piątek, 10 grudnia 2010

Doctor universalis

Pamiętam, jak lata temu (nie miałem wtedy jeszcze brody siwej i do samej ziemi) Pan Profesor grzmiał z katedry: biedne dzieciaczki mogły by funkcjonować normalnie, ale nikt im astmy nie rozpoznał! Zamiast bronchodilatatorów pasione są antybiotykami i syropkami na kaszel! I padały zklęcia silne a straszliwe, jak PEFR, FEV1 i Współczynnik Tiffenau, PEF, MEF i nie wiadomo co jeszcze.

I rację miał.

Masa kaszlaków przechodziła 25 kursów antybiotykoterapii rocznie, repasażując na sobie szczepy oporne. Na szczęście nastało nowe. Medycyna wkroczyła pod strzechy POZetów i nagle okazało się, że co drugi pacjent ma astmę. Wykryć wcale nie jest trudno. Po pierwsze, trzeba stwierdzić obturację. Od tego są zaklęcia powyżej. Po drugie, zobaczyć, czy ustępuje ona po podaniu wspomnianych wyżej fukawek. W wątpliwych przypadkach robi sie test prowokacji - czyli sztucznie wywołuje sie skurcz oskrzeli. I tyle.

Problem niestety w tym, że trzeba pojechać sobie na kursik i ktoś musi ładnie kawę na ławę wylożyć: jak sie spirometrie prawidłowo robi, jakie paramtery trza ocenić i co z nich wynika. Albo książkę przeczytać. Choć to jednak trudniejsze jest. Przydało by sie też kupic spirometr. Co prawda można rozpoznawać astme na ucho, ale nie jest to metoda przez medycynę dopuszczona do obrotu.

Dzisiaj przyszedl do mnie Pan Starszy w celu operacji. Miły, konkretny - rozmowa szybko pognała w kierunku jego chorób - i popadłem w przydum. Przyznał się w formularzu do posiadania nadkwaśności pospolicie zwanej zgagą i niczego więcej, a w lekach jak byk stoi Clenil. Czyli steryd wziewny - bo służy do wziewania. Gdyby ktoś nie wiedzial jak się wziewa to w zasadzie tak samo jak wyziewa tylko w drugą stronę. No to sie grzecznie Pana Starszego pytam, cegój on o astmie nic nie wspomina, hę? A on mi na to, że nie bardzo to wszystko rozumie, jak to jest z tą jego astmą, bo całe życie był zdrowy jak rydz, ale mu sie jakoś tak jesienią zachorowało. Trochę kaszlał, w końcu zaczął pluć na zielono, wiec do doktora poszedł po pomoc.

A ten mu dał steryd.

Kiz ta censored, że ja się tak grzecznie zapytam?

Miałem już taką jedną panią, co to kaszlec zaczęła 10 lat temu i wtedy jakiś nawiedzony - bez badań jakichkolwiek - rozpoznał jej astmę. Pani w doktora święcie wierzy więc dmuchawki codziennie fuka i kaszle jak kaszlała. Posłuchałem jej płucek - odgłosy jak z garka z grochówką na dużym gazie. Wszytko dudni, grucha, rzęzi i furkocze (moja znajoma, co to w Pradze studiowała, twierdzi, że to się u nich nazywa praskoty a wizgoty. No i jak ich nie kochać.) - ale świstu ani dudu. Pytam grzecznie, czy ona kiedy jakie duszności miała? Nie. A świszczała może? Oddechu brakowało? Nie. To co jej było? Kaszlała. I doktor na podstawie kaszlu rozpoznał astmę? No tak, nawet leki dał. A pomogły? Nie.

Prędzej u Niemców bym sie czegoś takiego spodziewał. Wiadomo, ordung muss sein, jak doktor kazał censored pigułki to się je censored.

Dziadek poszedł krajem nieba - krajem piekła. Fuka se te dmuchawki ino rano - z wieczornej dawki zrezygnował. Ale na kaszel i tak mu nie bardzo pomogło, dalej zielonym po okolicy pluje.

Nie twierdzę, że każdy się ma na wszystkim znać. Ot, wiem jak się odwracalnie truje ludzi, to i to w życiu robię. Stany zagrożenia rozpoznam i leczyć bede według Słowa Gajdlansowego. Ale jak trafię na problem, który nie jest mój, to pacjenta wyślę do kogoś kto się zna... System, który na wzór m.in. Wielkiej Brytanii wprowadzamy u siebie, z doktorem - omnibusem, co strzeże pacjenta swego jak siebie samego, w założeniach jest dobry, ale w rzeczywistości wymaga nieprawdopodobnie tęgich mózgów.

A tacy nie siedzą na wsi w POZecie,
tylko robią kariery:
w kraju
i na świecie.


Wierszyk wyszedł mi sam, to i niech ta zostanie.

Umówmy się, opowieść o doktorze Panadolu nie wzięła się znikąd. Ale ten numer, by leczyć wszystko, co padnie na układ oddechowy, sterydem i betamimetykiem, budzi we mnie podziw szczery.

---------
PS. Tak mi się jeszcze przypomniało twierdzenie jednego znajomego Górala: "Jak coś jest do wszystkiego to jest to do dupy." Koniec cytata.

29 komentarzy:

doro pisze...

Świnte słowa, panie.
Jest też też druga strona medalu. Pacjent (zwłaszcza moja rodzina dalsza i bliższa)mają taki dryg, aby nigdy nie wierzyć konowałowi. W tym celu idą do niego, kupują zapisane leki, wyciągają ulotkę i słowo po słowie wpisują w google.Po sekundzie są już skrajnie oburzeni, jaka to głupia diagnoza była i co to za partacz, który ich naraził na takie skutki uboczne, jak posocznica, ADHD, udar a nie daj boże - świąd skóry i zaczerwienienie! Leków nie biorą, idą do następnego. Zmieniają objawy, aby pasowały im do wizji ulubionej choroby, którą znaleźli na portalu Zdrowie pe el.

abnegat.ltd pisze...

Znam z autopsji. Ancestor przeczytal ulotke i sie dowiedzial, ze lek ma byc podawany w warunkach intensywnej terapii. Z miejsca wywalil tabletki w kosz. Umklo mu slowo "dozylnie".

Anonimowy pisze...

Ta tendencja na szczescie zaczyna sie odwracac (czasem chyba zbyt niebezpiecznie) w druga strone. Lekarz rodzinny zaczyna byc sekretarka specialistycznych poradni wypisujac tylko skierowania dla pacjentow...

akemi pisze...

Ja to dzielę sobie - na prywatny użytek - doktorów na tych, co się uczyli zgodnie z programem zdroworozsądkowym, a przy okazji na jakiejś - tam uczelni medycznej i tych, co pokończyli szkoły na tajnych kompletach. Bo, czy to Polska czy inny Bangladesz wszędzie jest taki sam przekrój doktorów z głową i bez.
I tyle.
:)

abnegat.ltd pisze...

Anonimie, bo to tak troche na zywiol poszlo - i chyba nikt do konca nie wie co nalezy do obowiazkow rodzinnego. Jeden cukrzyce bedzie leczyl sam, inny wysle do poradni cukrzycowej. A znajdzie sie i taki, co objawy przeoczy.

Akemi, ja mam gorzej. Wierze tylko tym, co ich dobrze znam - w sensie zawodowym. Reszta to matolow banda...
Jak bym sie tak musial uspic, to w te pedy polece do swojego starego szpitala. O ile tylko dam rade :[\]

Joanna pisze...

Uśpić jak uśpić a mistrza cięcia potencjalnego też już wybrałeś? Ja podzielam Twoją taktykę-tych co znam-wierzę( co prawda nie bezgranicznie-cóż babole się wszystkim nam zdarzają), a jak nie znam to start od zera.

abnegat.ltd pisze...

Joanna, na chirurgi sie nie znam, to mnie mniej przeraza. Ale jak pomysle, co sie moze spierniczyc od anestezjologicznej strony, to mi sie momentalnie wlosy onduluja.

gres pisze...

Abi czasami gorzej jest, jak rzeczywiście chory na cóś, choruje na coś innego dodatkowo. Jak dochtór za bardzo nie zna się na chorobie przewlekłej to potrafi uznać, że wszystkie objawy mu do niej pasują i ma do czynienia jedynie z pogorszeniem.
Byliśmy ze znajomymi w Austrii w nocy ich córka zaczęła się tak męczyć, że wezwali doktora - ten w zasadzie diagnozę ograniczył do obejrzenia półki przy łóżku na której stał inhalator, przeprowadził dedukcję i uznał że dokładne badanie dziecka (w wieku 2 lat) nie jest konieczne bo to kiedyś ktoś zrobił i uznał że ma do czynienia z atakiem astmy dziecięcej, przy czym do dokładniejszego badania nie skłoniło go nawet to że rodzice wyraźnie stwierdzili że nigdy takich problemów z dzieckiem nie było. Ostatecznie po powrocie do Polski dziecko wylądowało w szpitalu z rozpoznanym zapaleniem płuc.

abnegat.ltd pisze...

Gres, troche to przerazajace. Moze dlatego zawsze wloke ze soba pol apteki. Zeby nie byc na lasce Bog wie kogo...

Anonimowy pisze...

Jo tyż, jak mi coś znowu będzie, to pognam (ożyję na ten moment) do swojego superszpitala do swoich ukochanych dochtorów :-)))
Aż się rozmarzyłam :-))))))
Abi nie bój żaby, jak Ci sił nie starczy na dotarcie do Twojego starego szpitala, to Ci dam namiary na swój :-) Sprawdzony 2 razy pod względem anestezjologicznym na własnej skórze :-)))
nika

abnegat.ltd pisze...

Nika, jednakowoz to ja wole swoj ;)))
Chyba ze bym zabladzil gdzie na Mazowszu?

Anonimowy pisze...

No :-) To w przypadku, jakbyś z sił opadł na Mazowszu w drodze do Krakowa :-)
nika

abnegat.ltd pisze...

Wtedy to raczej dobry zajazd bedzie potrzebny ;)

Anonimowy pisze...

Hahaha :-D
Z okowitką w tle (aqua vitae ;-)))
nika

Anonimowy pisze...

Heh, niestety takich dochtorów z "tajnych kompletów" chyba jest co raz więcej... Jak przyjmują po 600 (słownie sześćset) osób na rok, jest coraz mniej preparatów na anatomii, coraz więcej studentów na zajęciach, a na klinikach chodzi się po 5-6 osób do jednego pacjenta... Ja na własne oczy widziałam kobitkę co to na widok nefrostomii pytała starszego lekarza "a co to za woreczek z tym żółtym w środku?"... Nie daj boże chorować. Opcję znam-i-ufam jak najbardziej stosuję...

Kasia pisze...

Przyszła ostatnio na ostry dyżur pani z rozpoznaniem na skierowaniu (od rodzinnego) "niedoczynność nadnerczy, podejrzenie przełomu". Dochtory panika, ale kobitka wchodzi wesoła rumiana, zaczyna rozmawiać i mówi, że ma... nadciśnienie. Przyniosła nawet zeszycik z zapisami pomiarów. Poniżej 130/80 może ze trzy razy zeszła. W medycynie jak w kinie widać i niedoczynność nadnerczy może u rodzinnego się objawia nadciśnieniem, któż to wie.
Pozdrawiam, Kasia

abnegat.ltd pisze...

Anonimie - program studiow jest do bani. Za moich czasow uganialem sie za jakims pajacem z biofizyki, gnebił nas gnom z chemii, scigali nas filozofowie, ekonomisci - marksisci, mialem zajecia z psychologii, socjologii - a zajec z anestezjologii mialem TRZY - jakas zmordowana babka cos tam nam probowala tlumaczyc. Nawet zaliczemia z tego nie bylo. Zeby sie nauczyc podstaw, anatomii, histo- i fizjologii - trzeba czlowiekowi dac czas, zeby usiadl na dupie. A nie ganiac go jak bura suke po miescie.

Zeby sie medycyny nauczyc - trzeba miec czas. A to co nam zafundowali, to byla zwykla paranoja. Bardzo bym sie chcial dowiedziec od jakiegos profesora, najlepiej tego, co mniealo nie zamordowal na egzaminie z bichemii, po jasny *** bylo mi tluc do lba na pamiec wzor vitamin, z B12 na czele.

Od lekarza wymaga sie po studiach Bog wie czego - a tak naprawde owczesny system produkowal absolwentow z kompletnym smietnikiem w glowie.

Chybam sie przepracowal, bo znowu marudze ;)

abnegat.ltd pisze...

Katie, jak czytalas "Woznice" to trafilas na te dwa opisy reanimacji w osrodku ;D
Massakra.

Anonimowy pisze...

Ależ mnie też przecież ganiali z biofizyką, chemią, SOCJOLOGIĄ (przez którą 7 osób uwaliło rok!!!) informatyką (po kiego nam to?!) etyka, historia medycyny... a jak tak patrzę po niektórych koleżankach to widzę, że można niektóre kliniki zaliczyć (of kors na zasadzie obecności) bez dotykania się do pacjenta... strach się bać iść potem do takiego lekarza.
A medycyny uczą na kołach, to i uczęszczam, a później ludzie na mnie dziwnie patrzą jak jako jedyna osoba na zajęciach wiem że miastenię się kojarzy z grasicą...

Kasia pisze...

Abnegacie najmilszy... bo teraz młodzi lekarze mogą powiedzieć pacjentowi głównie "Nie wiem co panu jest... ale na pocieszenie mogę narysować cykl Krebsa! (do wyboru również wzór wit B12, cyklopentafenantren albo opowieść o syncycjotrofoblaście...)
Pamiętam jak się nade mną znęcała pani prof od biochemii że nie umiem wzoru którejś witaminy... brrr.

abnegat.ltd pisze...

Anonimie - czyli mimo cwierc wieku dalej jest to samo...
To jest chyba najbardziej wnerwiajaca rzecz - zamiast uczyc nas zawodu, dokonuje sie na nas eksperymentow prowadzonych przez frustratow zwanych asystentami.

Katie, medycyna powinna sie zamknac w fizjologi, histologi anatomii, farmie, wszystkich pato + kliniki. Cala reszta jako kolka zainteresowan. Biochemia jako kursik na prawach zaliczenia.
Za to kazdy ppwinien miec 10 odebranych porodow, szyte rany, iniekcje, kaniulacje, reanimacje - w postaci stazu w SOR, w ramach przedmiotow klinicznych wbity do lba proces diagnostyczny i leczniczy.
Znowy mi sie krew burzy.

A potem laduje czlowiek na izbie i nie ma pojecia co z pacjemtem zrobic. Po 6 latach studiow.

Kasia pisze...

Święte słowa... jak miałam iść na 4 (słownie cztery) godziny na chemię to mi się słabo robiło. A biochemia to u mnie jest prowadzona chyba przez anyterrorystów (Jak to państwo nie wiecie jaki jest wzór glukuronianu?! Przecież to wam niezbędne jest!!!) albo masochistów (Pani przyjdzie do tablicy i narysuje mi wzór hemu, a najlepiej to hemoglobiny! Nie umie pani? No i jak pani chce lekarzem być?!!)
Całe szczęście SOR jakoś sobie ulubiłam. Szyję, wkłuwam się, reanimowałam pacjentów (może na razie tylko masaż pośredni, ale intubować się nauczę!). Tylko że ja jestem jedną z może 5-7 osób z roku, która chodzi na SOR i się chce uczyć. Reszta na praktykach fajki paliła, ściany podpierała... widać będzie dużo dermatologów i okulistów.
A stażyści... hah. Reanimacja, ze studentów to tylko ja na sali, 4 pielęgniarki, chyrurg, anastazjolog i... OŚMIORO stażystów. Jedna z nich masowała, reszta stała i się patrzyła, a jak ich poprosić o zmianę, nie daj boże, w oczach panika.
A tak w ogóle zostań Abi Ministrem Zdrowia i napraw system studiów medycznych ;))

abnegat.ltd pisze...

Katie - ja sie na ministra nie nadaje, bo jestem na to za glupi. Od doktorow-ministrow odroznia mnie to, ze o tym wiem.
Reforma medycyny jest konieczna - tylko ze widza to studenci, ktorzy maja g.uzik do gadania.
Milej nocy wszystkim.

basia pisze...

Tylko się zgodzić z treścią i wydźwiękiem (z wydźwiękami oskrzelowo-płucnymi raczej nie...) ;(

Kasia pisze...

Już chcieli nam reformę zrobić (a może zrobią?!) zamiast 6 lat - 5. Potem (jakby w ramach 6 roku) stażopodobne coś. No i LEP chcieli znieść. A na specki byśmy się dostawali wg średniej ze studiów. Farsa. Dobrze, że mnie nie obejmie to.
Ale może warto by zrobić jakąś inicjatywę tylko problem jest taki, że na to trzeba dużo czasu i energii poświęcić a mało który student może sobie na to pozwolić...

Eh, widzisz i nie grzmisz.

Anonimowy pisze...

rzadko komentuje ale na dyskusje o studiach medycznych odpowiedzieć po prostu muszę :)

z perspektywy piątego roku coraz bardziej przeraża mnie to że za dwa lata trafię na dyżur na oddziale, SORze, w karetce i będę podejmować decyzje...

stan na dziś jest taki że kliniki z dermatologii trwają 3 tygodnie, z socjologii 2...a z pulmonologii, gastroenterologii, medycyny ratunkowej tydzień... Nawet jak się coś zdąży przez ten tydzień przeczytać to w kolejnym już to jest wypierane z głowy przez nową wiedzę...A i jakość tej wiedzy z dużą ilością rzadkich zespołów i szczegółów a z brakiem konkretów o leczeniu nie napawa optymizmem...

Nie ma w głowie prostych skojarzeń: objawy - podejrzenie rozpoznania - badania - leczenie...Nie ma schematu postępowania...

Nie wspominając już o jakichkolwiek umiejętnościach praktycznych... Od założenia wenflonu i cewnika począwszy (gdyby nie własna inicjatywa i samodzielnie zorganizowany "wolontariat" na SORze nie miałabym jeszcze okazji w czasie studiów zacewnikować pacjenta...)

Może powinniśmy dorobić zaocznie pielęgniarstwo albo ratownictwo żeby zdobyć praktykę?? Bo oczekiwanie że takie zajęcia praktyczne jakie są na tych kierunkach znajdą się w programie studiów medycznych nie ma przyszłości...

No to się wyżaliłam trochę przydługo...Ale im dłużej studiuje tym bardziej mnie to wkurza...

strepto

abnegat.ltd pisze...

Dokladnie.
Strach sie bac. Najpierw pokazuja doktora Hałsa - wczoraj bodajze w glebokiej hipertermii spuszczal krew z dziecka zeby zobaczyc zator w mozgu. No dobrze ze nie w dupie. A potem zamiast uczyc medycyny - wpieprzaja czlowiekowi tone bzdur do lba.
Reforma powinna wygladac tak:
1 rok anatomia, histologia, fizjologia
2 rok patofizjo, patomorfa, farma
3-5 kliniki, przy czym interna przez cale trzy lata, reszta proporcjonalnie do uzytecznosci.
Czynne wlaczenie w proces diabnostyczno-leczniczy: zajecia kliniczne to tak naprawde 6 godzin pracy 8-14. Przydzial do swoich opiekolunow max 3 osoby na prowadzacego.
Szosty rok to staz na oddzialach podstawowych.
Da sie zrobic.
Te pierwsze dwa lata beda przerabane - ale gdy sie wyrzuci precz smietnik chemiczno-biofizyczno-biochemiczno (czesc z tego jest w patofizjologii, reszta won) filozoficzny, okaze sie ze zaczniemy produkowac lekarzy.
Jak rodzic pragne - brakuje jeszcze, zeby nam wpier.lili filmoznawstwo.

Anonimowy pisze...

niewiele brakuje...;/ na pierwszym czy drugim roku w ramach fakultetów można było wybrać kulturoznawstwo...było jeszcze parę innych w stylu filozofii i antropologii ale coś wybrać trzeba było żeby zdobyć punkty...2pkt = 30h czyli w przeliczeniu na zajęcia kliniczne-2 tygodnie...;/

ps. może trzeba by napisać tą reformę "oddolnie"? ;) bo ci w ministerstwie chyba nie pamiętają jak wyglądają studia i nie słyszą głosów studenckich, lekarskich etc..

strepto

Anonimowy pisze...

niewiele brakuje...;/ na pierwszym czy drugim roku w ramach fakultetów można było wybrać kulturoznawstwo...było jeszcze parę innych w stylu filozofii i antropologii ale coś wybrać trzeba było żeby zdobyć punkty...2pkt = 30h czyli w przeliczeniu na zajęcia kliniczne-2 tygodnie...;/

ps. może trzeba by napisać tą reformę "oddolnie"? ;) bo ci w ministerstwie chyba nie pamiętają jak wyglądają studia i nie słyszą głosów studenckich, lekarskich etc..

strepto