Polak, choćby w życiu prywatnym był nobliwym patronem rodu, za kierownica zamienia się w krwią ociekającego przygłupa, żądnego zwycięstw bez baczenia na liczbę pozostawionych za soba trupów. Wsiadamy za kółko, przekręcamy kluczyk - i znajdujemy sie w świecie, gdzie rzadzi szybkość, dynamika i agresja, a prędkości przestrzegaja jedynie leciwe ciotki rodem z Pcimia.
To czemu nagle, po przeprowadzeniu się na Wyspę, Polak traci swoje zwierzęce instynkta? Ha...
Pierwszy kubeł zimnej wody to zazwyczaj zdjęcie zrobione z dyskretnie ustawionego radiowozu. Ot, 30 mil na godzine, środek miasta, jedziemy rano do pracy, matoły brytolskie wlekę się jak by im coniebądź urwało, więc rura! Kilka dni później dostajemy wezwanie do sądu: jechalismy z prędkością 36, należy się 120 funtów. Czemu tak wiele? A, bo prawo jazdy mamy polskie, więc nie podlegamy pod ichniejszy Penalty Scheme i zniżka 60 funtów niestety nie dla nas.
Od tej pory w mieście zakładamy specjalne ochraniacze na zęby, by ich nie zniszczyć zgrzytaniem i wleczemy sie jak reszta cywilizowanych pajaców wokół nas.
Po jakims czasie zaczyna do nas docierać, że do pracy dalej jedziemy te same 12 minut, za to mamy czas spokojnie zapalic za kółkiem i posłuchać radia.
Drugi kubełek zazwyczaj jest znacznie bardziej bolesny. Ot, autostrada, puściusieńko, środek nocy, 3 pasy - a ty jedź 70 na godzinę... 112 kilomterów na godzine... Dokładamy delikatnie gazu, silnik zaczyna mruczeć, najpierw 80, potem 90, wrescie 100 mil... Do 200 km/h jeszcze daleko, ale i przy 160 czujemy jak żywiej zaczyna pulsowac nam krew... Za nami też pulsują światła... Czerowne i niebieskie...
Chcemy być mili i zapłacić co nam dadzą - ale nic nam nie chcą dać... Za to w przemowie wygłaszanej do nas przez przemiłego dżentelmena pojawiaję się słowa takie jak court, judge i solicitor. Tak, tak. Za przekroczenie limitu o 30 mil na godzine idzie się tu do sądu - i wcale nie trzeba być pechowcem by wylądować w pudle na pół roku. Na szczęście tutejszy system prawny jest łąskawy dla first-time offenders - zamiast żreć na koszt królowej, puszczają człowieka do domu z taką ładną odblaskową kamizelką i nakazem wykonania 1200 godzin pracy społecznej, zwanej tu council work. Zazwyczaj oznacza to zbieranie śmieci w mieście w czasie weekendu.
Złapali nas - nas, rycerzy szos, wszarze jedne!!! - ale nic to. Mandacik zapłacony, godziny odpracowane, punkciki za rok się z rejestru skasują i z głowy! O, poczta. Ciekawe co zaś znowu przyszło. Ubezpieczenie samochodu... A, faktycznie... Jak ten czas leci... Na szczęście przenieśliśmy się do taniej firmy i na specjalnej promocji nasze turbo-super-hiper BedzieszMiałWydatek 2.0 z turbodoładowaniem i burczącą rurą ubezpieczylismy za 700 funciszów... W tym roku powinno być nawet taniej... tanie...tanie-tanie-tanie-nie-nie-onienienie-jacieżqrwanieprzepraszam, 2200 funtów?!?!? No jeszcze czego... 0-800-TanieŚciganie - halo? Czemu podnieśliście mi czterokrotnie ubezpiecznie? Że co? Jaki wyrok? A - że za sciganie? No to - idę gdzie indziej!!!
Historyjkę przerwiemy tutaj, gdyż w innych firmach jest jeszcze drożej, co skutkuje nieakcpetowalną ilością słów ogólnie uznawanych za obraźliwe, dając w wyniku tekst dla większości ludzi zupełnie nieczytelny.
Po pięciu latach jeżdżenia tutejszymi drogami nagle do mnie dotarło, że facet, który jedzie przede mna, nie robi tego po to, zebym go wyprzedzał. Dziwne.
Szok, spowodowany porównaniem czasów dojazdu dom-lotnisko - gdzie próba pierwsza została wykonana ze złamaniem wszelkich możliwych przepisów, druga natomiast bez żadnego - omal mnie nie pozbawił żuchwy. Różnica przy 80 kilometrach wyniosła 12 minut.
Może to trzeba wyartykułować?
Dodane 11/11/2011: pozwolę sobie odpowiedzieć wszystkim zwolennikom olewania przepisów nastepująco: fakty wygladają jak na obrazku...