Uwaga, post ten zawiera słowa obsceniczne i ogólnie uznawane za obraźliwe. Ich usuniecie jest niestety niemożliwe gdyż całkowicie zmienia wydźwięk historii. Osoby wrażliwe zapraszam na jutro.
Brytyjczycy stanęli przed ciekawym wyzwaniem. Mianowicie potrzebują w NHS rąk do pracy, szczególnie w w tych dziedzinach medycyny które miejscowi omijają szerokim łukiem. Na ten przykład ginekologia, obstawiona przez specjalistów z Delhi. Albo anestezjologia, która to niszę delikatnie wykorzystała eksportowa siła robocza z Polski. Jednak tu napotykamy na ciekawy problem. Z jednej strony matołów do roboty nikt nie chce - więc trza brać specjalistów. Z drugiej strony żaden szanujący się specjalista nie przyjdzie robić jako stażysta, więc trzeba mu dać jakoweś sensowne stanowisko. O pieniądzach nie wspominając. Z trzeciej strony tak od razu innostrańcowi dać pozycję konsultanta? Trochę strach.
Wyszedł z tego Staff Grade. Taki - wash and go. Przyjdzie, zrobi co trzeba, papiery napisze, kase skasuje - i tyle. Nie trza go brać poważnie - bo nie konsultant, a w robocie zostawić można - bo nie trainee. Tak to sobie cwaniaki Brytole wymyśliły.
Praca w układzie Konsultant - Staff jest bardzo prosta. W dzień każdy sobie robi co mu z roty wynika - przy czym rota nie ma nic w spólnego z walką z Niemcem co dzieci nam germanił, nie wiedzieć czemu tak miejscowi nazywają doktorski plan zajęć - a w nocy konsultant dyżurny idzie w ch...olere, a Staff idzie spać do dyżurki - albo zapiernicza, w zależności co mu los przygotował.
Początkowo robiłem wszystko jak popadnie, toż wstyd by było chyba żebym wołał do jakowyś pierdół człowieka poważnego z domu, ale mi to szybko Szaman wraz z pozostałymi doświadczonymi kolegami wytłukł ze łba. Tu nawet nie chodziło o uczucie niedosytu jakie przespana we własnym łóżku noc mogłaby zbudzić w nieszczęsnym konsultancie, ale o pytania zadawane na sali sądowej. Mianowicie konsultanta zazwyczaj się pytają w jaki sposób coś zrobił, a staffa raczej po coś sie capie za to brał. Zdecydowanie zmienia to kwalifikację czynu.
Naumiany - a Polak uczy się szybko, nawet w lenguidżu - ustaliłem z wszystkim konsulentami o czym też chcą wiedzieć a na co mam zielone światło. Co się mam z koniem wadzić.
Siedzę ja sobie w naszym Domku Dyżurnego Anestezjologa (można by ukuć jakiś DomDyżAn - ale chyba wszyscy na to po cichu mówili Jebana Nora), a tu blip zrobił... blip. Patrze - A&E zwane żargonowo ejen'i. Zaraza. Zaś jakiś tłumok wyrżnął w drzewo albo insza sierotka Marysia co to jej życie zbrzydło i się nażarła Paracetamolu.
To jest kolejny temat - co do k. nędzy Irole mają z tym Paracetamolem??? Otruć się idzie łatwiej choćby i wodą ze sracza - nawet wygodniej bo po nocy na stację benzynowa latać nie trzeba i w dodatku za darmo.
Lezę na na to cholerne ejeni, a tu dzonk. Mój przyjaciel chirurg - polski, dodajmy - pokazuje mi sympatycznego pana starszego, co to mu się taka mała, maluśka gulka pokazała w kresie białej, zaraz nad pępkiem. I go boli. W czym problem? No, odprowadzić się nie da więc trza rżnąć. Rzuciłem się na papiery i im dalej w las tym mi żuchwa dynda niżej i niżej. Cztery zawały. Stenty. By-pass'y. Bóle wieńcowe całkiem częste. Wiadro leków. I jedna czynna nerka - uwaga uwaga - po przeszczepie. Już żem się zaczął przymierzać do roboty gdy pojawił się przede mną Awatar Szamana z Galicyji co rzekł był szczerze i od serca: „Nie jedź tam, cny rycerzu, bo cię do reszty pojebie”. No właśnie. Za jakie grzechy mam się paprać z takim pasztetem jak konsultanta mam? I tenże konsultant kasę bierze straszną właśnie za nadstawianie dupy w sądzie?? Zadzwoniłem, mój nadzorca, niejaki SJ, powiedział że owszem, już jedzie - i tu zaczął się cyrk. Ja mówię że w takim razie idę spać, bo dzień ciężki był a ten mi mówi że nieeeee, ja będę znieczulał a on mi rada będzie służył. Sczerwieniałem na takie dictum szczerze na ryju i zapytałem go czy ja dobrze słyszę - że pacjent jest mój? A i owszem - odparł radośnie SJ. Odwróciłem się do pielęgniarki izbowej i kazałem wezwać transport oraz połączyć mnie ze specjalistycznym szpitalem w Belfaście. Tu SJ zamachał łapami i powiedział że mowy nie ma, sami go znieczulimy i zoperujemy.
Com wtedy powiedział, nie napiszę. Po polsku było to i tak nikt niczego nie zrozumiał. Polazłem do anestezjologicznego zrobić sobie siemia lnianego - wiadomo, na wściekliznę najlepsze - niestety wyszło więc skończyłem na herbatce. Wpada pielęgniarka i się pyta co ja chcę do zabiegu. Tu mi strzeliło coś w mózgu - a wiadomo że jak chłopu krew cieknie po zwojach to każdą głupotę zrobi - i przy całej sali wydarłem się do SJ czy on aby na pewno chce oddać pacjenta z ASA IV staffowi? Tak, chce. Zapytałem grzecznie czy wszyscy słyszeli. Słyszeli.
Jak się coś stanie i tak pójdę pod wodę, ale tego młota wyślę do Rowu Mariańskiego.
Popatrzmy jeszcze raz. Niewydolność wieńcowa. Nereczka odnerwiona, na szczątkowym działaniu. I cóś uwięzgnięte w kresie białej. Sądząc po wielkości może być sieć - może być jelito. Teraz popatrzmy na ryzyko. Spadnie ciśnienie - zawał tylko czeka. Piąty. Co się skończy zgonem na stole albo w ICU. Nereczka - spadnie ciśnienie, przestanie działać. Damy presory - szlag trafi diurezę. Wleje płyny - nie trzeba być wieszczem żeby zobaczyć obrzęk płuc. Szpilkę wbić? Toż jaja z ciśnieniem takie same, w dodatku Clopidogrel krwiakiem straszy...
Uśmiechnąłem się do Pana Starszego i wyjaśniłem mu że w zasadzie ma przesrane od początku do końca. I cokolwiek bym nie zrobił, to gwarancji nie ma żadnej że on z tego stołu zlezie żywy. I czy on na pewno chce być tu operowany? Uśmiechnął się promiennie, powiedział że latał w czasie wojny z Polakami i że to byli zawodowcy najwyższej klasy i że on w związku z tym ma do mnie pełne zaufanie.
Nożkurwawdupejebanamać.
Opisałem mu możliwe komplikacje po ogólnym, podpajęczym i zewnątrzoponowym. Uśmiechnął się jeszcze milej i powiedział że to ja jestem fachowiec i żebym wybrał. Skrzyżowałem palce i zaproponowałem ZOPa. W zasadzie ryzyko tylko jedno - jak trafię w naczynie to się mu krwiak zrobi...
Jest taki ciekawy moment kiedy nagle znika stres. Decyzja została podjęta, procedurę trzeba wykonać - i jakoś wtedy myśli się spokojniej, rusza sprawniej - ale człowiek nie ma już tej pieprzonej sraczki "czy - gdzie - jak - po co".
Mycie - znieczulenie skóry - igła w Th6 - po-ma-luś-ku-cew-ni-czek-tyci-tyci-coby-ino-wlazł - usunąć igłę, okleić - i czekamy.... Po minucie wpatrywania się w cewnik przyłożyłem strzykawkę i zassałem z lekka. Dalej nic. Czyli jakby najgorszy moment mam za sobą. Podałem kontrolę - dalej oki. Napięcie spadło, na palcach wzrosło. Co prawda wyciągnięcie cewnika niesie również ryzyko uszkodzenia naczynia, jednak nie jest to tak stresujący moment jak jego założenie.
Gdyby ktoś chciał poczuć presję pod która to się wszystko działo, to uprzejmie donoszę że córka miłego pana była konsultantem medycznym (czyli taki nasz ordynator chorób wewnętrznych) a jej mąż profesorem kardiochirurgii Zajewielkiej Kliniki w Londynie. I dali zoperować dziadka w Pierdziszewie Górnym dwóm polskim staffom. To się fizycznie nie mieści w pale w żaden dostępny w tym universum sposób.
Mój przyjaciel chirurg ciachnął dziadka, zresekował zmartwiałą sieć - a w zasadzie jej maluśki kawałek - zaglądnął do brzucha - tu pan starszy powiedział że ma przedziwne wrażenie że coś mu jeździ po żołądku, co było absolutnie prawdą - i zamknął wszystko na rachu ciachu. Bez bólów wieńcowych, zawałów, niewydolności nerek (gramatycznie to chyba „nerki” powinno być), zgonów i - Pan Bóg strzegł - krwawienia do przestrzeni zewnątrzoponowej. Inną rzeczą jest jak pan starszy przeżyłby ewentualną resekcję jelita...
Pod koniec zabiegu dostałem kolejnego blipa. Położnictwo. Grzecznie zadzwoniłem i dowiedziałem się że mają „very distress lady” - co się tłumaczy na koniec drugiej fazy porodu, ryki i rzucanie dupskiem - i że chcą jej założyć cewniczek. Zawołałem SJ i powiedziałem mu żeby polazł to zrobić - bo ja zostaje z moim pacjentem.
I polazł.
Choć tyle mojego.
18 komentarzy:
ufff, czyta się to jak kawałek dobrej książki grozy :)
a tak z innej beczki, a propos poprzedniego wpisu - do szwagierki do pracy nie przyszło wczoraj 10 osób, łącznie z menagerką, bo był piątek 13 - ot, popierdzieliło ich w tej Kanadzie ;)
Aaaabiii, bo nie ma to jak polski lekarz!!! A jak jest ich dwóch, to w ogóle bajka :-))))
Polak potrafi, i już :-)))
Łojezu, to byłam ja, nika
Madziaro, bo to była zgroza.
Odnośnie 13 to tu tak niespecjalnie się przejmują. Jakby - mniej zabobonny lud niż w Kanadzie ;)
Nika, dziadek szczęście miał i tyle. A my razem z nim. :)
Moim zdaniem to nie żadne szczęście dziadka tylko Twoja fachowość. A z dziadkiem zgadzam się w zupełności, że do rzeczy wielkich to my jako nacja jesteśmy po prostu stworzeni :) tylko czasem za swoja wielkość musimy dostać porządnie w dupsko!!!!
Ja mam swoją teorię dlaczego w tym królewskim kraju nikt nie chce być anestezjologiem - po prostu to jest za trudne, zbyt duża odpowiedzialność!! i tyle
Jolcia
Po tym, jak całkiem polski aneste wyciągnął babcię moją osiemdziesięciokilkuletnią z ciężkiej sepsy ( dodam, że babcia z cukrzycą i jedną w miarę przyzwoicie działającą nerką), to ja w polskiego anestezjologa bezgranicznie wierzę. Kobiecina nieświadoma bycia pod respiratorem prawie dwa tygodnie, gdy ocknęła się na dobre, miała jeden problem, a mianowicie włosy miała kiepsko wyglądające i poprosiła pana doktora, coby rodzina coś z tym zrobić mogła. Mina doktorowa bezcenna.
Twój pacjent tak samo twardy był widać, a i specjalista niezgorszy mu się trafił:)
GoS
Wielce skromnnie i łagodnie opisałeś całe zdarzenie, Abi. Wiem, że w necie podlać to zawiesistym sosem z latających wtedy (i tuż po, nad ranem) pań przedajnych oraz części anatomicznych płci obojga wraz z zastosowaniem (a niektóre bardzo pomysłowe były) trudno jest, ale gdyby te z życzeń pod adresem SJ, któreś wtedy głośno wyrażał, się spełniły to gościu ma zapewniony "ętertajment" na solidne parę stuleci w Zaświatach.
P.S. W moich notatkach SJ ukrywa się pod Jot Szkot. Skąd wiedziałeś?
Abi, wiedziałam, że sobie poradzisz- gratuluję pewnej ręki i silnych nerwów. A dla starszego pana wierzącego w Polskie Siły Zbrojne (we wszystko) -ukłony
Jolcia, żecz sie nie tyle rozbija o fachmaństwo ile o podział kompetencyjny w UK.
Rzeczony doktor był ani lepszy - ani gorszy. Ale to on ma post konsultanta i to on jest odpowiedzialny za znieczulenie pacjenta w takim stanie.
Wykonał sobie manewr pt. ZWD (zabezpiecz własne dupsko) moim kosztem. Dlatego darłem sie na sali do wszystkich czy słyszeli że on nie chce tego robić i zostawia decyzję o typie znieczulenia na mojej głowie.
A że całość przypominała jazdę na odrzutowych wrotkach po cienkim lodzie... Zastanawiałem sie potem wielokrotnie czy to była dobra decyzja. I gdybym kiedys dożył takiej chwili że będę po 4 zawałach i przeszczepie nerki - to poproszę o ten sam rodzaj znieczulenia. Rydzyk-fidzyk.
GoS - to jest kolejny ciekawy temat. Otóż ok. 70% pacjentów umiera pomimo wysiłków lekarzy. 25% wyzdrowiało by sobie bez żadnej pomocy. Pozostaje pięć procent na które mamy wpływ. Straszne, nie? Wstrząs septyczny jest stanem obarczonym wysokim ryzykiem zgonu. I czasem się udaje - a czasem nie. My mamy tylko takie mechanizmy jakie mamy - jak zadziałaja to pacjent przeżywa, jak nie - to nie. Babcia musiała twarda być.
Szaman, mówisz że to zbyt łagodnie opisane jest? Fakt że o poranku ladacznice fruwały - ale to był ranek... A co sie chirurg w nocy przy zabiegu nasłuchał - łomatko :D Podziwiam jego spokój.
Skąd SJ? A tak jakoś po góralsku ciepło o nim myślę....
Catta, Pan Starszy był niesamowity. Przy tych całych jajach cały czas się uśmiechał. Specjalny sort ludzi.
Abi, może i macie mechanizmy takie, jakie macie. Dużo jednak zależy, jak się je stosuje i które z nich w danej chwili. Medycyna to sztuka i wymyślanie świętych procedur w Ukeju lub mniej świętych w Polsce tu nic nie zmieni. Specjalista albo ma intuicję, talent, rozsądek i wiedzę i jest wtedy prawdziwym mistrzem, albo ma tylko wiedzę i jest wtedy poprawnym wykonywaczem ustalonych procedur.
Nie umniejszaj swoich zasług;)
GoS
"Jest taki ciekawy moment kiedy nagle znika stres. Decyzja została podjęta, procedurę trzeba wykonać - i jakoś wtedy myśli się spokojniej, rusza sprawniej - ale człowiek nie ma już tej pieprzonej sraczki "czy - gdzie - jak - po co". "
Dokładnie tak jest. To tak jak z rozwolnieniem i zawałem-wszystko do czasu.
Swoją drogą ja lubię ten moment. Wtedy funkcjonuję jak w pozytywnym transie.
Kiedyś nie pamiętam jak zdałam bardzo trudny egzamim...na koniec zapytałam prof. czy to 4,5 to żarty?
Na co on stwierdził, że nie ...ale ma propozycję, żebym nagrała swoją wersję "Anielskiego orszaku".
(Pod drzwiami w celach rozluźnienia i dla jaj śpiewaliśmy pieśni żałobne :DDD)
Pozdrawiam.
- e.
aż mi skóra ścierpła...ale już oddycham;)
niezłe, niezłe jak kryminał albo jaka książka sensacyjna....trzyma w napięciu ( jak wiele wydarzeń sorowo-karetkowo-oiomowych )
M
Sidżej musiał się chyba niejednokrotnie narazić. ;)
Ha, szwoleżerowie, dywizjon 303 i Abi górą ku pokrzepieniu serc :P A swoją drogą - tekstem o polskich lotnikach dziadek rozłożył mnie kompletnie...
GoS, to nie tak - ten nasz zawod sie mitologizuje troche za bardzo jednak. Jak Ci mechanik źle zrobi samochód to sie zabijesz na drodze. Wymaga to staranności i zaangażowania - ale bez przesady że to są jakoweś magiczne czynności ;)
Emilka, mi kiedys mój przyjaciel chirurg - ale nie ten z opowieści - zapytał czemu ja stresuję pacjentów. Wybałuszyłem na niego gałki z wyrzutem - jak że to, empatia ze mnie bucha wręcz - a ten mi tu o indukowaniu stresu???
Po czym wyjaśnił że mu sie pacjent skarżył że w czasie usypiania to mu dochtor gwizdał "Anielski orszak niech twą dusze przyjmie...."
Docik, Esdżej raczej :D
A obserwacja słuszna :DDD
KK, to była drobna masakra. Potem gadaliśmy w czasie zabiegu o jego doświadczeniach, niesamowity facet. Po wojnie był w Polsce, bardzo się mu podobało wszystko co widział.
LoooooL - u mnie na roku to był przebój.
I to na tyle, że kiedyś...miałam ubaw...na pogrzebie :D
Ty mnie nie dobijaj Abi z tym mechanikiem:D
Gwarantuję, że was już dawno odmitologizowałam i dlatego Szaman mnie ostatnio musiał pocieszać w swoim poście, jakimi to mistrzami jesteście wśród wszelkich inszych specjalizacji medycznych:)
I mu, kurczę, uwierzyłam i niech tak będzie, z racji tego, co mnie za tydzień czeka:)
GoS
Emilka, looknij jutro ;) mily przeboj mi sie znalazl na niedziele.
GoS, bedzie dobrze. Szaman racje ma. I jego sluchaj :) Ja po prostu boje sie jak ktos dobrze o mnie pisze - taki prywatny zabobon.
Prześlij komentarz