Nie, nie - nie będzie o wyborach i możliwości od której jeżą mi się kudły... nie powiem gdzie. Będzie o przyczynku piątku do współczynnika myślenia magicznego u anestezjologów na emigracji.
Dzień zaczął się spokojnie. O ile spokojnym można nazwać cokolwiek, co łączy się z szalejąca Smerfetką. Znaczy - szalejącą, ale nie tak od razu, bo przylazła spóźniona do roboty dobra godzinę. A następnie jak jej nie trzeba było - to mi siedziała za plecami - intubować się chce nauczyć, czy ki holender? - natomiast jak już pacjent znieczulony leżał na stole, to jej trzeba było szukać. Kawusia - inni pacjenci - oooo, to juużż?
Potem doszło do scen gorszących, bo po naszym ostatnim ścięciu dotyczącym sedacji krew mi z mózgu odpłynęła, więc w pomroczności jasnej pierdolnąłem jej z grubej rury, że może sobie robić cokolwiek zechce - ale potem zostanie aż do wypisu pacjenta. Bo ani myślę odpowiadać za stomatologiczny pogląd na bezpieczeństwo wiadrologii stosowanej. Najpierw wyartykułowała tekst o tym że to Jukej a nie Polska - co jednoznacznie mi potwierdza diagnozę smerfetności rzeczonej osobniczki, bo trzeba być blondynką nietlenioną żeby Polakowi jechać po bandzie - więc pierdolnąłem w pysk przypisem z BNF. Tu widać było jak się jej neuron szybkiego spierdalania po zabiegu zaktywował - i nagle się okazało że mam rację i mogę sobie dalej sedować po polskim uważaniu. Noż do kurwy nędzy. W trakcie zabiegów każdemu pacjentowi głośno i wyraźnie opowiadałem, że sedacja to NIE jest sen. To zapewnienie braku paniki i zdolności kontrolowania swoich emocji. Kropka. Jak ktoś chce spać, niech sobie kupi poduszkę z pierza koczkodana. Może jak się osłucha, to załapie w czym rzecz? Choć ze smerfami nigdy nie wiadomo. Czerwonej czapeczki jednak nie miała.
Smerfetka pierdoliła się tak dokumentnie, że spóźniła listę Lorenzo. Na co wpadła do mnie nursa i z okrzykiem że trzeba się spieszyć, próbowała mnie pogonić do roboty. To ja się grzecznie pytam - czy tego kurwa mać nie widać że z nami trzeba po dobroci???. Polazłem na półgodzinny lanczyk. I kawusie.
W końcu zaczęliśmy popołudniową listę. Nie wiem, jakim cudem ktoś wymyślił że sześc zabiegów rozpoczętych o 13 da się skończyć o 16.30 - w tym 4 przepukliny - no, ale. Blondyni rulez. Tu wychodzi kolejna prawda życiowa. Murphy sformułował kiedyś następujące prawo: "Jak coś może pójść źle - to pójdzie." Dodałbym tu poprawkę Abnegata: jak coś się zacznie pierdolić, to się pierdoli do końca. Ani jeden pacjent nie znieczulił się po Bożemu. Większość wymagała końskich dawek, budzili się jak chcieli, rzygali, jęczeli że boli, wpadali w bradykardie, ciśnienia albo leżały na podłodze albo szalały pod sufitem - Dzizazzzz... Na koniec budzę gościa, co to rzecz jasna wymagał ciężkiego młota żeby go dobić - i tak jakoś odruchowo uniosłem mu powieki, coby zobaczyć czy z remi już wylazł czy jeszcze go trzyma. Prawa źrenica piękna i szpileczkowata - a lewa... Lewa jak pięciozłotówka. Nie zesrałem się tylko dlatego żem nic rano nie jadł - a lanczykowa bułka nie dotarła jeszcze do zwieraczy. Wyrwałem gościowi elemeja - bo jeżeli coś poszło nie tak, to jedyną odrwacalną przyczyną jak mi przyszła do głowy mógł być jakiś nieprawdopodobny jego ucisk na tętnice - i facet się od tego wyrywania obudził. Zamarłem. Patrzę w te jego oczęta - dalej to samo. Prawa mu popuściło, lewa jak pięciozłotówka. Matko Boska - co to jest? Złapałem z laryngoskop i zaświeciłem mu po obu oczach. Widzi? Widzi. A tu? Też widzi. Tylko to lewe jakby dalej takie - jak u Szrekowego kotka... A oczka chorego nie ma? Ma. A źrenice szersza miał? Miał. Kazałem odwieźć do wybudzalni i zarządziłem natychmiastowa i bezwarunkowa przerwę. Oficjalnie na kawę. Nieoficjalnie nie powiem po co.
W końcu szaleństwa zabiegowe zamieniły się w rekawerowe - rzygania, boleści i ciort wie co jeszcze - i wreszcie polazłem do domu. O ósmej.
Człowiek to jednak słaby jest - olałem dżima i zrobiłem sobie turbodrina.
I stąd ten post.
-------------
BNF - British National Formulary
elemej - Laryngeal Mask, LMA
rekawer - wybudzalnia
sedacja - podstępne trucie pacjenta, przy zachowanej jego chęci do współpracy
13 komentarzy:
Dzięki za posta:)) Miło się czytało, że nie tylko ja miałam cholerny dyżur. Do tej pory nie mogę się uśpić, nogi mi dalej latają po oddziale (jakaś kur*ica nóg czy cuś).Ty się odstresowałeś turbodrinem a ja Twoim postem:-)
Dzięki raz jeszcze
ruda_
O kurtka na wacie, najpierw mnie rozśmieszyłeś tym pierzem z koczkodana, a później mi się skóra pomarszczyła, jak sobie wyobraziłam Twój stres, łomater Dei.
Teraz to chyba wszystkim będziesz patrzył w oczy o_O
A na smerfetkę to tylko clinical report, jakby podskakiwała :-) W ogóle Abi stosuj staropeelerowską zasadę "chroń dupę za papier" :-), bo Cię głupia w jakąś aferę wrobi.
nika
no to dzionek miałeś jak ta-la-la... po czymś takim to tylko turbodrin ;)
A mnie rozwalił tekst " To ja się grzecznie pytam - czy tego kurwa mać nie widać że z nami trzeba po dobroci???. Polazłem na półgodzinny lanczyk. I kawusie.
A stresa nie zazdroszczę. Ja wczoraj tylko odstałem ponad godzine w kolejce, aby wejść do podziemi pod Rynkiem Głównym w Krakowie. Kiedy byłem tak w połowie koleji - okazało się, że już nie ma wejściówek. Bo ta kolejka była po wejściówki - a nie po to, aby wejść. Mieli półtorej tysiąca wejściowek - rozdawali chyba po ile i jak kto chciał.Ludzie pewnie brali po 50-siąt Brawo.
Więc polazłem do muzeum techniki... taaa noc muzeów - piękna sprawa. Tylko dlaczego kurna tylko do 1-szej w nocy :/ Przy tych kolejkach - góra 2 muzea się obskoczy :(
A u nas w Polszcze w wysokospecjalistycznym oddziele wysoce wielospecjalistycznego instytutu koleżanka takie dni charakteryzuje stwierdzeniem
,,pożar w burdelu to mało powiedziane"
modo
UUUUUUUUUU -to był dzień....
współczuję!!!!
Jednak nie mogę przyjąć do wiadomości jakim prawem nurs wpierniczał sie do Twoich działań kiedy to lekarz odpowiada za życie i zdrowie pacjenta??? Tak, tak- co kraj to obyczaj- ale... nie zmienia to faktu.
pozdro
Madziarka, wywołana do tablicy przez brata, się melduje prosto z Polski :). Fajna ta Polska ino niska jakaś ;)
Muszę sprostować lekko historię opowiedzianą przez brata - o tym, że mam być do 18 na lotnisku dowiedziałam się nie o 14, a o 14:30 :D, chwała niech będzie fantastycznemu klientowi, któremu plakaty tworzę i który podwiózł mnie do domu. Niestety z małżem pożegnałam się przez telefon :>...
a w dodatku jak już byłam w domu, to dowiedziałam się, że mój lot, który miał wylatywać o 23, wylatuje jednak o 19, czyli musiałam być zdecydowanie wcześniej niż o 18 na lotnisku ;)
ale za to samolot w połowie pusty, każdy podwójne siedzonko, ja też, nawet miałam przy oknie... na skrzydle heheh
o taki miałam widok:
jeden widok
drugi widok
trzeci widok
a tutaj widać Norwegię, słowo daję :)
aaaaa a z ciekawych haseł w samolocie, to najbardziej mi się podobała przemowa powitalna pilota:
witamy państwa, bla bla bla, będziemy dzisiaj lecieć nad północną Kanadą, Grenlandią, Islandią [...]
i moja pierwsza myśl:
Jak, ku*wa, nad Islandią?!?
A mnie dalej dręczy pytanie co z konkrecie oznacza, że ktoś ma wdzięk smerfetki... Bo ksywa to kojarzy mi się z sinicą lub argyrią, ale nie wdziękiem :)
chirurg: Kurde, ale dzień.
faju: ? ? ?
chirurg: W tym szpitalu to mamy taki burdel, a anestezjolog prędzej czy później pójdzie do pierdla.
faju: Przejdź kurna do rzeczy co?
chirurg: A no, mieliśmy operować kolesia, jak się potem okazało studenta medycyny.
chirurg: I anestezjolog napierdzielił i zamiast mu podać narkozę, walnął miejscowe, a potem gnój jeszcze wyszedł z sali.
chirurg: No zaczynam kroić, myślę, że delikwent smacznie śpi i w pewnym momencie proszę o zacisk i co o mało bym się nie zesrał.
faju: Pacjent zaczął się drzeć?
chirurg: Nie, podał mi ten pieprzony zacisk i zachwycony gapił się sobie w bebechy.
chirurg: Z ogromnym optymizmem obwieścił, ze jego koledzy 'padną' jak się dowiedzą, ze mógł sobie pooglądać już na żywo operacje...
http://bash.org.pl/622404/
Oj Abi, na turbodrina to ja też dziś zasługuję. Dziecko mam znów na urazówce, jutro kolejne koszenie (określenie chirurga dot. operacji) Krew mi odpływa z nerwicy głównie do nóg (to by tłumaczyło zwiększenie obwodu ud). Jestem na etapie 'zesrantus', więc tym bardziej dzięki za uśmiechuprzysparzającego posta.
GoS
No i prosze! Koronny dowód na to, że ciekawość nie popłaca....
Po kiego było w oczy zaglądać?
Stare anestezjologiczne sposoby monitorowania pacjenta poprzez patrzenie na pacjenta....
Pozdrawiam
Młoda Kobziarka Dzieciotrójka
Abi! ja wiem, czasem można mieć dość, ale przyzwyczajenie czytaczy do codziennych wpisów i później odwyk toż to barbarzyństwo!
Ruda, proszęż uprzejmie :)))
Turbodrin - czasem jest konieczny. Nie namawiam - ale w skrajnych sytuacjach zdecywdowanie tak. 3x ;)
Nika - nie mam zdrowia. Niech se baba robi po uważaniu, byle beze mnie. ZWD rulez.
Thalie, jawohl. A mój goreteks pomarańczowo - czerwony ma kapturek - czerwono-pomarańczowy :D
Nomad, a na piwo nie szło iść?
Modo - jak po wybuchu granatu. Albo jakby kogos rozerwało z powodu nadmiaru dwupierdzianu grochu...
Anek, tego chyba nikt nie łapie. Ja w każdym bądź razie absolutnie nie.
Madziaro, ładne widoczki :) Rozumiem, że w czasie lotu pilot zapowiedział"Prosze państwa, po lewej widzimy dymy z Aja.wamdampolatac, po prawej właśnie pikuje 330 konkurencji..."
Ewiater, małe, głupie i wszedzie sie wpiernicza w nieswoje ;DDD
Dexter, ktos niedawno podrzucił linka. Jeżeli prawdziwe - to doskonałe ;)
GoS, mam nadzieję że wszystko dobrze się skończyło. Daj znać.
Kobziareczko Młoda, toz ja jestem dzieckiem komputerów (wczesnej fazy) i bardziej w ierze w pulsoks i kapno niz palec i oko - ale szkolili mnie tacy co to bez palca na pulsie mieli sraczke, bo nie wierzyli że jak monitor pika to serce bije. No i wpoili kilka przesądów w łeb.
Trzeba bedzie wpisać do check-listy coby głeboko w oczy spozierać...
Edyta - straszny obiboctwa mam napad. Ale sie biorę :]
Prześlij komentarz