Zajechaliśmy z fasonem na salę operacyjną, podpiąłem gościa do maszyn i zapytałem o kartę obserwacyjną. Brown - zupełnie przypadkiem - tak sobie usiadł cobym mógł widzieć co pisze i pokazał mi jak to u nich wygląda. Jednak co kraj to obyczaj. Napisał absolutnie wszystko co się działo w anestezjologicznym - kto igłę wbił, co było monitorowane, co było podane i ile - to akurat mało dziwne - i wszystkie inne pierdółki których czasem się nawet nie rejestruje. Zredukowałem trochę gazy i poprosiłem o drugi fentanyl. Brown popatrzył spod oka i zaproponował że on tego pacjenta doprowadzi do końca a następny mój będzie. Cóż mam rzec - niech i tak będzie. Ku mojemu - kolejnemu - zdziwieniu Brown fentanyl odwołał, dał gościowi morfinę, perfalgan (czyli paracetamol w płynie) i diclofenac (znany i lubiany Voltarol) po czym spokojnie zabrał się za kończenie karty. To by tłumaczyło nieco dlaczego do indukcji dał facetowi cyclizynę z granisetronem. Znaczy - tłumaczyło by prewencję PONV (post operation nusea and vomiting), ale jakim cudem stać ich na HT3 blokery? I oni to standardowo dają do każdej operacji?? Cywilizacja...
Drugiego pacjenta zapuściłem sobie sam i pomny przykazania że moge robić całkowicie wszystko po swojemu zrobiłem po Brawnowemu. Powikłania i nieoczekiwane wypadki zdarzają się wszędzie - jak mnie facet kontroluje to lepiej żeby coś się wypieroniło po znieczuleniu które zna niż po jakiś dziwnych wynalazkach polskich. Na własną anestezję przyjdzie czas.
Dobiegliśmy szczęśliwie końca sesji, odmeldowałem się i pojechaliśmy z Lily szukać lokalu do wynajęcia. Home, sweet home Alabama.... Pierwszy domek był na przedmieściach. Ładna okolica. W środku wybuch jak po bombie atomowej - żeby domyć kuchenkę trzeba zainwestować w wysokociśnieniową maszynę do czyszczenia kadłubów statków. Wonności w powietrzu wskazujące na trolli. Mowy nie ma.
Drugi domek całkiem całkiem. 3 m2 ogródka, z tyłu widok na kubły na śmieci, z przodu na parking. Do tego całkiem miła linia wysokiego napięcia nad głową. To my już podziękujemy. Trzeci w tarasie - czyli w szeregówce. Powariowała całkiem? Nie, nie chcę oglądać, jedźmy może dalej.
Póki co możliwości się skończyły więc umówiliśmy się na 18 na oglądnięcie jeszcze jednego mieszkania i wróciliśmy do szpitala. Doktor Johns skrzywił się niemiłosiernie - jak ja będę sam pracował w przyszłym miesiącu jak ja nic nie wiem - bo cały czas mnie nie ma??? Tu mnie nieco szlag trafił i przywołując dożarty londyński akcent mojego nativa pierdolnąłem sobie 3 minuty na temat doktorów z zadupia oraz ustaleń z szefem - toż na jego polecenie latam jak kot z pęcherzem i załatwiam siedem rzeczy na raz. Po czym dodałem jeszcze że intubować potrafię nogami, uśmiechnąłem się szczerze i radośnie po czym polazłem w cholerę. Coraz śmieszniej. Trzeci dzień i pierwsza scysyjeczka. Całkiem europejski wynik.
Jako że popołudniowa sesja z Johns’em rozwiązała się sama, polazłem na miasto. Mimo najszczerszych chęci nie udało mi się kupić nic ponad chlebek tostowy, jajka i cebulę. Niech mnie ktoś uratuje... Co oni tu jedzą? Same mięsa surowe, toż w motelu gotować nie będę, do tego wynalazki w torebkach i dziwactwa w puszkach. Grrrr...
W motelu nalałem sobie słusznego drina, poprawiłem drugim i poziom wkurwieliny nieco mi opadł. Na trzeciego się nie zdecydowałem, wieczorem mamy jechać oglądać jakoweś włościa do wynajęcia. Nie mogę wyglądać jak bum, bo faktycznie będę mieszkał pod mostem. Zrobiłem tym razem sadzone na boczku - bez cebuli za to double bacon. A na deser kanapeczka z dżemikiem miejscowej produkcji. Dzizzzazzz. Słony dżem? Szybka kontrola organoleptyczna nie potwierdziła pierwotnego rozpoznania - to nie dżem, to masło. Kkurcze, ten smak to pamiętam z ’81, jak nam wojskowe racje na sklepy rzucili. Nic nie rozumiem - na kryzys tu nic nie wygląda, to czemu oni słone masło wtranżalaja??
Popołudnie upłynęło pod znakiem „Bajki o dżemie i selerze” *, na wieczorny wyjazd byłem świeży jak gatki z whirpoola. Objechaliśmy miasteczko w kółko - znaczy, wtedy tego nie wiedziałem, potem się okazało że Lily nadjechała od tyłu, piękną zieloną aleją, wprost pod bramę pilotem otwieraną na prywatne podwórko posesji. Chciała mi zaoszczędzić księżycowych krajobrazów z drugiej strony, powstałych po wyburzeniu czegoś dużego. Przywitaliśmy się z landlordem, wszedłem do mieszkania - i mnie zatkało. Apartament na pierwszym piętrze, nóweczka, europejska łazienka (kto mył - lub myje nadal - zęby używając tych K.M.P.W** pod postacią oddzielnych kranów z wodą lodowatą i wrzącą, wie o czym mówię), a w salonie... Łomatko... Południowo zachodnia ściana salonu to jedno wielkie okno wychodzące na jezioro, za którym właśnie zachodziło słońce... Wiedział skurczybyk kiedy należy się umówić żeby mieszkanie pokazać... Podpisałem umowę nawet specjalnie nie patrząc na cenę. Dobrze że Lily coś zadziałała w temacie w czasie gdy oglądałem resztę mieszkania - bo bym podpisał choć co.
Popatrzyłem jeszcze raz na łąbadki i kaczuszki, uścisnąłem grabę landlordowi i wróciłem do hotelu. Taak. Blisko, coraz bliżej.
--------------------
*Ja se dżemie i se leże
**&$^%$# &^%, przy czym W stoi za wynalazek.
20 komentarzy:
Właśnie, słone masło... jedzą, wciąż jedzą mimo, że nie ma wojny ani stanu wojennego...
A opisy "aklimatyzacyjne" bomba! Wszystkie!!! (znaczy "każdy kolejny") :)))))
Ja se dżemie i se leże :D -- dobre:)
P, v
:-DDD leżę i kwiczę. Poproszę o więcej :-) A powiedz, czy lepiej jest jak pielęgniarka podaje leki czy anestezjolog i czy może spodobały się Twoim szefom jakieś polskie procedury? nika
Jak zwykle rewelacyjne opisy. A osobne krany chyba każdego europejczyka wk...iają :D
ciekawe jaki hak się kryje w tym pokoju z widokiem?
Haka da się odczytać z dobrze skonstruowanego teksta... ;)
Tak, te podwójne krany tylko na zdjęciach ładnie wyglądają, nie mam pojęcia jak tego używać ;)
Dwa krany! Paskudztwo!
To był jedyny czas, gdy kubeczka do mycia zębów używałam do innego celu niż trzymania tam szczoteczki.
A słone masło oraz pomarańczowy żółty ser kojarzą mi się z darami otrzymywanymi w stanie wojennym. Ani jednego ani drugiego dobrowolnie nie biorę do ust. :)
BTW zajrzyj prosze na maila
Te krany to faktycznie ostra jazda! Ale kiedyś słyszałem,że jest taki system: zatyka się korek w umywalce i tam dopiero trzeba wymieszać wodę ciepła z zimną. To idiotyczne jednak. Ale podobno ma się mniej wody zużywać. Ala za to ma się jakieś fajne choroby skóry gratis.
Basiu, a jak fajnie smakował pierwszy serniczek na takim masełku ;D Paluszki (słone) lizać...
Salmoterol, ale to stare ;D Ta bajka ma ze sto lat.
Nika, polski anestezjolog dobrze wyszkolony jest. I wstydzić sie nie ma zcego. Oni tam mieli kilka - dziwactw, nazwijmy to - ale to nie jest tak że jedna droga prowadzi do Rzymu ;) To są zawodowcy, a że zaprosili do współpracy ludzi z kraju który leży za górami, za lasami... Ja sie im nie dziwię. Też bym posprawdał ludzi którzy przyjeżdżaja do nas.
Nomad, witaj z powrotem :)
Te podwójne krany to jest coś nie-praw-do-po-do-bne-go. Mam taki w łazience. Grr.
Agregat, wynajmowaliśmy go przez dwa lata. Cudeńko.
Basiu, z tego teksta hak nie wyłazi ;)
Lavinka, nikt nie ma. Nawet tubylcy nie wiedzą. Zasadniczo trzeba zatkać umywalke, nalać wody, umyć sie tak jak w miednicy i odetkać korek. Masssakra.
Kiciaf, ten żółty nie jest taki zły. Na pizzy na ten przykład. Ale ogólnie kroić go ciężko jest. Mail odpisany.
F-blox - no właśnie. Tak to niby ma wyglądać. Barbarzyństwo ;D
SalmEterol.
Okno południowo zachodnie/zachodnio południowe od podłogi do sufitu... O rany... Jak będę budować chałupę na działce, to se takie zrobię... :))) I wracamy do rzeczywistości: a po tygodniu już okna nie będzie, bo miejscowy element wejdzie do środka przez szybkę. Albo może raczej wyjdzie. Jak już mu będzie wszystko jedno, jak i przez co wychodzi. Niestety, póki co jeszcze w Polsce dom na działce, na której się nie mieszka, to najlepszy typu bunkier jest...
Magda, są takie szyby przez które przejść się nie da. A poza tym na zawnątrz takiej szybki-pancerniaczka robi się roletę antywłamaniową i jak się z działeczki wyjeżdża - to się roletkę opuszcza. I pieska-kilerka-rotwailerka mozna mieć... I piranie w stawie... Krokodyla na klatce... Krokodyl nawet lepszy od rotwailera bo nie pozostwia śladów.
A TUTAJ zdradzę sie kompletnie - to jest zdjęcie z rzeczonym widokiem...
Echhhh, ale widok, rozmarzyłam się ;-P No pewnie, że polski anestezjolog jest świetnie wykształcony! Doświadczyłam tego na sobie :-))) Żadnego PONV nie było i nic me nie bolało :-))) Wydaje mi się, że polski lekarz wybrnie lepiej z krytycznej sytuacji niż ten rozbestwiony blokerami Angol :-) nika
Super miejsce.
A o tym, że słone masło jadłam już kiedyś w życiu przypomniało mi się dopiero w Anglii. Na początku był to szok. ;)
O tak widok z okna śliczny. Nie dziwne, że chciałeś podpisać w ciemno...
Myślałam, że widmo haka kryje się w tym:
Chciała mi zaoszczędzić księżycowych krajobrazów z drugiej strony, powstałych po wyburzeniu czegoś dużego
A co do kraników - tu jest dyskusyjeczka a potem lineczka do specyficznego stylu w obrębie angielskiego dwukurkowca... ;)
no i ogarnęła mnie częściowa satysfakcja: słony dżem i pomarańczowy ser. No to teraz poproszę o smacznych wędlinkach :))
p.s. a widok z mieszkanka super!!!!
Basiu, racja absolutna- haczyk w postaci poligonu post-nuklearnego byl... Ale akurat na ta strone zadne okno nie wychodzilo.
Docik, a ja to polubilem :D Fajnie pasuje do wedlinek.
Innesta, obiecuje, bedzie cos kulinarnie w najblizszym czasie.
Nika, rzecz jasna- polski anestezjolog jest debesciarz ;)
Kiciaf, to jest poludnie. Wyobraz sobie ze wieczorem slonce krwawo znaczy slad na wodzie zmarszczonej jedynie od nozki kaczuszki...
;D
Prześlij komentarz