Wezwanie tym razem zupelnie spokojne, napad drgawek, pacjent leczony na padaczke. Z informacji przekazanych telefonicznie wynika ze leki zazywa, nic sie dziwnego z nim ostatnio nie stalo - najwyrazniej nadszedl czas na kolejny atak.
Poniewaz wyjechalismy ze stacji dosc pozna pora, jakos zapomnialo mi sie zapytac dokad jedziemy. Rozmyslajac o wyzszosci Swiat Bozega Narodzenia nad Swietami Wielkiej Nocy, nie dotarlo do mnie, ze od jakiegos czasu za oknem jest ciemno i paskudnie. W koncu dyzurny krasnoludek nadzorujacy podstawowa czynnosc mozgu dostukal sie do obszarow wyzszych i rozgladnalem sie wokolo. Tereny jakby obce.
- Gdzie my do ciezkiej Anieli jestesmy?
- Podstacja pojechala z transportem, obstawiamy teraz jej teren - oswiecil mnie kierowca - Powinnismy juz niedlugo dojechac.
Zjechalismy z glownej drogi i zaczeli wspinac wiejska drozka - najpierw asfaltowa, potem bita a na koncu zadna - w gore doliny. W swiatlach samochodu zamajaczyla sylwetka czekajacego na nas czlonka rodziny. Stanelismy.
- Daleko?
- Kawalek. Ale dalej sie nie dojedzie. Probowalem sasiada z 4x4 zalatwic, ale do miasta pojechal.
Hm. Nieco mnie gosc ujal. Nie dosc ze nie wrzeszczy ile to mozna jechac, to jeszcze probowal transport zalatwic. No, niby nie zalatwil, ale w dalszym ciagu milo. Wypakowalismy graty, zabrali wielki reflektor akumulatorowy i poszli do pacjenta. Z tym reflektorem to ciekawa sprawa. Otoz obslugiwalismy kiedys wypadek samochodowy i za cholere nie moglismy jednego goscia znalezc. Po tej akcji zwierzchnosc kupila nam swiatlosc. Zebysmy nie mogli zwalac naszej slepoty na braki w sprzecie.
Zaczelismy wycieczke. Bloto z roztopionego sniegu nawet nie glebokie, gora 10 centymetrow, bokami zdecydowanie mniej tak ze dosc zwawo poszlismy wzdluz waskiej drozki pod gore. Po chwili nasz przewodnik stanal.
- Mozemy isc wzdluz slupow - tu pokazal pieronska wyrype o nachyleniu conajmniej 50% - albo droga. Ale za zakretem straszne bagno sie zrobilo.
Popatrzylismy po sobie i poszli na skroty. Sciezka waziutka, czesciowo oblodzona, na szczescie duzo drzew ktore pomagaly utrzymac rownowage. W sumie jakies 15-20 minut podejscia. Jak na ten rejon to spacerek.
Wchodzimy do domu, wszyscy usmiechnieci, pogotowiarzy witaja. Stara szkola. Pan starszy patrzy na nas dosc przytomnie, zadnego urazu nie widac, choc nieco taki napiety siedzi. Hm. Przystapilem do wywiadu i badania. Okazalo sie ze napad przyszedl w czasie z grubsza oczekiwanym. Leki zazywa jak doktor kazal. Zadnej zmiany w lekowaniu ostatnio nie bylo. Nigdy nie mial napadu po napadzie. Fizykalnie cacek, za wyjatkiem owego napiecia, ktorego u chorych na epi nie lubie.
Badz czlowieku teraz madry. Jezeli wezniesz niepotrzebnie - uciorasz siebie i pacjenta w blocie po nocy. Na dodatek trzeba go jakos na dol bezpiecznie przetransportowac. Jezeli go zostawisz - wszytko bedzie w porzadku dopoki drugiego ataku nie dostanie. Wtedy za replay'a cala zaloga ci serdecznie podziekuje. Nie mowiac o przyjemnosci zwiedzania okolicy po raz drugi tej samej nocy.
Biorac wszystko pod uwage, zdecydowalem ze dziadka w domu zostawie. Dolozylismy mu benzodwuazepine w zyle i zarzadzilem herbate. Jak ma zadrgac - to mu dam szanse. Jak bedzie spokoj, to po herbacie idziemy. Dziadek po zastrzyku zrobil sie nieco bardziej wyluzowany wiec dokonczylismy herbatke w spokoju, pozartowali z rodzina, wytargali venflon z zyly i zebrali do wyjscia. Rzecz jasna, poszlismy przetartym szlakiem pod slupami, zeby szybciej bylo.
Podsypiam sobie w karetce toczacej sie leniwie w dol i slysze przez radio, jak moja kolezanka potwierdza przyjecie wezwania. Co prawda nie slyszymy stacji, ale z tego co sie dopytuje, wywnioskowalem ze chyba gdzies w moje okolice jedzie. Chwycilem za radio.
- Karetka W dla Abnegata - gdzie jedziecie?
- Do tego twojego. Zadrgal znowu.
- To wracaj. Ja na miejscu jestem to sie wroce.
Spojrzenia zalogi - bezcenne.
Znajoma sciezka pod slupami wydarlismy raz jeszcze na gore, rzecz jasna dziadek byl juz po napadzie. Pomyslalem sobie ze tym razem nie ma upros. Trzeba go jakos do karetki dowlec, bo jeszcze kilka takich atakow i zostane mistrzem swiata w thriatlonie nowoczesnym.
Szczesliwie znalazl sie sasiad ze swoim 4x4. Obiecal ze podjedzie najwyzej jak sie da. Ustalilismy, ze czekamy 10 minut w domu i ruszamu z dziadkiem na spotkanie.
Warunki bojowe. Walichy dostal chlop. Dziadek dostal nowy venflon, chwycilismy go pod pachy i nozia za nozia poszli przez zablocone pole do lesnej drogi. Z lasu dochodzily ryki walczacego o kazdy metr samochodu terenowego. Wyglada na to ze nie dojedzie, trzeba bedzie sie do niego doczlapac. W dodatku nasza super hiper latarka miala jakis wyjatkowo super dziadowski akumulator bo w miedzyczasie zdechla calkiem.
Gdy zza zakretu wylonil sie rzeczony terenowy woz, oniemialem. Rozne rzeczy widzialem w zyciu, ale Yugo 4x4??!? Ale heca... I jak my sie teraz do tego wpakujemy? Kierowca, pacjent, sanitariusz i ja. I wszystkie graty. Musze przyznac ze troche ciezko sie oddychalo. Do tego nie przemyslalem miejsca i siadlem po prawej stronie. W trakcie jazdy, podczas ktorej rzucalo nami jak workiem kartofli, ogladalem sobie sliczna przepasc po prawej ktora byla raz blizej a raz jeszcze blizej. Wola boska. Szczesliwie kierowca mial opanowane slizganie sie po blocie w stopniu wysmienitym, tak ze po chwili bylismy przy karetce. Ziemia. Lomatko, stoje na ziemi.
Bez dalszych historii dojechalismy do szpitala. Po wejsciu na izbe zauwazylismy pelne podziwu spojrzenia - ach jacy ci pogotowiarze ladni. A jacy przystojni. Dopiero rzut oka w lustro uzmyslowil mi ze jestesmy upaprani jak nieboskie stworzenia. Pacjenci po prostu w zyciu troli nie widzieli.
23 komentarze:
Waleczne górskie trole, które się nawet Yugo 4x4 skrajem przepaści nie boją jeździć. :P
To byla taka lajcikowa wycieczka. Chyba wtedy zaczalem dojrzewac do rzucenia palenias ;)
NO i co się dziwić że pacjenci się w szpitalu patrzyli ;)
Chyba potrzebuję porządnego kopa w d... Najgorzej jak się za dużo myśli :(
Tak jest. Zdrowy organizm czuje - i dziala.
Seksmisja ;)
Abi no właśnie :)
Idę po czekoladę na poprawę humoru :)
Smacznego. A ja nie powiem co będę jeść, bo mnie o stąd wypie... Jakby kto nie wiedział to jest to odniesienie do bloga AB i Metaksy.
dotty - błagam, nie używaj przy mnie tego słowa przez jakieś 2 najbliższe tygodnie... :D :D :D :D
to podejście, które opisywałeś, kojarzy mi się z wycieczkami mojego roku w góry - ZAWSZE w którymś momencie trasy mamy ochotę się rzucić w przepaść, jak widzimy szlak ;-)
metaksa
No, niee - ta wyrypka byla zakrzaczona i sie szlo sladem weza pomiedzy dosc gestymi drzewami. Tak ze poslizgi byly raczej niegrozne. Za to ta wyrypka po drugiej stronie drogi - mniam. Jak by sie to Yugo sturlalo na dol to by nas pochowali we wspolnym grobowcu. Razem z samochodem.
EL daj znać co z badaniami (jeśli oczywiście masz ochotę się tu wyzewnętrzniać).
waleczne trole, z drużyny frodo;)
black
abnegat czy możesz chociaż przybliżyć gdzie są takie fajne szlaki? przydałoby się pohasać w nieprzyjaznym terenie z jakimś obciążeniem ;)
Dotty mogę napisać :) Badania wyszły w normie :) tylko niepokojące jest to że cały czas rosną :( inie wiemy czy w pewnym momencie normy się zatrzymają czy nie i będzie tak jak we wrześniu.
AB - przy nas to trole byly czyste ;)
Sylwia - to akurat byl Beskid Wyspowy :)
EL- trzymam kciuki. Mam nadzieje ze bedzie OK.
EL, ale na razie jest OK i tego należy się trzymać.
Tego się trzymam :) A jak nie to żegnaj dotychczasowe jedzenie a jak nie to witajcie bóle stawów i ewentualne kule.Napisała etatowa kaleka :( Ale chociaż dołek psychiczny minął :) aczkolwiek bez ran się nie obeszło :(
EL nie ma sie co na zapas zamartwiać. Wiem, że to się łatwo tylko mówi, ale znasz inne wyjście?
Dotty ja się tym nie martwię :0 trochę poczytałam i jak zrezygnuję z paru przysmaków mogę przejść to praktycznie bezobjawowo, a poza tym ostatnio ładnie zareagowałam na leki więc jest dobrze :)))
Ino dziś chodzić nie mogę :( właśnie siedzę z termoforem na kolanie i czekam aż coś pomoże ;)
Dotty będzie ok :)
Taaak, w Wyspowym jest kilka takich stromizn...
A mnie ciekawi, czy ludzie, którym przyszło ruszać zawodowo na takie wyrypy - piątek-świątek, upał i zawieja (i nie ma, ze boli) - są w stanie pójść na męczącą wycieczkę górską just for fun?...
WOPiści spotkani wiele lat temu na Eliaszówce odgrażali się, że never-ever...
Basiu, rzekl bym tak. Moze niekoniecznie na drugi dzien :) Ale to tez mi sie zdazylo w zyciu - po dyzurze zagladnalem do mojego przyjaciela, podjechalismy na Krowiarki i klusem polecielismy czerwonym szlakiem na Babia. Przyznam bez bicia ze zawrocilismy na Sokolicy - ale wycieczka byla mniam :)
Odcinka na Sokolicę jakoś osobiście nie lubię (stromo, w lesie, więc coś widać dopiero pod sam koniec... potem jest dopiero mniam (tylko czasem wieeeeje).
No ale z Sokolicy widok cudny, fakt!
:D
Chyba wydarlibysmy wyzej, ale powialo takim brrr... rzeskim wiaterkiem i doszlismy do wniosku ze bedzie tego swiezego powietrza :)
Prześlij komentarz