Droga do czternastki przebiegła bez zakłóceń. Zajęło jej to dłużej, niż przewidywała, musiała obejść dwa pola połamanego lodu i zasypanych śniegiem pułapek, ale w końcu w szarym świetle ujrzała masywne ogrodzenie. W bramie znajdowała się standardowa skrzynka domofonu, wdusiła przycisk i prawie podskoczyła gdy z głośnika praktycznie bez zwłoki doszło do niej wezwanie do identyfikacji.
- Zuzanna McNeal.
- Witamy, prosimy do środka.
Szczęknął zamek, pchnęła ciężkie wrota, weszła i starannie zamknęła je za sobą. Wszelkie protokoły bezpieczeństwa podkreślały konieczność sprawdzenia perymetru, co prawda Zuza przez ostatnie kilkanaście godzin zamieniła sięw ludzki radar, szyja bolała ja od ciągłego kręcenia głową, ale dla świętego spokoju wykonała skan. Przed płotem nic, za płotem nic, śladów nie widać. Dobrze, że nie każą w plecaku grzebać, toż mógłby się tam kryć desant, pomyślała krzywiąc się szyderczo. Pojaśniało, wokół głównego wejścia bazy zapłonęło ciepłe światło.
- Witamy - w drzwiach stał, niepomny mrozu, wielki, dwumetrowy mężczyzna.
- Witam - Zuzanna zdjęła rękawicę. Weszli do środka, owiało ich ciepłe powietrze śluzy. Nieznajomy wyglądał, jakby miał wybuchnąć, widać było, że powstrzymywanie się od zadawania pytań kosztuje go niemało wysiłku.
- Chciałbym zaoferować wypoczynek, ale nie mamy czasu. Proszę się zakwaterować, spotkamy się za pół godziny w konferencyjnym. Maja pokaże pani drogę. - szczupła dziewczyna stojąca za wewnętrznymi drzwiami śluzy uśmiechnęła się na te słowa i wskazała niemo drogę. Stacja była czysta, ciepła, sprawiała przytulne wrażenie. Korytarze były krótkie, pastelowe kolory, przyćmione światła. Komuś nawet chciało się powiesić duże zdjęcia ldowych pól otaczających stację. Przystanęły przed kolejnymi z mijanych drzwi.
- To tutaj. Potrzebuje pani coś do przebrania?
- Przydało by się. Ósemka - dodała, widząc taksujący wzrok towarzyszki.
- Podrzuce coś za kilka minut. Proszę się rozgościć, spotkanie mamy za - sprawdziła zegarek - dwadzieścia pięć minut.
Na drugi dzień Zacharow zbudził ją z samego rana i zaraz po śniadaniu usiedli do medytacji. Tym razem Pancernica nic nie mówiła, Zacharow podawał rytm, prawdę powiedziawszy robił to nieco wolniej i Zuzia nie mogła początkowo skoordynować oddechu. W końcu wyciszyła sie, jej myśli zaczęły odpływac w nieznane i wtedy Zacharow wyciągnał niewielki złoty wisiorek w kształcie snieżynki, zawieszony na długiej nitce.
- Skup się na ruchu...
Zuzia czyła, jak kiwa się razem z wahadełkiem, z igloo, z Zacharowem. Wisiorek tańczył między nimi, robił się to większy to mniejszy, w końcu zatrzymał się zupełnie. Krawędzie miał gładkie, Zuzia czuła jego zimną powierzchnię. Przeskakiwała z jednego ramienia na drugie, na brzegach miał kolejne, drobniejsze gałazki. Chciała się ich przytrzymać, traciła oparcie, płatek wymykał jej się z rąk, poczuła ból i krzykneła. Na głowie rosła jej niewielka śliwka, Pancernica podnosiła ją z podłogi patrząc z wyrzutem na Zacharowa.
- Nikt jej wtedy nie hipnotyzował, mówiałm ci!
- Z twojego opisu wynika, że się zahipnotyzowała sama... Nic nie rozumiem...
- Płatek - głos uwiązł jej w gardle, odkaszlnęła i powtórzyła jeszcze raz - Płatek był zły.
Wydawało się, że jej nie zrozumieli, stali i patrzyli to na siebie, to na nią.
- Za płytki - dodała, patrząc na Pancernicę.
Ta przez chwilę jeszcze patrzyła na nią, ale na twarzy wykwitł jej dyskretny uśmiech.
- Coś mi się wydaje, Zac - powiedziała, patrząc cały czas na Zuzię - że mamy tu fraktalowca.
Obawiała się, że dostanie czyjeś ubrania, ale Maja przyniosła jej klasyczne ubiór pracowników bazy. Bielizna z drytexu, polar, goretex i nanotec - nawet jej własne wyposażenie nie było tej klasy, przedkładała bawełnę nad syntetyki, a jej zewnętrzna warstwa to był stary, dobry trójfazowy goretex z warstwami polistyrenu. Sprawdziła kołnierz zewnętrznej warsty i uśmiechnęła się - standardowe złącza, nie powinno byc żadnych problemów. Upchnęła wszystko w szafie i w zielonym polarze wyszła na korytarz. Maja już czekała. No i dobrze, pomyślała zgryźliwie. Może w końcu dowiem się, za jakie grzechy musiałam tłuc dupsko taki kawał na piechotę. Wiedziała, że podjęte wcześniej próby transportu drogą powietrzną zawiodły, zniknęły również dwie ciężkozbrojne expedycje wysłane z wybrzeża, jej nastrój był wywołany raczej ulgą spowodowaną dotarciem do stacji. Po drodze na chwilę przystanęły w kantynie, Zuzia pochłoneła kilka kanapek na stojąco. Żuła ostatnią, gdy doatrły do sali konferencujnej.
Plan zajęć zmienił się nieco. Kiegsdotter nie nalegała już na wchodzenie w trans w trakcie ćwiczeń, skupiła się za to na precyzji oddychania i wewnętrznym wyciszeniu. Bez parcia na efekty Zuza czuła się dużo lepiej, zamiast stresu wynikającego z poczucia nieradzenia sobie z problemem zaczęła doceniać spokój, jaki odczuwała w czasie ćwiczeń. Zacharow zorganizował świetlicę, ku zmartwieniu Zuzi znalazł się tam nawet terminal komputera do zdalnej nauki. Po tygodniu nauczyciele zaczęli przejawiać objawy irytacji, nie bardzo rozumiała dlaczego, robiła dokładnie to, czego wymagali, w końcu zapytała Zacharowa. Ten roześmiał się swoim niedźwiedzim głosem.
- Nie, Zuziu, to nie przez ciebie. Czekamy na śnieg.
- Witam - gdy weszła do sali i zajęła miejsce, światła przygasły, zapalił się ekran i na mównicę wyszedł mały, rudy facet.
- Nazywam się Walton, jestem szefem Sci-Op. Zanim zaczniemy, muszę państwa uprzedzić, że informacje, którymi się podzielę, są tajne.
Przez salę przeszedł szmer. Wiadomo było wszem i wobec, że pingwiny zrobiły się ostatnio naprawde paskudne, dwie zniszczone stacje i kilka oddziałów, które zniknęły bez śladu mogły być powodem do niepokoju, ale nie było to w sumie nic nowego.
- Jak panstwo zapewne wiedzą, nasza ekspansja na południe napotkała zdecydowany opór. Kontrolujemy w chwili obecnej obszary położone poniżej 70 stopnia. Na Wschodzie wbiliśmy się nieco w płaskowyż, na zachodzie doszliśmy dalej, prawie pod 75 równoleżnik. Niestety, im bliżej do bieguna, tym wiekszy opór pingwinów. Kontroluja oni praktycznie niepodzielnie cały obszar objęty 80 równoleżnikiem.
Zuzanna rozglądnęła się po pomieszczeniu, kilkanaście osób wpatrywało sie ni to ze znudzeniem ni to z zainteresowaniem w ekran. Po cholere opowiadać banały zaraz po tym jak się postraszyło Bóg raczy wiedzieć jaka tajemnicą? Za osiemdziesiątkę zapuszczali sie teraz chyba tylko samobójcy. Sam mróz, regularnie osiągający -80 stopni, a niektórzy wręcz twierdzili, że dochodzacy do -100, był wystarczającym powodem, żeby trzymać się od tych stron z daleka. Nawet najlepsze skafandry miały problem utrzymac śmiałka przy życiu dłużej niż kilka dni, zużycie energii rosło wykładniczo. Jeżeli do tego dołożyć to pseudoptasie cholerstwo, które potrafiło w ciągu kilku chwil znokautować ofiarę, odmawiającą posłuszeństwa broń, problemy z zaopatrzeniem i transportem, obraz rysował się wyjątkowo klarownie. Nikt o zdrowych zmysłach nie zapuszczał się w tamte rejony.
- Będziemy musieli się dostać mniej więcej tutaj - rudy pacnął wskazówką w lodowy płaskowyż gdzies pomiędzy Dome Argus a biegunem.
Zaległa cisza. Zebrani na sali rozglądali sie dyskretnie dookoła jakby upewniając sie, że usłyszeli to co usłyszeli. Rudy rozglądał się, jakby oczekiwał pytań, ale jedyne jakie Zuzannie przyszło do głowy wiązało się z psychiatrą i niezażytymi tabletkami. Zdurniał?
- W chwili obecnej istnieją cztery bazy kontynentalne. Najlepiej trzyma się Timulken na przylądku Cooka, Invercargil w Nowej Zelandii i Big Witch, mała wysepka na południe od Tanzanii. Australia jest poza zasięgiem, Afrykę tracimy, właśnie ewakuujemy ostatnich ludzi z Cape Town, tak, że w zasadzie można mówić o trzech. Zostawimy tam w pełni zautomatyzowaną stację, ale z naszych doświadczeń z Australii i Tanzani wynika, że nie przetrwają długo.
Przerwał, pogrzebał trochę w papierach i rzucił na diaskop odręcznie wykonaną mapę.
- To jest nasze terytorium. Na kontynencie nie da się juz żyć, promieniowanie przekroczyło tam wszelkie normy. Pozostałe placówki nie wytrzymaja długo. Ale nie to jest najgorsze.
Wyciągnął kolejny nakres, upewnił się, ze wszyscy widzą.
- Precesja Ziemi wynosi około 23 stopni, czas jej trwania około 26 tysięcy lat. A przynajmniej tak było do niedawna. Z naszych obliczeń wynika, że w chwili obecnej przyspieszyliśmy do prawie pótora stopnia rocznie.
Zuzanna nie do końca łapała o co chodzi, jaka znowuż precesja? Na wszelki wypadek nie zapytała, ale z jakiegoś powodu poczuła lodowate kulki toczące się wzdłuż jej kręgosłupa.
- W ciągu najblizszych 10 - 20 lat płaszcz przechyli się na tyle szykbo i daleko, że jądro wykona obrót. Takie kataklizmy nawiedzały juz Ziemię kilka razy, przynosząc mniejsze lub większe katastrofy. Ale teraz mamy dodatkowy problem. Jeżeli do tego dojdzie, wszystko, co w tej chwili szaleje w butelce magnetycznej pasów Allena, przejdzie nad nami. A nie mamy ani środków ani możliwości, żeby zapewnić w tym czasie bezpieczeństwo mieszkańcom Antarktyki. Po prostu - nie przeżyjemy.
Tym razem nie poruszył sie nikt. Wszyscy zastanawiali się, co ma piernik do wiatraka.
- Z naszych informacji wynika - rudy z nieszczęśliwą miną przełknał ślinę i przeszedł do credo - że Atlantydzi mieli urzadzenie do stabilizacji bigunów. I że znajduje się ono gdzies tutaj - powtórnie wskazał palcem na mapę.
Nastrój dramatu prysnął jak bańka mydlana. Przez salę przeszła fala szczerego śmiechu.
Siedzieli we trójke, tym razem karimaty wynieśli na zwenątrz. Zuzia siedziała twarzą na południe, zza jej pleców świeciło słońce. Padał śnieg, pojedyncze, duże płatki z wdziękiem spływały z nieba ku bieli lodu. Znów czuła piekno symetrii każdego z nich, były prawie na wyciągnięcie ręki. Wchodziła w trans zgodnie z rytmem narzuconym przez Pancernicę, płatki mieniły sie w słońcu, spadały coraz wolniej, zatrzymała jeden i przywołała go do siebie. Jego symetrie, szesciokąty w sześciokątach zawierających szesciokąty, jak lustra w lustrach, zaczynało jej się kręcić w głowie i wtedy usłyszała głos Zacharowa.
- Przywołaj drugi.
Hm, przestała się zapadać, poszukała wzrokiem kolejnej snieżynki, ta była inna, każda w zasadzie była unikatem, ale sześciokatna symetria była wspólna dla każdej. Ta też miała na brzegu malutkie sześciokąciki, które miały...
- Nie zgub pierwszego - głos Zacharowa był ciepły ale dośc stanowczo ograniczał jej zapatrzenie się w głąb. Po chwili oba płatki wirowały wokół wspólnej osi, jeden nieco wyżej niz drugi, Zuzia czuła jakis niedosyt, dwa, a powinno być... sześć... Tym razem poszło dużo szybciej, nie pozwoliła sobie na przekroczenie trzeciego poziomu. Kolejne płatki dołączyły do kregu i po chwili sześciokąt krążył w powietrzu.
A teraz zbliż je do siebie i połącz...
Zuzia przybliżyła pierwsze dwa, w ruch wdarł się dysonans, próbowała zbliżyć pozostałe, te które poruzyła jako pierwsze spadały, traciła kontrolę, taniec, jej taniec stał się jakimś kulejącym podrygiwaniem, zeszła jedno pietro niżej, tam gdzie rozpoczynało sie królestwo symetri kolorów, będzie łatwiej zestawić tancerzy. Odzyskała kontrolę, lecz jej podwłądni zwolnili, ich ruch był wyraźnie wolniejszy, musiala mieć większa kontrolę, czyli musi wyjeść głebiej, niżej, kolejna warstwa, kolejne lustro, trzymała pewnie wszystkie sześc w idealnym sześciokącie, przyspieszyła ich wirowanie. Tańczyły posłuszne jej woli, migotliwy krąg wznosił się między nią a nauczycielami, wydawali się zauroczeni pokazem, nie ruszali się, ich usta były otwarte w zachwycie, nawet płomień świecy przestał drgać... Czuła się lekko, zwiewnie, chciał zawirować wraz ze śnieżynkami, wstała, usłyszała huk i zapadła się w ciemność.
----------------------
Ogłoszenia parafialne:
Posiadam 7 (słownie siedem) nowych, nie uzywanych AMBU (model Intersurgical 7152), które w tym kraju z powodu posiadania DATY WAŻNOSCI (!) zostały wycofane z użytku. Oddam darmo, jedyne koszty to przesyłka (Paczka Polska zrobi to za m/w 50-100 PLN)
A drugie to w zasadzie pytanie jest: czy chcecie mieć te odcinki dłuższe, ktrótsze, i jak nie takie to jakie i dlaczego ;)
poniedziałek, 27 października 2014
Barwy śniegu IV
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
8 komentarzy:
Jejjjjjj!!!!
Jako medyczny profan nie kcem ambu, natomiast odcinki pisz, Abi, częściej, ganz egal, czy dłuże czy krótsze :-)
Bo mnie zawsze z ciekawości mrówki jedzo!
nika
Nie krótsze! Takie albo dłuższe, poproszę.
Dlaczego?
No bo - co dalej?!, nie wytrzymam!
Ella-5
Dłuuuugie poproszę ale ważniejsze by były częściej bo mnie też skręca z ciekawości :))))
Co było dalej!!!
pozdrawiam serdecznie :)
Anek
Tak jest, odcinki poprosimy uprzejmie częściej! :)
Mogą być takie jak teraz, mogą nieco dłuższe - najważniejsze jednak by nie trzymać biednych czytelników tak długo w niepewności :)
szacuneczek
Madźka
Już zaczynałam wątpić. Taka długość jest spoko, szybko się czyta i chce się więcej.
Kretka
PS.: Odczytywanie numerów ze zdjęcia? Przeginają z tą "weryfikacją".
Odcinki dowolne, pisz!
Krótsze nie, dłuższe chetnie, ale jeśli ma być rzadziej w związku z tym, to też nie. Już jest za rzadko.
Znaczy, ze glownie ma byc czesciej :D
Hm. nie wiem czy dam rade. Ale sie postaram...
W ramach poprawy dzisiaj pelnowymiarowa czesc piata.
Prześlij komentarz