób załatwiania sprawy jest jeszcze skuteczniejszy po prostu polscy sprzedawcy czy urzędnicy nie są do niego przyzwyczajeni i kompletnie sobie z nim nie radzą. Głośno krzyczący jest uważany za pieniacza niezależnie od rzeczowości jego argumentów. Fakt, mam małą przewagę bo z racji zawodu wiem jak można uprzykrzyć życie niewspółpracującemu urzędnikowi czy sprzedawcy ale aby groźba takiego działania była skuteczna należy wygłosić ją spokojnym tonem - do krzyku Polacy są przyzwyczajeni (takie działanie jest traktowane jako odreagowanie) do cichego stawiania żądań i wysuwania gróźb nie - nie wiadomo co taki sukinsyn mówiący z troską w głosie że nie chciałby być zmuszony do ....... na prawdę może zrobić. Poza spokojnym tronem ważne jest aby rozmówca miał cały czas świadomość, że to on ma problem nawet jak osobiście za niego nie odpowiada (bo odpowiedzialny jest jakiś inny pracownik instytucji czy przedsiębiorstwa czy też producent wadliwego towaru). Ponadto ważne są dokumenty i potwierdzenia ich złożenia tj. np tak jak w tym wypadku pisemne zgłoszenie reklamacji, pokwitowanie odbioru. Urzędnik praktycznie zawsze(przynajmniej w Polsce) nie ma prawa odmowy przyjęcia jakiegoś wniosku, a jeżeli składa go zwykła osoba tj nie zawodowy pełnomocnik to urzędnik musi pisemnie wzywać do uzupełnienia wniosku - jak pani stwierdza brak to ja z uśmiechem na ustach stwierdzam jeżeli pani uważa że dokument jest niezbędny to ja pani złożę wniosek - przecież pani wie że go musi przyjąć bo odmowa stanowiłaby przestępstwo z art 232 k.k., a pani wezwie mnie do uzupełnienia pisma - nagle okazuje się, że albo dokument nie jest niezbędny albo zamiast notarialnie poświadczonej kopii przyniesionej w zębach do urzędu wystarczy skan wysłany na maila urzędniczki.
gres

Tradycja pisze...

Moja koleżanka jakiś czas temu chodziła codziennie do Orange, co by jej wyjaśnili skąd u niej rachunek telefoniczny na 1000 złotych. Przychodziła 2 razy w tygodniu i obsługa, gdy tylko widziała ją w okolicach placu Konstytucji to się chowała pod biurka i gdzie tylko mogła, żeby już z nią nie rozmawiać. Ale wytrwałość się opłaciła!! Po roku nie dosyć, że anulowali jej feralny rachunek (do tej pory nie wiadomo za co on był) to w ramach zadośćuczynienia anulowali jej również wszystkie pozostałe.

tradycja-podrugiejstronielustra.blogspot.com

Anonimowy pisze...

Ja stosuję metodę "wystroju", jak do urzędu idę. I to działa... choć nie zawsze wszystko udaje się od razu załatwić, ale inaczej na człowieka patrzą.
Dla naszego miłego Autora blogu i Rodzinki oraz Wszystkich czytających serdeczne życzenia świąteczno-noworoczne... dużo zdrówka :-)
Zagrypiona Krysia

Szaman Galicyjski pisze...

Abi, Abi, ty to jak dziecko! Młodemu trzeba było kupić pistolet (rewolwer ewentualnie). Przecież on kiedyś będzie całkiem dorosły. On się kiedyś ożeni. On kiedyś wróci do domu niespodziewanie i zastanie żonę z jakimś panem w łóżku. I co? Wyjmie tego Skyhawka i powie: "Czas minął!"??
Poza tem on jest zstępny. W tym układzie to ty jesteś wstępny.

Anonimowy pisze...

Abi-nie łudź się w Polandzie też tak jest.

Takie zagrania nie biorą się z powietrza.

Anonimowy pisze...

Ihaaa, ihaaa, rżałam tak, że mało mi ten stelaż z nosa nie wyleciał ;-DDD
W Polsce podczas reklamacji się jeszcze dodaje, jak już wszystkie prośby i groźby zawiodą, że się powiadomi Wszystkich Świętych Pańskich :-) Zwykle działa ;-)
A propos deviationis septi nasi wszystko poszło gładko :-) Nawet przeżyłam wyciąganie bandaży z nochala ;-D Po Świętach pomaszeruję, coby mi wyciągnęli jakieś plastikowe chyba cudeńko z nosa :-)
Gazy zadziałały i mną śmiesznie po wybudzeniu telepało, pawi na wolność nie puszczałam :-))) nika

Anonimowy pisze...

A, no i oczywista oczywistość pochwaliłam się pani z zespołu anestezjologicznego, że czytam Twojego bloga i podałam jej adres :-))) nika

abnegat.ltd pisze...

Obom
dzieki

Edi, dzięki za życzenia. Tak na marginesie - priv to abnegat.ltdMAŁPAgazeta.pl

T., dzieki. Zyczenia przekazałem.

Greg, codziennie to nie. Ale jednak. natomiast z tą bransoletka rozwalił mnie całkowicie :D

Anek, toz nie mówię że nie - ale leniwy jetem ;) Wzajemnie również.

Basiu, bo to działa wszędzie. Tylko jak dotrzć do dresofilowego małolata :/ :| :\

Gres - to sie trzeba uczuć niestety. Że to ta druga strona ma problem. Ale przy pewnej dozie praktyki - i odpowiednio pieniaczych genach... Idzie to załatwić.

Tradycja - (jest takie imie dobre dla dziewczynki) - może bys zdradziła technike jak to robić? Tez b mi się przydał darmowy roczny telefon...

Krysiu, kuruj się, najlepsza technika to rumianek - rum do brzuszka janek do łożka ale można odwrotnie. Taak.

Szaman, doskonałe :D A wstepnych zmieniam natentychmiast.

Emilka - ja się nie łudziłem że w Polandzie tak nie jest. Ja sie łudziłem że tu nie jest. A jest. Tle że oni się ludzili że muy tego nie znamy czy jak? dziwni.

Nika, po gazach lubi trzęsawka złapać. Na szczęście efekt jest odwracalny. Miło słyszeć że wszsto jest oki. A za reklame dziękuję ślicznie ;)

Anonimowy pisze...

...po to przyszło z Englandu do Polandu no...przecież wiesz, że Polak owszem kreatywny jest, ale łyka najgorsze pomysły jak pelikan ;)

Anonimowy pisze...

:) a widzisz coś jest na rzeczy z tym klientem w krawacie;)
a spokój, opanowanie i stanowczość to chyba podstawa w "negocjacjach"
działa nawet na wodkamice...
A dla Młodego sto lat

M

abnegat.ltd pisze...

Na wodkamicę nic nie działa. Granat - ale duży... może :/ :| :\
A klient w krawacie jest mniej awanturujący się - to wiadomo od złotej patelni...

Tradycja pisze...

Wystarczy chodzić dotąd, aż się wielka korporacja tobą zmęczy. I załatwione - darmowy telefon na rok masz zapewniony.

Nomad_FH pisze...

Ehh tak sobie zegarek pooglądałem - fajny chciałbym taki :) Ale z drugiej strony w tej cenie mam jedną lampę do studia ze statywem i softboxem :D Więc zostaje na razie przy swoim Casio :D

Gres: na pewno to art 323 k.k.? Bo ten mówi o wpływaniu na pracę sądu hmmm :D

akemi pisze...

No wlazłam tu w te doktorskie progi, by zbyt szybko z nich nie wyjść. Cudne tu słowne dania podają:-)
Pozdrawiam Nowego Roku Niebylejakiego życząc!

Anonimowy pisze...

Rewelacja :) wprost "pamięta aby język giętki powiedział wszystko co pomyśli głowa"...
Pozdrawiam serdecznie i radzę zakupić więcej ubrań funkcyjnych :)...eh wszędzie jest tak samo...