wtorek, 7 lipca 2015

Święty Mikołaj & co.

W zeszłym miesiącu nie śpiewałem, ale byłem na zwolnieniu. Mam usprawiedliwienie.
- Łubudubu, łubudubu, niech żyje nam kierownik naszego klubu.

Co się zbierałem to przytrafiało się coś co odbiera chęć do żartów. Najpierw nasz współczesny Hitlerek zafundował sobie wojne w Europie. Tak - o. A my łeb w piach, jak nie wojuje z nami to wszystko ok. W czasie drugiej wojny było to samo, po cichu cały zachód popierał niedorobionego malarza w jego mocarstwowych zapędach jako przeciwwagę dla Stalina, póki im nie wlazł z czołgami i "Got mit uns" na głowę. Niczego się nie uczymy. Historycy XXII wieku bedą strugać kamykami na skałach, że trzeba było mu urwac łeb, póki był czas. A nie stosować sankcję, które to słowo pomału nabiera znaczenia dawania dupy z uśmiechem na ustach. Chcemy narzucić sankcje? Proszsz: zakaz handlu, lotów, wymiany bankowej, elektronicznej, pakujemy dyplomatów i dajemy ogólnie do zrozumienia, że pariasi mają przejebane. Górnicy się ucieszą bo wrócimy do węgla jak Ruscy w odwecie zakręcą wszystkie możliwe kurki, rozwiniemy nowe sposoby pozyskiwania energii i tyle. Przewidując przyszłość można śmiało powiedzieć, że następnym krokiem będzie aneksja krajów nadbałtyckich i siłowe odbudowanie Paktu Warszawskiego. A może i jeszcze gorzej - toz zabory nie zdarzyły się pięć tysięcy lat temu w kraju faraonów.

W miedzyczasie miłość bliźniego swego wybuchnęła ze zdwojoną siłą w Afryce Środkowej. Co robić. Toż nie można tolerować kogoś, kto chce jajko obierać z cienkiego końca!!! Bluźniercy. Trzeba zabrać im kobiety i zgwałcić. To im pokaże boskie miłosierdzie.

Następnie w imię religii która mówi li tylko o miłości i wybaczaniu, przynajmniej tak jest wg. obecnego Prime-ministra Wyspiarskiego, panowie stworzyli państwo terroru - tfu, miłości bliźniego chciałem rzec - i urywaja łby wszystkim którzy sa oni. Onymi są chrześcijanie, inni muzułmanie i ogólnie wszyscy którzy stoją na drodze wszechświatowemu kalifatowi. Tak na marginesie mam pytanie do zorientowanych: kto to finansuje? Mogłaby to być Saudi Arabia ale dostaje teraz łomot od nie-swojaków, więc chyba nie? Zjednoczone Emiraty? Iran? Przecież nie Izrael... Może by tak zaczać od odcięcia krucjatonistów od kasy? Chyba że jest to komuś nie na rękę? Komu? Kto mógłby sprzedawać broń byle tylko mieć darmowy poligon z ostrą bronią? Nasz Największy Demokratyczny Brat? Wcale bym się nie zdziwił; za dużo jest bzdur i niejasności w 9/11 by bezkrytycznie przyjąc wersję Amerykanów.

Powstanie kalifatu ogólnoświatowego to cel ostateczny rzecz jasna, póki co tworzymy kalifat północnoafrykańsko-bliskowschodni. Gdzie bracia wierzą bezkrwawo trza wysłać wojowników, którzy w imię 72 dziewic i chwały Bicza Bożego wyprowadzą na tamten świat paru niewiernych. Strata żadna, jeden odstrzelony z wypranym mózgiem da się zawsze zastąpić, a przeciwnicy nie będą mieli wyjścia, bedą musieli wprowadzić zamordyzm. Można powiedzieć tak: no to postawmy granicę my tu, a tam muslimy, nie bedzie pokoju między nami jeżeli nie chcecie. Tyle, że oni tam krzycząc Allah Akhbar zasłaniali własnymi ciałami turystów, którzy przeżyli.

Albo PR Tunezji pracuje pełną parą.

Tu wraca do mnie echo rozmowy z moją serdeczną przyjaciółką (pozdrowienia A, wherever you are;) na temat podróżowania po bliskim wschodzie. Zdarzyło mi się wtedy powiedzieć, że to nie jest kwestia czy do zamachów na zachodnich turystów dojdzie, tylko kiedy i gdzie. Bo turysta na plaży jest celem łatwym a z drugiej strony łatwo go znienawidzieć. Dobry fachowiec wypierze mózg w kilka tygodni, te techniki są wyjątkowo skuteczne przy swojej prymitywności i zamachowiec gotowy. W dodatku taki, który sam sobie odstrzeli łeb w imię racji których prawdopodobnie nie pojmuje.

10 lat temu 52 ludzi wyszło do pracy a doszło do grobu. Znowu komuś Bóg kazał w imię miłości bliźniego - ale tylko coponiektórego - zabijać. Angole otrząsnęli się dość szybko, zresztą obecny zamach też przeżyją. Własnie debatują od którego końca - bliskiego czy dalekiego - rozpocząć bombardowanie. Czego nie zrozumiem to ich podejścia do swoich wrogów. Siedzą sobie w Londynie, chorzy (więc wypierdolić ich nie wolno, bo prawa człowieka zabraniają), biorą benefity (bo chorzy; to idzie rocznie w dziesiątki tysięcy funtów), mieszkają w councilowskich domach (bo nie pracują) i szerzą nienawiśc. Chyba nie dorosłem do demkracji.

W ramach prewencji musimy w końcu zrozumieć, że religie, wszystkie, bez wyjątku, zostały stworzone do kontroli ciemnego ludu tysiące lat temu. I się zdegenerowały. Wszystkie mówią o miłości bliżniego, wszystkie bez wyjątku doprowadziły do masowych mordów.

Wyrastamy z wiary w Świętego Mikołaja.

(A szkoda).

Czas wyrosnąć z pozostałych mitów.

sobota, 23 maja 2015

Recipe

Mam prywatną teorię na temat czasu. Mianowicie są to trzy wymiary złożone do kupy w czarnej dziurze (jak ktoś potrafi użyć rachunek tensorowy, to bardzo prosze wspomniec przy odbiorze Nobla o inspiracji blogiem anstezjologiczno-wojennym). Wychodowanej w CERNie podczas awarii dwa lata temu. Dlatego teraz dostaliśmy dodatkowego kopa - toz jeszcze nie spłaciłem kart kredytowych z poprzednich Świąt, a już jest Maj!!! Jasnej cholery idzie dostać.
Z tym Majem w ogóle jest dziwnie. Czeka człowiek jak zbawienia, żeby wreszcie sie ta cholerna zima wyspiarska skończyła, a tu nagle tadadammm! - Czerwiec. Jest to dowiedzione: po kalendarzu Majów nadchodzi kalendarz Czerwców, ale mogło by to nadchodzić a nie nadbiegać. W panice, wymachując ręcyma i nogyma jak nie przymierzając syn Długiego Johna z "Robin Hooda".

Nie wiem, czy wszyscy go pamiętaja; jest to specjalna szkoła biegania, która ponad skutecznośc przedkłada malowniczą panikowatość i ogólne rozpizdrzenie wewnętrzne. Gdyby ktoś chciał sobie przypomnieć, prosze zapodać płytkę DVD z "Robin Hoodem" Rickman versus Costner. Albo włączyć dowolny mecz tenisowy i poobserwować styl poruszania ball-boyów.

Mawiał mój druch serdeczny "My tu bu-ha-ha a tempus fugit!", jednakowoż tłumaczenie jawiło mi się raczej "Pijmy szybciej, bo się ściemnia" niż mementomoriowato. Darn it.

Jako, że na każdą akcję jest reakcja - to już Newton udowodnił - na każde przyspieszenie czasu można zastosować coś, co go zwolni. Na ten przykład czarną dziurę - ale nie wpadając do niej, a jedynie tak jakby krążąc ponad horyzontem zdarzeń. Po głębokich przemyśleniach musiałem zrezygnować z pomysłu, o dobrą czarną dziurnę teraz jest trudno, w dodatku czas zwalnia, i owszem, ale wobec obserwatora zewnętrznego. A przecie to my chcemy ten czas dla siebie, co nam tam jacyś obserwatorzy.

Szczególnie, że jak uczy nas UEFA, większośc to łapówkarze.

Przypomniała mi się teoria Dunbara, tego z Paragrafu 22, który przedłużał sobie życie za pomocą nudy, ale nie zadziałało. Inne geny najwyraźniej: w czasie nudzenia czas mi leci niespostrzeżenie, to prawda, ale jednakowoż szybciej. W związku z powyższym zastosowałem szkołę Clevingera (bodajże; Paragrafu nie czytałem lata całe, a to z racji samolotu. Mój dzidź z powodów niezrozumiałych zostawił książkę w Ryanairze. Gdyby ktoś nabył taką droga znalezienia w samolocie, proszę dać znać, odkupie za podwójne Allegro). Mianowicie ten gdy się wkurwiał, to mu czas leciał wolniej.

A może to jego używano jako wkurwiacza? Hm...

Najlepiej użyć wkurwiaczy wypróbowanych i opatentowanych; słucham na zmianę Wagnera, Szostakowicza, Prokofieva, Strawińskiego i Bouleza. Przez jakiś czas działało, teraz okazało się, że ja to LUBIĘ! Santa Madonna Clara, jak to nie można ufać niczemu i nikomu??? Co prawda "Pierscień Nibelungów" jeszcze mi burzy krew, jednak jest to ponad 15 godziń wycia po niemiecku w całkowitej atonii i arytmii, ale takoż samo myslałem o "Tristanie i Izoldzie", a teraz nucę razem z Bohm i Wingassen. Próbowałem dorzucić do tego przymusowe rozwiązywanie Sudoku w wersji Master, alem doszedł do takiego poziomu, że zaczęło mnie to nudzić i efekt diabli wzięli. Natomiast wzrasta mi współczynnik, nazwiemy go współczynnikiem Q, przy grze w tenisa. Podejrzewam, że jest to wprost proporcjonalne do nabytych umiejętności Dzidzia Młodszego, który ma Pierdolnięcie. Nazwiemy to faktorem P, bo mi się coś blog zamienia w grzęzawisko bluzg wszelakich. Ad rem: jak Dzidź zastosuje swój Faktor P, tak piłki mnie mijają ze świstem i tu mi wzrasta współczynnik Q, bo niby ułomny nie jestem, a nie nadążam rakiety przystawić. Idąc tym torem pomyślałem o ping-pongu, rzutkach i grach hazardowych, ale musiałem odrzucić te jakże kuszące idee. Mianowicie wraz ze wzrostem Faktora Q rośnie prawdopodobieństwo połamania rakiety bądź rozwalenia aJfona - a o ile aJfona się odkupi a rakietę odżałuje, o tyle przy close-encounetr games jak ping-pong czy rzutki łatwo o wbicie w strefy ogólnie uznane za bolesne przeciwnikowi rakietki. Czy rzutki.

Z tym rozwalaniem aJfona wcale nie trzeba się bardzo starać. Mianowicie zadbali o to inżynierowie (prawidłowa wymowa góralska: dźińdźinier, jakby kto jechał w okolice New Marketu) aJfona: na dole ekranu stworzyli mostek szeroki na 3 mm, ze szkła, który to wystarczy nacisnąć palcem mocniej i jebs. Po ekranie. Tak po prawdzie to użyłem do tego rakiety tenisowej, ale nie na korcie przy wysokim współczynniku Q, tylko w torbie przez przypadek. Włożyłem na dżimie cały telefon - a wyjąłem rozpizdrzony. Czas momentalnie mi zwolnił. I to tak, że mi popołudnie się rozciągnęło na wieczór. Niestety, po sprawdzeniu internetu, metoda ta okazuje się byc równie niewygodna, co czarna dziura. Koszt wymiany waha się od 100 do 160 funtów. No co za SQ-faktory prze-J-różniczkowane??!? Myślę, żem osiągnął wtedy 3 pochodną, bo wypłaszczyło mnie do reszty: zakupiłem ekran (60 funciszy) i zestaw naprawczy (2,75) po czym w ponurym nastroju - ale za to z wysokim współczynnikiem zwolnienia czasu - zapadłem w oczekiwanie na Royal Mail.

Niebacznie pochwaliłem się w pracy, że bede to naprawiał po południu, korzystając z braku listy, zapominając, że Bryty do wymiany bezpiecznika wzywają elektryka, a prawostronne drzwi są Tajemnicą Niewyjaśnioną dla specjalisty od drzwi lewych. Poszły zakłady, kiedy rozwalę aJfona i ile mnie to będzie kosztowało. Zagrała - na surmach - duma narodowa: oż wy pijacze browarów na pinty sprzedawanych, zaraz wam pokażę, dlaczego Polski Lud nie zginie nawet w obliczu przerwanej dostawy gazu! Początek był łatwy, dwie śrubki, pompka, podważacz-wyważacz (jakby kto chciał, prosze wrzucić w youtube hasło iphone repair), potem trochę gorzej, kabelki, śrubki, aż w końcu przystąpiłem do przenoszenia kamery i głośniczka na nowy ekran - i tum zwątpił. Nie dość, że coś chrupło i został mi nadmiarowy element, to w dodatku całość zaczęła mi przypominać takie autko, które mi moja ciocia przywiozła za młodu z Węgier. Autko przeżyło 6 minut (rekord rodzinny, nie pobity przez ponad 40 lat!), po czym po pokoju poleciały śrubki, kółka i sprężynki. Na szczescie teraz jestem trochę bardziej opanowany, więc zamiast popaść w ryk i dostać w dupę od ancestora, otarłem pot z czoła i sypiąc faktorami Q, S, H a także F i M - edukowanym i języki znam - wziąłem się za skręcanie bałaganu. Jakieś dwa lata później (subiektywnego czasu) zmieniłem t-shirta na suchy (służbowy, niebieski), włączyłem telefon i z wyszczerzem polazłem wygrać zakład - bo też wziąłem udział w tym nielegalnym procederze.

W sumie wyszło nie najgorzej. Zaoszczędziłem przynajmniej 40 funtów na wysyłce i naprawie, do tego flaszka powinna zredukować koszt zabawy - a dwa lata życia dostałem praktycznie gratis.

Gdyby ktoś chciał sobie przedłużyć życie, proponuje co następuje:
1.Zakupić nowego iPhone 6, im droższy, tym lepiej.
2.Rozbić powyższego.
3.Przegrać mecz tenisa.
4.Zapuścić Wagnera.
5.Przystąpić do wymiany szybki (tu uwaga, gdyby się tak trafiło, że ktoś poniżej trzydziestki chciałby to zrobić, proszę sobie założyć jakieś okulary, które uniemożliwią ostre widzenie tych cholernych mciupcich śrubek.

Efekt murowany.

sobota, 11 kwietnia 2015

Frontem

Powiedzmy sobie szczerze: medycyna dziwna jest. Niby przychodzi Baba do Lekarza. A na to Lekarz do Baby. I wszystko jasne- Baba chora i płaci, Lekarz leczy i zarabia. To skąd nagle w tej całej aferze znalazł się Biurokrata, który okazuje sie być w tym układzie najważniejszy? Rozumie to ktoś? Wmówili nam, że tak trzeba, ale to absolutnie nieprawda jest... Tak naprawdę do tandemu Baba-lekarz należy dodać Aptekarza i Farmaceutę - bo przecie nie będzie Baba latać po lesie w poszukiwaniu kory dębu, którą to (korę, nie Babę) "nalezy pić powoli, mocno wierząc w skuteczność", koniec cytatu. Ale Urzędnik w tym wszystkim jest na nic. Jest zupełnie, całkowicie, absolutnie zbędny. Rzecz jasna robią ten bałagan, który mamy, tylko po to, by mieli potem co sprzątać, ostatecznie jakoś żyć trzeba. Tylko czemu ze składkowych pieniedzy na opieke zdrowotną?

W Ukeju pieniądze na lecznie rozdzielają lekarze (to prawie prawda; kto chce dokładnie wiedzieć, niech poczyta na cqc.org.uk) Jest że to w naszych Polskich realiach sytuacja tak absurdalna, że aż śmieszna.

Pacjent rządzi! Płace - żądam. Płace!!! - Żądam!!! - jak darł sie kiedyś na biednego konsultanta Poczty Polskiej wnerwiony klient. Jeszcze pewnie gdzieś to można znaleźć w sieci. Po każdym zabiegu pacjent dostaje ankietę, w której pisze czy mu sie podobało, czy pielęgniarki miłe? A doktory rozgarnięte? Czy rączki myją?

Tu na manago padł ostatnio blady strach, bo tylko 37% respondentów odparło, że myjemy ręce! Jesteśmy teraz gdzieś pomiędzy zabieraniem pacjentów do sracza a lataniem po oddziale z miednicą.

Czy Pacjent zadowolony. Czy mu dobrze - czy nie dobrze?

Tu mi się taki dowcip przypomniał:
Pod wrotami nowej fabryki dziennikarz pyta robotnika:
- Tak jednym słowem jak się ty panu pracuje?
- Doobrze!
Dziennikarz nieco zaskoczony lakonicznością odpowiedzi naciska:
- A w dóch słowach?
- Niee doobrze!


Jak wypadamy w ankietkach źle, to przyjeżdza organ i sprawdza - po czym może dać laurkę (dobrze!), kazać poprawić (nie dobrze...) lub zamknąć placówkę (kompletnie p... niedobrze...). Wiem, że polski sposób jest prosty, wywalić do kosza i rżnąć głupa, ale niewysyłanie ankietek jest równoznaczne z przysyłaniem złych. I patrz pkt. 1.

Stąd wszyscy w tutejszej służbie zdrowia - i ogólnie wszędzie w usługach - są uśmiechnięci i, jak to sie mówiło w czasach post-stalinizmu, frontem do klienta. Co poniekąd może być śmieszne, ale tylko jak się przepływa kanał w stronę na północ - bo w druga stronę literalnie można się zdziwić. Albo też i wk.wić, vide ostatni post Szamana. Nie uśmiechnęła sie do niego dziewczyna w sklepie i poczuł dyskomfort. I ja to rozumiem. Tez bym wolał, żeby się do mnie dziewczyny uśmiechały niż nie. Niestety, problem Szamana nie jest problemem Szamana tylko kultury brytyjskiej stykającej się z kulturą nie-brytyjską. Żeby nie być gołosłownym przytoczymy tu komentarz, jaki brytyjski klient pozostawił na stronie niemieckiego hotelu.

"Nieuprzejma, wręcz gburowata obsługa! Zapytałem recepcjonistki, gdzie w okolicy można dobrze zjeść, a ta odparła, że to ją nie interesuje!!! Koniec cytata. Polak pewnie by nawet nie spytał, po co to denerwować recepcjonistkę... Jeszcze wodę zakręci albo karaluchy podrzuci...

Podbudowany wszystkimi powyższymi przemyśleniami - a miałem dużo czasu dzisiaj, bo rano lista była wyłącznie w miejscowym - przystąpiłem frontem do czterech klientów w znieczuleniu ogólnym na liście popołudniowej. I wszystkich - za wyjątkiem cystoskopii, tą trza uśpić - z usmiechem na ustach nawróciłem na miejscowe.

Front rulez.

sobota, 4 kwietnia 2015

...bez wyjścia...

...próbowałem. Jogi, tai-chi, okładów z rumianku. Nie dało rady...

...zaakceptował... chyba...
Żeby sie człowiekowi nie nudziło na święta
Prasol dali, żeby nie zapomnieć...

Wszystkim czytaczom życze od serca Wesołych Świąt.
Jako i moje są.

sobota, 21 marca 2015

ALS

Miał byc zupełnie inny tytuł, alem się przemógł. Po wewnętrznej, skazanej z góry na ambiwalencję uczuciową, walce.

Z racji pracy na wysuniętej placówce - głównie do góry, bo to trzecie piętro jest - zobowiązany jestem do posiadania tak zwanego certyfikatu ALS. Advanced Life Support. Brzmi dumnie. A wręcz groźnie. Tak wiecie - że niby nic, a jednak człowiek namaszczony został i moce ma. Ręce położy, napnie się wewnętrznie (tu trzeba uważać, żeby się nie napinać fizycznie, a jedynie psychicznie, z racji wpływu pierwszego na zwieracze) i (excuses moi) jebs - kolejny sukces.

Problem z certyfikatem ALS polega na jego cyklicznym wygasaniu. Co cztery lata należy pojechać na kurs nowy i w nagrodę za męczenie manekinów otrzymać kolejny. Na szczęście poradził mi Szaman w mądrości swojej, żebym tym razem załatwił sobie kurs recertyfikacyjny, który trwa jeden dzień. (Ave Szaman Galiciensi! Ave!)

Pojechałem.

Instruktorzy ALS nie są do końca normalni. Wiem, bo sam byłem; stare dzieje i nieprawda, ale jednak. Mianowicie praca w strukturach ALSu zamienia normalnych skąd-inąd ludzi w wyznawców. Podręcznik ALSu jest biblią, w której słowo każde na wagę złota i zmieniać go nie wolno. Nawet, jeżeli człowiek ma wątpliwości jak stąd pod Kraków.

Pamiętam, jak w dawnych czasach moja dobra koleżanka, doskonały anestezjolog i wykładowca, zwróciła mi uwagę, że uczę nieprawidłowo. Zamarłem - każdy z nas, instruktorów, ma moce boskie nadane i ich podważanie może przyprawić o wstrzas nielichy.
- Jak że to tak? Gdzieżem pobładził? - zapytałem blady, drżac cały.
- Źle szyje stabilizujesz! Trzymasz ręce z boków i pod spodem, kiedy w Biblii stoi - tu koleżanka moja przybrała wyraz uroczysty, do sytuacji odpowiedni: "Dłonie po bokach głowy położysz i stabilizować będziesz!"
Zaddygotłem nieopanowanie. Wewwnnętrznie. Cały. Żesz w morde, wyinkwizują i na stos!
Czując, jak ziemia osuwa mi się spod stóp, capłem podręcznik i otwarłem stosowny paragraf. Pociemniało mi przed oczami, Rany Boskie, splamiłem zakon nasz bluźnierstwem! Na szczescie pod wersetami jak trzymać ręce było zdjęcie gościa, który robił to dokładnie tak samo jak ja.
Bociek! Uratowaani!!!
Ileż to potem było dyskusyj...
Można rzec - jedno do dupy zrobione zdjęcie i schizma gotowa.


ALS jest systemem doskonałym. Nie z racji doskonałości, broń Panie, takich systemów nie ma; jest doskonały z racji uniwersalności. Niezależnie czy to doktor czy pielegniarka, sanitariusz czy ratownik (sanitariuszy to chyba już nie ma?), każdy po mniej więcej 4 tygodniach bedzie w stanie reanimować pacjenta (kurs to tylko 2 dni są, ale nauka własna zajmuje około miesiąca; przynajmniej w teorii) . Czy da się nauczyć nie-medyka ALSu raczej wątpie, jednak jakieś tam pojęcie o lekach, układzie krażenia, układzie oddechowym, EKG i podstawowych czynnościach medycznych jak choćby kaniulacja, trzeba mieć. Ale nie jest to wykluczone, toż nie święci garnki lepią. Dodatkowo unifikacja zabiegów reanimacyjnych ma tę zaletę, że gdziekolwiek byśmy nie trafili do zespołu resuscytacyjnego, protokół jest ten sam. Każdy wie co robić i kiedy.

Ale są też i minusy.

Po pierwsze, jeżeli czegoś w bibli nie ma, to znaczy że nie istnieje.
Po drugie, jeżeli jest - to prawda święta jest to i niepodważalna.
A wątpliwości mieć nie wolno, toz (baczność!) Zespół Ekspertów (spocznij) owąż prawdę objawioną przygotował.

Przyjrzyjmy sie przykładom:

"Każdy pacjent z ACS (acute coronary syndrome) ma dostać aspirynę". A jak kto ma udokomentowany wstrząs anafilaktyczny w przszłości po aspirynie? A co z pacjentami, co dostali wstrząsu po zażyciu innego NSAID (non-steroid inflamatory drug)? Na szczęscie w Polskich wytycznych stoi to jak wół, ale w oryginalnym podreczniku nie znalazłem. Na kursie to samo. Pytam - kazdemu? Każdemu. A jak kto uczulon? No to wtedy nie... Czyli jednak nie każdemu?

Ale to akurtnie czepiam się, toż nikt przy zdrowych zmysłach aspiryny astmatykowi co to mało po niej nie umarł, nie poda, nawet jakby miał zawał wszystkiego, co się może zawalić.

"Po trzeciej defibrylacji należy podać 1 mg Adrenaliny i 300 mg Amiodaronu dożylnie."

Podoba mi się. Proste, łatwe do zapamiętania. Tyle, że obecnie nie sprawdzamy, czy pacjentowi przywróciliśmy rytm zatokowy (czy bądź jaki inny przywracający czynność krążenia) więc powyższe leki dajemy zupełnie w ciemno. Jak się zachowa pracujące serce po podaniu 1mg Adrenaliny nie trzeba tłumaczyc, w większości przypadków bedziemy musieli kopnąć pacjenta pradem, prawdopodobnie kilkukrotnie. Ale 300mg Amiodaronu jako bolus? Noż w mordę, toż to jest jak leczenie guza czaszki pieciokilowym młotem.

Amiodaron - poza wszelkimi innymi działaniami, nie bedziemy tu kopiować danych z bazy leków - powoduje bradykardię. Jako, że jest to spowodowane wpływem na węzeł zatokowo-przedsionkowy, bradykardia jest wredna bo nie reaguje na atropinę. Do tego zwalnia przewodzenie przez węzeł AV, co może spowodować blok różnego stopnia z III włacznie i tak zwaną p-asystolię. Wskazaniem do podania 300mg Amiodaronu jest utrzymywanie się migotania komór, a nie świeżo przywrócony rytm zatokowy. I nikt, ani prezes ALSu, ani wszyscy święci nie zmusi mnie do podania tegoż jakże pożytecznego leku w ciemno.

"Wentylację prowadzimy w sekwencji 30 uciśnięć klatki: 2 wdechy." Kropka.

Jak wygląda teraz sekwencja reanimacji?

Podstawowym etapem jest 2 minuty, w czasie których wykonujemy naprzemiennie 30 uciśnięć klatki i dwa wdechy.
Ale: ostatnie 30 uciśnięć kończymy komendą "Przerwa na ocene rytmu" (zazwyczaj 2-5 sekund) po której należy bez zwłoki (i bez wdechów, to zostało potwierdzone na kursie przez instruktorów) powrócić do uciskania klatki. W tym czasie ładujemy defibrylator, zazwyczaj dochodzi się do 20-25 uciśnięć, w zależności od typu defibrylatora i rozgarnięcia defibrylującego. Następnie po wykonaniu defibrylacji wracamy bezzwłocznie do ucisnięcia klatki piersiowej.

No to ja się teraz pytam: zawsze 30:2 czy jednak może nie? Bo opisana sekwencja dostarczy 80-90 uciśnięć serca bez jednego wdechu pomiędzy nimi.® Gdyby ktoś chciał się popisać na kursie, ma mnie zacytować... Konsekwencje będą okrutne, jestem gotów na walkę na udeptanym śniegu.

Rzacz jasna czepiam się pro forma i ogólnie bez sesnu, toż jak udowodniono niezbicie, uciśnięcia klatki piersiowej są najważniejsze, a wentylacja nawet wolniejsza niz 6 wdechów na minutę, jeżeli wykonywana czystym tlenem, krzywdy wielkiej nie zrobi. Choc przy opisanej sekwencji powyżej przerwa na wentylację będzie zdrowo powyżej 1 minuty.

Tu we mnie rechot wzbiera jak sam skurwysyn, bo gdzies tak w 2000 - 2001, jak jeszcze byłem czynnym instruktorem, próbowałem tłumaczyć, że sekwencję zaproponowaną przez ALS wymyslił debil, prawdopodobnie z USA. Te nadęte sprawdzenia czy wszyscy się odsunęli, czy każdy jest bezpieczny, proszę odłaczyć tlen, na pewno wszyscy się odsunęli? Czy każdy jest bezpieczny, pan też? Pani też? Rudy w trzecim rzędzie, prosze nie dotykać noszy! - a pacjent leżał jak kłoda i umierał. Moje próby przemycenia informacji, że tak naprawdę PRAWIDŁOWE uciśnięcia klatki, defibrylacja, tlen (czyli poprawna wentylacja) i adrenalina to wszystko co się liczy, spotkały się z kolejna zjebką. Mógłym powiedzieć "No i kogo na wierzchu?" ale w zasadzie po h... grzyba...
Z tego Amiodaronu na ślepo też będziemy się wycofywać na wyprzódki, bo pomysł jest po prostu debilny.


Na szczęscie papier mam, kolejna porcja irytacji przewidziana na 2019 rok.

Może do tego czasu zmądrzeję na tyle, że przestanę wkurwiać instruktorów.