Siedzę sobie spokojnie w dyżureczce zabijając czas internetem coby nie myśleć o spaniu w Domku Dyżurnego Anestezjologa, a tu Personalny Wkurwiacz zwany dla zmyły blipem podniósł mi ciśnienie. Intensywna. Z czternaściorga złego to chyba najlepsze. Co się stało? Centralne zdechło. Zaraza jasna, trzeba będzie gościa dźgać po żyłach w środku nocy. Grrrr...
Zlazłem sobie na dół, rozłożyłem gratki... Cholera. Do szyi dostęp żaden, z prawej strony stoją jakieś pieroństwa, toż mi tu pół nocy zlezie zanim poustawiam wszystko - ale za to dostęp do lewego podobojczyka jak ta lala. No to - w Imię Boże. Pomny ostatniego szkolenia o zakażeniach wewnątrzszpitalnych, bezpieczeństwie własnym oraz pacjenta założyłem fartuch, czapkę, maskę, rękawiczki
Pssss.
...mać...
Ewidentnie coś psykło.
Igła była niedociśnięta czym go dziubnął w płuco?
By to rudy 8764 #$%^8 *&%^) ( )( *&%& $@##$&%....
No nic. Zamówiłem RTG coby potwierdzić - bądź wykluczyć, co daj Panie - pneumothorax i przystąpiłem do demolacji pomieszczenia. Po jakichś piętnastu minutach miałem gotowy dostęp do prawej szyi więc nie certoląc się zbytnio założyłem cewniczek. Działa? Działa. Gucio. Gdzie to RTG? Jeszcze kwadrans? A niech tam. Gość Wytrzymał 30 minut bez objawów czyli że to jednak nieszczelność między igła a strzykawką musiała być.
Rozebrałem się z drugiego setu wszelkiej maści ubiorków zabezpieczających i zacząłem pisać zlecenia na drugi dzień. Odrobię się teraz, to może się uda przedrzemać do rana?
Doctor? - uśmiechnął się do mnie nurs. Czyli że jednowyznaniowi jesteśmy. Wrażowyznaniowe się nie uśmiechają i traktują człowieka jak ostatniego matoła.
Yes? - odwzajemniłem uśmiech.
Bo on tu się tak jak by zatkał, chyba trzeba odessać.
...oż w morde jeża, tylko nie to co myślę...
Tętno 140, ciśnienie 60/0, ciśnienia w klatce daleko poza normą. Szlag trafił - jednak mu spuściłem to płuco. Zaraza. Puknąłem w lewą klatkę, popatrzyłem raz jeszcze na parametry - nie ma się co pierniczyć, toż facet zaraz stanie - i płynnym ruchem wharatałem wenflonik 14G w drugie międzyrzebrze. Jak w książkach piszą. Z gościa wyleciało sprężone powietrze, tętno mu natychmiast spadło, ciśnienie wzrosło, przestał się szarpać z respiratorem i wrócił do swojej podstawowej czynności czyli do spania. Łojezu.
Zadzwoniłem po chirurga, szczęściem polski miał dyżur więc odpadł mi stres wynikający z tłumaczenia się z własnego kalectwa, następnie po swojego konsulenta - którym, nie do wiary zupełnie, był SJ - poprosiłem RTG o szybszy przyjazd i popadłem w ponury nastrój. Pielęgniarki uszanowały chwilę zadumania polskiego doktora - nie wiedziały że mi nie dumanie było w głowie a wielopoziomowe bluzgi.
Przylazł SJ. A skąd pomysł że płuco spuszczone? Bo objawy miał. E tam - odrzekł SJ - płuco mu wenflonem spuściłeś, trzeba było najpierw zdjęcie zrobić. Znaczy miałem mu dać umrzeć, zrobić zdjęcie, zreanimować a potem się chyba powiesić. Całuj mnie w nos. Od wenflona w klatce nikt jeszcze nie umarł - a z powodu odmy prężnej co najmniej kilku się udało. W międzyczasie moich rozmyślań SJ równie płynnym ruchem co ja wyjął wenflonik i zalepił dziurę plasterkiem. Sterylnie.
Po czym zlecił RTG i zaczął się zabierać do domu.
No nie - tak nie będzie. Siądzie sobie tutaj i poczeka, zaraz płucko znowu spadnie, odma się napręży ładnie to wtedy może uwierzy?
Nnie - tyle nie będzie siedzieć, ale zdjęcie zrobimy.
No to róbmy.
Dwadzieścia minut później przyjechał rentgen - a pacjent nadal leży sobie stabilny jak kurs złotówki. Ile można złotych myśli wypowiedzieć po angielsku z północnym akcentem w 20 minut - w pale się nie mieści. Gadaj se zdrów - chciałbym żebyś miał rację ale ja mu to płuco spuściłem i tyle.
RTG się robi a tu - pacjent przyspieszył. Ciśnienie spadło. Ciśnienia w klatce wzrosły....
No i po co to dreny zakładać na wariata - nie można to było uwierzyć na słowo żem widział com widział?
SJ błyskiem się przywdział, skórę naciął i drena założył. Wybałuszylismy się z lekka z chirurgiem. Barz profesjonalnie to zrobił. W Polsce to jednak chirurdzy wpychają w ludzi ostre narzędzia. No, za wyjątkiem igieł, ale igła nie narzędzie.
Pacjent po trzech dniach pozbył się drenu z klatki, szczęściem dla niego bez dalszych powikłań. A ja? Niby statystyki mówią że 10% podobojczyków kończy się pneumotoraxem ale czy tej statystyki do ciężkiej cholery nie mógłby wyrabiać ktoś inny???.
8 komentarzy:
Echhhh, gadaj tu matołami. Barz dobrze, że zmieniłeś miejsce pracy. Toć żyłka w dupce by Ci pękła od wstrzymywanych wiązanek ;-) A tak jesteś Herr Doktor :-) nika
No, miejsca trzeba zmieniac, inaczej czlowiek zamienia sie w frustrata;) A tam nie bylo najgorzej - te wszystkie hece wynikaly ze zderzenia naszych oczekiwan. Inny system.
Ale jak bym mial byc operowany - czy w ogole leczony na pypcia - to wolalbym w Polsce...
No pewnie, że w Polsce :-) Polski lekarz i zespół medyczny to jest to, a nie jakieś ćwoki zaczytane w gajdlansie :-) W medycynie trza myśleć, a nie studiować pismo. To nie filologia ;-D nika
szczęście pacjenta, że jego podstawową czynnością było spanie - podczas gdy u Was toczyła się dyskusja, kto jest ważniejszy i co było pierwsze - jajko czy kura ;)
metaksa
Hehe - problem polegal nie na tym kto wazniejszy a na tym ze moj przelozony nie przyjal do wiadomosci informacji o odmie preznej. I zamiast zrobic zdjecie i zalozyc dren - sprezyl doswiadczalnie pacjenta. Czego nie rozumiem, ale niech mu tam bedzie ;)
Ponoć doświadczenie jest najważniejsze w każdym zawodzie, to sE doświadczalnie sprężył, a co?
A po sprezaniu praca i wydech...
chciał postawić na swoim - to postawił ;)))
metaksa
Prześlij komentarz