środa, 6 lutego 2013

Hobbici, bobbici...

...kto to, k.wa, jest??!?

Ponoć tak miał zareagować Sean Connery na propozycję zagrania roli Gandalfa. Co robić. Nie każdego w tym życiu stać na kopnięcie z gracją w dupę ptaka znoszącego złote jaja.

Przyznam się bez bicia: nie lubię czytać trylogii Tolkiena. Razi mnie infantylizm zarówno w warstwie narracyjnej jak i konstruktu.
(O ile w ogóle pojmuję pojęcie konstruktu konstruktywnie...) Film był dużo lepszy, jedyny problem to "persona non grata", którą niestetyż jest główny bohater. Star Wars są pod tym względem dużo lepsze: wystarczy wyciąć sceny z Jar-Jar Binksem (ponoć do tej pory nie wiadomo czy Jar-Jar zawiera Pickles-Pickels). Wydawało by się, że z Lord of the Rings tak się nie da - a jednak! Trzeba tylko wszystkie sceny z Frodem popchnąć FastForwardx32 i otrzymujemy zupełnie nową jakość.

Jak to powiedział bodajże Willem Dafoe w "Świętych z Bostonu": "Nie ma nic złego w byciu pedałem, ale nie można być ciotą", koniec cytatu).

Hobbit został spaskudzony zupełnie inaczej. Główny bohater jest dobrany genialnie, wyraźnie widać, że w rodzinie Bagginsów na dwóch potomków męskich Bilbo miał wszystkie cztery jaja.

Szczerze, za każdym razem widząc Froda, czekam czy osiągnie w końcu orgazm - czy też nie. Zaraza.

Film zabiły efekty specjalne. Komiksowe upadki, irytujące prowadzenie kamery z lotu ptaka - w jaskini to raczej nietoperza? - w wyniku otrzymujemy plastikową historyjkę, w której ciężko znaleźć kogokolwiek, do kogo można by się emocjonalnie przywiązać. W zasadzie jeden Thorin odstaje od reszty, ale jego z kolei Jackson postanowił zbić jak psa za pomocą orka wrednej proweniencji. Do tego wszystkiego gdy Tolkien do spółki z Jacksonem w końcu wpier.niczył swoich bohaterów w tarapaty, w których nawet agentowi 007 przemknęła by myśl o bezwiednym oddaniu stolca - pojawiają się orły. Tak o - jebs i są. Które to przenoszą naszych milusińskich w bezpieczne miejsce i - achtung achtung! - porzucają. Jakby nie mogły ich przetransportować tych kilkanaście mil dalej, do samego celu.

Toż dla orła jest to jeden mach skrzydłem - a olbrzymi skok dla całej hobbitowatości hobbitości hobbiciości grupy bohaterów.

Gdyby tak policzyć szanse przeżycia Bilbo et consortes w spotkaniu z orkami, wilkołakami, grubym Ktosiem w jaskini, trollami w górach (mówię o tych wielkości Empire State Building, wcześniejsze są wręcz pocieszne) i podczas paru innych ziew wymuszających historiach, wyszło by nam absolutne zero. Po przecinku zera po widnokrąg.

W zasadzie niechcąco (wiem! że takiego słowa nie ma - ale co zrobić, kiedy jest??!? Ha??!?) oglądnęło (ew. obejrzało, tu się nie będziemy pieklić) mi się coś jeszcze gorszego, mianowicie piątą część Alice (Alice - Alice - who's the f.in' Alice??!?) czyli Resident Evil - ale tego nie należy oglądać nawet po wielkiej - tak, to dobre słowo - wielkiej bani. Ale przed tym przynajmniej z góry ostrzega nr kolejny w serii.

--------------

PS1. Żeby nie było - nie jest tak strasznie źle. Szczególnie pieśni krasnoludów miło się słucha. Ale ktoś by mógł obciąć Jacksonowi fundusze, znikły by cholerne efekty specjalne i film stałby się zjadliwszy. A propos zjadania, nie zjadliwości.

PS2. Sprzedam okazyjnie super DVD! - Resident Evil 5!!! Super akcja - super bohaterzy - super przeciwnicy - super laski (w lateksie) - super akcja (niby było, ale zawsze można utrwalić), nawet super jest super! Za pół ceny - czyli funtów sześć...
Drobnym druczkiem: plus koszty wysyłki. Brak polskich subtitlów.



niedziela, 3 lutego 2013

Yay!

Pod koniec ubiegłego roku na Wyspie dokonano spisu ludności. Zapytano o pochodzenie, język, wiarę. Już podczas pierwszych szacunków przebąkiwano, że Polacy stali się trzecią liczebnie grupą narodową w UK. Ponieważ każdą prawdę statystyczną można zamienić na jeszcze większą prawdę, po delikatnej zmianie parametrów wyszło na jaw, że język polski jest drugim na liście używanych w Królestwie.

Yay!*

O tym wszystkim donieśli mi moi współpracownicy, patrząc na mnie podejrzliwie, jako, że z rodzynka w cieście zamieniłem się w podstępny zgoła sposób w drugiego grzyba. W barszczu. Damn ittt... Na wszelki wypadek nie uświadomiłem ich, że znając moich pobratymców, przynajmniej połowa wywaliła papiery spisowe do kosza przed otwarciem koperty, jako, że prawdziwy Polak obrzydzenie do współpracy z państwem wyssał z mlekiem. Czy czym tam był karmiony. Co w prostej linii prowadzi do wniosku, że jest nas co najmniej dwa razy tyle.

Gdy popatrzy się na statystyczny rozkład polskiego społeczeństwa, wyjdzie nam, że grupa w przedziale 20-30 lat życia to około 13-15% ogółu. Czyli jakieś 4-6 miliona ludzi. Zakładając, że stanowili oni 80% emigracji na wsypy - bo jednak trochę staruchów też dało nogę - daje to 20-25% ubytek w najbardziej produktywnej części społeczeństwa. W tym samym czasie nikt larum nie podnosi, w trąby nie dmie - zamiast dać pracować młodym, podnosi się wiek emerytalny i zmusza staruchów do wymierania przed osiągnięciem zusowskiej nirwany.

Do czego doprowadza brak perspektyw młodego pokolenia - gdyby nie daj Panie Boże trafił tu przez przedziwne zrządzenie losu jakiś polityk - można sobie zaobserwować w Meksyku. Gangi zamieniają strukturę państwa w gruz, nie produkuje nikt i nic bo i po co, anarchia kwitnie w stanie czystym.

I tak mi się pomyślało: w spisie z 1992 roku było nas - Polaków! - około 39 milionów. Według ostatniego spisu ludności ta liczba jest taka sama. Tyle, że struktura się nieco zmieniła. Coraz więcej -ciolatków, coraz mniej -stolatków. Prognoza jest dość ciekawa, po 2020 nastąpi spokojny zjazd w dół. W 2034 powinno nas nie być więcej niż 35 milionów.

Nadciąga sobie drobne trzęsienie ziemi w postaci masy rencistów i emerytow, których nie będzie miał kto utrzymać. A w sejmie, senacie, prasie Smoleńsk w siedmiu przypadkach.

Nas nie da się zwalczyć. Nasza duma narodowa zgryzie każdego najeźdźcę, przetrwa każdy zabór. Tyle, że nas nie trzeba zwalczać. Wystarczy poczekać - i zwalczymy się sami.

-----
*to samo co hej, tyle że nieco bardziej zesrane. Jak by co to kilka dodatkowych znaczeń jest w Urban Dictionary .

W trakcie pisania pomogłem sobie danymi zawartymi na Blogu Syntetos oraz Wikipedii .

sobota, 12 stycznia 2013

Rocket Propelled Granade

Jakoś tak przed Nowym Rokiem pomyślało mi się, że czas przestać się lenić. Komputer podzidziowy zasuwa jak Speedy Gonzales na wrotkach, sieć nie szwankuje, jednym słowem - żadnych wykrętów od pisania nie ma. I z przerażeniem zdałem sobie sprawę, że jest to postanowienie noworoczne, które z definicji ma wpisany w siebie kolaps tyle tragiczny co epicki. Stanąłem przed rozstajem: nie pisać z zasady, z założenia nie ulegania popędom stadnym czy też może jednak pisać i upaść sromotnie? Niby efekt ten sam, ale jednakowoż samopoczucie zgoła inne.

Na rozważaniach owej dychotomii zeszło mi nieco aż żem się zorientował, że problem zdechł sam z siebie - toż to prawie połowa stycznia a na blogu jedna notka jedynie. Ulżyło mi. Nie będzie nam tu stado pluło w twarz.

Niestety, nie wszyscy mają tak wyrafinowane mechanizmy obronne przed stadzizmem zmuszającym człowieka do wykonywania czynności zbereźnych, głupich czy zgoła szkodliwych. Nasz manago wymyśliła, że musi rozszerzyć serwis i jak pomyślała tak rozszerzyła. Namówiła ortopeda, żeby zaczął naprawiać barki. Apnidżat, ty se idź do niego - rzekła z akcentem którego po pięciu latach dalej nie mogę rozgryźć - i zapytaj, czego on będzie potrzebował do owych operacyj. Co było robić.

Ortoped nakreślił mi wizję ponurą operowania na siedząco i konieczne z blokiem splotu ramiennego. Co się wiąże z wrażeniem igły w szyję w miejsce, którego mistrzowie Shaolin Kung Fu używają do uśmiercania swoich oponentów jednym, choć zdecydowanym, ruchem. Zaraza.

W czasach, gdym był szkolony na anestezjologa, szpital nasz był postępowy niesamowicie, bo cięcia cesarskie robiliśmy głównie w podpajęczynówce. Ale żeby igły w szyję wrażać - no o takich bezeceństwach świat nie słyszał. Czułem nadchodzące nowe czasy, więc wykonałem sobie pod nadzorem w trakcie stażów sztuk kilka - nazwijmy to prawie-samodzielnym-wykonaniem-bloku-z-naciskiem-na-prawie - i na tym moje szkolenie dobiegło końca.

Jakieś pięć - dziesięć lat temu nasi zachodni koledzy doszli do wniosku, że im się nudzi i wymyślili, że do zakładania bloków można użyć USG. Powstała nowa szkoła, nowe książki, nowe kursy - sam byłem na paru, owszem, guziczki, głowiczki, dużo myziania żelem po skórze ponętnych pozorantek i obraz, na którym ciapki jasne mieszały się z ciemnymi. Trza było wrócić do książek z anatomii, porównać je z najnowszymi produkcjami ultrasound-guided-regional-anaesthesia, kolegę namówić, coby pod jego nadzorem toto wykonać, no ucz pan starego psa na dwóch łapach chodzić... Jako, że każda rozmowa o seksie ostatecznie doprowadza do sytuacji, gdy trzeba przestać debatować a zacząć działać, w końcu nadeszła ta cholerna chwila - sam na sam, w ręku igła, na ekranie ciapki, a my pchamy igłę w szyję i mamy nadzieję, że nasze ciemne kuleczki-kropeczki to jednakowoż korzenie nerwów są...

Long story short: oba bloki wyszły. Pierwszy całkowicie, chłopisko miało znieczulone wszystko, od szyi po paznokcie, drugiemu złapało jedynie bark, musi wepchałem tą igłę za płytko, bo tylko najwyższy C5 się załapał ale lepsze to niż całkowite znieczulenie zewnątrzoponowe wykonane na wysokości szyi dwudziestoma ml ropiwakainy.

Jednak co innego czytanie instrukcji obsługi RPG a zupełnie inną strzelanie z tegoż cholerstwa ostrą amunicją do nacierającego czołgu.

wtorek, 1 stycznia 2013

Rozwiązanie


Globalny warming zamienił byle jaką brytyjską zimę w pasmo opadów i potopów. Pompon się przejął i rozpoczął 24 godzinne czuwanie przy swoim ulubionym bałwanku - z wyłączeniem papu, zabawy z myszką (sztuczną, prawdziwe były tylko pająki, ale je już zeżarł) i cykliczne wypady do sąsiadów w celu wiadomym. Czemu staramy się nie przeszkadzać, ostatecznie kto lubi czyścić sralnik.

Choć patrząc na powyższe, ciężko powiedzieć kto tu nad kim czuwa.

Prócz bałwanka Pompon zajmuje się choinką, mianowicie pilnuje, żeby się na niej nie zalęgły suche igły. Początkowo było to proste, wystarczyło parę razy potrzepać gałęziami, ale teraz... Gryzienie, wskakiwanie, zeskakiwanie, wpadanie, spadanie - z hukiem i bez - a do tego sprawdzanie - zębami - czy kable oświetlenia nie zetlały. Jednym słowem orka. Orka na ugorze.

Pewnie bym nie docenił w ferworze walki świąteczno-noworocznej, ale uziemiony przez jednokomórkowce mam jakby więcej czasu na obserwacje. Głównie telewizora, ale czasem się biorę. Zastanawiam się tylko, co z moim planem: bieganiem, dżimem, spadkiem masy i resztą głupot noworocznych. Trza będzie przesunąć nowy rok o parę tygodni, bo póki co rzężę idąc po schodach. Zawszeć to dobrze mieć okazję do strzelenia bani.

Z tych nudów wzięło mnie na czytanie internetowych wypocin, wśród których znalazłem dość ciekawy artykuł na temat "W co wierzą niewierzący jeżeli nie wierzą w Boga". Intrygujące. Przypomina to nieco wspominaną już na tym blogu sytuację mojego kolegi w Północnej Irlandii, który został postawiony pod ścianą wyboru wiary. A w zasadzie samookreślenia politycznego, bo chodzenie do kościoła w tej części świata jest manifestacją polityczną. W ogólnym zarysie Katolicy chcą połączenia z Republiką a Protestanci pozostania pod skrzydłami Królowej. Kolega mój bez mrugnięcia okiem wykreślił na mapie ląd nieznany, wyłączony z działań wojennych: przedstawił się jako buddysta. Zaległa taka niezręczna cisza, towarzystwo przetrawiło informację, po czym zażądało dookreślenia, czy on jest Buddystą katolickim, czy protestanckim?

Żeby było jasne: nawet pisanie adresu pocztowego jest manifestacją polityczną. Piszesz Derry - jesteś republikaninem. Londonderry - lojalistą.

Wizyty wielkich postaci świata polityki z Clintonem na czele sprawiły, że po wybuchu w Omagh na czas jakiś zapanował spokój. Ale tylko na czas jakiś. Bo znów coraz częściej słychać o bombach i zamachach. Sięgnięto więc do wypróbowanej wcześniej metody i zaplanowano najbliższy szczyt G20 w county Frermanagh. Czyli w Enniskillen, które z przysiółkami ma 15 tysięcy mieszkańców. Przypomina to trochę wizytację Pana Kuratora z Województwa w Domu Poprawczym, podczas której na chwilę niegrzeczne dzieci przestają się bić. Zadziwiają są dwie rzeczy. Po pierwsze co za geniusz wymyślił, że traktowanie miejscowych jak osierocone dzieci zapobiegnie eskalacji wydarzeń, a po drugie - jakim cudem to zadziałało? Bo na jakiś czas zadziałało.

W tym Świeżo Napoczętym Nowym Roku życzę wszystkim tylko takich problemów, których rozwiązanie przyniesie satysfakcję.

Idę wyrzucić choinkę.