Powiedzmy sobie szczerze: medycyna dziwna jest. Niby przychodzi Baba do Lekarza. A na to Lekarz do Baby. I wszystko jasne- Baba chora i płaci, Lekarz leczy i zarabia. To skąd nagle w tej całej aferze znalazł się Biurokrata, który okazuje sie być w tym układzie najważniejszy? Rozumie to ktoś? Wmówili nam, że tak trzeba, ale to absolutnie nieprawda jest... Tak naprawdę do tandemu Baba-lekarz należy dodać Aptekarza i Farmaceutę - bo przecie nie będzie Baba latać po lesie w poszukiwaniu kory dębu, którą to (korę, nie Babę) "nalezy pić powoli, mocno wierząc w skuteczność", koniec cytatu. Ale Urzędnik w tym wszystkim jest na nic. Jest zupełnie, całkowicie, absolutnie zbędny. Rzecz jasna robią ten bałagan, który mamy, tylko po to, by mieli potem co sprzątać, ostatecznie jakoś żyć trzeba. Tylko czemu ze składkowych pieniedzy na opieke zdrowotną?
W Ukeju pieniądze na lecznie rozdzielają lekarze (to prawie prawda; kto chce dokładnie wiedzieć, niech poczyta na cqc.org.uk) Jest że to w naszych Polskich realiach sytuacja tak absurdalna, że aż śmieszna.
Pacjent rządzi! Płace - żądam. Płace!!! - Żądam!!! - jak darł sie kiedyś na biednego konsultanta Poczty Polskiej wnerwiony klient. Jeszcze pewnie gdzieś to można znaleźć w sieci. Po każdym zabiegu pacjent dostaje ankietę, w której pisze czy mu sie podobało, czy pielęgniarki miłe? A doktory rozgarnięte? Czy rączki myją?
Tu na manago padł ostatnio blady strach, bo tylko 37% respondentów odparło, że myjemy ręce! Jesteśmy teraz gdzieś pomiędzy zabieraniem pacjentów do sracza a lataniem po oddziale z miednicą.
Czy Pacjent zadowolony. Czy mu dobrze - czy nie dobrze?
Tu mi się taki dowcip przypomniał:
Pod wrotami nowej fabryki dziennikarz pyta robotnika:
- Tak jednym słowem jak się ty panu pracuje?
- Doobrze!
Dziennikarz nieco zaskoczony lakonicznością odpowiedzi naciska:
- A w dóch słowach?
- Niee doobrze!
Jak wypadamy w ankietkach źle, to przyjeżdza organ i sprawdza - po czym może dać laurkę (dobrze!), kazać poprawić (nie dobrze...) lub zamknąć placówkę (kompletnie p... niedobrze...). Wiem, że polski sposób jest prosty, wywalić do kosza i rżnąć głupa, ale niewysyłanie ankietek jest równoznaczne z przysyłaniem złych. I patrz pkt. 1.
Stąd wszyscy w tutejszej służbie zdrowia - i ogólnie wszędzie w usługach - są uśmiechnięci i, jak to sie mówiło w czasach post-stalinizmu, frontem do klienta. Co poniekąd może być śmieszne, ale tylko jak się przepływa kanał w stronę na północ - bo w druga stronę literalnie można się zdziwić. Albo też i wk.wić, vide ostatni post Szamana. Nie uśmiechnęła sie do niego dziewczyna w sklepie i poczuł dyskomfort. I ja to rozumiem. Tez bym wolał, żeby się do mnie dziewczyny uśmiechały niż nie. Niestety, problem Szamana nie jest problemem Szamana tylko kultury brytyjskiej stykającej się z kulturą nie-brytyjską. Żeby nie być gołosłownym przytoczymy tu komentarz, jaki brytyjski klient pozostawił na stronie niemieckiego hotelu.
"Nieuprzejma, wręcz gburowata obsługa! Zapytałem recepcjonistki, gdzie w okolicy można dobrze zjeść, a ta odparła, że to ją nie interesuje!!! Koniec cytata. Polak pewnie by nawet nie spytał, po co to denerwować recepcjonistkę... Jeszcze wodę zakręci albo karaluchy podrzuci...
Podbudowany wszystkimi powyższymi przemyśleniami - a miałem dużo czasu dzisiaj, bo rano lista była wyłącznie w miejscowym - przystąpiłem frontem do czterech klientów w znieczuleniu ogólnym na liście popołudniowej. I wszystkich - za wyjątkiem cystoskopii, tą trza uśpić - z usmiechem na ustach nawróciłem na miejscowe.
Front rulez.
8 komentarzy:
Łomatko, a ja w szpitalu jak byłam, to chciałam, żeby mi dali spokój, bo się wyspać chciałam :-D
Żadne frontem!
nika
"Łomatko"*, kłamiesz w żywe oczy! Toż to jakaś bujda, mara, bajka, świat nie z tego świata!
Tak się da? Nikt Ci w Polszy nie uwierzy.
Kretka
*za pozwoleniem, nika
PS: Byłam kiedyś oddać krew, było miło... (a personel niby podobny)
PS2: Nie wiem skąd mi się to wzięło, ale luźno powiązane z tematem:
"It is amazing that people who think we cannot afford to pay for doctors, hospitals, and medication somehow think that we can afford to pay for doctors, hospitals, medication and a government bureaucracy to administer it." Thomas Sowell
To bardzo proste - dobrze jest tam, gdzie każdy robi to co potrafi - lekarz leczy, a urzędnik zarządza. W Polsce zaś lekarz nie zna granic swych kompetencji i zostaje ministrem albo i premierem.
z.
Hehehe, a jednak.
Wszystko zależy od ordynatora danej kliniki.
nika
Nie tylko w NFZcie mamy cholerną biurokrację.
Mnie być nawracać nie musiał, bo narkozy boję się bardziej niż biegunki, a miejscowe miałam wiele razy i jak upiornie boję się momentu podawania znieczulenia (ból paskudny przy kłuciu), to mimo wszystko wolę być przytomna podczas operacji. Szkoda, że nie ma opcji wynajęcia kogoś do trzymania książki przed nosem, żeby się rozerwać. ;)
Frontem,niby...ale jak by nie patrzył,doopa z tyłu!Generalnie pracujemy w usługach i mamy doczynienia z żywemi człowiekami,patomorfologi-precz.I tak,interesant może mieć gorszy dzień,ja mogę,i kumulacja....możemy mieć oba.Ważne żeby nie schodzić poniżej pewnego poziomu.A najlepsza jeśli nie wrodzone bądź nabyta kurtura osobista,jest motywacja finansowa i zdrowa konkurencja.U nas w większości przypadków nie ma ani jednego ani drugiego.A te ichniejsze uśmiechy i przymilność nadzwyczajna(znaczy się anglijska)wynika pewnie z tego,że tamój jest i jedno i wtóre.A reszta to kurtura osobista...pozdr AZ
Byłem kiedyś w szpitalu...ale nie chcieli mnie zatrzymać na dłużej nic jedyne 7 godzin :)
Prześlij komentarz