Andy-Boy w końcu wygrał. W zasadzie, będąc na jego miejscu, postarał bym się nie-wygrać finału US Open, przechodząc w ten sposób do historii tenisa jako finalista z największą listą przegranych finałów pod rząd. Ostatecznie lepszy rydz niz nic. Jak nie można mieć Oskara to i Złota Malina ma swoja wartość.
Andy wzbudził zachwyt tumbylców rozwiązując filozoficzny nieomal problem: czy zostanie pierwszym od lat wielu Brytem triumfującym w Wielkim Szlemie, czy też niespełnionym Szkotem. Z pewną taką nieśmiałością czekam teraz na nadanie mu Sire’a. Choć może jeszcze nie teraz?
Póki co doceniła go Jej Królewskiej Mosci Poczta, malując kilka ze swoich skrzynek na złoty kolor. Co jest najlepszym przykładem na przewagę dopingu pozytywnego nad negatywnym - chłop się tak ucieszył, że wygrał szlema. A nasza wieś urocza zyskała atrakcję turystyczna - rząd samochodw z rodzinami ubranymi odswiętnie oraz nie wyczekuje na swoje pięć minut. Każdy chce mieć zdjęcie z bohaterem.
Tu powraca pytanie, co jest ważniejsze dla tenisisty- medal z olimpiady czy szlem? Przywożąc złoty medal w tenisie był jednym z wielu sportowców brytyjskich, którzy tego dokonali. A tu jest sam - jeden...
No właśnie - ważny ten złoty medal czy nie?
Do pieca dołożył doskonały polski brydżysta, z nazwiska nie wymienię z przyczyn zachowawczych, któren to złote medale paraolimpijczyków zmieszał z - litościwie zmiękczmy ton wypowiedzi - błotem. Z jednej strony ma rację - ostatecznie jeżeli ktos nie może wystartować na olimpiadzie, to znaczy że jest na nią za słaby. Koniec i kropka. Ja tez bym chciał zdobyć złoty medal w biegu na 5 kilometrów, ale choćbym oddał mocz oraz stolec, nie utrzymam tempa 23 km/godzine dłużej niż przez 15 sekund - a tak trzeba biegać przez dobre 14 minut by myślec o finale. Z drugiej strony bardzom dumny ze swoich osiągnięć i chcę mieć mozliwość zdobycia złotego medalu - tylko domagam się równych szans! Chcę startować w grupie ludzi po czterdziestce z otyłościa - nazwijmy to konkurencją 5k/+40/+30. To drugie to wiek, trzecie- BMI.
Z drugiej strony nasz najlepszy brydżysta dowiódł niezbicie, że jest prawdziwym politykiem - co dla mnie oznacza aroganckiego buca bez grama przyzwoitości - stwierdzając wszem i wobec, że ludzkość rozwiajać się będzie tylko wtedy, gdy podziwiać będziemy ludzi pieknych, mądrych i silnych a nie jakichś tam paraolimpijczyków z pourywanymi kończynami.
Jeżeli to nie są poglądy faszystowskie - to jakie są?