niedziela, 30 stycznia 2022

To jeszcze nie restart

Z jakiegoś powodu pisanie bloga przypomina trochę dzwonienie do przyjaciół którzy wyprowadzili się daleko. Albo jeszcze dalej. Najpierw dzwonimy często - achy i ochy - co słychać, ale w końcu przestajemy. Całkowicie. To nie jest zaplanowane, po prostu nie dzwoniliśmy rok, to i możemy odłożyć telefon na kolejny dzień. Po pięciu latach musimy poprosić dziadka Googla o przywrócenie hasła.

Poza tym żeby pisać, trzeba mieć o czym. Mielenie w kółko własnych przemyśleń staje się niestrawne nawet dla autora. 

 Ale czasem się zaglądnie. Tak jak dzisiaj. I tu zaliczyłem drobny opad szczęki - mój własny Norton, przyjaciel największy, co to broni i chroni od zimna, głodu i złodziei kart kredytowych wygenerował wielki czerwony ekran informujący mnie, że mój blog własny stał się stroną niebezpieczną, zawierającą wirusy, grzyby, wiciowce czy inne zdjęcie gołej dupy... Napisałem do przyjaciela mego ochronnego cóżże w blogu moim dopatrzył się takiego po pięciu latach pasywności, że musiał założyć embargo; czekam na odpowiedź. Co najmniej interesujące... 

Zaczynam chyba znowu odczuwać przyjemność pisania głupot - znowu, bo jak z historii wynika, męczyło mnie to w wieku średnim dogłębnie a skutecznie. Najwyraźniej wiek starczy też swoje prawa blogowe ma. Się zobaczy. Sprawdziłem statystyki i z niejakim zdziwieniem odkryłem, że nadal ktoś tu zagląda. No, w większości boty albo ogłoszeniodawcy, ale zdarzyło się kilka miłych wpisów. Pozdrawiam zwrotnie ciepło mimo że in coetibus.

Pozdrawiam starych czytaczy-zaglądaczy, macham do nowych jako ta Królowa Angielska, dystyngowanie acz zalotnie. 

Się zobaczy.

Do zobaczenia zatem