Jakoś tak - mrugnąłem okiem i minął miesiąc. Albo mam ubytki procesów poznawczych, albo jednakowoż teoria o CERNowskiej czarnej dziurze coś w sobie ma. Co prawda Dzidź twierdzi, że i tak nad wszystkim trzymają łapę Iluminaci, ale czy da się trzymać łapę na czarnej dziurze - no, tu wpadamy w sidła perwersji kognitywnej. Czy też raczej kognicji perwersyjnej. Whatever.
Miesiąc zaczął się bardzo sympatycznie - mianowicie ESA zorganizowała nam wyjazd do Barcelony. Znaczy, nie żebym nie miał swojego w tym wkładu, podział ról i obowiązków jest ściśle określony. ESA organizuje, ja jadę a manago płaci. Jakbym mógł, to bym lajknął, ale nie mam czym. Dodatkowo mój przyjaciel ze studiów, com go, wybacz Panie, nie widział 20 lat, wybrał się do tejże samej Barcelony, tyle że na zjazd radiologów.
Tak nieprawdopodobna ilość zjazdów w miejscu, które pod względem kradzieży kieszonkowych plasuje się na 3 miejscu w Europie, każe się zastanowić, KTO tak naprawdę stoi za organizacją wszelkiego rodzaju spędów bogatych, do obłupania gotowych...
Wszystko tak pięknie się zbiegło, że aż dziw że się nie spieprzyło. Znaczy - tak mi się pomyślało jeszcze tydzień przed wyjazdem, bo już dzień później mogłem powiedzieć "a nie mówiłem", gdyż manago wpadła blada i zapowiedziała, że sobie na śmierć zapomniała zorganizować mi zastępstwo. Dzięki czemu, miast dni pięciu, pognaliśmy do Barcelony w sobotę - a wrócili w niedzielę. Zaliczając Sagradę Familię, La Ramblas i piękną panoramę spod biblioteki. Kongres był imponujący, 3000 delegatów, dziesiątki wykładowców, setki wykładów i prezentacji, a w tym wszystkim ja z wywieszonym ozorem, starający się urwać choć-co. Musze przyznać, że był to najlepszy, pod względem oprawy, organizacji i zawartości kongres, na którym nie byłem.
---
Związek naszego samopoczucia z dniem tygodnia jest doskonale znany. Wszyscy wiemy, co zacz "szewski poniedziałek" i "hypomaniakalna euforia piątkowa". Jednak nic nie jest proste. Dzielni naukowcy wzięli się do zbadania procesu - okazało się, ze zmiana nastroju w czasie tygodnia jest liniowa i skorelowana dodatnio z upływem czasu. Stąd wtorek lepszy jest od poniedziałku a środa gorsza od czwartku. Może nie należy oceniać stopnia depresji pacjenta byle kiedy, a jedynie w środy - bo jest to dzień, z punktu widzenia cyklofrenii tygodniowej zerowy? Czy środkowy. Może stąd nazwa?
Powiedzmy sobie szczerze, proces nie jest aż tak ciekawy, by sobie nim głowę zawracać, póki nie dotrze do nas informacja kolejna. Otóż dziennikarze BBC sprawdzili statystyki w brytyjskich szpitalach i wyszło im czarno na białym. Im bliżej piątku, tym wyższe ryzyko powikłań zabiegów operacyjnych.
Dzonk.
Należy się bardzo poważnie zastanowić, czy na widok uśmiechniętego doktora nie spieprzać gdzie - nomen-omen - pieprz rośnie...
9 komentarzy:
Pozdrowienia dla wszystkich doktorów odlatujących z European Space Agency. Byle nie do czarnej dziury.
Krzysiek, witaj :)
W sumie mogliby to kiedyś połączyć... Znaczy esy, nie dziury...
Cyklofrenia tygodniowa! :3 Majstersztyk. I zapamiętam żeby omijać dohtorów w pniątki ;)
Pozdrowienia już-prawie-wtorkowe
5-HT
Odpozdrawiam calkowicie srodowo :)
(jako ze wtorek prawie ze za nami, tram-pam-tralalam...)
Serdecznie pozdrawiam środowo w stanie cyklogrenii euforycznej zaklinowanej kognitywnie... ;roll;
:):):)
E, a ja bylam operowana w piuntek i zyje ;-P A manago bym udusila rencamy cornymi od pluga. Howgh!
nika
No,dla człowieka w sile wieku miesiąc, to jak dla młodziaka pół roku...
Basiu, odpozdrawiam zaklinowany.
...klina klinem klinować będziesz...
Nika, ufuff :) Dobrze, że cie tam przyzwoicie potraktowali ;)
Zwolennik, Jak to mój Świętej Pamięci Dziadzio zwykł mawiać: już nie wiem czy to białe za oknem to jest ta zima - czy poprzednia xD
Prześlij komentarz