Prawo Murphy’ego jednoznacznie mówi: jeżeli coś może pójść źle - to pójdzie. Psuje się zawsze ostatni pacjent w kolejce, a najgorszym dniem jest piątek.
Przyszła Gwiazdeczka zoperować sobie nóżke. Bywa. Nie chce przypadkiem miejscowego? A Broń Boże. Ona niechybnie umrze, taki ma wstręt okrutny w sobie do medycyny w ogóle, a ortopedów w szczególności. Co robić, poniekąd rozumiem. Zebrałem wywiad, w którym dowiedzałem się, że jest uczulona na wszystkie antyemetyki z wyjątkiem cyclizyny - pod warunkiem że jest podawana dopiero po wybudzeniu i tylko dożylnie, bo doustna oraz śródzabiegowa zabije ją niechybnie - po czym przystapiliśmy do działania. Im dalej - tym gorzej. Żyły ani pół jednej. Sprawdziłem ręce, nogi. Zero. Hm. Wypatrzyłem jakąś maliznę na szyi, wraziłem wenflonik - jest. Popchnąłem nieco dalej - zdechł. A babina skłuta czterokończynowo jak by ją stado szerszeni napadło. Już żem ja miał zwalić, gdy mi sie przypomniało - toż USG w kącie stoi! Pognałem po taborecik, przywlokłem monitorek i dalej szukać. Procedura przypominała nieco rozmowę Laskowika ze Smoleniem, któren to na każde pytanie odpowiadał nie ma- nie ma- nie ma... W końcu w desperacji wielkiej przelazłem na ramię. W ramienną nikt nic nie wbija, poza szyjnymi i udowymi to chyba największa żyła dostepna igle - przymierzyłem, wsadziłem - i poczułem pstryk. Zamarłem. Podałem wodę - nie działa. Krrrrrrwiiii!!! Zawyło we mnie wszystko, a osiagnąłem stan, przy którym mam sobie ochote odgryżć ucho. Własne. Wyjąłem zagięty wenflonik. Ma Pani jeszcze ochote być kłuta? Niech Pan jeszcze spróbuje... Ja tak się boję miejscowego... Usiadłem jeszcze raz, odnalazłem żyłę, pomaluśku, pod kontrolą USG wsadziłem ten cholerny wenflon, wyjałem igłę - trysnęło. Ożeżkurważwdupeżmać. Tętnica. Toż mięciusieńko się zapadała - a teraz tryska??? Założyłem stazę, ucisnałem i nabrałem dużo powietrza.
Droga Pani - rzekłem do Gwiazdeczki - nie dam rady. Ze wstydem przyznaję, że mnie te pani żyły przerosły na amen. Ma Pani do wyboru iść do domu, albo dać się zoperować w miejscowym. Jednak w tym drugim przypadku musze ostrzec lojalnie, że jeżeli wydarzy się coś, co będzie wymagało podania pani leków, bede zmuszony założyć zewnik do żyły centralnej. Capisci? Javohl! - odrzekło dziewczę dzielne. Zawołałem chirurga, czerwony ze zburaczenia wyjaśniłem, żem wenflonka nie wbił i zapytałem czy w miejscowym zrobi? Zrobi, tylko czy bym mu blok zrobił, bo już jest umyty od jakiejś półtorej godziny i nie chce mu się rozsterylizowywać? Nie ma sprawy.
Założyłem oberst-bloka, chirurg sprawdził, czy działa, naciął skórę, uwolnił ścięgno i zaszył.
I tak sobie pomyslałem, że nawet późno po południu, miast dźgać żyły i znieczulać do upadłego, trzeba po prostu zachować szczyptę zdrowego rozsądku.
19 komentarzy:
nooo gwiazdeczka czy tam księżniczka jak z ziarnkiem gruchu...
hmmmm...toż założenie obersta czasowo wychodzi co założenie wenflonu.i po co ogólne jak się nie jest dziecięciem?
malares
...anoz wlasnie...
no chyba, że ktoś na miejscowe reaguje niemalże histerycznie...bo to chyba strach o to, że nie zadziała :D
Roksi
A te żyły, to jej się ze strachu zapadły? Alibo ciśnienie za niskie miała? A ki diabeł ten oberst? To nie nie ma nic wspólnego z oberkiem, no nie? ;-P
nika
Oj, nie nadawałbyś się Abi na szerszenia.
Swoją drogą, takie żyły powinno się pociągnąć do odpowiedzialności za ewentualne niepowodzenie w leczeniu...
Roksi, u nas by sie pies z kulawa noga nie zapytal.
Terrorysci cholera by ich...
Nika, wygladala jak klasyczny przyklad heroinisty. Zero zyl i prochno w dziobie. Ale sie zapierala, ze aaaaabsolutnie.
Akemi, jak se czlowiek pomysli ze jes Bogwico - zaraz go przewraca do pionu. I dobrze. Smoki niedorobione, zyly niezaklute... Cholera by to ;)
Więc co to jest ten oberst? Bo mnie gógl odsyła na jakieś nieprzyzwoite strony... :)
Abi, natchniona postem przy najbliższym oddawaniu krwi zaproponuję paniom w centrum krwiodawstwa, coby sobie żył moich poszukały w innych częściach ciała. Ciągle tylko na rękach dźgają i zanim znajdą, to zrzędzą niemiłosiernie, że nie ma.
Kreatywności trochę trzeba, jak się okazuje:)
Hmm...a może jestem półprzykładem heroinisty tj. żył zero tylko jama z ustami jeszcze w porządku;)
GoS
Abi, druchu serdeczny. Dziś zakończyłem poranną listę i spokojnie zasiadłem do komputera, żeby zobaczyć co w świecie słychać, kiedym dostał telefon, że z sąsiedniego szpitala ratunku proszą, bo nie mogą się wkłuć. Wiedziony miłością do ludzi poszedłem i zastałem babuleńkę przezroczystą jak pergamin, delikatnie od spodu podbarwiony siniakami w miejscach tradycyjnie zawierających żyły. Chwila rozmowy, ogrzanie kończy, pierwsza kaniula w żyle, która radośnie pękła po 2 ml soli. Kilka następnych prób w różnych, całkiem niekiedy egzotycznych rejonach ciała, w końcu prawie się poddałem. Prawie, bo dostałem niteczkę 26 G. I to udało mi się wrazić w jakąś absolutnie cudaczną i nie opisaną w żadnym atlasie żyłkę. Zacząłem wyjmować igłę, kiedy stojąca pielęgniarka z pełnym przekonaniem o sukcesie powiedziała, że to wkłucie potrzebne jest do przetoczenia 3 jednostek masy erytrocytarnej. Będziecie toczyć do poniedziałku rano? - spytałem i z wrażenia rozwaliłem żyłę. Dobranoc.
"Więc co to jest ten oberst? Bo mnie gógl odsyła na jakieś nieprzyzwoite strony... :)"
poszukaj - znieczulenie przewodowe metodą Obersta ;)
ufff... ten tydzień mam nadzieję mamy już z głowy... choc - przynajmniej u mnie - w następny się jeszcze lepszy mlynek zapowiada :/
pozdrawiam - nemetka
weryfikacja słowna - tramp :))) taaaaak, całe 2 dni :))))
Dzięki :D Teraz już wiem. Wcześniej wpisywałem tylko "Oberst" i mi strony ałf dojcz wyskakiwały ;)
"Będziecie toczyć do poniedziałku rano? - spytałem i z wrażenia rozwaliłem żyłę. Dobranoc."
Nam raz ponad 3h nad jednym workiem zleciało u paliatywnej babci.
Dziabię ja pewnego razu pacjenta, dziabię i nic. Pacjent pyta "co teraz?". Odrzekłem mu pół żartem pół serio, że jeszcze na prąciu sa żyły zdatne do kaniulacji.
Pacjent zareagował szokiem z objawem "O Jezus! O Jezus!" skutkiem którego było pokazanie się żyły ;]
Prąć został uratowany, podobnie jak operacja ;]
No i proszę :D Po co komu USG :P
Myśmy też jednego takiego pozarastanego mieli bo się był ciął. Dochtór go zaczął straszyć że to w takim razie jak na ryncach nie ma żyły to trzeba w prącie kuć i nie wiadomo czy nie trzeba będzie takiej żyły najpierw wypreparować, a to prącie uszkadza, oj uszkadza... Mina pacjenta... bezcenna :D nie dał się dotknąć póki nie obiecałam że spodni nie ściągnę :P
Ta gwiazdecka pedziała "Jawohl"? Cyli to pewnie była poni Claudia Schiffer! No to kozdy chłop Ci, Abnegatecku, zazdrości, choćby była ona milion rozy bardziej kapryśno :D
ja ostatnio usłyszałam, że jakie żyły taki i właściciel; więc może coś w tym jest... :)
ale igłofobii to ona na pewno nie miała :)))
Adepcie, witaj :)
Tak jak Nemetka napisala - typ bloku. Chyba jeden z najprostszych.
GoS - co robic... Kazdy by chcial miec ladne zyly - ale nie kazdy moze ;)))
Szaman, a moze oni tam maja rolowane krwinki?
Nemetka - i po weekendzie. Straszne w tym
jest oszustwo...
Morfeusz, dobrze ze mu calkiem krew z glowy nie odplynela... Faktycznie bys musial igle wziac i wbic w prąć...
Kasia, a to doktor brzydal jeden ;)))
Owczarku, wygladala na straszliwie sfarygowana, tom ja pewnie dlatego nie poznal ;)
Cala Ja - witaj :)
Rzeklbym raczej jaki wlasciciel - takie i zyly ;)
Thalie, jeczala, ze miejscowego nie zniesie - a dzibanie zyly jej nie przeszkadzalo. Chyba chciala poczuc mily szmer anestezji ;D
Nie Schiffer ale jakaś inna celebrytka... oki, oki, confidentiality... ;D
(Już prawie nadrobiłam pasjonujące zaległości... czyta się z zapartym tchem - ciekawe, jak TO robi na stan żył i tętnic? O_O
Prześlij komentarz