czwartek, 26 kwietnia 2012

Przeszkadzajki

Przyszła Zuzia z zapytaniem czy ja aby się nie będę czuł zestresowany faktem wysłania do sterylizacji gratów służących do tak zwanej trudnej intubacji. I popadłem w przydum.


W zasadzie, podchodząc do tematu w sposób usystematyzowany, można sobie podzielić proces na trzy fazy. Albo może stopnie. Pierwszy - intubacja zakończona sukcesem. Drugi - intubacja się nie powiodła, wentylacja maską z udrażniaczami lub bez. Whatever. Trzeci - nie możemy wentylować - tracheostomia interwencyjna modo Griggs czy inny Melker. I tyle. Cała ta nieprawdopodobna, mnożąca się jak karaluchy, technika urządzonek co skaczą i fruwają jest psu na budę. Nie dlatego że nie działa. A i owszem, działa. Ale powiedzmy to wprost: jeżeli zawiodła nast nasza podstawowa umiejętność, którą trenujemy codziennie to jaka mamy szansę na uratowanie pacjenta mając 3 minuty i urządzenie, którego nie trzymaliśmy w ręku od ostatniego pokazu repa - parę lat temu? Toż nawet nie wiadomo którym końcem wetkać toto w pacjenta...


Jeżeli chcemy być biegli w używaniu wszelkiego rodzaju przeszkadzajek, musimy je używać -bez przesady mi tu - codziennie. W innym przypadku jest to wymaganie od panny Krysi, która swoim cinquecento dojeżdża codziennie do pracy, wykonania kontrolowanego zwrotu przez sztag na ręcznym w obliczu taranującego ją tramwaju. Szczęścia życzę - choć nie przewiduję.


Gdzieś tak ze cztery lata temu jeden z moich kolegów zaprezentował casus przysłany mu przez MDU - organizację służącą do ZDD (zabezpieczania doktorskiej d.obrobytności w obliczu błędu w sztuce). W którym to casusie zawodowi anestezjolodzy ukatrupili 40 letnia kobietę chorą na kamyk w pęcherzyku, bo w ferworze używania różnych usprawniaczy do intubacji zapomnieli, że to nie niewykonanie intubacji zabija - a brak wentylacji.

Wszystkie te przeróżne (a jest ich co najmniej pięć - nowych, miesięcznie) wynalazki wpisują się bezbłędnie w ostatnie doniesienia z NHS. Mianowicie ktoś wykonał kawał solidnej, statystycznej roboty i wyszło - jak nie przymierzając staruszka z balkonikiem pod TIRa na Marszałkowskich* - że w soboty i niedziele wybitnie wzrasta ilość zgonów w szpitalach. Towarzystwo popadło w nieskrywane zdziwienie. Jaki żesz jest tego powód - i jak temu zaradzić? Czemu w szpitalach, w których nie uświadczy jednego konsultanta, bo wszyscy w domu siedzą na tak zwanym dyżurze pod telefonem a wszystkim zawiadują młodsi i najmłodsi doktorzy - nagle kostucha dostaje szału?

Zaiste, tajemnica nieodgadniona.


Medycyna sztuką jest. Co prawda tu też rzadko kiedy dwa i dwa da pięć - ale czasem się zdarzy. Każdy problem może być czym innym niż się wydaje. Stąd biorą się opowieści o zawale, co to jako wrzód żołądka umarł w domu, o astmie co okazała się być rakiem prostaty, o wyrostku co był tętniakiem - czy co gorsza porfirią. I nie da się zastąpić wiedzy i doświadczenia niczym. Ani stażystą - ani zabawką co robi ping.

A anestezjolog, który nie potrafi wentylować pacjenta maską i workiem powinien przemyśleć ortopedię. Choć tam też wymagają pewnej biegłości w używaniu rąk.

------------
*w radio rano powiedzieli, że w mieście jest ograniczenie do pięćdziesięciu.

10 komentarzy:

Anonimowy pisze...

Te, co mi tu.... miałeś puszczać bąbelki a nie wpisy :P


zazdraszczam p.

abnegat.ltd pisze...

Babelki od pojutrza. Choc moglo by byc i od dzis..

Anonimowy pisze...

Ja bym użyła tych przeszkadzajek jako mieszadełka do kawy, albo jako inakszej słomki ;-P
nika

abnegat.ltd pisze...

Nika, albo lyzki do butow... Musze przyznac, ze jak sie na to patrze, to mnie strach ogarnia...

Młoda Lekarka pisze...

Abi
z myśli mi to wyjąłeś. Ostatnio przeglądałam sobie wózek ze sprzętem do trudnej intubacji i...za cholerę nie umiałabym użyć większości dostępnych tam zabawek. A w sytuacji stresu, to juz w ogóle. Na szcczęście jeszcze nigdy nie miałam stopnia trzeciego, ale statystyka na mnie czeka....

Anonimowy pisze...

Tzw. ,,cipka anestezjologiczna''- moja znajoma jak jej koledzy po raz pierwszy kilka lat temu coś takiego zaprezentowali-podejrzewała ich o zakup takiego gadżetu w sexshopie...
A niby światłym ,,anAstazjologiem''jest ;)
modo

paniena pisze...

to troche, jak niz przymierzajac, z ostatnimi zmianami wprowadzonymi przez ministerstwo (nie)sprawiedliwosci w UK - tlumaczy z rejestru dla tlumaczy (z co najmniej dyplomem Level 6) zastapiono agencja, ktora ludzi przyjmuje z ulicy a na salach sadowych zaczal krolowac Google Translator. Albo mowa rak.

Abi, pakuj sie, bo samolot nie zaczeka!

abnegat.ltd pisze...

ML, jezeli czujesz ze mozesz tego potrzebowac to wybierz maszynke i zacznij uzywac na pacjentach bez trudnosci - ze standardowym laryngoskopem jak back-up'em. Ale tak po prawdzie nawet IV stopien mozna zarurowac, toz tchawica jest "u gory" ;)))
My jestesmy lepiej wytrenowani z racji ekonomii- LMA za moich czasow bylo ponad 10x drozsze niz rura. Przyznam sie, ze podczas pierwszych sesji tutaj mialem okrutny dyskomfort z racji koniecznosci uzycia maski i gdzie sie tylko dalo pakowalem rury.
Miejscowi sie intubacji po prostu boja - jezeli 95% zabiegow robi sie bez rury, intubacja urasta do straszliwego problemu.

Modo, u nas byl jeden, resterylizowany, kazdy uzyl go raz(!) i wrocilismy do rur po 0,95 PLN...

Paniena, ostatnio mialem takiego Czecha - w koncu zaczelismy z pacjentem sie sami dogadywac, no to tlumaczyl z angielskiego na czeski jezylo wlosy na glowie.

Torba ze szpejstwem gotowa od tygodnia. A reszta nieistotna ;)

abnegat.ltd pisze...

Modo, co ja gadam... Rurka kosztowala 5-6 zet, a maska jakies 50 zlotych.

erjota pisze...

Za to w ortopedii znajomość o lekach jest niewielka :]