Uwaga - post zawiara słowo niecenzuralne. Dwa razy. Co prawda w cytacie - ale jednak.
Motto: „Jak ma coś pójść źle - to pójdzie”.
Nadszedł czas zmian. Zgodnie z policy, która to jest drugą bronią masowego rażenia tutejszej medycyny zaraz po gajdlansach, dotyczącą przyjmowania pacjentów z pomieszanym sexem (pierwsze tłumaczenie mixed sex accomodation policy), zaczęliśmy nieprzystawać do rzeczywistości. Bo niby pacjent u nas ma zapewnioną anonimowośc - ale tylko firaneczką. I nie wiadomo, kto się za nią czai. Może jakiś inny pacjent podsłuchuje, jak strzelamy pawia po podtlenku? A może, nie daj Panie, luka nam w hemoroida?!?? W związku z powyższym zafundował mi sie dzień wolny - a naszemu tritmentcentru przybyły ścianki działowe. I teraz - zamiast jednej wielkiej sali, gdzie wszystko było widać, w zalezności, jak firaneczki sie poustawiało, teraz mamy trzy boksy po dwa fotele. Chodzi o to, by każdy sex miał swój przegródek. Kobiety w jednym, mężczyźni w drugim a nijacy w trzecim. Co prawda tych zaraz za ściana niebardzo widać - a odgłosy rzygania dalej sie niosą po całym pomieszczeniu - ale tym razem przystajemy do policy.
Obwiązać szmatami, że niby dzieci zęby bolą. Dzieci nie miały wtedy opieki dentystycznej. I tak jest najlepiej.
W związku z nadejsciem wiosny przyleciał na Wyspę druch mój serdeczny, Szyszunią zwany. Ot, coby sobie smak Guinessa przypomnieć. Wraz z nadchodzącym terminem rósł we mnie niepokój. Ostatnim razem, gdy leciał do mnie, rozbił się samolot w Smoleńsku. Gdy wracał, jego samolot był ostatnim, który opuścił Królestwo - chmura pyłów wulkanicznych spowodowała dwutygodniowy chaos. Wiem, niby nic, przesądy światło ćmiące - ale jednak niepokój jakby pozostał. Nieco nerwowo czytałem doniesienia Gazety, ale prócz standardowych informacju nt. kto co powiedział o kim, kiedy będzie z tego powodu rozprawa w sądzie i że to jest wina Tuska - nic. Cisza. ASP pojechał na lotnisko i tu nagle wykluł sie dzonk. Zobaczyła jak samolot podchodzi do lądowania iiii.... odchodzi. Minute później ukazała się informacja: z powodu wiatru samolot został przekierowany do Liverpool’u.
No i w pizdu wylądował - jak powiedział niejaki Siara na widok nieotwartego spadochronu Killera. Cały plan też w pizdu.
Cztery godziny opóźnienia. Chyba musze kupić taki mały barek dla ASP. I samochodowy ekspres do kawy.
A dzisiaj aż się boję mysleć. Niby dwie przepukliny sobie do domu poszły, ostatnia, osiemdziesięciojednoletnia jeszcze się podnosi po truciu odwracalnym - a po południu tylko gastroskopista do nadzorowania sedacji - i już. Weekend. Ale kilka takich „krótszych” list skończyło się wyjściem o ósmej. I to całkiem niedawno.
Choć może tym razem Murphy zawiedzie. Zgodnie z dzisiejszym mottem, jego prawa też - przynajmiej od czasu do czasu - powinien trafić szlag.
16 komentarzy:
Hi, hi. Jak nie urok, to sraczka... ;)
Jak to mowi jeden Zyd: Jahwe, ja wiem ze to sie musi czasem zepsuc - ale cz to by sie nie moglo zepsuc komu innemu?!?
Mały barek dla ASP to bardzo dobry pomysł, który jak nic - domaga się czynu! :)
Powiem tak: u mnie w fabryce już się utarło, że jeżeli ja mam dyżur...to na pewno coś się stanie.
Były już dwie akcje policyjne, połamane ręce i nogi,najazdy rodziców, próba włamania i zbiorowa sraczka.
Czyli rozumiem Twojego kolegę doskonale. Bo ja to normalnie do roboty się boję iść.
Za to, jak tak dalej pójdzie wyląduję u egzorcysty - niech odczyni urok, bo to jest aż śmieszne.
ps. Weryfikacja słowna :LIKERA ;p
Akemi, barek maly z flaszka duza xD
Jak nic.
Emilka, toz piszesz ze Ty - w szkole pracujesz? Bo z powyzszego rysuje sie spec-kolonia karna :/ :\
Dzizzazz.
U mnie w klubie jest tak: jak za długo ktoś nie ma kontuzji to zaraz Roksi się połamie...mój trener nawet stwierdził, że dawno nie jechał ze mną do szpitala...godzinę później jechał :] bom się uszkodziła
Jak ja nie cierpię Prawa Murphy'ego i Ironii Losu
Roksi
...to internat.
A ja robię do końca czerwca za kapo.
*&^%$#@!
Abi, a wizyta Sanepidu w mojej przychodni to też przez Twojego kolegę?
Ihaaa, jakie manewry ;-)
A co oni się tam tak wiaterku boją? Przecie orkanu na pewno nie było o_O
nika
Dzisiaj lądowałam na Luton - bujało przy schodzeniu na pas jak ta lala. No ale przyziemilim :-)))
Barek - dobry pomysł. U mnie musiałby być kranik z kawą, koniecznie.
swoją drogą też byłam troszkę zaskoczona małą prywatnością 'wardu' mojego wypasionego szpitala (NHS, ale nowy i 'flagowy') --- te otwarte 'bays', krzyki-jęki słyszalne bardzo akustycznie... i firaneczki prześwitujące, a jakże...
1-day treatment centre było (zdziwienie!) nieco bardziej kameralne...
Przeserdecznie pozdrawiam: Gospodarza, Bywalców, Wylądowanych... - doczytuję-doczytam bez praw merfiego maczających palce - tak mi dopomóż szier dyterminejszyn! ;D))))
Abi: ja za to miałem śmieszną sobotę. Jednak pół nocy mocno dyskutować i popijać z irlandczykiem, który nie mówi po polsku - za to ja też nie bardzo po angielsku*.... było zabawnie :D
Udowadniał mi, że irlandzka whisky jest najlepsza - a że na jego koszt... :D
* - a serio, to gość jest tutejszym nativ speakerem więc do kaleczenia angielskiego przyzwyczajony. A moja znajomość "anielskiego" jakaś tam jest - ale bardziej bierna. Najważniejsze - że się jakoś tam dogadywaliśmy i dobrze bawiliśmy ;)
poprosimy nowy wpis :)
samochodowy ekspress do kawy popieram :-)
Roksi, to Ty bardziej jako odgromnik niz Murphy Low Victim xD
Green - obys cudze dzieci uczyla :]
Innesta, jak w czwartek - to tez. Chociaz ostatnio ponoc za wszystko jest wnny Tusk :/ :| :\
;)
Nika, okropnie wialo, a lotnisko miedzy gorami. Troche strach.
Z drugiej strony lepiej wyladowac po drugiej stronyie wyspy niz zaliczyc crash landing ;)
Daisy, jakby sie kto powiesil... Co za pieronskie wichry... Threecity ladne?
Basiu, tu jednak jedt jak wszedzie - duzy moze wiecej. Olew... tego, nie zwracac uwagi moze ;)
Nomad, angielski to bardzo poreczny jezyk ;)))
Adept, bitte ;)
Greg, mowisz, ze koncepcyja sercu bliska? ;)
Prześlij komentarz