- Szybki, a ile ci zejdzie do Krakowa?
- Za godzinę dojadę.
- Tyle to ja bez sygnałów zrobię.
- Ale ja tyle potrzebuje nie do Wieliczki tylko do Jana Pawła.
- Eee.. bzdury gadasz... To byś se musiał śmigło na dachu zamontować. Nie da się – powiedziałem z przekonaniem. –Toż przez miasto zejdzie ze dwadzieścia minut.
Jakoś w ferworze życia doczesnego zapomniało mi się o tej rozmowie prowadzonej leniwie o 2 w nocy. Ale Szybki nie zapomniał...
- Abnegat, potrzebujemy transport do Krakowa – przywitałem się radośnie z dyspozytorem. – Dobrze by było wrócić przed trzecia. R wolne?
- Wolne.
- Pielęgniarka pojedzie z oddziału.
- Będziemy za piętnaście minut.
Rach-ciach, zapakowaliśmy klienta na nosze i poszli do karetki. Sprawdziłem jeszcze czy dreny się nie pozatykały, ssanie czy działa, monitory, sygnały i pojechaliśmy.
Wentylatorek popracował 20 minut i zdechł. W sumie nie zdziwiło mnie to bardzo – pytanie było “kiedy” a nie “czy” wytrzyma. Przepiąłem ambu i usiadłem za głową pacjenta. Kwintesencja anestezjologa to wentylacja... Dzielny byłem bardzo. Wentylując zażarcie najpierw zrobiłem się blady, potem szary a na końcu zielony. W tym momencie Kazio wywalił mnie na zbity pysk, twierdząc ze ambu to on se sam może dymać, a ja się mu żywy przydam na wypadek reanimacji. Na takie oświadczenie oddałem miejsce wraz z workiem i polazłem do przodu. Co okazało się krokiem chybionym jako ze Szybki przekroczył właśnie druga kosmiczna i gnał jakby brał udział w wyścigu na Marsa. Wbiłem się w fotel. Jak się mi błędnik uspokoi to jakoś ten transport przeżyję.
- Abi, jesteśmy – rzekł dumnie Szybki. -58 minut.
W tym momencie dotarło do mnie ze widok tramwaju zbliżającego się na czołówkę nie był wytworem mojego mózgu.
- No patrz. I nawet nic nie odpadło – wyraziłem podziw szczery dla osiągnięcia. Po czym wysiadłem.
Głupi pomyśl. Błędnik zbuntował mi się bardziej niz. myślałem. Żeby nie klapnąć dupka w glebę, przeszorowałem po karetce i otwarłem drzwi z tylu.
- Dreny ma sklemowane? – zapytał nie znoszący sprzeciwu glos gdzieś z boku.
- Macie jakąś nowa praktykę mordowania pacjentów? – odpowiedziałem, walcząc z autofokusem. Rozmazana plama zamieniła się w palacego papierocha jegomościa w białym fartuchu.
- Sie pan, doktorze, tak nie unosi. Nie tacy jak pan przywozili mi tu uduszonych.
- Noż kkurwa, zdecydowanie nie tacy jak ja. – Cóż sobie cham wyobraża? Ze jak ze wsi doktorek przyjechał to nie potrafi przypie.dolic?? –Ja akurat jestem po medycynie a nie po rzeźni.
Po czym potknąłem się na krawężniku, wyrznąłem czaszka w drzwiczki i straciłem z trudem odzyskana ostrość. Tak to jest jak się pyskuje do starszych.
Potem się okazało ze to był szef kliniki. No, nic nie poradzę. Sam się prosił. Co ciekawe, zazwyczaj dochtór transportowy zbierał drobne pater noster. A w tym przypadku przyjęcie przebiegło w ciszy i wręcz ekspresowym tempie. Pewnikiem mój agonalny stan wzbudził w klinicznych hienach samarytańskie uczucia.
30 komentarzy:
No widzisz, Abi czasem nie warto mówić: sprawdzam!
A swoją drogą,to ze swoją przypadlością wybraleś sobie interesujący sposób zarobkowania. To jakby takie dodatkowe umartwianie. Rodzaj samobiczowania.Pokuty.
O tak Kiciaf zgadzam się :)))
No ale Abi nie dość że dobry lekarza to i jeszcze gotów do największych poświęceń :) a i talent literacki ogromny posiada :)
Drogi Ab
czy Ty masz chorobę lokomocyjną? bo jeśli tak, to współczuję głęboko (wiem co to za cholerstwo)i znam genialne rozwiązanie. Nie jechać autem, tylko prowadzić auto :). Choć w Twoim przypadku to dość, rzekłabym, karkołomne zadanie ;D. Pozdrowienia z, o! ironio! przesławnej Łodzi ;)
C.
Niech Abnegat pępek zakleja albo cuś...;)
Innesta, faktycznie - mial najwyzszy uklad (czyli pare koltow) :DD
Kiciaf, te dwa przypadki byly najgorsze. Zasadniczo jak nie musze jechac tylem - jest dobrze. A jak moge widziec droge - prawie ze super.
EL - anestezjologa mozna chwalic dopiero po smierci ;D
C, witaj :)
Chorobe mam, odkad prowadze jest duzo lepiej. Przypadlosc wredna ale - co cie nie zabije to cie wzmocni ;)
Catta, tego nie probowalem :?
No Abi wiesz TY co ;) Toż jak zasługuję człowiek na pochwałę to się go chwali :) nawet jak jest to anestezjolog ;D
Aviomarin nie pomaga? ;P
... na hardcorową lokomocyjną aviomarin nie pomaga,albo pomaga tak ,że człowiek staje się bohaterem uczelnianej anegdoty.Kilka lat temu uraczywszy się aviomarinem (bo wtedy dla mnie przejechanie bezawaryjne 30 km było cudem),pojechałam na wykład.Grzecznie zasiadłam w trzecim rzędzie na auli...i nabiłam sobie guza na czole,bo aviomarin mnie rozłożył na łopatki- na tyle że przywaliłam głową w blat.Spektakularny napad senności wywołał radość zbiorową.A profesor na egzaminie przywitał mnie tekstem "oooooo śpiąca królewna przyszła ,kawki może na rozruch...intelektualny?".Ehhh ,dłuższe wycieczki kończą się tym ,że jadę jeszcze 2 godziny po wysiadce z auta i jestem max niekumata . Pozdrawiam wszystkich z przypadłością i bez sobotnio i leniwie. ... i uśmiech szczery dla Blogoprowadzącego - emili
Emili jeszcze tak z 10 lat temu to dla mnie szczytem było przejechanie 2km a teraz pod warunkiem że widzę drogę lub mogę spać i całkowicie się wyłączyć to nawet 100km przejadę :) co nie zmienia faktu że mam tak ja Ty że wysiądę z auta a jeszcze jadę ;)
A Aviomarin to na mnie działał tak że dolegliwości się pogłębiały :(
... jak dobrze wiedzieć ,że człowiek nie jest sam.(eee-live może załóżmy klubik Podróżujących Inaczej ?! :)) Świadomie nie napisałam ani słowa o obciachu i o dziwnych spojrzeniach w pojazdach komunikacji zbiorowej ...kiedy człowiek zielenieje na raty,wyłącza mu się "kumatość".I zaskakują inne niechciane funkcje (nieeeee powiem jakie ). Buziak ! emili
O tak spojrzenia ludzi bezcenne
... eee-live -ja myślę ,że "słodkie wspomnienia" z takich wycieczek to materiał na niezłą książkę o zabarwieniu tragikomicznym.Spojrzenia owszem bezcenne ,ale reakcje ulalala ...A ja głupol totalny 3 lata temu pojechałam do Londynu autokarem ,bez prochów (bo co się będę faszerować na urlopie) ...I w okolicy granicy myślałam ,że zjem aviomarin z opakowaniem :).Potem na promie biegałam jak młoda łania a wszyscy zaliczali zgon.To chyba jedyna pozytywna strona mojej przypadłości o której pamiętam.:))-emili
A ja pamiętam 13 godzinną wycieczkę autokarem w góry :) siedziałam na torbie z rzeczami która była na podłodze, głowę miałam na siedzeniu i po tych 13 godzinach wstałam i normalnie chodziłam :) wszyscy w szoku byli :)
jakiś czas temu nabijałam się z mamy, że ma chorobę lokomocyjną tylnego siedzenia - dystans 30-49 km skutkował zzielenieniem, tudzież ładnymi odruchami...hahaha...nie śmiej się bratku z cudzego przypadku :/ niedawno spotakało mnie tosamo- po dłuższej przerwie byłam pasażerem. z tyłu. Byłam zielonym pasażerem.
A z cyklu głupota nie zna granic - nie wsiada się na kacu w 14to godzinną podróż autokarem .
M
eee-live - pewnie miałaś zaklejony pępek- przyznawaj się tu zaraz:)))! Natężenie wiadomej choroby zależy też od stanu technicznego pojazdu i od prowadzącego tenże pojazd i od zawartości pojazdu :))) i od podejścia do wycieczki (mój błędnik 5 razy bardziej głupieje jak się stresuję wyjazdem) - buziak :)(spadam w końcu robić "coś pożytecznego" -> pozdrowionka -emili
a ja aviomarinek lubie bo nie dosc ze mi pomaga i jazde umozliwia to jeszcze jak sie odpowiednio wczesnie go wezmie to idzie sie nyny i sie budzi wypoczetym na miejscu:) ale w pracy takiej jak Abiego by nie przeszlo no i czlowiek mniej kumaty jednak po tym jest.
sposob na kierowce tez dobrze dziala:)
a moi znajomi niektorzy sie juz nauczyli siadac tylem jadac ze mna w transporcie publicznym wszelakim, tylko czasami jest smiesznie jak sie zle obczai w ktora strone sklad ruszy, albo w pociagu do Zakopanego albo gdzieniegdzie metra sa podobnie rozwiazane:)-przesiadka w trakcie;)
pozdrawiam
I'vena
Aż ja w życiu pępka nie zaklejałam :)
A co do stanu pojazdu to zdecydowanie wolę twarde zawieszenie :) muszę czuć jak wjedziemy w dziurę jaka duża była a nie tylko kołysanie :)))
... eee-live ,bywają cuda podróżnicze :))).Ja wam mówię ,my załóżmy klubik.W moim wypadku metoda na kierowcę nie działa trzeba by zaliczyć kurs (na myśl o kursie mnie mdli). Swego czasu myślałam o prawie jazdy na drezynę ...ale,ze względu "kiepskiego oszynowania miast i wsi" pomysł padł:))).Swoją drogą tak tu dzisiaj miło (i rzygawicznie :))sorry ;)),że moje obowiązki sobotnie hmmm ehhh -pozdrawiam emili
abi wspolczuje choroby lokomocyjnej. znajac te przypadlosci z wlasnego dosiwadceznia doceniam twoje poswiecenie jazdy tylem - kapelusze z glow.
obciach zaliczylam na wycieczce autokarowej w beszczady kiedy to padlam po wyjechaniu na polonine wetlinska i odmowilam powrotu do autobusu oraz ruszenia sie z trawy na poboczu. wlasciwie odmawialam wszystkiego poza napelnianiem woreczkow foliowych.
aviomarim mnie usypia na amen. jak spie kreci ci mi sie w glowie i budze sie ziolono-sino-szara z blyskawiczym parciem na opuszczenie pojazdu.
jedyny sposob to jazda na przednim siedzeniu z kierowca, ktory jedzie plynnie i pewnie (predkosc nie sprawdzam na wszelki wypadek).
w autobusach pks (czasem musze z nich korzystac) jade na pierwszych siedzeniach zaopatrzona w ilogram jablek. zre je jak maszyna i jakos dojezdzam cala. nie wiem czemu jablka mi pomagaja. tu sie chyba tylko psychiatra moze wypowiedziec.
skrzacik nieco bardziej tenteges :)
Lavinka, ale taki dochtor na Tabketkach Przeciwko Autobusowi (czyli Ave Maryja) to sie do roboty srednio nadaje :D Rozklada mnie na lopatki.
Emili, ciezki los dotknietych :D Potrafie spokojnie przezyc jak widze droge. Chyba ze kierowca jezdzi systemem gaz-hamulec (co sie da wyprostowac) oraz jeszcze gorsze - nie uzywa hamulca ale dodaje gaz - puszcza - dodaje - puscza... Gdzie tak ucza jezdzic???
EL, a prowadzisz sama? Bo odkad jestem kierowca to mi duzo lepiej.
M, 14 godzin z kaczorem i choroba lokomocyjna - znaczy ze czlowiek jest trudny do zabicia ;)
I'vena, jazda tylem to jest umiejetnosc 4 poziomu...
Skrzacik, no wlasnie. Jak sie kierowce wyedukuje ze hamulec be jest - to sie da przezyc :D
... Abi- obawiam się wszędzie tak uczą jeździć ... a ja na dokładkę jestem przeczulona na zapachy.Czasami bywa odjazdowo ...jak odświeżacz powietrza w bolidzie mi nie podejdzie (nie mówiąc o dyfuzji w środkach publicznych) na dzień dobry pocą mi się dłonie i I'm green . Baaaa widok drogi też nie pomaga,jedyne co działa to łepetyna za oknem ( a potem już zaskakuje mi marud bo mi zatoki skrzeczą po wycieczce).Zresztą - jak mam "odjechać" to "odjadę" i nie ma na to mocnych i tak jestem sobie taka odjechana :)na max mniej więcej to tyle w bluesowym temacie -> pozdrowionka -emili
Abi no pewnie że prowadzę :))) ale częściowo przezwyciężyłam (mogę przejechać około 100km pod zwykłymi warunkami) to przez to że strasznie dużo jeździłam :) a nie chciałam żeby ominęły mnie różne wycieczki tylko przez chorobę lokomocyjną :) A jak powszechnie wiadomo jak ja się uprę to nie ma rady :)
A co do kierowców to ja już tak raczej sobie wytresowałam tych z którymi najczęściej jeżdżę :) A jak jadę w dłuższą trasę to z zasady nic nie jem przez około 12 godzin :)
Współczuję Wam bardzo, ja na szczęście nie mam takich problemów... no może poza starymi PKS-ami te potrafiły mnie wykończyć. No i odkryłam niedawno, że nie mogę czytać niczego, nawet smsów w samochodzie i tramwaju, a kiedyś mogłam - dziwne...
Poza tym nie znoszę, kiedy w autobusie jest bardzo gorąco, co niestety w tutejszych autobusach w zimie jest nagminne... gdyż kierowcy zadowoleni jeżdżą w koszulach z krótkim rękawem, i nie przejmują się tym, że wszyscy pasażerowie są okutani w kilka warstw ubrań, bo zimno tutaj okrutnie.
Za to mamy z Nomadem przyszywanego brata, z którym właśnie trzeba przy rozmieszczaniu się w pociągu ustalić, w którą stronę dany pociąg będzie jechał. Bo nie daj Boże, żeby brat siedział tyłem do kierunku jazdy.
No ale z jego opowieści wiem, że był naprawdę biednym dzieckiem, bo nawet nie mógł patrzeć na kręcące się karuzele na placach zabaw.
Madziaro z tymi karuzelami to ja go rozumiem też tak mam a nawet na huśtawce nigdy nie wytrzymałam dłużej niż 5 minut :(
He he :D
Jak hustalem swoje starsze dziecko na hystawce to ogladalem sobie w tym czasie chmury... Bo wystarczyl moment zapatrzenia na husianego potomka - i mr green byl gotowy.
... ja mam dużo starsze rodzeństwo i wiele lat temu poszło do wesołego miasteczka (każde oddzielnie)(bo razem to obciach) i i tak się wydało że są rodziną jak po zejściu z łańcuchowej spotkali się pod jednym drzewkiem w wersji I'm green-ale każde z innej strony :) (a co najdziwniejsze rodzice nie mieli takich jazd ) -pozdr.Blogoprowadzącego setny raz i Wszystkich Wyrozumiałych i Współczujących - emili
Ja mam z kolei inną podróżniczą "przypadłość". Otóż - jeśli jadę jako pasażer na odległość większą niż ok godzina jazdy - to zasypiam. Zwłaszcza w godzinach popołudniowo/nocnych. Praktycznie zawsze. I to niezależnie na którym miejscu siedzę. Oraz czy jadę samochodem, autobusem czy pociągiem. Jedyne co mnie ratuje - to czytanie czegoś...
Może ma to związek z tym, że kiedyś nauczyłem się (ze względu na bardzo nieregularny tryb życia-mało snu) wykorzystywać każdą możliwą chwile na krótkie drzemki...
Oczywiście - takie zasypianie dotyczy tylko osób, którym ufam za kierownicą :D ale przez takie zasypianie - kiepski ze mnie (dla kierowcy) współpasażer.
brat - ta przypadłość to u nas rodzinna przecież :D. Już zapowiedziałam mężowi, że jakbym kiedyś z jakiegoś dziwnego powodu cierpiała na bezsenność, to wystarczy zabrać mnie na wycieczkę samochodem - śpię w momencie :D.
Oczywiście teraz jak jeździmy gdzieś po Ontario i chcę jak najwięcej zobaczyć to staram się nie zasypiać. Natomiast jak jadę znaną trasą... :D
I to wcale nie chodzi o nieregularny tryb życia, ot po prostu, ten typ tak ma ;)
Nomad i Madziaro ja tak mam w pociągu :) potrafię usnąć nawet jak jadę tylko 7 minut. A w samochodzie to tylko jak jadę ze sprawdzonym kierowcą :)
Prześlij komentarz