Kursik bardzoż napięty, dzień pierwszy prawie do siódmej, co, po dodaniu czasu dojazdu, zapewniło mi godziwą, bezalkoholowa rozrywkę od 6 rano do 8 wieczór. Drugi dzień niby krótszy, ale za to z atrakcjami egzaminowymi.
Choćbym sie chcial powyzłośliwiać, czepić się nie ma czego. Centrum całkiem do rzeczy, wykładowcy sensowni a grupa sympatyczna. Ale pare ciekawostek mi sie zebrało. Głownie o stosunku kursant - wykładowca. Nie wiedzieć czemu utrało sie, że wykładowca musi wiedziec wszystko, a w starciu z kursantem wynik jest równie pewny jak walka Pudziana z daSilvą. Wyobraźmy sobie nastepującą sytuację.
Masujemy klatke manekina, klnąc po cichu na korzonki, i starając sie nie przeszkadzać za bardzo prowadzacemu swoimi jakże-celnymi-uwagami. Czyli trzymamy dziób na kłódkę. W trakcie masażu, gdzieś w środku cyklu, instruktor zapowiedział, że pacjent kaszle. Prowadzący słusznie przerwał, sprawdził obecność pulsu, otrzymał wiadomość, że jest wyczuwalny i - kazał mi podjąć masaż. Mówisz - masz. Zakończyliśmy scenariusz, prowadzący został pochwalony - (wszystkich nas bardzo chwalili jak dzieci po występie bożonarodzeniowym, nawet tych co się jąkali lub zapomnieli kwestii, co nie przeszkodziło na koniec uwalić paru zdających) - po czym padło pytanie o wątpliwości. Zapytałem grzecznie o stosunek gajdlansa do kaszlu i pulsu w trakcie masażu - co w rzeczy samej mnie wali, bo nikomu nie zafunduję tej przyjemności bez potrzeby - i otrzymałem odpowiedź, że tak. Mam masować, bo tak w Świętym Gajdlansie stoi i nie ma przbacz. Nawet mi oko nie drgnęło. Siadłem na dupce i wsłuchałem się w kolejny scenariusz. Ale polskie kurestwo mnie w dupę uwierało i na koniec, beszczelnie, zapytałem o to samo drugiego instruktora. Jak było do przewidzenia, dowiedziałem sie że to bład w sztuce jest. Ponieważ spieszno mi było na ciasteczko i kawę, skonfrontowałem jedynie nieszcześnice i polazłem.
Po tych wszystkich kursach, które odbyłem do tej pory, zarówno jako kursant jak i nauczyciel, rysuje mi się dośc ciekawy obraz. Mianowicie każdy, nawet najlepszy algorytm, prędzej czy później zostanie spier.psuty przez wykładowców. Bo gajdlans jest prosty. Mówi wyraźnie - trzymaj się podstaw.
2. Będziesz defibrylował, najwcześniej jak tylko możesz.
3. Będziesz wentylował, dwa wdechy co 30 uciśnięć.
4. Co dwie minuty sprawdzisz rytm serca na monitorze.
5. Rytm do defibrylacji będziesz defibrylował, a adrenaline i amiodaron podasz po strzale trzecim.
6. Rytm nie do defibrylacji potraktujesz adrenaliną, nie zwlekając.
7. Jeżeli defibrylacja będzie wskazana, bedziesz strzelał raz co 2 minuty.
8. Jeżeli defibrylacja nie będzie wskazana, a rytm jest pulsodajny, sprawdzisz go co 2 minuty.
9. Nie zważając na nic, będziesz dawał kolejną adrenalinę co 4 minuty.
10. A gdy pacjent da znaki życia, przestaniesz.
Taak.
Powiedział mi kiedyś jeden mój instruktor rzecz podstawową na świecie.
Niestety, nie medyk. I rzecz jasna nie Polak, ten zaraz by wymyslił religię i szestastopunktowy protokół "Jak prawidłowo wyjść do toalety".
Był to mianowicie instruktor TDI*, rodem z austriackich Alp.
A brzmiało to tak: dla mnie nie ma żadnego znaczenia, jak sobie powiesisz butle. Mogą być dekompresyjne po prawej a podróżne po lewej. Możesz mieć czarne, techniczne płetwy - a możesz sobie pływać w takich różowych w zielone groszki. Wali mnie, czy masz maskę z czarnym czy białym silikonem. Powiewa, czy używasz Suunto HelO2 czy VR3. Ale nauczę cię pryncypiów, i te musisz przestrzegać. Bo ich złamanie prawdopodobnie cię uszkodzi. A w najgorszym razie zabije.
Z reanimacją jest tak samo. Nie ma literalnie żadnego znaczenia, kiedy wezwiemy pomoc, jeżeli mamy wystarczająco sprzetu i ludzi, by prowadzić reanimację. Ale za to można zostac oblanym na egzaminie. Nie ma żadnego znaczenia, jak długo intubujemy pacjenat - pod warunkiem, ze masujemy go cały czas w trakcie, a co 30 uciśnięc damy mu dwa wdechy za pomocą maski. Dla bezpieczeństwa zespołu nie ma kompletnie ża-dne-go znaczenia czy łyzki naładujemy na pacjencie, czy w powietrzu. Chyba, że ratujący jest upośledzonym studentem medycyny (ML, przekaż, proszę, matołom wyrazy szacunku) albo własnie próbuje się pozbyć 7 promili cedwahapięcioha ze swojego krwioobiegu.
Natomiast dla pacjenta ma niebagatelne. Uważa się obecnie, że każde pięć sekund pomiędzy przerwaniem masażu a defibrylacja obniża skutecznośc tejże o piętnaście procent (!).
Reanimacja jest sztuką. Prostą - ale sztuką. Trochę jak robienie naleśników. Wystarczy pojechać na jeden kurs, zrobić kilka nalesników samemu i już. Nie ma przy tym znaczenia, jaka patelnia ma rączkę i która ręka sypiemy makę. Ale ma znaczenia co wrzucimy na patelnię i jak długo będziemy to robić.
Problem polega na koncentracji. Należy olać to, co nieistotne. A rzeczy istotne wykonac perfekcyjnie.
---------------
*Technical Diving International
19 komentarzy:
Prosto, jak pastuch krowie na rowie, żeś to Abi wyłożył - tak jak trzeba :-)
Nie mógłby tak każdy instruktor na takim kursie?
nika
Przez to komplikowanie algorytmów i wymyślanie przeróżnych, skomplikowanych rzeczy, człowiek mając komuś udzielić pierwszej pomocy zastanawia się nad pierdołami niepotrzebnie, a czas leci...
Nowa czytelniczka chciałaby się przywitać:)Czytam sobie archiwum-praca pogotowiarska mnie intersuje niezmiernie, zwłaszcza, że o rodzinnych mych stronach piszesz. Szkoda, że bez nazw własnych, byłoby jeszcze ciekawiej;d
Podoba mi się niesamowicie Twój blog, świetnie się czyta:)
Pozdrawiam
Abi przypomina mi się historia z pierwszej klasy liceum i zajęć z PO. Wypełniam ćwiczeniówkę. Zamiast szukać po ksiązkach (kiedyś naprawdę nie było internetu), pytam ojca o odpowiedzi. Jeździł w PR jakieś 15 lat, założyłam, ze wie co mówi. Wypełnione, oddane. Dzień później
-Tato, dostałeś pałę!
-Jak to?
-Pan od PO powiedział, że to głupoty są i nikogo byś tak nie uratował...
Nika, dobry instryktor nie gubi sie w szczegolach. Najwazniejsze, to przemyslec, ktore punkty programu sa nieodzowne. Inaczej mowiac - ktorych pominiecie lub zle wykonanie zabije pacjenta. I tego sie trzymac.
Ten algorytm jest prosty - i absolutnie najlepszy z dotychczasowych. Ale zawsze znajdzie sie wyznawca, co zrobi z niego slowo boze. A zaden - nawet najlepszy - gajdlans nie obejmie wszystkiego.
Welatas, witaj :)
Teraz wiem kto mi robi ruch w statystykach ;) Dzieki za dobre slowo, ostatnio nie pracuje na pogotowiu, ale kto wie...
A odnosnie tego wynalazku - ma jeden slaby punkt, zaraz bedziemy miec doniesienia, ze ktos dostal pradem po lapach, ale to mozna latwo skorygowac.
(Gdyby tu zagladnal przez zupelny przypadek ktos z PRR, uprzejmie donosze, ze wystarczy zapis:
"Po naladowaniu defibrylatora prowadzacy reanimacje wypowiada glosno komende: "Wszyscy won", a do masujacego: "Mozna defibrylowac". Ten sprawdza, czy nikt nie dotyka pacjenta, odrywa rece- defibryluje- wznawia masaz.
Jak zobacze taki zapis bez adnotacji "Pirwsza poprawka Abnegata", to sie regularnie wk.enerwuje.)
ML, masakra...
A w brak imternetu sam nie wierze. Jakis czas temu probowalem opisac pociechowi mlodszemu swiat bez netu i komorek. Podrapal sie po glowie i zagial mnie calkiem: "To jak z mama pisaliscie do siebie emaile?"
A ja właśnie jadłam naleśniki na kolacyjkę:D Czytam notkę a jak dotarłam do końca to aż się zastanowiłam. Wgapiałam się w talerz i doszłam do wniosku, że gdyby zmienić proporcje składników, kolejność "produkcji" to by raczej tak dobre nie było.
Te nieszczęsne PO, jak wspomniała Welatas, to chyba zmora w każdej szkole średniej. Ja zostałam pouczona, żeby przy porodzie (gdyby takowy mi się przytrafił),gdy dzidzia po podduszeniu miała dostać tlen to mam ZABRONIĆ lekarzom jego podawania :D bo niby spowoduje straszne rzeczy. A ja głupia naiwna całe me życie myślałam, że tlen to raczej niezbędny...i chyba jestem niereformowalna :)
Roksi
Hahaha, a propos młodziana :-D To mi przypomniało, jak jeden ojciec opowiadał swojemu synalkowi, że w stanie wojennym w sklepach był tylko ocet. Młodzian na to: "Tata, w całym Auchan tylko ocet?!".
nika
Ups..pomyłka...Młoda Lekarka, nie Welatas. Przepraszam
Roksi
Abi jak chciałem zaprotestować ;) - robienie naleśników to jest poważna sprawa :P
Zainspirowałeś mnie do stworzenia protokołu "Jak prawidłowo wyjść do toalety". :D
http://adeptsztuki.blogspot.com/p/protoko-bezpiecznej-mikcji.html
[przepraszam za kryptoreklamę :/ ]
A ja na zajęciach z PO właściwie nie miałem 1 pomocy. Coś tam było z książki i tyle.
Ogólnie moje PO to był śmiech na sali...
Kursik bardzoż napięty, dzień pierwszy prawie do siódmej, co, po dodaniu czasu dojazdu, zapewniło mi godziwą, bezalkoholowa rozrywkę od 6 rano do 8 wieczór. Drugi dzień niby krótszy, ale za to z atrakcjami egzaminowymi.
dopiero tu zaczęło do mnie docierac, ze to chyba nie był hobbistyczny kurs gotowania :))))
pozdrawiam - nemetka
Abi zapewniam, dla instruktora taki kursant jak Ty to takoż spory stres... A co do Pirwszej Poprawki- podrzucę dalej :)
Roksi, ja sie na PO dowiedzialem, ze poniewaz Ziemia sie obraca, to okna ktore w poludnie sa ustawione na poludnie, o polnocy sa ustawione na polnoc. Mam dwudziestu szesciu swiadkow.
A proba obliczenia odleglosci strzelajacego dziala na podstawie roznicy czasu pomiedzy blyskiem a grzmotem dala poczatek nowej teori czasoprzestrzeni. Teoria strun to przy tym klocki lego xD
Nika, dzizzazzz :D
Ale gdy ogladamy "Misia", czasem musze sie tlumaczyc, czemu sie smieje...
Adepcie, bardzo sensowne. Szczegolnie w tym punkcie unikania butelek po Tabasco. Nawet nie wiesz, jak bardzo wazny jest ten punkt X[|]
Nomad, jeszcze pamietam zaliczenie z rzutu granatem. Ja ciez nie p.rzepraszam serdecznie xD
Nemetka, o nalesnikach ani slowa nie bylo ;D
Zielonooka, az mnie zamurowalo, gdy sie dowiedzialem, ze musze komus zaufac w sytuacji, gdy chodzi o moje wlasne - nie uzywajmy gornolotnych slow - dupsko.
Przekaz koniecznie. Wraz z adnotacja kopyrajtowa ;D
Bycie instruktorem/nauczycielem to też niełatwa sprawa. Pomylić się zawsze można (choćby i po kilku latach wykładania tego samego), trzeba mieć jedynie jaja, aby się otwarcie do tego przyznać i nie robić z siebie debila. Niestety niektórzy tak idą w zaparte i tak wierzą w swoje racje, że dysputa z nimi nie ma żadnego sensu.
A wytyczne? Są wprowadzone, tylko u Ciebie wszyscy mogą je swobodnie przeczytać ;-). Polska wersja nie została jeszcze wydana. Jedynie podsumowanie głównych zmian, niefortunnie troszkę źle przetłumaczone, co wśród kilku użytkowników jednego z forum wprowadziło panikę i ogólny strach :-).
A tak poza tym, to niektórzy u nas i tak się ich nie nauczą w pełni aż do ogłoszenia kolejnych. Starej szkoły nie wybijesz z głowy i basta.
Oj Abi, z tym porównaniem do robienia naleśników, to przeginasz ostro:)
Miałam okazję trzy razy w życiu "masować" ludziów: jednego po spadnięciu z rusztowania i dwoje po zderzeniu z samochodami.
I chętnie bym Ci zrobiła dwa wagony naleśników, gdybyś tamtą robotę, co niby taka prosta jest, odwalił wtedy za mnie:)
Normalnie lęki teraz będę miała przy smażeniu rzeczonych naleśników:D
GoS
Nemetka, o nalesnikach ani slowa nie bylo ;D
a ktoś prócz ani mówił? ;))
pozdrawiam - nemetka
Wprawdzie nie moje województwo - ale wszędzie jest podobnie. U mnie w mieście nie podpisano nowych umów z masą specjalistów (i tak np. z chorobami tarczycy - można się zgłosić tylko do 1 lekarza w szpitalu. Na prawie 100 tys mieszkańców...)
Okregowa rada lekarska ostro atakuje nfz
Paranoja - początek, jeszcze to... nóż się w kieszeni otwiera...
Specjaliści...
Grzegorz, witaj :)
Mnie troche smieszy syndrom namaszczenia boskiego. Potem dochodzi do paranoi, jak na ten przyklad w BTLSie odnosnie stabilizacji glowy. Szkola mowi "trzymac glowe oburacz" - i od tego momentu przesuniecie jednej z dloni pod szyje jest bledem w sztuce.
GoS, nalesniczki jednak sa trudniejsze, nieprawdaz? ;)
Nemetka, ani ani, ani nie ani... ;)
Nomad, NRL nie ma zadnej mocy prawnej. Moze co prawda opiniowac i krytykowac - ale nic z tego nie wynika. A przynajmniej nic mi o tym nie wiadomo.
Prześlij komentarz