czwartek, 21 maja 2009

Scarborough

Małe, wypoczynkowe miasteczko na wschodnim wybrzeżu. Skuszeni zdjęciami pięęknego zamku oraz historią najsłynniejszego spa XIX wiecznej Europy wybraliśmy się na wycieczkę. Chcąc przyspieszyć podróż pognałem A19 do Thirsk a nastepnie A170 na wschód. Durny pomysł. Nie dośc że 20 mil dalej to jeszcze A170 posiada spadki które mogą konkurować z tymi z Wąchocka. Na koniec utknęliśmy w sympatycznym korku i z cunning plan wyszło jak zwykle.


View Larger Map

Ponieważ na fisza z czipami trzeba zasłuzyć, pognaliśmy na zamek. Tu zagwozdka - okoliczna parafia chcąc zarobić na swoje utrzymanie otworzyła parking. Nie certoląc się zbytnio wyrwali płyty nagrobkowe, poukładali w rządku pod płotem a cmentarz wyłożyli betonowymi płyto-dziurkami. Żeby było ekologicznie.



Brama całkiem całkiem. Uiszczamy Królowej co Królewskie i wchodzimy na zamek.



Z dołu wszystko wygląda dość masywnie. Potężne mury zza których wystają ruiny na wzgórzu.




Widoki ładne. Niesamowite co można zrobić przy tak małym budżecie.




Z bliska okazuje się że ruiny to w rzeczy samej ruinki.





Jako że wycieczek zapłacony należy do wycieczkowicza, posłusznie obchodzimy wszystko dookoła. W zasadzie mocno przereklamowane toto jest...





Schodzimy do miasteczka. Czuję że coś mnie woła. Brzmi to mniej więcej tak: "Tuuuu tuuu, chooooodź szybko bo nas kto inny zje". Nie mogę się oprzeć.




W miasteczku pełno wyrafinowanej rozrywki...




...wściekły ruch na ulicach...




... i na plaży. Położenie się na piachu przekroczyło moje możliwości adaptacyjne. Podziwiając najbardziej szpanerski hotel swojego czasu, Grand Hotel AD 1867 (obecnie 2 gwiazdki, co w britiszu oznacza hooooduuuu), wtrząchnęliśmy po fiszczipie i zaczęli się zbierać do domu.




Uzbrojona we wcześniej przygotowaną wiedzę oraz aparat moja lepsza połowa rusza na cmentarz w poszukiwaniu grobu Emily Jane Brontë, autorki "Wichrowych wzgórz".





Żeby ułatwić poszukiwania, miejscowy proboszcz ułożył sobie żmijkę z grobowców.
Angielskie poczucie humoru jest zdecydowanie ... angielskie.

środa, 20 maja 2009

Pod(g)rywka

Nie ma to jak zrozumienie i pełne wsparcie w zespole.

Przyszedł był dziadzio coby sobie palca naprawić. Na pierwszy rzut oka żaden problem, palec zepsuty, to się dziadziowi należy. Jednak przy drugim rzucie... Zawał parę lat temu, bypassy, wiek rzeźny zdecydowanie. Wszystko nie jest przeciwwskazaniem do zabiegu, ale ogólne może przy nieszczęśliwym zbiegu okoliczności zabić. Przedyskutowawszy z dziadziem wszystkie pro i cons - uzgodniliśmy że dziadzio mieć będzie Bier's block.

- Do zobaczenia o siódmej - rzuciła radośnie moja prawa ręka gdy zwolniony z bloków startowych darłem w kierunku parkingu.
Luz, hamulce, wsteczny.
- Jaka siódma??
- Zaczynamy wcześniej. Chirurg potem jedzie do innego szpitala.
Jak to jest miło że w okolicy ani pół Polaka... Co prawda tubylcy jakoś doszli do wniosku że jak przechodzę na język rodzimy i używam słów z warczącym rrr to nie jest to nic miłego, ale w dalszym ciągu nie do końca rozumieją polską łacinę. Utrzymuje twardo że to jest polish blessing.
- Mowy nie ma. Muszę odebrać samochód od mechanika.
- To o której będziesz?
- Jak dobrze pójdzie to kwadrans przed ósmą. Jak paskudnie, to ósma - ostatecznie miło by było żeby swojego jedynego konsultanta zawiadamiali o takich strupach z kilkudniowym wyprzedzeniem.

Samochodzik odebrałem wieczorem - o dziwo o siódmej salon dalej był otwarty. Lubię ten system. Szybko, miło, karta, PIN, szlag trafił kilkaset funtów, rąsia, klapa, buźka goździk. Auto na parkingu otwarte... A to ci dopiero. Że się nie boją? No nic, ostatecznie to nie Praga.
Dojechałem do domu, wysiadam, naciskam pilocika a tu niccc. Grrr... Czyli jedno naprawili a drugie popsuli. Ponoć w serwisie Polacy pracują, ale to jednak nie jest salon Łady. Zaraza. Trzeba będzie znowu podjechać.

Rano z uśmiechem na ustach wjechałem o czasie na oddział. Taśmociąg ruszył, pierwsze znieczulenie, drugie. Trzeci pacjent jakoś się tak porozumiewawczo uśmiechał, ale dopiero jak historie przeglądnąłem, zrozumiałem dlaczego. Mój Bier's block. Z lutego. W dodatku zabukowany na 30 minutowy zabieg w ogólnym. Oż do jasnej cholery... Wyjaśniłem dziadziowi wszystko raz jeszcze, wypytałem o dolegliwości, nakreśliłem ryzyko i w końcu dziadzio zadecydował że on jednak chce mieć ogólne.

Początek klasyczny, szybka zmiana na desfluran i bez większych problemów dziadzio obudził się po zabiegu. Który trwał godzinę bo się okazało że jednak było trudniej niż przewidział chirurg. Muszę przyznać że desfluran nie przestaje mnie zadziwiać. Chirurg skończył, zakręciłem kurek - i minutę później dziadek otworzył oczy, powiedział wszystkim dziękuję i ze śpiewem na ustach pojechał do wybudzalni. Dzięki ci Panie za kardiochirurgów co mu bypassy robili. Nadal drożne.

Przesłałem serdeczne podziękowania do admission za czujność i czytanie notatek anestezjologa. Drukowanych - żeby nie mogli na bazgroły doktorskie zwalić pomyłki.

Po południu zeźlony nieco podjechałem do salonu.
- Bo nie mryga...
- To chodźmy. Pewnie się klucz rozkodował.
No to poszliśmy. facet do auta wsiadł i zaczął sprawdzać kolejne kombinacje włączania kodowania. Z silnikiem i bez, z guzikami z przodu i z tyłu. W końcu orzekł że to nie klucze i kazał przyjechać. Jutro. Ożesz k. mać... Jednak Łada...
- W sobotę przyjadę.
- Najbliższa sobota wolna - w lipcu.
- To bądź kiedy byleście zamiennik dali.
- Najbliższy wolny termin w sierpniu.
Taak. Najbliższy taras widokowy - we Wrocławiu. Wydałem z siebie warczący dźwięk który tak lubią moi współpracownicy.
- Jutro 7.30. Da się?
- Da się. Proszę przywieźć obie pary kluczyków.

Parking. Siedzę sobie i czekam. Jak to było? Zamknąć auto, zablokować zamek, chyba ten guzik, sekunda, włączyć. Wyłączyć. Zablokować, otworzyć. No i...
Ha! Działa. Pewnie bym się jutro dowiedział że pół elektroniki wymienili i niestety to akurat na gwarancji nie jest. Nawet mi się dzwonić nie chce żeby to odmówić. Szlag by trafił fachowcy z Bożej Łaski...

Zaufanie najwyższą wartością podstawowej jednostki społecznej rodziny.

wtorek, 19 maja 2009

Blues o 4 nad ranem

- Abnegat?
- ..aaegat... – potwierdziłem zgodnie. Szlag trafił, która to jest? Czwarta w nocy. Miło.
- Daj ratownika.
W słuchawsce rozległ sie trzask.
- ..ossstassja, słucham? – miło wiedzieć że o tej porze wszyscy są przytomni inaczej.
- Pojedziecie do Osiedla. Bóle w klatce piersiowej. Pierwsza w prawo...
- ... ósmy dom po lewej – dokończyliśmy unisono. Odłożyłem słuchawkę i zacząłem się po omacku wbijać w buty.

Buty to najważniejsza cześć ekwipunku pogotowiarza. Warto każdy pieniądz wydać. Muszą być ciepłe żeby nie zmarznąc, wodoodporne żeby nie zmoknąć i przewiewne żeby się nie zaśmierdzieć. W dodatku powinny byc o numer za duże żeby można w nich doleźć do karetki nawet jak się założy lewy na prawy.

- Wyleczył byś tak raz a dobrze? – zagaił pokojowo Długi. -Toż wozimy go w kółko.
- Chciałbyś. A moje dziatki zamieszkają pod mostem – mruknałem znad zmienianych butów.
- Aż tak go leczyć nie chciałem. Włączyć sygnały?
- Eee.. O tej porze jedyne co spotkamy to dializacyjną. A od mrygotek dostane w końcu padaczki. Jak trza bedzie to sie włączy.
Długi zamielił kołami i pognaliśmy życie ludzkie ratować.

- Dobry wieczór, Abnegat. Co się dzieje?
- ...umieram – zapodał Radosną Nowinę szpakowaty jegomość.
- A po co?
- Słucham?
- Dlaczego szanowny pan umiera?
- Mam zawał.
Masz babo placek. Facet odwala ten sam numer za każdym razem. Wozi się go do SOR-u gdzie robią mu EKG (drugie, bo pierwsze wykonujemy w domu), enzymy, trzymają na obserwacji i z rozpoznaniem nerwicy psychosomatycznej wywalają do domu. Po czym tabletki ląduja w koszu, recepty w kotłowni i za dwa dni tango milonga zaczyna się od nowa. Co jest najbardziej wpieprzające w całej sprawie – nikt przy zdrowych zmysłach go w domu nie zostawi. Zawału za pomocą EKG wykluczyć się nie da. Objawy ma perfekto książkowe. Więc trzecim kryterium są enzymy które można wykonać jedynie w szpitalu. Dochtory na SORze straszliwie klną na durnego pogotowiarza co to znowu nerwice przywiózł – ale żaden mądraliński jeszcze nie wywalił typa na zbity pysk zanim nie dostał do ręki poziomu markerów. Pyskować każdy umie, wiem, bo jak trzeba to też potrafię, ale podbić się pod wątpliwą decyzją – ha, tu rączka drży niespodzianie. ZWD* uber alles.
Druga rzecz – jak go nie zawioze do SORu to będę jeździł w te i we wte do białego rana. To też wiem, bo go chciałem raz przetrzymać. Złamał mnie trzecim wezwaniem.

Na EKG nic, ciśnienie OK no to wio – MONA, wkłucie...
- Panie doktorze, wkłucie to mi na SORze założą – zapodał tekst szpakowaty. Noż do k.nędzy, co to jest – bar szybkiej obsługi?
- Pan tu się ładnie podpisze że nie wyraża zgody na założenie dostępu dożylnego – podsunąłem mu pod nos kartę wyjazdową. Czy ja wyglądam jak by mi to radość sprawiało?? Właśnie szkoli się nowa zmiana przyszłych ratowników, głównie mierzenie ciśnienia, EKG, wkłucia dożylne i tego typu czynności proste. Na kimś trzeba trenować.Powinni się ucieszyć z niepodkłutego nerwicowca...
--------------
*Protect Your Own Ass

poniedziałek, 18 maja 2009

Ulster Fry

Skoro wlazłeś między wrony - trzeba jeść ulster fry. W zasadzie człowiek jest wszystko jedzący więc co nam angielskie wynalazki zrobić mogą? Hm?? Uzbrojony w wewnętrzne przekonanie o wyższości Świąt Bożego Narodzenia nad Świętami Wielkiej Nocy pokłusowałem do pobliskiego megastora. Najpierw jaja na boczku. Jaja byle jakie mogą być, byle nie strusie. Ale boczek to prawdziwa zagadka. W końcu na chybił-trafił wyciągnąłem rękę i wziąłem dwie paczki. Na szczęście oszukiwałem trochę więc trafił się wędzony. Potem grzyby - tu wybór sprowadzał się do Yorshire Mushrooms i Portabello. Jako że nie mam pojęcia czym - prócz koloru - się różnią, wziąłem oba. Baked beans wiadomo - z puszki ma być. 46 różnych producentów, typów i rozmiarów. W końcu przypomniało mi się jak jakiś facet z zadęciem ryczał w reklamie keeeczup haaańca i nabyłem trzy puszki drogą kupna. Wreszcie doszedłem do kiełbasek. Łomatko. Lodówka 5 półkowa na 10 metrów długa... Poszedłem na łatwiznę i wziąłem co dawali na promocji.




Nie zważając na nieśmiałe protesty młodzieży wrzuciliśmy to wszystko na patelnie. Nie wyglądało zachęcająco. Jaja na boczku każdy usmaży, ale grzybki muszą być na masełku a kiełbaski na oleju. Nigdy odwrotnie... Do tego fasolka w tomacie była jakaś taka nijaka. Mieszając niemrawo w rondelku przypomniała mi się rada jednego z tubylców coby dodać do tego Tabasco. Ha. Faktycznie, nabrało animuszu. Nie zdecydowaliśmy się jedynie na black pudding - wywołał on pewne wahanie - oraz na smażone pomidory. Pomidorki psuć, koniec świata... Na koniec dorzuciłem zielona cebulkę - niech będzie Ulster Fry with Poles' Accent.




Po wrzuceniu wszystkiego na ruszta poczułem że tym razem godzina steppera z wiosłem będzie się miała nijak do dostarczonych kalorii. Toż wszystkiego było na bide 5 Mcal...

Każdy by chciał być chudy. Ale jak to zrobić gdy się lubi jeść wszystko??

niedziela, 17 maja 2009

Hymn anestezjologów



Everybody wonders what anaesthetists do
Każdy zastanawia się co robi anestezjolog
while the patient is asleep.
kiedy pacjent śpi.
Everybody wonders what we do for three hours
Każdy zastanawia się co my robimy przez trzy godziny
while that machine goes beep.
Gdy maszyny robią "pink".
Everybody reckons we drink coffee and we gossip and we're generally subversive.
Każdy myśli że pijemy kawę, plotkujemy i generalnie jesteśmy wywrotowcami.
Everybody reckons we do crosswords and sudoku's and we chat up all the nurses.
Każdy myśli że jesteśmy od rozwiązywania krzyżówek i sudoku oraz gruchania z pielęgniarkami.

But do you really think that's all we do?
Naprawdę myślicie ze to wszystko co robimy?
Well let me tell you now it isn't true.
Więc przyjmijcie do wiadomości że to są oszczerstwa.

Cause we sometimes check the screen,
Czasami sprawdzamy co jest na monitorze
and every now and then we write stuff.
i cały czas skrobiemy cos w papierach
And if we have to intervene,
A jeżeli musimy interweniować
we inject a bit of white stuff.
wstrzykujemy trochę białego świństwa
And we offer to alter the light,
Poprawiamy światło
or the height of the bed.
lub wysokość stołu operacyjnego.
Or fiddle with the radio, change the CD,
Czasami bezmyślnie przełączamy kanały lub zmieniamy płyty
we even check the patient occasionally.
a nawet zdarza się nam sprawdzić co się dzieje z pacjentem
And if they move, we turn op the vapor,
Jeżeli sie ruszają podkręcamy parownik
and then we go back, to reading a paper.
i wracamy do czytania gazety.
Cause when the patient's asleep,
Bo gdy pacjent śpi
we just sit and listen to the beep,
po prostu siedzimy i słuchamy "pink"
we just sit and listen to the...

Once upon a time I took pride in my job,
Byłem dumny ze swojej pracy
but now I think it's time to depart.
ale myślę że czas się zbierać
Cause I just sit here every day
Bo siedzę tu codziennie
and listen to blips of the heart
słuchając jak serce robi "pink".

Tłumaczenie zupełnie dowolne: abnegat.ltd

sobota, 16 maja 2009

Hernia scrotalis

Przepuklina była zaparta. Co ją chirurg naprawił, wyłaziła z powrotem. Tak zwana mosznowa (w odróżnieniu od „mosz starą”) – czyli człowiek nosi sobie własne jelita w miejscu zupełnie do tego nie przystosowanym. Mogło by się wydawać że naprawić przepuklinę to bułka z pasztetówką. Flaki wepchać, dziurę połatać i już. Nic bardziej błędnego. Albowiem tąże właśnie drogą którędy zstępują flaki do moszny - wędrują plemniki ku wolności. Więc zasadniczo nie da się połatać wszystkiego na amen bo raczej rzadko który samiec podziękuje za tego typu pomoc. Tak więc – niezależnie ile by się chirurg starał - wredne flaki zawsze mają tę możliwość by drogę do – excuse moi – worka odnaleźć.

Jako że nasz pacjent ze zdziwieniem niejakim skonstatował że mimo trzech operacyj nadal ma we worku nie to co chłop mieć powinien, zgłosił się do chirurga po raz czwarty. Ten był okrutny poza wszelkie wyobrażenie – zaproponował że rachchchc- ciarachchc wytnie chlubę męską wraz z powrózkiem a dziurę zaszyje na głucho, czym rozwiąże problem raz na zawsze. Pacjentowi musiały te jelita w dupę dawać straszliwie bo się zgodził.

Pod koniec operacji chirurg wziął wycięte jajo i zaczął deliberować. Czy to duże czy to małe? W końcu po kilku minutach głębokich rozmyślań zarządził otwarcie magicznej paczki z której wyjęto pasujące rozmiarem silikonowe jajko. Noż normalnie... Co prawda bez wzorków łowickich, ale mowę mi odebrało. Rozumiem, kobiecie biust po mastektomii odbudować, ale po co chłopu wszywać sztuczne jajo?? Znam tylko jedną – jedyną – czynność przy której niniejsza procedura ma sens, ale z racji na delikatność materii pominę problem milczeniem.

Pacjent obudził się szczęśliwy, bez przepukliny, za to double-egged.

Jak się patrzę na pieniactwo naszej pożalsieboże klasy politycznej to mi taki ciekawy pomysł przychodzi do głowy.

piątek, 15 maja 2009

Richmond


View Larger Map

Małe, senne miasteczko nad rzeką Swale. Z grubsza wywodzi się z Riche Mount - co by znaczyło pierońskie wzgórze. Dlategoż właśnie powstał tu zamek za którego odpowiedzialny jest William the Coqueror (z nie bardzo dla mnie jasnych przyczyn tłumaczony jako Wilhelm Zdobywca. Nie kumam). Zamek przeszedł różne koleje losu, był twierdzą, garnizonem a nawet więzieniem dla walczących inaczej w trakcie I Wojny Światowej. Więziono tutaj Wilhelma Lwie Serce Lwa, Davida II i kilku innych.

W miasteczku na zielonej trawie panowie z zaangażowaniem graja w krykieta - coś co przekracza zasadniczo zdolności pojmowania białego człowieka ze środkowo-wschodniej europy. Można powiedzieć że baseball jest grą łatwą miła i prostą.

W środku miasta, na rynku rozłożył sie targ z warzywami. Wokoło pełno stolików gdzie mozna wypić piwo, ale, cidera czy innego zdrowego napoja.

Ciekawe miejsce na krótki, sobotni wypad.









czwartek, 14 maja 2009

As good as it gets

Zaklęte koło nerwicy natręctw. Gdy zdenerwujemy się, idziemy umyć ręce. To nas uspokaja. Wiec za każdym razem gdy dopadnie nas stress powtarzamy tą czynność. W końcu zauważamy że zużywamy mydło w ilości zapewniającej skuteczne pranie pułku wojska. To budzi w nas lęk więc – idziemy umyć ręce. W tym momencie wkraczamy w uświadomione piekło obsesyjno-kompulsywne.

Rola Melvin’a Udall’a, psychicznego korkociągu, przypadła Nicholson’owi. Brawurowo odtworzył rolę człowieka nękanego prze własny mózg setkami nakazów, zakazów, przyzwyczajeń i przekonań – które w przypadku choroby urastają do dogmatów. Może się to wydawać śmieszne, ale psychika takiego nieszczęśnika nie pozwala mu odstąpić od ustalonego zachowania na włos – a jeżeli tak się stanie, narastający niepokój, uczucie lęku czy winy może być rozładowane jedynie poprzez wykonanie rytuału. Jedni myją ręce inni liczą zapałki, jeszcze inni śledzą słoje desek podłogi. Straszne schorzenie które nie pozwala normalnie funkcjonować.

Polska filmoteka posiada swojego obsesyjno-kompulsywnego nerwicowca. I co ciekawe też został przedstawiony jako postać śmieszna. Tak, tak – Adaś Miauczyński który zapierdala siedem pięter z powrotem do mieszkania mimo że ryzykuje spóźnieniem na pociąg, bo nie dokończył rytuału wyjścia z domu. Herbatkę musi wylać jak pomyli się mu mieszanie łyżeczką - siedem w lewo, siedem w prawo. Musi wykonać wszystkie czynności tak jak mu się korkociąg w głowie przemieszcza, nie ma innego wyjścia.

Helen Hunt zagrała rolę Caroll Connelly, nieszczęsnej kelnerki, która miała pecha – została jednym z rytuałów. Albowiem tylko ona może Melvina obsługiwać. Ponieważ mózg Melvina jest tak skonstruowany że nie dopuszcza możliwości zmian, porzucenie przez Caroll pracy stanie się dla niego przekleństwem i motorem działania.

Obserwujemy zderzenie dwóch światów – bogatego, szurniętego pisarza i ubogiej, ciepłej kobiety. O ile historia synka Caroll, astmatyka, leczonego za pieniądze Melvina ma sens, o tyle przypadkowa psychoterapia stosowana, zmieniająca odbiór świata przez Melvina, jest smutna – bo nieprawdziwa. W stanie w jakim się znajduje potrzebna mu pomoc psychiatryczna. Zarówno pod postacią leków jak i prawdziwej, profesjonalnie zorganizowanej psychoterapii.

______________________________
Całkiem ciekawe opracowanie problemu i klasyfikacji zaburzeń obsesyjno-kompulsywnych . Polecam.

środa, 13 maja 2009

Boociek! Uratowani!

Pacjentka lat 89 – czyli wedle standardów brytyjskich piękna, młoda i zdrowa – została przetransportowana po kolonoskopii do stage 2 recovery. Dziesięć minut poźniej zrobiło się jej słabo. Pielęgniarka podała tlen, zmierzyła parametry. Babcia przyspieszyła do 120 – co w jej wieku jest prędkością podświetlną po czym zbladła, spociła się i straciła przytomność.

Anestezjolog zwalony pargrypową sraczką wyrzęził z toalety że przyjdzie życie ludzkie ratować jak tylko zabezpieczy swoje. W międzyczasie pielęgniarki rozpoznały PEA i rozpoczęły reanimację. Po rozpatrzeniu za i przeciw słusznie doszły do wniosku że z 4H+4T najbardziej do wzoru pasuje krwawienie. Podały płyny w ilości słusznej i zadzwoniły po krew oraz chirurga.

Jako że przy pacjencie nie było co więcej robić – ileż w końcu można masować serce– cały zespół wraz z anestezjologiem przeniósł się do coffe room. Rozpoczęło się Radosne Oczekiwanie. W końcu po dwudziestu pięciu minutach przyjechała zamówiona zero neg w ilości dwóch worów. Taksówką. Wszystko zostało sprawdzone – dwa razy – przepisane, podpisane, potwierdzone i wreszcie podane. Pacjent dożył hipotetycznego transportu a cały zespół udał się do swoich zajęć.

Strzeż Panie naszych pacjentów od wszelkiego złego.

wtorek, 12 maja 2009

Złomiarze

"Chciałem być marynarzem
Chciałem mieć tatuaże."


Dzizzaz.

Dzierganka i gwoździki.
Ja rozumiem że człowiekowi może odbić palma skutkiem czego w jego nosie wykwita piękny piercing ale na litość boską - należy sobie zdawać sprawę że wzorzec bliższy jest Kinszasie niż Nowemu Jorkowi. Choć ostatnio niczego nie można być pewnym.

Jeżeli chodzi o upiększanie sobie własnego ciała to jestem ortodoksem. Przeżyje motylka wytatuowanego intymnie u płci pięknej czy kotwicę u marynarza ale są jakieś granice. Jeżeli ktoś ma wytatuowaną gołe babe w miejscu widocznym to powinien zgodnie z Rozporządzeniem Ministra dotyczące ochrony dzieci przed prasą erotyczną wziąć się i zafoliować. Oraz odstawić na najwyższą półkę w kiosku.

Ostatnio podziwiałem wraz zespołem dziergankę intymną której nie dał bym sobie innemu mężczyźnie wydziergać. Ergo - musiała by to robić kobieta. Której z kolei należy się bać - bo sądząc z rysunku ręka jej nie drgnęła. A powinna. Gdyż wbijanie w miejsca czułe winno wzbudzać w człowieku z jakąkolwiek empatią trzęsawkę i gęsią skórkę. Reasumując - inteligentny inaczej bez wyobraźni dał się wydziergać psychopatce bez skrupułów. Wart Pac Pałaca...

To że ktoś ma serduszko wydziurdziane pod napletkiem blednie jednak przy kolejnym przedstawicielu płci silniejszej (ale nie w mózgu - to jest raczej dowód na jego malfunction). Mianowicie po wyjęciu piercingu z nosa, policzka, sutków i gdzie tam sobie jeszcze można wrazić gwoździe, osobnik rodzaju homo sapiens (Mellechowicz chłe chłe chłe) wyjął z uszu takie - świecidełka jakby, po których zostały mu dziury wielkości dziesięciogroszówki.

Nie przekona mnie nikt. To jest ciężkie zaburzenie osobowości i jako takie powinno być leczone. Kąpielami w solance. Zysk podwójny - gwoździkowca się uleczy (wiadomo - solanka wyleczy wszystko, nawet kurzajki), a w trakcie kąpieli odpowiednio zestawiony skład pajaców utworzy ogniwo galwaniczne z którego prąd odprowadzi się do sieci państwowej.

Że zacytuję raz jeszcze kolejarza*: "Jebana ludzka rasa(...)"

------------
*wyjęte zupełnie z kontekstu oraz książki "Miejsce przy stole" Andrzeja Wilczkowskiego

poniedziałek, 11 maja 2009

Alnwick

Alnwick leży około 35 mil na północ od Newcastle, zaraz przy trasie A1.



View Larger Map


Miejsce jest słynne z kilku powodów. Jest to drugi co do wielkości - po Pałacu Buckingham - zamieszkały zamek w UK. Posiada piękne, rozległe ogrody w których można znaleźć wszystkie zbytki świata tego - od wodospadów przez bambusowy labirynt po wodne rzeźby i plantację roślin jadalnych inaczej. Jednak wszystkie fakty historyczne i dobra zielarskie bledną całkowicie przy Harrym Potterze. Albowiem to właśnie tutaj mały czarodziej (oklaski) pobierał pierwsze lekcje latania, ratował przypominajek Neville'a i uczył się grać w przedziwne skrzyżowanie hokeja na trawie z wolna amerykanka i baletem synchronicznym.

Ogrody można podziwiać przez cały rok, choć jak widać na zdjęciach, przed zakwitnięciem ogród jest nieco surowy. Natomiast zamek dostępny jest dla zwiedzających od 1.04 do końca października.






























Wszystko jest niesamowite - ogrody, zamek, domek na drzewie (a raczej czterokondygnacyjna willa) - ale największe wrażenie robią dzieci które taplając się w wodzie radośnie witają wiosnę.

Nie bacząc na 8 st.C.