sobota, 4 stycznia 2014

Poprawność

Pisałem już kiedyś - pierwszy kontakt z tubylcami jest wstrząsający. Takież toto miłe, przyjacielskie wręcz... Nic bardziej mylnego. Nadajemy po prostu na innej długości fali: to, co dla nich jest chamstwem wręcz, dla nas dalej brzmi jak ciumcianie cioć przy herbatce. Z drugiej strony nasza polska rozmowa jest odbierana jako wstęp do zbiorowego mordu. Dowiedziałem się tego od znajomego francuza, który przysłuchiwał się przyjacielskiej pogawędce kilku polskich anestezjologów w trakcie przerwy kanapkowej. Zauważyłem, że z jakimś takimś wewnętrznym napięciem się przysłuchuje i celem zadierżenia razgawora zapytałem grzecznie, czy rozumie po polsku. Odparł, że nie, czeka kto pierwszy wyciągnie nóż. Co robić. Po prawie ośmiu latach - czas jest nieubłagany - naszą polską, zdrową artykulację też zaczynam odbierać jako ciutek nad-ekspresyjną.

Bycie miłym przyjemne jest, i to nie tylko dla otoczenia, również dla otaczanego. Można spróbować, gdyby się komuś nudziło. Ma jednakowoż jedną nieprzyjemną wadę; mianowicie będąc miłym, trudno jest być niemiłym. Stąd w języku polskim nie ma odpowiednika dla asertywności, musieliśmy zaadoptować kolejny anglikanizm. Żeby sztukę uczynić trudniejszą, Wyspiarze wymyślili, że owszem - chcą umieć mówić coś niemiłego, ale tak, żeby odbiorca nie poczuł się niemiło.

Każdy naród ma swoje dziwactwa. Japończycy kabuko i haiku, Amerykanie Schwarzenneggera , demokrację i pokojową nagrodę Nobla dla Baraka, Francuzi spleśniałe sery, Polacy zespół mesjasza a Anglicy asertywność - czyli miłe bycie niemiłym. Żaden powód do wstydu.

I byłaby ta asertywność trwała do końca Świata, gdyby nie zderzenie kultur. Czyli zniesienie ograniczenia przemieszczania Rumunów i Bułgarów w Europie. Biedne Bryty zadrżały. Toż polska szarańcza zeżarła co było do zeżarcia, zepsuła system podatkowy, bankowy, świadczeń socjalnych, świadczeń zdrowotnych i co tam jeszcze ślina na język przyniesie panu Nigelowi. Zresztą, ja się chłopu nie dziwię. Trudno się żyje, mając świadomość, że wokoło mnożą się bez ograniczeń inne nacje, podczas gdy Bryci podwiązują nasieniowody. Bhrrr... Za retoryką UKIPu poszła rządząca partia, histerycznie wrzeszcząc, jak to Bułgarzy zaraz odbiorą pracę i zasiłki a Rumuni żebrząc zasrają doszczętnie londyńskie wycieraczki.

Paranoja doszła do takiego poziomu, że po nowym roku na lotnisko, w otoczeniu prasy, udali się co bardziej prawicowi przedstawiciele, by "powitać" dzikie hordy, które na obraz egipskiej szarańczy zostawią za sobą puste hale przylotów z obgryzionymi z dermy siedzeniami. Pech polegał na tym, że z samolot z Bukaresztu był obłożony mniej więcej w połowie, przy czym pierwszorazowych emigrantów przybyło dwóch. Obaj ładną angielszczyzną wytłumaczyli dlaczego przyjechali. Jeden miał załatwioną pracę w myjni, a drugi w pobliskim NHSie jako gastroenterolog bodajże. Pozostali pasażerowie wrócili po Świętach do roboty.

Brytole nie zdają sobie sprawy, że przyjechali do nich ludzie których już nie trzeba utrzymywać, nie trzeba uczyć - przyjechał obywatel gotowy do pracy. Który zap.dala, odprowadza podatki i nie pyskuje, bo mu z tym dobrze. Który tak naprawdę utrzymuje starzejące się społeczeństwo wyspiarzy. Może teraz płacą nieco za to, bo jednak cześć dochodów Polaków wędruje do kraju nad w Wisłą, wspomagając rodzimy handel, podatki, gsopodarkę... Ale na tym świecie za darmo nie ma nic - Polska zapłaci za to z nawiązką w przyszłości. Chociaż może do tego czasu będziemy tak bogaci, że sami sobie zaaplikujemy transfuzję młodej krwi ze wschodu?

Powinniśmy natychmiast wprowadzić do szkół język chiński. Za 20 lat będzie jak znalazł.

8 komentarzy:

Kasia na Rozdrożach pisze...

Oj, tak czytalam o tym "powitaniu", zalosne.

Co do polskich rozmowek, moje kochanie tez zawsze mysli, ze kloce sie z rodzina i znajomymi na smierc i zycie. Nadal tez ma problemy z moim sposobem "dyskutowania", ale zrzuca to na swoja niemiecka flegme ;)

Anonimowy pisze...

Ja coś słyszałam, że dla Anglików polski brzmi, jakbyśmy gryźli szkło ;-D
nika

Anonimowy pisze...

Najfajniej rozmawiac z takim, co niuansu I delikatnosci nie wyczuje, za to ma pelne poczucie 'ta pani nie da sie wyprowadzic z rownowagi'. Zasadniczo moim zyciowym celem (I tych, ktorzy kazdego miesiaca przelewaja na moje konto 'centjes'), jest nauczenie tejze delikatnosci 'naturalnie taktownych' Holendrow. Mam tych Holendrow dwa modele: jeden kryje sie pod kryptonimem 'pigula', drugi 'wlasnie-wracam-z-PZP-I...'.


Na model drugi (przewaznie z przyjemnoscia komunikujacy sie po nietutejszemu) dziala odpowiednio umiejscowione 'bloody lazy bastard' w otoczeniu kilku czasownikow modalnych. Jak trzeba, kilka slow, ktore gugiel cenzuruje (za to ja nie), zaczynajac od 'do it once again, and you'll be hanging on the nearest tree'. Poniewaz jestem przewaznie dwa razy nizsza od moich interlokutorow, nie toleruje nazywania mnie inaczej niz po imieniu, a dodatkowo od niedawna sliwkowo-ruda, ta piekna strategia prowadzi nieuchronnie do zaciesnienia wiezi I polepszenia relacji z uczniem. Zastaniawiam sie tylko, jak wytlumaczyc ten fenomen szefowej.

Model pierwszy niestety jest tak skoncentrowany na sobie, ze z niuansem czy bez, uwaza, ze wlazenie mi na glowe, udawanie, ze sie nie slyszy i szukanie winy w innych jest calkiem na miejscu. Jednak powinnam byla wybrac zolnierzy. Chyba, ze na piguly jakis inny sposob istnieje.

Oczywiscie Bulgarami I Rumunami tez nas tu straszyli. Geert W. chyba nie wybieral sie na Schiphol, chociaz nie sledze wiecej jego poczynan. Wazniejsze bylo, ze od 1. stycznia sprzedaz piwa, wina I papierosow mlodziezy 16 - 18 przestala byc legalna. Ciekawe, ile paczek tytoniu bede musiala kupic pod koniec tygodnia, tym 'wlasnie bylem w PZP I papierosy sa lepsze niz prozac'.

Gelukkig Nieuw Jaar,
sarah d.

Zimt pisze...

Trzeci wpis w tak krótkim czasie.. Rozpieszczasz nas Abnegacie 😊

Green pisze...

Abi, jak mi wystarczy zdrowia i sił, napiszę posta o tym, co się dzieje u mnie w fabryce.
Literalnie w fabryce, gdzie pracują Polacy i Litwini, oraz garstka Filipińczyków.
Angielka jest jedna.

To jest coś, czego ja nie byłam w stanie opowiedzieć via phone swojej własnej Rodzinie.

Jak nasi traktują inne nacje i odwrotnie i co Polacy robią w pracy.

Bo ja się po części Anglikom nie dziwię.
Tak w ogóle, Romani i Bułgarii, najbardziej boją się nasi.

Ale to inna inszość.
Na tyle inna, że wracam klepać rodzimą biedę pewnie bez pracy.
Dzicz, to małe słowo.
;]

Animowany Zwolennik pisze...

Stereotypy,doświadczenie własne,przystosowanie.Mamy narodowe wyobrażenie Niemca,Anglika,Rosjanina,Czecha,Cygana...Niemiec wiadomo wysoki blondyn,najlepiej w odprasowanym mundurze,w czapce ze znaczkiem pod,którym u nas jest napis uwaga wysokie napięcie, no i ordnung musst sein...Anglik flegma,feivoclocki pieprz...itd.Byłem kilka razy w Vaterlandzie, i uwaga ,ONI tacy nie są , albo inaczej Ci, których spotkałem nie byli tacy.W ubiegłym roku byłem w Londynie u Szwagra i Jego angielskiej narzeczonej, i uwaga,przez tydzień piękna słoneczna pogoda, a nadmiernie ekspresyjni(bez grama %)byli rodzice Alice,poważne anglijskie profesorstwo,chyba chcieli nam sprawić przyjemność...Dawno temu na Słowacji przewodniczka po jaskini,mimo,że 90% grupy było z Polski,mówiła tylko po słowacku,mimo,że polski znała świetnie,co wyszło przy okazji gdy próbowałem Ją przekonać ,że Janosik był jednak Polakiem.Tu pewnie nałożył się stereotyp Słowaków o Polakach.Przystosowanie.Po pewnym okresie studiów, gdy pojawiałem się w mojej rodzinnej Autochtonii,(oddalonej ledwie 100km od L),znajomi pytali mnie,co ty tak dziwnie mówisz?A propos ,Arnold Ciarnamuzina jest Austriakiem,a jak pięknie się implementował.Po ośmiu latach pewnie Ich trochę poznałeś(spore doświadczenie własne+przystosowanie) i pewnikiem też już masz inny stereotyp Anglika, a Sam już grzejesz tą rudą wódę pędzoną na myszach,co to kieliszek wypijesz-tydzień trzyma.pozdr.Animowany

Anonimowy pisze...

Co ciekawe jeden z zatroskanych MP witających na lotnisku, był rdzennym genetycznie angielskim Hindusem:)

Uważa Pan że emigracja nie ma poważnych długofalowych skutków ubocznych dla emigranta o których powinna ostrzegać ulotka przed zażyciem?

abnegat.ltd pisze...

KnR - Wlosi i tak bija wszystkich. Ozywiona wloska dyskusja z ich skcentem i gestykulacja. Cudo.

Nika, raczej gryzace sie psy. Ale sie czlowiek szybko uczy.

Sara, ten wasz Geert tyz fajny. Ta jego strona - gdzie mozna pisac jak to Polaki sraja po krzakach - istnieje jeszcze?

Zimt, wolny czas... Jak pracuje to juz nie bardzo jest kiedy. A czasem szkoda drobniutkich sytuacyj...

Greg, myszowe to ja grzalem przedemigracyjnie... Trza bylo hartu nabrac. Teraz zazeyczaj utylizuje ze znajoma pielegniarka z pracy - potrafi wypic tyle co ja (podejrzewam, ze wiecej, chyba mi przykrosci nie chce robic) - i kolejny mit padl.

Anonimie, jeden nawet zostal naukowo potwierdzony: Heathrow Fat Injection Syndrom ;)