Wezwanie, ktore zawsze podnosi cisnienie. Nieprzytomny, chyba nie zyje. Wlasnie takiego sformulowania uzywaja ludzie wzywajacy karetke do zatrzymania krazenia.
Dojazd dosc dlugi, okolo 20 minut. Lubie ten stan zawieszenia w trakcie dojazdu. Rozmazane widoki za oknem, sygnaly, 140 po wiejskich zakretach.
Wpadamy do domu, pacjent lezy w pokoiku wielkosci pudelka po butach, wielki, 130 - 140 kilogramowy chlop. NZK. Tego nawet sprawdzac nie trzeba. Po kilku latach ogladania nieboszczykow trudno jest pomylic zmarznietego pijaka w parku z prawdziwym klientem Charona. Zaczynamy reanimacje, w miedzyczasie pytam rodzine, kiedy przestal oddychac. Twierdza, ze niedawno. Moze kilka minut.
Mam taka zasade. Jezeli pacjent oddychal w trakcie wezwania, reanimuje do upadlego, nawet gdy dojazd byl dlugi. Bo tak naprawde nikt nie wie, kiedy ustalo krazenie. A w stresie czas plynie w dziwny sposob.
Jezeli rodzina potwierdzi, ze nie oddychal w chwili gdy go znalezli - daje pacjentowi szanse, ale po kilkunastu minutach bezowocnych dzialan przerywam reanimacje. W zasadzie nie reanimuje jedynie pacjentow z plamami opadowymi.
Pokoik 2x2 metry, w nim pacjent, pielegniarka, sanitariusz, ja, wersalka - kozy nie bylo. Kierowca juz sie nie zmiescil - pomaga nam zza drzwi podajac niezbedne sprzety. Rodzina siedzi mu na plecach, koniecznie musi zobaczyc co sie dzieje.
Na ekranie migotanie komor, strzelamy pierwsza serie. Pielegniarka probuje znalezc zyle, sanitariusz prowadzi masaz; w miedzyczasie intubuje pacjenta w pozycji twarza w twarz - za glowe nie ma jak wejsc, chyba bym sie musial przykleic do sciany. Kierowca w jakims dziwnym wygibie ponad nami wszystkimi trzyma butle z tlenem - szlag by trafil, nikt nie przewidzial ze przydalo by sie kilka metrow drenu na zapas. Twister w wersji extreme.
Druga seria - jest rytm, zatokowy nawet, sprawdzamy - jest tetno. Klasyczna podpucha - zaraz znowu stanie, skonczy mu sie wlasna adrenalina ktora nadnercza wywalily mu do krwioobiegu gdy umieral, nasza jeszcze nie zaczela dzialac, cudow nie ma. Mamy 2-3 minuty zeby go z tej klitki wywlec na korytarz.
piiiiiiiiiiii
Nie zdazylismy, stanal. Wracamy do pracy, kolejna sekwencja, i jeszcze jedna, najtrudniej jest odsunac sie od niego w trakcie defibrylacji zeby sie samemu nie potraktowac pradem - w koncu gdzies po kolejnych kilku minutach zaskoczyl powtornie, adrenalina rozpedzila go do 180 po czym zaczal zwalniac. Kolejne presory, byle namowic serce do pracy.
Transport do karetki - to jest dopiero sztuka. Musisz kontrolowac co sie dzieje, wentylowac pacjenta, uwazac zeby mu krzywdy nie zrobic, wenflona nie urwac, rury nie wyciagnac - dobrze miec wyszkolony i zaangazowany zespol.
3 minuty pozniej bylismy w karetce. Co za luksus - pacjent we wlasciwej pozycji, my na swoich miejscach, venflon nadal w zyle, leki, tlen, repirator, monitor - wszystko jak w pudeleczku poustawiane. Czlowiek nie docenia co ma dopoki mu tego nie braknie.
W trakcie dojazdu do szpitala probowal sie zatrzymac jeszcze raz, ale nie z nami te brunery, Numer. Cala biochemia wspierajaca poszla w miedzyczasie z pomp nie pozwalajac facetowi wrocic do lodki.
Fajne uczucie, kiedy sie nacina kolejny karb na sluchawkach.
---
Jakies pol roku pozniej dowiedzialem sie ze wszczepili mu kardiowerter - taki wlasny defibrylator, ktory sam rozpoznaje zaburzenia rytmu grozne dla zycia - i traktuje delikwenta pradem. Czy zyje teraz - nie wiem. Ale ladnych kilka lat pozniej po opisanych wydarzeniach, gdy policjanci chcieli mi wladowac mandat za niemanie swiatel - zapytalem jak sie ma ich kolega. Potwierdzili ze super, nawet do pracy wrocil - i o swiatlach zapomnieli.
Nie ma to jak szacunek. MOZNA ZAOSZCZEDZIC NA MANDATACH :p
26 komentarzy:
Maximum respect :)
Mialem to szczescie ze pracowalem z debesciarzami. Samemu nic sie nie zrobi. A ten zespol byl po prostu super. Nie zadne turbo-glaby tylko profi - wyszkoleni, szybcy i zaangazowani.
szacunek abnegat :)
kiciaf
A tak btw to więcej adrenaliny chyba było przy porodzie?:)
Oczywiście, że liczy się zespół, ale to Ty jesteś De BEŚĆAK.
Do tego ulubiony, oswojony, nawet możesz zdjąć czapeczkę,bo nie wiem jak inni, ale ja pasjami uwielbiam zadbanych mężczyzn.
Widać,że im zależy.
I o to chodzi.
maria
Kkurcze - z tym szacunkeim to jedynie powiedziec chcialem ze czlowiek moze sobie na mandatach zaoszczedzic :D Zaraz wniose stosowne poprawki, bo faktycznie wyszlo ze sie chwale.
@Kiciaf: reanimacja to bylka z dzemem. Porod - to bardziej stresogenne niz nurkowanie pod lodem. Wlosy sie onduluja.
@Maria: czapeczke przemysle. Jednak zima idzie...
Eee, nie wnoś poprawek. Toć to powód do prawdziwej dumy.
Drążąc temat oboczny - ciekawe czy twoje koleżanki lekarki tez mają takie wrażenia z odbierania porodów w karetce?
Bo wiesz, to zawsze można na fryzjerze zaoszczędzić :)
kiciaf
@Abnegat
Jak to kurcze jest, że organizm się poddaje, wywali kopyto, mówi Ci papa a jak go kopniesz prądem to normalnieje i jeszcze na lata może zapomnieć co to mu kiedyś przyszło do głowy, żeby się już żegnać? Jak z niewprawnym kierowcą. On mu w gaz a on zgasł. A później kręci rozrusznikiem i czasem zapali a czasem go zalejesz i ani już beknie!
@Maria
Czapeczka potrzebna. Jeśli ma być zadbany i sprawny, żeby innych życie chronić to lepiej, żeby zatoki mu nie dokuczały.
@Kiciaf: poprawki wnioslem. Bo w poprzedniej wersji wyszlo ze samochwala w kacie stala. Fuj. Odnosnie fryzjera to musze zasiegnac jezyka od znajomych jak to dziala. O ile jeszcze ktos ze starej ekipy pracuje.
@Agregat: z tym pradem to nie jest wskrzeszanie zmarlych, niestety.
Istnieje kilka typow zaburzen pracy serca przy ktorych ustaje przeplyw krwi. Czyli - w sercu zamiast konkretnej i ustalonej czynnosci elektrycznej mamy bezlad i chaos, a serce jako pompa - stoi. Wtedy - i tylko wtedy - lupniecie pradem moze namowic go do podjecia wlasciwej pracy. Wszelkie inne stany niestety na prad nie reaguja wcale - albo wrecz mozna tym pradem zaszkodzic.
Witam :)
Abnegat A ja kiedyś słyszałam że praca w pogotowiu to nuda ;) Ale po tym co czytam u Ciebie to stwierdzam że albo ten ktoś był pijany albo ja ;)
Praca w pogotowiu to moze byc kurewstwo, przeklenstwo, dziadostwo i poniewierka - ale mi sie tam nigdy nie nudzilo.
Z drugiej strony nie mam zadnego papieru na to ze normalny jestem.
Eee-live, do tego dochodzi jeszcze jedna rzecz - to sie albo lubi, albo nie. Mi sie ta praca zawsze podobala, adrenalina sie wydziela wiadrami, czy sie do tego przyznajesz czy nie. I to w pozytywnym sensie - taki stresik co cie wyostrza :)
Moze ten ktos co Ci to opowiadal, to tego nie lubial?
Abnegat ale też pewnie nie masz żadnego papieru że nie jesteś normalny ;)
A dziadostwo to jest w mojej pracy :) Prawdopodobnie idę na nockę :( i w dodatku będę sama. Kocham chodzić co 8 godzin do pracy i jeszcze nie mieć się do kogo odezwać :( No chyba że sama do siebie :) ale to to już dobra droga do upragnionych żółtych papierów ;P
Abnegat ten ktoś kto to opowiadał na pewno nie przepadał za tą pracą, bo po roku się zwolnił i teraz zajmuje się robieniem USG i RTG i ich opisywaniem :)
Dobry odtwarzacz mp3, mjuzik z przytupem - i mozna robic do rana ;)
Abnegat nie w takim hałasie a siedzieć 16 godzin dziennie w stoperach lub słuchawkach toż to zgroza. Chociaż szef powiedział dziś że dyskotekę zrobimy :) Chyba będę z miotłą tańczyć albo z jakąś myszą jak się zabłąka :)
Mialem to szczescie ze pracowalem z debesciarzami
>>>>>
moja babcia, emerytowany lekarz twierdzi, że pokolenie właśnie wchodzące w ten zawód nigdy nie będzie już taką debeściarską ekipą właśnie...
metaksa
Starsi zawsze tak mowia ;) A swiat jednak sie rozwija. Tak sobie mysle, ze wtedy bylo inaczej - teraz jest inaczej - a za kolejne 20 lat dzisiejsze metody to bedzie smiech na sali...
Zwroc uwage, prosze, ze wtedy zasob wiedzy potrzebny do zostania wraciem byl mniejszy, inny etos, skala wartosci nawet.
Mimo wszystko wierze ze idziemy w dobrym kierunku ;)
też prawda - choć po akcji zrobienia prawie że krzywdy przez lekarzy mojemu przyjacielowi, chwilowo jestem na tą grupę młodych lekarzy obrażona ;-)
metaksa
A - to tu sie z toba zgadzam w calej rozciaglosci. Doktorow unikac nalezy jak ostatniej zarazy. Ostatecznie, ci co dlugo zyja, do doktorow nie chodza :)
I ja się zgadzam że lekarzy należy unikać jak ognia :)
A co do młodych lekarzy to myślę że kwalifikacje nie zawsze idą w parze z wiekiem ;) Chodziliśmy do pani prof. która ma 73 lata i zrobiła nam większą krzywdę niż lekarz z 5 letnim stażem.
A ja zaraz do pracy :( Pospałam 2 godzinki i to musi wystarczyć ;)
eee-live to zależy z kim si.ę jeździ i do czego. Jak człowiek ma wyjazdy do bólu brzucha, który trwa kilka dni, do sraczek, bolesnych miesiączek to może powiedziec, że wieje nudą.
Adrenalinę, reanimacje, powyrywane walające się wszędzie kończyny i tryskającą krew lubią młodzi ratownicy. Do bólów brzucha/głowy jeździć nie lubią, bo mówią, że to nuda. Tak naprawdę to się takich wyjazdów boją - zwyczajnie gubią się w takich sytuacjach. Przy reanimacji jest standard i jedziesz jak wytyczne przykazują. Przy owym nieszczęsnym brzuchu trzeba ruszyć głową (przydaje sie też ogólnolekarska wiedza).
Ja z karetki wysiadłem jakiś czas temu i ciesze się, że póki co nie muszę do niej wsiadać :P
Teoretycznie na 2 roku specjalizacji mogę wsiąść i jeździć ale mi się to jakoś szczególnie nie uśmiecha.
Morfeusz jeśli chodzi o tego znajomego to jeździł do różnych przypadków, może nie za często bo to mały szpital był ale jedyne do czego lubił jeździć to wypadki drogowe.
@Eee-live: uwazaj z tymi maszynami. Czlowiek jednak powinien byc wyspany ;)
@Morfeusz: to ja jednak dalej mlody jestem :)))bo zawsze takie akcje lubilem. Pewnie, ze bole brzucha czy inne stany bez zagrozenia zycia trzeba umiec zaopatrzyc - ale nie po to jest pogotowie.
Lekarz w pogotowiu jest po to zeby zabezpieczyc zycie chorego na miejscu, bo inaczej ma szanse umrzec w drodze do szpitala. Albo zostac kaleka. Pozostale przypadki to tzw. przychodnia na kolkach. Na szczescie, pogotowie przejdzie w rece ratownikow i w naturalny sposob skoncza sie wyjazdy do bzdetow.
Fingers crossed.
@Eee-live: sama widzisz. Facet sie realizowal w akcjach. A bzdury go nudzily ;)
Abnegat o maszynę to ja bym się nie bała ale detale muszę obcinać nożem i zaczynam się bać o ręce ;) Ale to dopiero początek.
Za godzinkę wychodzę i już mi się nie chce.
A ten gościu to sorki ze tak powiem ale nie jest normalny. A przynajmniej ja nie mam o nim dobrego zdania. Nie lubię ludzi którzy próbują mnie brać na litość ;)
ijeee, trafiłam do linków - grazie :)
to teraz po lampce wirtualnego szampana ;-)
metaksa
Lubię czytać takie opowieści!...
Bo co tu można więcej powiedzieć, skoro wszystko powiedziały fakty?!
Prześlij komentarz