Dawno juz nie było nic z pogotowia. W sumie nie ma co sie dziwić - niedługo minie 5 lat, odkąd porzuciłem ratowanie życia ludzkiego. Teraz mogę tylko czytać opowieści Crewmastera.
Jako, że jadę odświeżyć sobie ALS, czytam miła książeczkę z algorytmami AD 2010. I nagle ni zgruchy przed oczami stanał mi widok jednej z moich pierwszych reanimacji...
- Abnegat, do wyjazdu proszę!
Nadeszło całkiem nowe. Pogotowie na którym pracowałem, dorobiło sie karetki R. Co prawda maszyna była stara, silnik podmieniony, w stanie rozpadu ogólnego, ale w środku było dużo miejsca, a ta częśc wyposażenia, która Niemcy czujnie przyśrubowali, nie została wyszarpana prze poprzedniego właściciela. Przepuściłem w drzwiach załogę, jako że karetka posiadała stary sytem - klapę z tyłu i drzwiczki - saloonówki łaczące kabinę kierowcy z przedziałem medycznym - i zasiadłem z przodu.
Zima, paskudnie, mokro. Pobawiłem sie bez przekonania sygnałami.
- R do stacji!
- Zgłasza się R!
- Ponaglają! Prowadzą reanimację!
- Bedziemy za 5 minut...
Zajechaliśmy z fasonem na podwórko, wyskoczyłem pierwszy i półkłusem wbiegłem do domu. Na łóżku, na swoim prawym boku, twarzą do ściany, leżał pacjent. Jego lewa ręka zastygła w powietrzu, jak gdyby chciał kogoś niewidzialnego objąć, czy może coś wskazać. Za jego plecami klęczały dwie kobiety. Pierwsza naciskała miarowo klatke w okolicy lewej pachy, huśtając zwłokami w górę i w dół. Na miarowe skrzypienie sprężyn nakładał się dźwiek, przypominający nieco słyszaną z daleka lokomotywę parową - to druga z kobiet prowadziła sztuczne oddychanie. O tyle niesamowite, że wykonywała około 120 wdechów na minutę. A odległość pomiędzy ustami dmuchającej a dmuchanego wynosiła jakieś ćwierć metra.
- Dziękuję, przejmujemy reanimację! - energicznie przystapiłem do działania, po czym obróciłem pacjenta na wznak. Lewa ręka, wskazująca cos na ścianie, sztywno wzniosła się ku sufitowi.
- Kiedy państwo go znaleźli?
- Jakieś piętnaście minut temu.
- Gdzie?
- Leżał w zaspie! Panie, róbże pan coś!
Sprawdziłem ułożenia plam opadowych, wyglądło, że nieboszczyk przeleżał dłuższy czas na brzuchu. Zadnych śladów urazu, trwale zdeformowana twarz, trudno orzec czy zamarznięta, czy to stężenie pośmiertne.
- Niestety, nie żyje. Nic nie możemy pomóc.
Przygotowałem papiery, w tamtym czasie nikt nie wpadł na pomysł handlu zwłokami, więc do naszych zadań należało wypisanie karty zgonu.
- Jak by przysłali jakiego doświadczonego, to by żył! - usłyszałem, wychodząc na zewnątrz.
21 komentarzy:
Jak ja lubię pogotowian story made in Abiś.
Nawet kiedy gęsto ściele się w zaspach trup.
:P
Pozdr.
Jakież to znajome i bliskie :)
Ja przedwczoraj zostałem wymieszany równiutko z gruntem (błotnistym ze względu na odwilż) przez rodzinę pacjentki. Wszystko było w tych bluzgach... i mój szef i prokurator. I rzucanie obuwiem i wkraczanie do karetki podczas czynności :)
Warto nadmienić, że pacjentka żyła, całość awantury przeżyła podsypiając nieco... A roszczeniowa rodzina "niestety" lekarska.
Czekam z pełną dokumentacją na dalszy rozwój wypadków, bo "jeśli moja matka umrze w szpitalu, to ja wam tego nie podaruję!"
Ot życie ratownika ;)
A jeszcze jedno...
Abi ten ALS to w Polsce będziesz robił, czy u siebie? Pewnie tam... a szkoda ;)
Reanimacja w wykonaniu tych dam powaliła mnie na łopatki i spłynęły mi po policzkach dwie łzy. Ze śmiechu, oczywiście. Ja chcę więcej takich historii!!!;DDD
Świetne. Łzy wzruszenia cisną się do oczu- we wspomnieniach wróciła jedna z piewszych moich reanimacji. Jako b. zielona lekarka ( która, jednakowoż przytomnie karierę w zawodzie zaczęłą od ALS), udałam się pędem (mówię, że niedoświadczona...;)) na reanimację w RTG. Po przybyciu odkryłam 2 specjalistów kardiologów, z doktoratem (poradnia jest drzwi w drzwi) : pierwszy wentylował głównie grzywkę pacjenta ( uzyskując co prawda nieco świstu i dziwnych odgłosów mlaskania- po sprawdzeniu- przesuwanie się 2 protez zębowych); druga w tym czasie nabierała główny lek ratujący życie w zatrzymaniu krążenia- NaHCO3, jak się dowiedziałam po uprzejmym zapytaniu.
Pacjent przeżył , zapewne dzięki temu,że to nie było zatrzymanie krążenia, "tylko" wstrząs anafilaktyczny.
Mój podziw dla "pogotowiarzy" bierze się głównie z rozmiarów tolerancji, którą trzeba mieć dla tzw. społeczeństwa, ja obawiam się,że po tygodniu pracy zaczęłabym szukać handlarza bronią...
Znowu gimnastyka poranna w moim wykonaniu - spadłam z krzesła :-DDD
Skąd się tacy ludzie biorą? Z brzucha mamusi? :-D
nika
ojej! stęskniłam się już za karetkostory :) dobrze, że czasem jakiś impuls Cię do wspomnień natchnie.
A jednak w narodzie duch nie ginie!!! Jakież to poruszające dowiedzieć się, że dwie kobitki znalazły mężczyznę w zaspie, przytargały go do domu, wezwały pogotowie, po czym zaczęły udzielać pierwszej pomocy. I tylko przyjechał "taki i owaki" w czerwonym polarze, poszkodowanego im odebrał i ....nie zrobił NIC. Tak oto kolejna miejscowość zdobyła lokalną legendę o nicnierobach z pogotowia.
Twoja notka poskutkowała ponownym przeczytaniem tamtych historii. Może przypomnisz sobie jeszcze coś?........Było by fajnie
pozdrawiam
Ta sakramencko fachowo terminologia! Co to jest to ALS? Abnegateckowo Legitymacja Spitalno? :D
Greenska - ale to sie dobrze czyta, nie? ;DDD
Crew, co robic. Buraki sa wszedzie. ALS robie tu, wyzej sobie cenia UKRC niz Polska Rade Resuscytacji ;)
Akemi, ludzie rozne dziwne rzeczy w stresie robia... Chocby ta babka, od "Nawilzonego", dawno temu to bylo na blogu. Facet nieprzytomny - a ta go wycierala szmata do podlogi, uspokajajac: "Lez spokojnie, jestes nawilzony"...
Do tej pory widze ten dom - i tych ludzi.
Zielonooka, mi sie zawsze wydawalo, ze najniebezpieczniejsi sa ortopedzi (soreczki, A. ;D), a to nie prawda. Wystarczy dac kardiologowi EKG i po ptokach... Swiat zewnetrzny przestaje istniec...
Nika, to jednak stres. Robily, co mogly - a ze akurat robily glupote... Lepiej niz nic ;)
Thalie, teraz mam wiekszy problem, bo nawet jak mi co w mozgu wyskoczy - to za cholere nie pamietam, czym juz o tym nie pisal. No i tak zwana kupa z dzemem.:/ :\
;)))
ML, ich tam bylo wiecej. Z pietnasvie osob (?) Alem sie nie darl, jak ten krakowski pajac, tylko nieboszczyka zakwalifikowal prawidlowo. A ze zawsze jest nasza wina - co robic ;D
Anek - chcialbym - ale mi ten cholerny Niemiec wszystko chowa ;D A moze to zwykla skleroza...
Owczarku XDDD
Advanced Life Support
Ale Abnegatowa Licencja Supretruciciela tyz by mogla byc xD
Ano się czyta dobrze, a jeszcze lepiej wizualizuje XD
Może nie tak kontrowersyjne jak wycieranie nieprzytomnego pacjenta szmatą, czy też inne perełki, ale wspomnę :D
moja uczelnia co jakiś czas wysyła swoich studentów na badania. W grudniu mieliśmy udać się do przychodni studenckiej na przegląd. Z poprzednich wizyt wiedzieliśmy, że będą kabarety w wykonaniu dwóch doktorek :D jedna mierzyła ciśnienie, druga badanie osłuchowe i inne takie.
Niemalże wszyscy ciśnienie mieli poniżej 110/60 a tętno dziwnym trafem u każdego 58 :D
Ja byłam koszmarem bo ciśnienie 85/50. Nie wiem skąd takie wyniki wytrzasnęła..ja wiem, że sportowcy mogą mieć niższe parametry, ale bez przesady.
Druga pani doktor rady typu "znamiona smaruj owsianką" i diagnozami typu "arytmia, obustronne zapalenie płuc"
Dostałam skierowanie do pulmonologa i kardiologa i wizyty chcąc nie chcąc musiałam odbębnić bo do dziekanatu informajce wysłano.
Oczywiście wszystko w porząsiu, jedynie portfel został odchudzony bo wizyty w trybie pilnym czyli prywatnie -koniec studiów za tydzień :D
Roksi
Emilka, chodzi mi o to, ze to sie dobrze czyta POTEM ;D
Roksi, znam takie idiotki. Bog jeden raczy wiedziec jakim cudem toto osiagnelo wiek rozplodowy. O skonczeniu studiow nie wspominajac XD
Niedawno "zaliczylam" Red Cross certyfikat w US.
7 godzin,skoncentrowanych glownie na resuscytacji.Do dzisiaj bola mnie rece od masowania manekinow!
Nauczylam sie wiecej o Pierwszej Pomocy przez te 7 godzin,niz przez 2 lata na Radiologii!.
Nie wiem jak tam u Ciebie z kursami Red Cross (PCK)...
ja z radoscia patrze,gdy moje 11 letnie dziecie wie jak zastosowac CPR (po kursie dla Babysitters).
Aaah, uwielbiam te kwiatki.
A co do historii Roksi to znam podobne osoby pracujące w służbie zdrowia... niestety. Powinni jakiś rodzaj testu na nadawanie się wprowadzić chyba...
Pozdrawiam ciepło!
Kasia
POTEM - Abisu -to się można nawet zaśmiać mroźnym ha ha.
...ale w trakcie, no właśnie w trakcie, sam wiesz jak to w trakcie jest... .
Dystans czasowy, to bardzo dobry punkt obserwacyjny.
Geemonika, mnie obowiazuja kursy UK Resuscitation Council - ale pewnie dla niemedykow istniaja inne organizacje. A swiadomosci dzieciecia tylko pogratulowac :)))
Kasia, to takie odpady poprodukcyjne. A czemu zostaly zapakowane w pudeleczko i wystawione na polke - nie mam bladego pojecia >:|
Emi, w trakcie potrzebna jest swieta cierpliwosc. Wiekszosc ludzi oczekuje cudu - i zaklada ze jestes matolem. Na szczescie nie wszyscy - i na nieszczescie nistety czasem maja racje ;]
Mogłeś go chociaż własnym ciałem ogrzać, może ręka by opadła ;-D
Jak mu od chuchania nic nie zmieklo, to przytulanki by mu nie pomogly...
;D
Abi - widzisz, odnośnie tego niemca i "czy ja o tym już nie pisałem" - trza książkę. Koniecznie :D
Prześlij komentarz