piątek, 3 lipca 2009

Pierwsze koty

Lily wykazała sie dobrym sercem - albo jej sie w pracy siedzieć nie chciało - i zabrała mnie na wycieczkę po mieście. Rach - ciachch, prawo, lewo, tu kościół, tam supermatket, tu policja, tam burmistrz. Plus dwa mosty. Nie wiem dlaczego miałem dziwne wrażenie że to miasto strasznie wielkie jest... Jako że przejeżdżaliśmy koło mojego o’telu, poprosiłem coby przytaneła na chwilę. Po przebraniu w cywilki człowiem czuje się o niebo lepiej. Poza tym po cholere czekać do jutra - toż dzisiaj możemy wszystkie ksera zrobić. Lily na mój pomysł kiwneła głową, zapytała o lunch i z fantazją ułańską zajechała przed McDonalda. Dżizzzzzazzzz. Wyłgałem się dietą od hamburgera, upchnałem zdrowe warzywa pod postacią smażonych frytek i wróciliśmy do szpitala.

Taki papierek, to tłumaczenie, inny papierek, kolejne tłumaczenie... Niby wysyłałem wszystko wcześniej ale chcieli jeszcze raz. W końcu doszliśmy do końca bulchalterii. To wróćmy do początku - co ja jeszcze muszę załatwić? No, w zasadzie to wszystko. A od czego zacząć? Najlepiej to od konta w banku. Popadłem w przydum. Toż konto w banku jakie jest każdy widzi - się idzie i się otwiera, nie? Sam se załatwie. O, a po co mi takie pismo? Że potrzebne? To dziękuję bardzo, rączkami pięknie całuję nadobną Panią i lece do banku - przynajmniej tą pierdółkę sobie dzisiaj załatwię.

Ja tu chciałem - w wasz bank, yes, konto otworzyć dla my money, konto, fersztejen? No cóż, nie każdy ma farta jak Ochódzki. Panienka wybałuszyła sie nieco więc w akcie desperacji wyciągnąłem list od Lily na którym stało że ja, Abnegat, płci męskiej, rozmiaru dorodnego, jestem dochtorem co przyjechał do pięknego kraju leczyć ludzi. Co nie do końca była prawdą bo w zasadzie przyjechałem ich przytomności pozbawiać, ale tylko na chwilę i za ich zgodą. Panienka list przeczytała i zapytała kiedy możemy zrobić appointment. Panie ratuj. Jaki znowu appointment? Ja tu w wasz bank, konto, na maj many... fersztejen?? Fersztejen, fersztejen - uśmiechnęła sie wyrozumiale panienka. Wyraźnie nie byłem pierwszym jełopem co z dziczy przyjechał i chciał majmanyfersztejen. My wszystko fersztejen - to kiedy ten appoitment? A kiedy może być? To może w piątek? A wcześniej się nie da?? To jest wcześnie. Może być później. No to niech będzie, wezmę ten pieroński piątek. Zostawiłem podanie o otwarcie konta, papier ze szpitala zaświadczający że będą mi przelewać pieniądze i polazłem na miasto. Chodź co zobaczę, a może przy okazji się zorientuję jak do tego nieszczęsnego o’telu dojśc na piechotę.

Idę sobie, słonko świeci, na drogowskazach dziwne nazwy miast z odległościami w milach... Nabrałem głeboko powietrza - kkurcze, podoba mi się tu. Skończyły sie czasy mizerii, niewolnictwa i 600 godzin wypracowanych w miesiącu. Tak na marginesie: powiedział mi kiedyś jeden inteligient że dochtory to na dyżurach śpio abo sie ryćkajo z pielęgniarkami koniec cytatu. Najwyraźniej ulubionym okresem jego polonistki była twórczość wczesna z „Bogurodzicą „ na czele. Chodź tam chyba nic o pielęgniarkach nie stało. Zrobiłem dziesięciominutowy spacerek i dolazłem do szpitala. A to ci - wszystkie drogi prowadzą do Rzymu... No, jak tu już jestem to zaglądnę do Lily i zapytam co jeszcze można załatwić.
Już wrócił? - Lily wytrzesczyła się nieco. Na kiedy appointment? O skubana, wiedziała - a nie powiedziała. Zdusiłem w sobie szloch i z usmiechem przyznałem się że dopiero w piątek. A w który? No, w ten piątek. W TEN PIĄTEK??? Lily wpatrzyła się we mnie z podejrzliwością wielką i poprosiła czy ona jednak by mogła zobaczyć karteczkę. No pewnie że może. Sobie patrzy. W końcu powiedziała że musiałem trafić na jakiś dziwny tydzień i że może klientów nie mają i ogólnie to i tak ona nic z tego nie rozumie. Tym razem mi spadła żuchwa - to normalnie ile sie czeka? 4 do 6 tygodni. No masz. Na wszelki wypadek przestałem się pytać o bank i zahaczyłem o resztę załatwianek. Hm, zamyśliła się Lily. Chce iść załatwiać WRS czy oglądać mieszkania? Ooo - jak miło, to mieszkania też mi pomogą szukać? Poczułem się lepiej. Lily, zróbmy tak - ja się rzucę załatwić WRS a po południu możemy jechać oglądać mieszkania. Lily wytrzeszczyła się nieszczęśliwie - to może jutro te mieszkania? Może być jutro.

Worker Registration Scheme nie udało mi sie załatwić. Zapomniałem że zaświadczenie o pracy zostawiłem w Banku a kontraktu ze soba nie miałem. Nic to - zabukowałem appointment na najbliższy wolny termin - czyli za tydzień - i wróciłem na oddział. Szef popatrzył się na mnie nieszczęśliwie nieco i powiedział że ten miesiąc to ja mam na zagospodarowanie wszystkiego i lepiej żebym się za to zabrał bo potem to będzie praca, płacz i zgrzytanie zębów a nie latanie po biurach. Tionku aluzju poniałem natychmiast - grzecznie się odmeldowawszy poszedłem sobie życie układać w motelu. Zacząłem od mycia tej pierońskiej patelni, potem skonfigurowanie kompa, podłączenie go do hotelowego wi-fi (20 stirlingów za tydzień), czacik z rodziną i wreszcie maluśki drineczek w trakcie meczu o mistrzostwo. O ile dobrze pamiętam. Niemcy kogos kopali po nogach. I oczywicie obowiązkowo piekny zachód słońca chwilke przed północą. Kkurcze - naprawdę mi się tu zaczyna podobać.

14 komentarzy:

inessta pisze...

No Abi, teraz czekam na opisy pierwszych chwil w sklepach i o podejmowaniu prób robienia zakupów.

abnegat.ltd pisze...

Szok cenowy i komputerek w głowie? Chyba wszyscy to mieli...

basia.acappella pisze...

A tak... przelicza się trochę w obie strony na początku... Ale potem w funtach się łatwiej kupuje - kwoty takie małe ;)

Zadora pisze...

tak jakby praca z samych appoitmentów się składała? Wszystko na appoitmencie i do tego najlepiej w środku dnia. Dzień rozwalą i tyle. Znam ja takich ;D
Nic gorszego jak przeliczanie przy zakupach. Ludzie w stany paranoidalne wpadają, przestają jeść (no bo jak za byle jajko płacić tyle co za całą wytłoczkę w Polsce) a potem wracają na łono rodziny i wyglądają jak pogięte kanistry.

nieirytujmnie pisze...

Pamietam jak pana w banku (Barclays) juz na appointmencie zaszokowalam informacja, ze w PL korzystalam z konta w banku internetowym (mbank) i tu tez chcialabym miec mozliwosc platnosci przez internet. Mozliwosc byla i owszem, ale na swoje nieszczescie pan zaczal sie dopytywac jak taki internetowy bank wyglada. Informacja, ze oddzialu na oczy nie widzialam, bo ich nie ma wbila go z lekka w krzesla i sploszyla nieco. Za duzo informacji na jeden raz najwyrazniej, bo potem siedzial taki oniemialy i glowa krecil i widac bylo jak szare komorki probuja mu pracowac... nic z tego. Tak sie nie da.
Appointmenty rzadza ;)

Anonimowy pisze...

Ech, pamiętam moje pierwsze (i jedyne jak dotąd) zagraniczne konto w banku. Studentką będąc na saksach, weszłam do oddziału Rabobanku w małym holenderskim miasteczku i po kwadransie wyszłam z własnym kontem (było na nim 300 guldenów, po prostu majątek!). Czułam się jak Rockefeller co najmniej. To było 20 lat temu...
Seherezado, opowieść wielce pouczająca i ciekawa.
Ayako

Catta pisze...

z tego to takie know-how dla doktorów odlatujacych do cieplejszych krajów się zrobi za jakiś czas...
Bedeker: "z doktorem Abnegatem w świat"

Anonimowy pisze...

hehe, a nad Wisłą na terminy narzekają...to już wolę poczekać choćby i godzinę w kolejce do otwarcia konta, niż tak biegać w tę i nazad do banku

na poczcie też appointment ?

M

Anonimowy pisze...

:-DDD To jest po prostu piękne - padłam na kanapę i rżę :-DDD Czekam niecierpliwie/cierpliwie na c.d., nika

Anonimowy pisze...

Bo w Jukeju fajnie jest i tyle :DDD

Jadę sobie, jadę -piórko mi się kiwa, już prawie jestem w Lołdynie, przed autokarem sportowa bryka-ja zmęczona jak nie wiem i tak sobie myślę:
"Dżizys to auto jak jedzie tak bez kierowcy?"

Tego samego dnia był szok w sklepie, szok pogodowy i "źle się obejrzałam" na przejściu dla pieszych.Mało mnie nie potrącił samochód.

Pozdrawiam ciepło-emili(green)

dotty pisze...

Co do przeliczania - jakoś nie miałam problemu. Przeliczałam ceny na godziny pracy. Nie były szokujące.

Zadora pisze...

Docik - właśnie tak, wychodzi dość tanio prawie w każdym kraju. Ale jak ktoś jest chory na pieniądze to nic innego nie robi tylko przelicza, złamanego euro nie wyda i czuje się bogaty. A powinien czuć się szalony. :D
Coś w jukeju chyba jest z tymi appoitmentami w bankach, bo nawet w szweclandi, też 20 lat temu (podobnie jak Ayako w niderlandzie)bez bólu założyłem konto "z buta", dostałem kartę do bankomatu i jeszcze sobie mogłem sam PIN do karty ustalić wstukując dowolny przy pierwszej operacji w bankomacie.

abnegat.ltd pisze...

Basiu, potem jest jeszcze śmieszniej. Jak sie przelicza do tyłu.

Greg, my nawet nie znamy słowa biurokracja :D Z drugiej strony ich urzędy działają o niebo lepiej niz nasze. W zasadzie tylko banki maja jakąś taką dziwna oporność materi. Nie rozumiem.

Nieirytujmnie, najlepsze jaja były jak mi ustalali kody dostepu. Do tej pory przerażony jestem ich poziomem zabezpieczeń. Zgrozza.

O, Wezyrze - jutro częśc następna... I w niedzielę też - jak się rozpisałem to mam nadpisane ;)

Catta, to jednak jest wiedza niesamowita. Gdyby nie moja "za rączkę mnie prowadź" - zginął bym marnie.

M, banki jedynie. Reszta jakby mniej. A urząd podatkowy - usmiechnięci, zadowoleni... Massakra.

Nika, będzie. Juz dwa odcinki wiszą, zaraz się biorę za poniedziałkowy :)

Emili, to włażenie pod samochody jest przerażajace. Teraz mam odwrotnie - w Polsce się oglądam po pięc razy coby na wszelki wypadek miec pewność ;)

Docik, gorzej jak sie w czasie pierwszego miesiąca przelicza te jebfunty na resztki karty kredytowej... To dopiero wlosy z głowy wyłażą niepostrzeżenie.

Ano - są tacy co lubia przeliczać. Abnegaci lubia wydawać :D

Nomad_FH pisze...

Witam - powróciłem :D

Jeszcze bardziej opalony, uśmiechnięty i takie tam. Troszkę siwych włosów przybyło, troszkę szarych komórek zabitych tanim alkoholem (w sensie ceny, nie jakości).

Ja tam na wyjazdach nie przeliczam na nasze, bo to odbiera całą zabawę - mam pieniądze - wydaje, kiedy zaczynają się kończyć - trudno :D Bo jak człowiek zacznie przeliczać - to i przyjemności z wywczasów i takich tam są mniejsze.