środa, 15 czerwca 2011

Post mortem

ESA AD 2011 odeszła do historii. Trzeba przyznać, ze organizacja była doskonała a ilość tematów wręcz oszałamiająca. Wystarczy powiedzieć, że równolegle odbywało się około 10 wykładów. Do tego workshopy, sesje sponsorowane przez firmy - jednym słowem urwanie głowy. Wykładowcy ze wszystkich stron świata, nie zabrakło również polskiego akcentu. Targi miały rozmiar średniej wielkości lotniska, trudno było się zdecydować gdzie iść i co wysępić - bagaż nie z gumy, w podręcznym tylko 10 kilo się mieści. Z trendów - dość dużo poświęcone krwiodawstwu i hematologii, od cholery krzepnięcia - to rzecz jasna napędzane przez rovaxabarynę - jak zwykle część poświęcona bezpieczeństwu, część organizacji, cześć nowościom. Kolorowy zawrót głowy.

Amsterdam - kocham to miasto. Może dlatego, że kojarzy mi się tylko z krótkimi wypadami na wakacje, ale tak prywatnie myślę, że coś w nim - a głównie w ludziach tam mieszkających - jest. Coś związanego z luzem wewnętrznym i ogólnym pozytywnym bezstresem. Niestety, stekodajnie upadają na pysk. W dwóch różnych miejscach półkilowy t-bone okazał się być ćwierćkilowym ochłapkiem... Gdybyście tam trafili, nie polecam. Smak i owszem - ale co to za porcja, po zjedzeniu której ma się ochotę na kubełek z KFC?

Z ostatnich dwóch pobytów zostało nam jedno zadanie turysty do wykonania - mianowicie popłynięcie sobie kanałem. Na szczęście fali nie było, spalin tez nie specjalnie, wiec z choroby lokomocyjnej odezwało się ziewanie i zdrętwienie mózgu. Ale warto było - wrażenie z takiego rejsu jest niesamowite, szczególnie, gdy się wcześniej wszystkie oglądane miejsca zaliczyło z buta.

I jeszcze słówko o hotelu. Trafiony na zasadzie najbliżej znaczy najlepiej. I przez przypadek wylądowaliśmy w CitizenM. Po prostu - nieprawdopodobne. Pokoik nieduży, jakieś 2.5 m szerokości, pięć - sześć długości, ale wystrój... Pod panoramicznym, zajmującym całą ścianę, oknem znajduje się 2.5x2.5 łóżko. Na którym można spać wzdłuż oraz w poprzek. Obok prysznic i toaleta - dla gadżeciarzy skonstruowano pilota, którym można zmieniać podświetlenie od krwistego burgunda po błękit fiołkowy. A do tego kapitalna obsługa, która okazała się być z Polski. Przy okazji serdeczne pozdrowienia dla Tomasza - to był najprzyjemniejszy wieczór spędzony w hotelowym pubie ever ;)

Hotel wygląda tak:


Tylko proszę się nie przyglądać w powiększeniu... Po co to się narazić na oglądanie gołych ciał...

Ogólnie - doskonałe miejsce i doskonały pobyt. Na co złożył się czas, miejsce i przyjaciele. Normalnie - żal było wyjeżdżać.

8 komentarzy:

Anonimowy pisze...

Łooo, tak myślałam, że Ci się wyjazd i konfa udały, boś nic nie pisał :-)
Skoro tak, to trza z buta do Amesterdamu, notabene starodruki mają często napisane, że są wydane w Amstelodami, czyli właśnie w Amsterdeamie :-)))
nika

Anonimowy pisze...

Hotel super! Który twój pokój?
Ella

abnegat.ltd pisze...

Nika, warunkow do pisania nie bylo ;)
A tego nigdy nie wiedzialem - czy Amstel Dam to bylo od zapory - czy od krola...

Elle, noo.. moojj... byl z drugiej strony! A poza tym jak zdjecia robilem, to u mnie bylo zgaszone. Howg.
;)

akemi pisze...

Holendrzy to w ogóle bezstresowy a z klasą ludek. A hotelik fajniutki. ;)

Anonimowy pisze...

To ten CitizenM przy samym lotnisku, po prawej stronie przed zjazdem z terminalu, czy inny (chyba wpadł mi kiedyś w oko, ale taka pewna nie jestem, mało mi potrzebne chwilowo)? Fajnie, że tak 'dodał jaj' wyjazdowi juz z jajami.

Z knajp w turystycznym zasięgu kiedyś była świetna hinduska przy Muntplein, po schodkach, ale się zamknęła. Zima sluzbowo byłam w jednej knajpie hiszpanskiej, osobiście rezerwowanej przez profesora doktora szefa instytutu, i dla mięsożerców zdecydowanie polecam. Knajpa w Red Light District. Ja też głodna nie wyszłam. Za to następnym razem polecam zamiast ochłapkowych knajp przy Damraku taki numer:
autobusem 22 w strone Indische Buurt podjechac jakies 10-13 min do Dappermarktu. Isc, i zatrzymac sie przy kolejno:
- rdzennie kreolskiej kaszaneczce z kotła (bloedworst)
- rybie i owocach morza ze smażalni (jak Lekkerbekjes, to koniecznie te za 1 eur, a nie te duże, te duże to panga)
- zboczyć trochę na lewo, w budce przyczepce maja super samosy, żeby nie bylo, że samo mięcho
- wpaść tam do lodziarni Mezzo, może akurat trafią się lody chocola+peper, ew. pistacjowe czy mokka
- wlezc w ulice przecinajaca targ, dojsc prawie do NiNsee (ulica, duza, za nia park), tuż przed jest obskurna kreolska garkuchnia, zawsze kolejka, za 7 eur nabywamy sobie 'roti kip', puszkę Fernandesa i ew. cuś mocniejszego, bo mają
- jak po tym mamy dosć zarcia, można sie odchamić w pobliskim Tropenmuseum, ale mozna isć dalej szukać fastfódów ze ściany, kfc, Turkow, mcD, 'loempia', czyli wielkich sajgonek ze straganu i grubo cietych frytek z majonezem, śledzia z beczki, ew. kebabowni na samym końcu rynku.
- na wyjsciu ulicy jest browar w wiatraku, a spod browaru do dworca centralnego dojezdza ta sama 22, w strone Sparndammerstraat. Jak mamy siłę, to naprzeciwko wiatraka jest Monopolowy, w którym nabywa się 'Jonge Jenever' na zaś. W pobliżu jest też chyba jakiś coffeeshop, żeby ew, się dotruć wziewnymi kannabinolami. :)
a nuworyszowi tubylcy pokazują dzidziom turystów i zbierają materiał na anegdoty...

Groetjes,
Sarah

Anonimowy pisze...

abi, jeśli pozwolisz:
już za niespełna tydzień http://www.weekendbezofiar.pl/

pozdrawiam - nemetka

Monika pisze...

Witam serdecznie, przeczytałam od przeszłości do nowości i teraz będę śledzić na bieżąco fascynujące zapiski :)

abnegat.ltd pisze...

Akemi, ten luz jest tam wszechobecny. Na duzych ulicach i w zaulkach... A najwiecej w coffe shopach...
;)

Sarah, dzizzzz, juz sie zastanawialem czy Cie co nie zjadlo... Alles gut?
Za przewodnik dzieki sliczne - wykorzystam nastepna raza. Ale na stek nikt mnie wiecej w Amsterdamie nie namowi ;)
A hotel ten drugi - przy Irenestraase. 5 minut od ICC, zaraz przy WTC.

Nemetka, jak najbardziej. Choc to by najoierw trza bylo uziemic przyglupawych...

Monika, witam :)
Zawsze nieodmiennie podziwiam tych wszystkich ktorzy przebrneli prze calosc xD