Zaczynam, zaczynam - i zaczać nie mogę. Wszystko przez wstrząs głęboki. Ale - ad rem.
W Jukeju dochtór zobowiązan jest do zgromadzenia 50 punktów edukacyjnych, zwanych tu CPD albo CME. To od Continuous Professional Developement albo Medical Education. Połowa ma byc zgromadzona w tak zwanym procesie zewnetrznym. Czyli kursach, oferowanych tu po przystepnej cenie 500 funtów za trzydniówkę, nie licząc dojazdu i spania. Pozostałe można zgromadzić na spotkaniach organizowanych przez pracodawcę, uczeniu innych, czytaniu prasy i takich tam. W szpitalu jest łatwo. Raz w tygodniu robi się kominek czy insze spotkanie naukowe, i po godzinie każdy jest bogatszy o 1 punkcik. Dwadzieścia pięć takich spotkań rocznie wystarcza. Ale w przypadku naszej firmy, gdzie jednostki są rozpirzone po całej wyspie, sprawa jest trudniejsza. Do tej pory spotykaliśmy się w centrali w Lądynie (to za granica jest...). Kilka godzin posiadówki, wykładziki produkcji własnej, sandwicz na papierowym talerzyku i z powrotem do domu. Cud boski, że mam East Cost który tą trasę pokonuje w dwie i pół godziny. Szaman na ten przykład musi jechać dwa dni, często zmieniając konie.
I nagle - szczęki opad. Firma zafundowała dwódniówkę, hotel, spa i wyżerka - all inclusive. Z turniejem golfa włacznie, ale to już nie dla pospólstwa - trza być członkiem. Klubu.
Jak wygląda Bournemouth i skąd sie wzieło, można przeczytać u Szamana. Mnie zauroczyło coś innego. Po raz pierwszy miałem mianowicie okazję zaobserwować zachowanie Brytów przy stole.
Człowiek, wiadomo, w różnych miejscach bywał, nawet jogurt jadł to kultura mu nieobca. Widelca i noża używa, łokciami się nie rozpycha - a posadzili nas po 10 przy okrągłych stołach, oferujących ca. 40 cm. przestrzeni prywatnej. Chuda kobiełka jakoś da radę, ale jak się jest przedstawicielem klasy niedźwiedź? Z boku się łapy nie mieszczą, z przodu brzuch... O czym to ja... A.
Początek jak wszędzie. Żadnych falstartów, każdy czeka grzecznie aż wszyscy dostaną. W kraju nad Wisła od tego momentu każdy sobie. Ostatecznie w przedszkolu pani nagradzała te dzieci, które jadły najszybciej.
Tak to jest, jak cię rodzice oddadzą do wychowania babie ze wsi...
Brytol wiosłuje niespiesznie, uważnie kontrolując utylizację zupki u współpartnera. Każdy kończy w tym samym momencie. Kelner nie zabierze niczego ze stołu, póki ostatni uczestnik nie zje ładnie. Z drugim to samo... Z deserm też... I tu wyszły niestety buraczane korzenie wschodnich landów - ciasteczko podano, to jemy. A Brytole grzecznie czekali przez dobre 15 minut, aż się znajdzie zaginiony torcik jednej z uczestniczek.
Druga odmienność spożywania posiłków zaLaManche’owych to trzymanie widelca. U nas, wiadomo. Ustawiamy jak łopatę i pracujemy - góra-dół. Upadłość kompletna... Brytol nie odwróci widelca do tej pozycji choćby miał każdy zielony groszek, każdą frytkę, każdy wiór sałaty pojedynczo po talerzu ścigać. Najładniej to wygląda przy jedzeniu ziemniaczków - co się trzeba namordowac, żeby na mięsko nasciubić choć trochę...
Człowiek oczytany jest to wie, że że w Afryce je się rekami a Japonii pałeczkami. A tu proszę - wcale nie trzeba opuszczać kontynentu. Pułapka czai sie zaraz za progiem...
8 komentarzy:
Ahahaha, ja też, jak głodnam, to jem, jak chłop od kosy :-D Czekać, aż jakaś dziumdzia ciastko znajdzie? Noł łej, pogryzłabym :-D
nika
Nika, to jest art wtranzalanizmu xD
W niedziele wybralismy sie do szwedzkiego supermarketu z nazwa na 4 litery, pierwsza I, w barze/stolowce jakkolwiek to nazwac moc stolikow, stolow, stoliczkow - okragle, prostokatne, wyzsze , nizsze, z lawkami, krzeslami, sa nawet stoliki tzw kawowe (zwane tez ‘lawami’ , l z kreska), gdzie blat znajduje sie na wysokosci kolan. Coz znaczy sila przyzwyczajenia (a moze zadomowienie?): mile wygladajaca tubylcza para, siedzaca na kanapach, naprzeciwko siebie, przy stoliku kawowym, z talerzami na kolanach konsumuje obiad. Do sielanki ewidentnie brakowalo cielewizora.
A mi się najbardziej podoba jak nasi tubylcy konsumują desery :) Zamawiają "wybór", ale to nie jest tak, że tam osobne ciasteczka leżą, tylko na jednym talerzu np. ciasteczko, dwie gałki lodów, flan, inne ciasteczko, kupka musu - i każdy dostaje łyżeczkę i wtranżala po kawałeczku wszystkiego. I nie raz nie dwa się zdarza, że się ze współbiesiadnikiem łyżeczką zderzasz w tym musie albo ciasteczku. Za pierwszym razem nie wiedzieliśmy co robić! :D
Paniena, czym sie nasiaknie :D Nikt mi w zyciu nie powiedzial, ze wioslowanie widelcem jest passe... Cuda, Panie xD
KK, w naszej tradycji bylo przeciez - kapusta ze schabowym do jednego gara xD Choc wspolnego deseru jeszcze nie spotkalem. Jak to czlowiek malo wie o swiecie...
Ale, jak kiedyś zwiedzałam te cudne Jukejskie kraje, nie mogłam przeżyć pysznej szarlotki na ciepło z lodami jedzonej WIELKĄ ŁYŻKĄ. I o ile pamiętam podawana była na GŁĘBOKIM TALERZU. Może jestem zdziwaczała, ale przez tą ogromną ŁYGĘ przestała mi smakować. Nie mogłam też patrzeć jak inni to jedzą. Jak cudowna szarlotka wpychana jest do GĘBY ŁYGĄ.
Ella
To jak one te jukeje te forki trzymają?
Ella, mówisz, ze to jak w traperkach po stokrotkach? ;)
Greg, nachwytem. Szpice w dół - a wypukłym do góry... Świata koniec. Okazało sie, że nie umiem się posługiwac sztućcami przy stole xD
Prześlij komentarz