Wpadli świtem. Z usmiechem na ustach - z duma wręcz - zapowiedzieli ASP, że maja drzwiczki do przysznica. I że przyjdą - nie, nie dzisiaj - jutro. W samo południe.
Nastepnego dnia ASP nie poszedł do pracy. Z nerwów gryzłem pazury, telefony śmigały w te i wewte, w końcu - są. Przyszli. A raczej przyszedł. Pieknie ubrany, zgodnie z najnowsza modą dyktowana przez potentata w tej dziedzinie czyli Health & Safety Executive - spodenki-rybaczki, rękawiczki, kask - żeby mu te drzwiczki na łeb nie spadły zabijając na miejscu - śliczne skórzane buciki, które zresztą próbował zdjąć zaraz po przekroczeniu progu. Wlazł na górę, zainstalował się w łazience i zaczął pracę. Po kwadransie zszedł na dół, dzielnie w dłoni dzierżąc plastikowa rurke, na której wisiały nasze provisional drzwiczki - czyli kawałek ceratki. We wzorek łużycki. I zapytał, gdzie to schować. ASP wskazała najbliższy kosz na śmieci.
Minęła godzina. W końcu dzielny Monter Sam zlazł z góry i zapytał, gdzie ta ceratka. A po co mu? Bo trza zawiesić z powrotem. A po co, jak drzwicki są? Są - ale nie takie. Jak to nie takie jak miały być takie? Przeciez mierzyli? No, mierzyli - ale przed płytkami. A teraz są płytki - i drzwicki są za duże. Ale to nic, bo oni natychmiast zadzwonia i zamówia dobre.
W sumie mi to wisi i powiewa - literalnie, ta ceratka faktycznie zwisa i wiatr nią targa - ale się tak zastanawiam, czy aby nie iść i ich nie obsztorcować, ot - dla przyzwoitości.
Umówiliśmy się na nastepna środę. Tak mi teraz w padło do głowy - może to wina tych śród? Że może trzeba było na czwartek chociaż?
--------------------
Bobsley pytał o dopalacze. Powiem tak: nie widzę zupełnie problemu. Zmieniamy system znany z parchatego socjalizmu pt: „Co nie zabronione to dozwolone” na cywilizowany: „Robimy to, na co mamy pozwolenie”. I kropka. ZANIM ktokolwiek cokolwiek sprzeda - musi uzyskać odpowiednie zaśiwadczenie co to jest i do czego służy. Jeżeli są najmniejsze podejrzenia, że ktoś próbuje sprzedać „Wyściółkę klatki świnki morskiej” w której znajdują się liście marychy albo "Materacyk z włokna miękkiego dla dziecka małego" ze słomą makową w środku - dostaje kopa. I spokój. Sprzedaje bez zezwolenia? Ajjj, niegrzeczny...
Z drugiej strony - nas jest prawie osiem miliardów. Ziemia staje się przeludniona. I jeżeli znajdują się chętni, którzy sami chcą się eksmitować z tego łez padołu - czemu im przeszkadzać? Toż jak nie kupi dopalacza - bedzie żarł proszek IXI. Pasta Kiwi mózg ożywi. Główki zapałek. Muszki-owocówki. Grzybki-ksylocypki czyli inaczej psiory. Albo wąchał butapren (tego ostatniego nikt póki co nie robi, bo niestety po świecie chodzą jeszcze takie dziwne indywidua z poprzdniego rzutu debili, co to sraja pod siebie; dziwie się, że sprzedający dopalacze nie zajma się nimi - toz to żywa antyreklama). Albo zeżre roślinki w parku - piętnaście razy dostanie sraczke ale w końcu raz zobaczy takie zajebiste kolrowe linie co się ciągną panu doktorowi z uszu - achchachacha jakie śmieszne - które są objawem nieodwracalnego wypalenia dziur w mózgu.
Zalegalizować wszystkie dragi. Dawać je za darmo. Urwie to łeb narkotykowej hydrze, rozwiąże problem przeludnienia - które to, jak wiadomo, jest odpowiedzialne za produkcje tzw. gazów cieplarnianych zwanych popularnie dwupierdzianem grochu - i wybije z populacji gen głupoty raz na zawsze.
15 komentarzy:
kiedyż ze znajomymi wałkowaliśmy temat legalizacji narkotyków, wszystkich jak leci, na zasadzie popyt jest i będzie, podaż w związku z tym jest i będzie, to może przestańmy chować głowę w piasek i tylko zróbmy jakieś sensowne instrukcje bhp do tego... i w ataku paranoi oznajmiłam że kartele narkotykowe nigdy do takiej legalizacji nie dopuszczą bo za dużo by na tym straciły i jakby projekt legalizacyjny za dobrze szedł to zaraz urządzą jakąś prowokację żeby skotłowany tłum legalizacji zabronił... paranoja okazała się zaraźliwa bo moi znajomi tylko zgodnie pokiwali głowami :/
Aya
(żeby nie było - prywatne teorie spiskowe zwykle wywołują u mnie uśmiech politowania, a zinstytucjonalizowane - panikę)
Aya, patrzac na to co sie dzieje, trudno uzyc slowa spisek. To juz ciezka paranoja.
Ale moze lepiej nie dotykac zinstytucjonalizowanej paranoi bo sie z tego zrobi jakas, nie przymierzajac, Switoniowa Wojna z Wiatrakami. A propos wiatrakow - ladny artykul znalazlem w Przekroju
Obawiam się, że głupota jest wiatropylna...
Lavinka, zaprzyjazniona doktorka od dzieci mowila, ze wszystkiemu winny chow wsobny i niedobor jodu...
Tak jest! Zezwolenie ma być i już! A jak sobie ktoś sam z siebie będzie prochy ze strychniny kręcił - jego sprawa.
Ordnung muss sein! :-)
nika
Nika - ja to sie ludziom dziwie. Poczytac spokojnie jakis "Zielnik" albo insze "Grzyby - jakich nie zbierac" - i juz. Sto tysiecy szkodliwych rzeczy mozna zrec za darmo. A nie truc sie Bog raczy wiedziec czym. Toz tam moze byc oprysk na stonke. Albo mielone kozie bobki.
Nie rozumiem ludzi.
Mielone kozie bobki wymiatają :-D Spadłam z krzesła, umarłam i teraz z aniołkami fruwam :-DDD
nika
Ale żeby się truć, to trzeba umić i mieć wyobraźnię, nie? A łone nie mają. Jak żem zeżarła ostatnio podejrzanego tygodniowego kotleta z grochu to mi się później kafelki w łazience ruszały. Później mi powiedzieli, że to syn eskperymenta robił z ciocią i te kotlety do do wyrzucenia były, z jakimis pachruściami z ogrodu.
A ten pech to zemsta ceratki. Dobra, bo polska, więc ni lubi być zmieniona na nowszy model nieśmiganych drzwiczek.
"ja to sie ludziom dziwie. Poczytac spokojnie jakis "Zielnik" albo insze "Grzyby - jakich nie zbierac" - i juz."
Abi litości, Ty naiwny jesteś jak ja sam nie przymierzając. Wierzysz, że czytać potrafia i to ze zrozumieniem? I jeszcze las znaleźć lub łąkę i się nałazić za bezdurne?
To Ty nie masz takich kolorowych linii z uszu?
Zadora: no ale, tam takie łobrazki są. Wisz... łobrazki, takie kolorowe... i może, te one - na obrazki choć popatrzą.
Co do lasu i łąki - znam takowych, co to w góry jeżdżą, aby cudaków róznych nazbierać, po których i linie i kółka podobno widać...
Szkoda, że nie ma u nas rezerwatów indiańskich. Ci to podobno cudaczne specyfiki mają. I linie i kółka i trójkąty się po nich pojawiają...
Doro - ale zeby kotlety? Grochowe??
Czego to ludzie nie zjedza :]]]
Greg - to zalezy co zjadles :P
Nomad - jest taka scena w Shanghai Moon, gdzie dwoch Indian upalilo do kleku Jackie Chana. On nie zadne kolka widzial - tylko sie ozenil ;) Niebezpieczny stuff...
No tutaj o tych specyfikach by madziaro musiała poopowiadać. Jak to pewnego osobnika zaprzyjaźnieni indianie z rezerwatu poczęstowali...
I bał się przejść przez ulicę na przejściu. Bo widział jadącą połowę samochodu... a po dłuższej chwili - drugą połowę...
O w morde - zezarlo mi koment. Na wlasnym blogu. Szlag mnie zaraz.
Nomad - sorry za zwloke. Ogolnie mi sie wtedy przypomnial Jackie Chan ktorego indianie upalili jakims ziolem do calkowitej upadlosci...
Prześlij komentarz