Nie wiem czemu człowiek się cieszy z piątku. Toż z historii jasno wynika że zdarza się on przeciętnie co tydzień, trwa mgnienie oka, przechodzi niespostrzeżenie w sobote i kończy się depresją poweekendową w poniedziałek rano, wzmocnioną widokiem milusińskich przełożonych. Rasa ludzka jest po prostu niereformowalna. Należało by się już od czwartku, a jeszcze lepiej od wtorku martwić że niedługo znowu szlag trafi piątek i zacznie się kolejne pięć dni orki na ugorze.
Szczególnie wnerwiające w piątku jest siedzenie do nie wiadomo której w pracy. Trzeba mieć dobrze zaplanowany wieczór by nie obudzić się z ręką w nocniku pięć po północy. Chyba że użyjemy starego harcerskiego tricku nieprzyjmowania do wiadomości nastania nowego dnia póki człowiek nie zasnął. Lub nie nadszedł świt - bo w tym przypadku negowanie dnia następnego prosto a niechybnie wiedzie do pokoiku z miękkimi obiciami i drzwiami bez klamek.
Patrząc na powyższe, trudno się dziwić że człowiek podświadomie wznosi modły coby szlag jasny trafił w coś wrażliwego - a do pracy niezbędnego - i przywrócił w ten sposób radość z długiego piątkowego popołudnia.
Nieszczęsny, będziesz miał to coś chciał...
Najpierw wyciągnął mnie z bloku zarządca budynku Rodney’em zwany z pilnym ogłoszeniem że muszę usunąć samochód z podziemnego budynku. Widać miał coś dziwnego w oczach, bo zanim palnąłem gadkę na temat wolności parkingowej zapytałem o co się zasadniczo rozbiega? Parking zalało, woda ma już 10 cali i nadal przybiera. Oż w morde, mój śliczny naleśnik właśnie zamienia się w akwarium. A raczej terrarium, bo ryb tam chyba jednak nie ma a żaby to i owszem... Uśmiechnąłem sie międzyusznie i wręczając mu kluczyki wyjaśniłem że muszę wracać na salę bo pacjent sobie śpi grzecznie i teraz nigdzie iść nie mogę. Obiecał że wyjedzie. Mając nadzieję że nie jest skrzywionym dzieckiem kapitalistycznej atomobilizacji i manualną skrzynię potrafi obsługiwać, pognałem do chirurga. Lorenzo się spocił. Nawet się mu nie dziwę. Ostatecznie zamiana Bentleya w beczkę z deszczówką może u człowieka wywołać zimne poty. Podrzuciłem grzecznościowo jego kluczyki do ekipy ratunkowo-parkingowej i zapytałem co z następnym pacjentem.
Pytanie nie było pozbawione uroku. Mianowicie od samego rana mieliśmy obsuwy, a to ktoś sie nie ogolił, a to nie doczytał liflecika i popił wody przed wyjściem z domu. Takie tam drobiazgi. Kumulacja spóźnień zeżarła juz przerwę lanczową, nursy się zaparły że jednak zjeść muszą, więc próbując przyspieszyć nieco bieg nieszczęśliwych wypadków wysłałem mojego nursa na przeszpiegi. Ostatecznie jak pacjent jest już w poczekalni to się go w między czasie zobaczy. Nurs wrócił z lekkim street’em w oczach i zapodał nowinę. Mianowicie administrator wyprowadzając samochody z parkingu przypomniał sobie że gdzieś tam na dole ma skrzynkę z bezpiecznikami i - woda stoi już kilka centymetrów poniżej skrzynki.
Tutaj cała sala gromko klaszcze projektantowi budynku, w szczególności temu odpowiedzialnemu za instalację elektryczną. Rozumiem że pochodził ze środkowej Sahary i pojęcie „powódź” było dla niego czystą abstrakcją.
Było to zdecydowanie za wiele na skołatane serce Rodneya który jako ten Rejtan stanął na schodach i gromko wezwał do ewakuacji. Powariował chłop całkiem. Pacjenta mam na stole a temu się ewakuacji zachciewa. Zapytałem grzecznie czy bateryjki się same włączą jak prąd zdechnie, sprawdziliśmy akumulatory i zaczęliśmy się spokojnie zbliżać do lądowania.
Kolejnego smaczku sprawie dodaje fakt znieczulania drug-addicta. Znaczy to taki był addict bywszy, teraz jeno z buteleczki pociąga Metadonik, ale zanim doszedł do połowicznego używania rozumu, zdążył sobie zniszczyć wszystkie żyły.
Jeżeli by to przeczytał - przez kompletny i zupełnie absurdalny przypadek - jakiś addict, to ja bardzo proszę w imieniu swoim i moich kolegów o pozostawienie sobie jednej nietkniętej żyłeczki, plizzzz... Bo potem choćby ręce połamać - nie ma w co wcharatać nawet najmniejszego wenflonika. A zakładać centralne do żylaków to jest - mówiąc językiem naukowym - kompletne przegięcie pały.
Na szczęście znalazłem jakieś badziewie prawie że pod pachą - skrzyżowałem palce (pacjentowi, bo trudno się wenflon wbija jak się ma skrzyżowane własne) i wbiłem rózowy. Wlazł. Alleluja, chłopie - bedziesz miał zabieg. Bo USG dalej nie mam, a znależć żyłę na macanego u mięśniaka postheroinowego to jest sztuka wyjątkowa. A nawet sztuka mięs.
Okazało się że chłopanio nie kłamał - żeby go utrzymać na stole musiałem przyspieszyć pompki do dawki która powaliła by hipopotama na sterydach. Więc jak zbliżyliśmy się do momentu pobudki, ostrzegłem wszystkich lojalnie że facio poleży nieco, a pobudka będzie okraszona madafakami oraz turmoilem ogólnym.
Nawet nie tak strasznie było.
Pomormolił trochę, koniecznie chciał do toalety, nawet próbował się wysikać na stole - i mu przeszło. Leży teraz cały szczęśliwy i powtarza w kółko jaki to ja zajebiście kul jestem bo nic nie pamięta. Panie, ratuj.
W ten to sposób dobiegłem końca tygodnia. Trzech pacjentów zwalonych z powodów rodnejowo- meteorologiczno- projektowych daje szansę na wyjście koło piątej...
I dobrze - rano nie biegałem to sobie na dżima poleze. Ostatecznie coś się człowiekowi od zycia należy.
33 komentarze:
Pewnie, że tak.
A co to za akcja z tym podtapianiem?
Ech, te ichnie podziemne parkingi!
Też byłam świadkiem ewakuacji w L (z wypasionego NOWEGO apartamentowca w najbogatszej dzielnicy)... i opowiadam ci ja o tym później w Monachium podczas solidnych roztopów (gdzie parkingi, często wielopoziomowe, są pod każdym marnym blokiem - takie się ma w każdy razie wrażenie) -- a ci, że zalać nie ma prawa: mamy dobrych projektantów, mamy koniec dwudziestego wieku i wiadomo - Alpy blisko, śniegu bywa sporo, Izara może wylać nawet mimo wyrafinowanych zabezpieczeń (równoległy kanał przeciwpowodziowy)...
:-D Jeja, czemu ja nie mam w pracy takich przygód ;-) nika
To mi przypomina mój szpital... Kiedy to burza "podtopiła" a właściwie zalała doszczętnie pokój lekarski.... na drugim piętrze ^_^ (ale, żeby nie było - po owej burzy na dworze woda sięgała mniej więcej podeszwy - w co głębszych kałużach - kostek).
Epi
Docik, popadało nieco bardziej niż zwykle przez jeden dzień - podtopione drogi, budynki, a przed chwilą znajomi z Newcastla dzwonili że im metro zalało. To taki kraj co jest zupełnie do wody nieprzyzwyczajony.
Basiu, mam takie niejasne przeczucie że im te konstrukcje projektuje siła nabywcza do wody nieprzyzwyczajona. Deszczyk był i owszem, spory, ale bez przesady. Nie była to jakowaś trzydniówka z oberwaniem chmur...
Nika, to trudne pytanie jest ;DDD A może trzeba przyjechac na wyspy? To jest dziwnie...
Spooookyyyy.....
Epi - no patrz. Znaczy do pokoju sie nalało czy zalało wszystko AŻ do drugiego piętra?? 80
Ha ha ha jak miło widzieć, że ktoś ma przygody w pracy :DDD
Wszędzie gdzie są ludzie są dziwnoludki i jaja, uciekłam z pracy na 3 godziny bo zabija mnie upał, ale od rana mam głupawkę. Pierwsza pani dziwna wpadła o 10.00 :DDD.
Kiedyś pewna pani u mnie w pracy, załatwiła potrzebę fizjologiczną , obok sofy w hallu 2 m od toalety. Story była o tyle odjazdowa, że ja myślałam,że akcja miała miejsce w toalecie i następnego dnia wywiesiłam na drzwiach kartkę:
" Z powodu awarii kanalizacji toalety nieczynne" a to po to, żeby babon nie narobił kwasu. Myślałam,że umrę jak managerka z sąsiedniej firmy oświeciła mnie, że pani nie jest zainteresowana tym, czy kanalizacja jest sprawna, bo załatwiła sprawę w takim a nie innym miejscu ekhm i wyła ze śmiechu...nie wiedząc, że kobieton stoi 3m obok niej.Babon udał, że nie wie o co chodzi;DDD. Poległam w wyniku nagłego napadu radości.
Pozdrawiam i spadam zarabiać na ...patyczki do uszu :DDD
Abi, kiedy 30 minut trwa tyle ile 3 godziny? ...wtedy, kiedy to 30 minut jest finiszem zrytego dnia w pracy.
Nie moge znalezc zadnego kontaktu do Ciebie wiec pozwole sobie zapytac tutaj:
Gdzies po drodze wspominales o naciecia na sluchawkach oznaczajacych liczbe uratowanych ludzi (?) Patrze na swojego littmanna i nie mam pojecia gdzie by go mozna naruszyc zeby nie zepsuc ;) Bylbym wdzieczny za wyjasnienie (moze jakies foto ?)
Emili, na świecie jest masa
normalnych inaczej. I chwała im aza to. Bo :
- sprawiają że zauważamy pomijalne;
- uzupełniamy niedobory informacyjne
i
co najważniejsze
SWOIM WPIERDALAJĄCYM SPOSOBEM ŻYCIA ZWALNIAJĄ UPŁYW CZASU.
Czym zdecydowanie przedłużają naszą egzystencję.
Chwała tym co męczą i przerażają. Nawet jeżeli ma to coś w spólnego z sikaniem pod palmą trzy metry od toalety.
Howg.
Klaudusz, bój się Boga!!!
To metafora literacka była - a Ty chcesz haratać obiekt uwielbienia adeptów i westchnień oczekujących??!?
Z g r o z z z z a . . . .
PS. Witaj ;)
Ja nie, tzn nie mam powodu :D A sluchawki jak sluchawki, jeszcze miedzy oliwkami by sie troche wiedzy przydalo bo poki potrafie zrobic z niego niewielki uzytek :/
Abi, przeoczyłam, jakim Ty naleśnikiem jeździsz? O ile pamiętam, to lamborghini i maserati są płaskie :-))) nika
Abi-> jesteś jak św. Mikołaj, zafundowałeś mi przed chwilą to, czego życzyłam sobie mając od jakiegoś czasu wewnętrzny nastrój funeralny -> popłakałam się ze śmiechu na max.
ps. Masz za to u mnie śliwki poza konkursem :DDD
ps.2 ...ten kobieton się nie zsikał, to była zdecydowanie grubsza sprawa (dobrze,że nie widziałam, ale akcja jak z czeskiego filmu) :DDD Pozdrawiam!
No proszę, Abi to nie ja jedna mam przygody z postnarkomanami :)) Mnie jeden załatwił na amen mowiąc, że i tak nie będę chciała mu pobrać krwi. Odważnie zapytałam dlaczego? A on na to: jedyną sprawną żyłę mam w pachwinie :)))) Faktycznie, odpuściłam. Sam sobie sprawnie pobrał krew, mnie oddając pełną strzykawkę.
Klaudusz, nie bój nic. Nacięcia przyjdą - bo ten zawód to właśnie gwarantuje. Poza tym wrzody, siwy łeb przed czterdziestką, pojebane pytania w stylu "pokaż lekarzu co masz w garażu" oraz " czy za studia zapłaciłeś zanim z kraju spier.
wyjechałes" oraz inne męczące sprawy.
Jedno co jest nie do opisania - satysfakcja osiągnięta przy ratowaniu ludzkiego życia przekracza doznania orgazmu wielokrotnego.
Przynajmniej ja tak mam.
Nika, toz to jest szmelc dla plebsu... :///
Nalesnik wygląda tak.
Emili, cóż może robić anestezjolog innego jak znieczulać (stany drętwe również ;DDD)
Się nie łąm - żadna bakteria jeszcze człowieka nie zabiła bezboleśnie, rachu ciachu i po strachu jak mówił Stuhr, miłego sobotniego popołudnia wszystkim życzę - bo chyb aosiągam stan opilstwa (abnegatom też się czasem należy) - notki jureo nie będzie.
Mam urlopp..
Zaplhanowanyrkd
HowhghhwG.
Abnegat.
...bakteria jak bakteria ale human głupota& human olewactwo&czarówrozczarowanie dobiło na max.
Baktryja może zabić, a TY nie urlopuj tylko pisz, urlop to dopiero przed Tobą!
Naleśnik robi wrażenie. Ale taki równy Abnegat może takim jeździć. (łaskawie zezwalam ;P) Tylko już się tak nie oburza na polskie społeczeństwo (w tym mnie przy okazji i bez przyczyny). ;[]
Ty tu nie ściemniaj z naleśnikiem. Jakby to był on to na weekendowe wycieczki opisywane w innych postach brałbyś dla pociech przyczepkę. A jak taki naleśnik z przyczepką badziewiasto wygląda?
...i wziął i zamilkł Abnegat jeden, no!!!
Abi - okazało się że ktoś okna na oścież otwarte zostawił :) a zacinało wtedy nieźle - ściana wody.
Epi
wcięło go, pewnie znowu wchłonęły go sprawy agentów i ich trening mentalny do ciężkich zadań (trzymanie szklaneczki)
...a jedna szklaneczka ma tyle kalorii, i pociągły dziób pójdzie w zapomnienie :p, a już taki dumny był z anomalii fizjonomicznej, ehhhh...
...a jutro drzewa będą mu trzaskały liśćmi.
:-DDD Naleśnik jest git :-) Tylko gdzie nim szaleć ile fabryka dała? ;-) nika
w wirtualu Nika ;D
...albo na niemieckich autostradach ;)
Komunihat:
jesd dobsz.
...taaaa coraz lepiej ekhm.
I pociągły ryjek u Misiu trafił szlag LOL
Karorie to takie krasnorudki co w nocy zwenzają ubrania ;p
Emili, żeby to tylko o ubrania chodziło. Echch...
Ale
Kreweteczki z porem na masełku z olejem kalorii prawie nie maja
Wino - wiadomo, czyste veritas
A pizza się nie liczy bo była przed północą.
Howg.
Howgh ,howgh
a czy ktoś widział w swoim życiu choć jedną kalorię? no kto? nikt, więc kalorie nie istnieją :)))))
Wyatarczy rzucić okiem na takie masełko i już je człowiek widzi (oczyma wyobraźni ale zawsze). ;)
Udanej niedzieli.
Kreweteczki OJ TAK! Tylko ja je montuję na oliwce z odrobiną czosneczku i z pomidorkami koktajlowymi (te sercowe - bo lepiej się macerują i skórkę mają cieńszą). Zaśliniłem ekran, trzeba spłukać białym winem (usta, nie ekran). ;D
Guten morgen everybody :D
Dzień śliczny, chociaż mroźny , słońce świeci z góry...
Notka była - ale jak się date wstawia po północy - to trzeba uważać. Skorygowane - opublikowane.
A te krewetki to robisz na patelni smażone czy jeno wymięszane? Ta wersja co podałem, to smażona jest. Wrzuca się pora i krewetki (zamrożone) na patelnie i smaży w mieszance pół na pół oliwa z masełkiem. Soli do maku. Smażyć aż się woda nie odparuje a por lekko przysmaży (powinien sie rozpaść prawie całkiem i tak leciutko przyzolić, na srednim/małym ogniu to zajmuje jakieś 15-20 minut).
A, i krewetki muszą być w wersji "king".
Wersja king rzecz jasna.
Oliwka na patelnię, rozgrzać, ząbek czosnku na jak najcieńsze plasterki pokroić, smażyć. Dorzucić sercowe koktajlowe w połóweczkach i smażyć aż dobrze się rozejdą i zagęszczą. Krewety buch, szybkie smażenie, pomidorki cudnie obklejają krewety. Do tego sałateczka, białe wino, bagieteczka. O kurcze, burczy mi w brzuchu!
Musze spróbować. Został mi jeszcze jeden worek po wczorajszym, pomidorki i czosnek mam... Sie dzisiaj zagryzeczkę zrobi.
Spróbuj mojego. Łatwizna kompletna - a smaczek mniam.
Prześlij komentarz