Jak mawiał mój ś.p. dziadzio: „Od nadmiaru roboty to i koń zdechnie”. I mimo że żadnych naukowych podstaw ku temu by tak twierdzić nie miał - to twierdził. Najwyraźniej musiał się mu w życiu przytrafić naoczny przypadek potwierdzający szkodliwość nadmiaru pracy dla konia. A może dowiedział się tego od swojego dziadzia. Kto wie.
Przymuszony koniecznością, zacząłem grzebać wczoraj po necie, szukając informacji na temat treningu wytrzymałościowego. Z uwzględnieniem biegaczy w szczególności. Wydawać by się mogło że bieganie jest proste. Należy włożyć buty (choć można też i bez, ale to trochę upierdliwe jest w dobie narastającej ilości czworonogów w miastach i nasilającej się ofensywy zielonych, dążących do wyeliminowania plastikowych torebek z życia codziennego) - i przebierając naprzemiennie odnóżami dolnymi osiągnąć prędkość pozwalającą oderwać obie nogi od podłoża naraz. Zaczynamy wolno i krótko - a kończymy maratonem w 2h20’.
Nic bardziej błędnego.
Trzeba mierzyć tętno i oddech, obliczać EPOC i zakwaszenie, poziom mleczanów i jonów wodorowych, dostarczanie tlenu i MET. Na podstawie tej wprowadzamy interwały długie i krótkie - przeplatane średnimi - tworzymy cykle, metacykle i mikrocykle, o bicyklach nie wspominając.
Rzecz jasna można to robić na piechotę - trzeba tylko mieć zegarek i odpowiedni odcinek do przebiegnięcia - a następnie pomierzyć wszystko co się da i na tej podstawie obliczyć niezbędne parametry. Jeżeli trening nie zdoła zabić to wysiłek umysłowy, konieczny do zrozumienia co w zasadzie stało się z naszym organizmem, zrobi to niechybnie.
Ale - jest światełko w tunelu.
Należy kupić sobie super-hiper-extra-zgrany-trompka-pompka-i-organy kąpiuter - dla zmyły wpakowany w opakowanie po zegarku (i niech mi ktoś powie że kosmitów nie ma). Zegarek ten na podstawie modułu do odczytu tętna i oddechu policzy tętno i oddech a z modułu DżiPiEs obliczy naszą prędkość, położenie i zawartość tlenu w powietrzu (to na podstawie wysokości n.p.m.). Następnie wykona wszystkie śmiercionośne obliczenia w miga-tryg - i wyświetli na tarczy. W postaci słupeczków wskazujących ile i kiedy należy biegać żeby zostać Najlepszym Biegaczem. Kompletne jaja.
Ponieważ chłopa od dziecka odróżnić trudno, w sumie wzrost i waga mogą być w obecnych czasach mylące, więc najlepszym wskazaniem jest cena zabawek. Ta jest ździebko droga. Z discountem i promocyjną superokazją 350 sterlingów. Bez GPS-poda (+90) i modułu PC (+120, ale - uwaga! uwaga!! - oprogramowanie gratis).
A mi się wydawało że buty za trzy dychy to jest ekstrawagancja.
To może człowieka wpędzić w ciężką depresję. Z jednej strony chce się biegać i mieć efekty - a z drugiej producent jasno napisał: „Nawet z naszym super-hiper-pompka (etc) komputerem możesz nie osiągnąć maksymalnego efektu, jeżeli nie będziesz przeprowadzał systematycznych sesji kalibracyjnych!” Jakim cudem ja się jeszcze nie zabiłem bez HR-monitora i komputera mleczanowego?? Nic nie rozumiem. Najwyraźniej nieświadoma głupota chroni mimowolnie przed niebezpieczeństwem życia w rozbuchanej cywilizacji. Trzecia strona monety, zwyczajowo zwana kantem, to pięć stówek które trzeba wywalić na kolejną zabawkę.
Łomatko.
Co robić.
Valetudo bonum optimum.
25 komentarzy:
Taaaak - na chłopski rozum z jednej, ale gadżety fajne som - z drugiej strony
(Nb, o dwóch takich (gadżetach) pisał swego czasu biegacz TesTeq... ciekawe, czy chodzi o to samo... :roll: ;D )
Basiu, to samo. Tylko firma inna i sposob przedstawiania wynikow. Moj "idol" to Suunto t6c. Jak dorwe kompa, to wstawie linek. A poki co ide potruptac porannie.
Milego weekendu :)
a gdzie przyjemność biegnięcia, wiatru we włosach itp?
Twój organizm ma widać wbudowaną opcję "nie daj się zabić" i stąd bez komputerka też daje radę.
Jak Ci to sprawi przyjemność to zakup komputer pokładowy, ale biegać to on za Ciebie nie będzie.
Się wpatruje nabożnie w TO
Uwaga. To kryptoreklama jest.
Innesta, ten zegarek nie jest aż taki duzy :/ :\
;)
Docik, są takie maszynki co trenuja za ciebie - ale to są jakieś prądy (i w cale nie z gatunku bio). Strach sie bać.
Ja juz po porannych kłusach.
Gratulacje.
To już lepiej przebiec parę metrów niż podłaczać się do gniazdka. ;/
Uff, ulżyło mi. Bo wstęp sugerował ciężki kaliber, np że pisać będziesz o karoshi (http://pl.wikipedia.org/wiki/Kar%C5%8Dshi) a tu na szczęście nasze męskie gadżeciarstwo się wkradło.
Taka cena za tą zabawkę to rozbój w biały dzień! Widać, że sport to zdrowie...i dobrobyt dla producentów sprzętu.
Nie daj się wkręcać w tą dziką, kapitalistyczną ;D konsumpcję!
Siermiężnie też można. Opowiadał mi ojciec kolegi. Gdy studiował w latach 50-tych miał kumpla lekkoatletę. A kumpel miał ojca szewca. I ojciec szewc zrobił synowi buty z grubymi podeszwami w których były płytki ołowiu. I on tak łaził w nich stale, do tramwaju podbiegł, po schodach w akademiku biegał itd. A na bieżni jak zdejmował te "buty ortopedyczne" i zakładał lekkie pepegi to śmigał jak gazela.
Abi, stąd wniosek, że zamiast drogich super-hiper-ektra-wypaśnych gadżitów spraw sobie ołowiane buciki xD
Betonowych nie polecam, z nimi już mafia próbowała trenować, ale nie słyszałam co by ktoś to przeżył... (A może to raczej jakieś płetwy a nie buty były bo w sumie zawsze taki klient był "wodowany") ;)
Epi
A może pływanie byłoby lepsze (tylko absolutnie bez ołowiu!)? Lub pół na pół?
Czy znasz tę stronę?
http://www.mapmyrun.com/
przyznam się, że na jesieni próbowałam truchtać, przez zimę klapłam, ale teraz zaczyna mi wracać energia.
Abi, na pytanie co robić podpowiedź masz w tytule. Hasło: na chłopski rozum, odzew: pingui Minerva ;-) A co do "valetudo ..." to odnosi się też do Twojej kieszeni ;-P Jak koniecznie chcesz sobie cosik kupić, to kup sobie dobre buciki do biegania (z poduszkami powietrznymi pod piętą) i truchtaj :-) Co tam będziesz jakimś oszustom (matrymonialnym) kabzę nabijał ;-P nika
A ja jeszcze nie na temat, bo Emili chyba już nie zajrzy na poprzedni post ;-)
Emili, dzięks za komplement ;-) Rumienię się oczywista :-))) I vice versal ;-) też fajna jesteś :-) A propos też lubię jeżyki :-) Pozdrawiam, nika
Taa... moj malzonek tez cos takowego zakupil, chyba tansze dziadowstwo w Stanach, jesli mnie pamiec nie myli. Trudno z nim bylo sie dogadac ... tak go cudo absorbowalo,nawet na wycieczkach pieszych po okolcy. Pol maratonu zrobil, w slubny garnitur wejdzie, a maszynka ostatnio chyba w szufladzie.
wlasnie sprawdzilam w owej szufladzie, uzywal Garmin Forerunner.
Docik, Danke, Danke. A tych metrów jest ze czterdzieści i nie wiadomo co sie w nich mieści.
Greg, to jest pomysł... Co prawda bede dziwnie na sali wyglądać chodząc w 20 kilogramowych trepach - ale czego sie nie robi dla zdrowia.
A ten zawał to mi niebardzo grozi - z przyczyn stresowych znaczy. Mam za dużo tych genów od tumiwisizmu ;)
Epi, stuka beton-but
O pokład pusty...
Catta, pływanie też gut. Tylko ze czasu brak. Poza tym jak pobiegam - to na pływanie pary nie zostaje.
Nika, pewnie się na nabożnym wpatrywaniu skończy. Ale kto wie...
M., czyli że zadziałało... O Garminie słyszałem trochę niepochlebnych rzeczy, choć znowu nie najgorsze. Natomiast ten Sununto w zasadzie przygotouje kompletny, optymalizowany plan - tylko trzeba mu dostarczyć właściwe informacje początkowe. Kusi...
Bo juz sie skancerowałem kilka razy - a zawsze objawia mi się to spadkiem tętna na początku trningu. I potem zdycham. Więc idę w odstawkę, czekam aż mi przejdzie - a w tym czasie lenistwo i obżarstwo rusza zgodnie do ataku. Teraz mam projekt żeby sie nie zaorać na śmierć.
...no to Abnegat zachorował na nową zabawkę-> jakoś jestem pewna, że zabawka będzie zakupiona :DDDD
Pozdrawiam - e.
Nika thnx. :D
Poza bucikami jest inny sposób. Ja tak robiłem w zeszłym sezonie, żeby nogi wzmocnić przed rolkami.
Nabyłem drogą kupna, za jedyne 60 zł 2 x po 2 kg ciężarki chińskie zapinane w kostce. Mieszczą się w nogawce spodni, nie podpada, widoku nie psuje. Wkładasz w pracy i sobie chodzisz. Daje większe obciążenie niż mogłoby się wydawać. Tak codziennie można i zadyszki nie ma i w portfelu zostaje na dobrą kawę...przez miesiąc. ;D
Emili, a gdzie ta - Panie broń. No , chyba że ta przecena co teraz maja...
Greg - i co - dało efekty? Mi póki co moje 40 minut rano wystarcza, plus dwa (a czasem i trzy - to juz rozpusta) wyjścia na żelazo dżimowe.
Abi-> przecież wszystkie wróble ćwierkają,żeś nieobliczalny ;)
Perspektywa nowych zabawek determinuje do działania ;D
Abi, to trzeba tak biegać co by trochę czasu i energii na pływanie zostało :) Albo na zmianę jakoś.
Agregat - a propos tych ciężarków chińskich, ostatnio sobie z takimi spacerowałam (a jeszcze jak się nosi dzwony - jak w moim przypadku - to miodzio nic nie widać ;))
Chociaż równie dobrze można sobie glany kupić, na jedno wychodzi (niestety lato trochę za gorące na glaniki, trzeba poczekać aż się ochłodzi nieco).
Epi
"spadkiem"... hmm dziwne, mi na poczatku wskakiwalo na 150+ po kilku minutach (co normalne przy heart decondition).
"Nie zaorac sie na smierc"... mowil mi zaprzyjazniony miejscowy lekarz, ze ostatnio zbierali z parku faceta 40+ z wysokim BMI, ktory podjal sluszne postanowienie, buty piekne zakupil za stowke i po dwoch rundach dookola wyladowal u Allaha. A potem zobaczyl jego serce na sekcji... to podobno byl widok.
Abi
działa albo nie działa, zależy na czym Ci zależy. :P
Opona nie znika, nogi się wzmacniają, poprawia się wydolność. I nie są to rzeczy sprzeczne. Nie jeden wulkanizator ma lepszą wydolność od ciacha w rozmiarze 48 przy wzroście właściwym ;)
Epi
od glanów to tylko odciski są i kaczy chód młodziutkich dziewcząt w sztafarzu czerni.
-
A co zrobić, gdy człowiek pływać uwielbia i nawet czas by znalazł ale tak już w wodzie przez lata się wymarzł, że uraz ma i za chińskiego boga do zimnej wody nie wlezie. Kwadratura koła: w ciepłej wodzie nie da się porządnie popływać, tak wysiłkowo, a do zimnej nie można wleźć.
I do Egiptu daleko :D
I tak źle i tak niedobrze ;)
To może na jakiś basen kryty by skoczyć? Tam chyba nie taka zimna ta woda ;)
A u mnie ani wulkanizatora z wydolnością cacuś, ani ciacha bez wydolności... tylko oponki (niestety własne) ;p
Epi
hmmmm, pooglądałam stopy - odcisków brak, a i chód podobno nie kaczy, a w glanikach tuptałam z 10 lat chyba - teraz poszły w odstawkę, bo na tutejszą zimę za bardzo nogi w nich marzną od blachy, a na lato za ciepłe są. Choć w Polsce bywały lata kiedy chodziłam w krótkich spodenkach, koszulce na ramiączkach i glanach :D... hmmmm w Wenecji też tak chodziłam w lipcu roku któregoś tam ;)
Abiiii a ja mam do Ciebie pytanie jako dla szpecjalisty od tych spraw - znajomej ostatnio powiedzieli, że do porodu nie może mieć wymalowanych paznokci, nawet przy nogach, bo to jak by była konieczność podania znieczulenia, np. konieczna okazałaby się cesarka, to anestezjolog po płytach paznokci określa stan pacjentki. No i tak się zastanawiamy jest li to prawda z tymi płytkami paznokciowymi?
Jak miałam problemy z kondycją na rowerze znajomy polecił mi kluski. Kluski ponoć to podstawa ;)
O, kkurcze - to mi całkiem dyskusja uciekła :) W zasadzie się sgadzam, chyba żeby nie - pływanie tak, zimna woda nie, obliczalny nie, zabawki tak, a paznokcie - nie malować, a przynajmniej kilka - teraz rzadko kto na pazury patrzy, ale się na nie zakłada przyrząd pulsoksymetrem zwany i to on nam mówi ile tlenu w pacjencie jest.
Nie maluj ;)
Prześlij komentarz