W zasadzie powinno być o filmie. Ale filmu nie widziałem. Za to przeczytałem książkę. A dokładnie trzy: trylogia Stiega Larssona, opisująca trudne dzieciństwo Lisbeth Salander i jej relacje z dziennikarzem Kalle Blumkwistem, co to podążał tam gdzie mu jego żyroskop sztywniał.
Muszę przyznać, żem na tą książkę czekał - dostawszy kiedyś pdf'a (thx G), nie mogłem dać sobie rady z maluśśśkimi literkami na ekranie. Szczęściem doczekałem wersji papierowej.
Tu się muszę przyznać, żem upośledzony. Nie potrafię mianowicie oderwać się od książki czy filmu. Wylazłem z kina raz jedyny, z "Utalentowanego Pana Ripley'a", ale to było prawdziwie oodles of noodles*.
I tak sobie myślę, że największym problemem powieściopisarza, tworzącego cegły siedmiuset stronicowe jest utrzymanie prawidłowego napięcia. Jeżeli piszemy o samotnym wojowniku, co to rozwiązuje wszystko własnymi rękami, nie wprowadzamy nagle budki telefonicznej i ostatniej dziesięciocentówki. A jeżeli nasz bohater jest dziennikarzem, który to dziennikarz jest praworządnym obywatel śledzącym zabójcę, nie każemy mu udawać, że nic się nie stało w akapicie następującym po oddaniu kliku strzałów w jego wyuzdany łeb.
Muszę przyznać, żem jest rozczarowany. Przede wszystkim powyższym - jeżeli ciągniemy tygrysa za ogon i doprowadziliśmy zwierzę do wkurwielizny ostatecznej, następną sceną jest ukatrupienie biednego czworonoga lub oddanie ducha. A nie podziwianie jego prężących się mięśni, czy rozmowa z przebywającą w sąsiedniej klatce lamą syberyjską.
Po drugie, scena, która kończy tom drugi, przypomina mi stary dowcip o zwolnionym z pracy dziennikarzu-powieściopisarzu, który pisał kryminał w odcinkach. Gdy dowiedział się, że ma napisać ostatni tekst i spadać, wsadził swojego bohatera do zaspawanego sejfu i zrzucił go z nisko lecącego samolotu wprost do Rowu Mariańskiego. Po tygodniu nieudolnych prób rozwiązania problemu, naczelny przywrócił go do pracy. Kolejny odcinek rozpoczynał się słowami: "Nadludzkim wysiłkiem woli major Smith wydostał się z sejfu i wypłynął na powierzchnię."
Kolejne wpadki nie są niestety tak wesołe. Kwiatki pt. "Jeżeli w tym kraju (Szwecji) można robić takie rzeczy, to nie jesteśmy lepsi od dyktatorskich krajów Afryki" wywołuje litościwy uśmiech; grupa hakerów - pięćdziesięciu! - z których kużden jeden jest światłym anarchistą i żadnemu w głowie nie postoi chęć szczera zawładnięcia światem - a przynajmniej zawartością najbliższego banku; konfrontowani złoczyńcy na widok dziennikarza, wyciągającego ich brudy w prywatnej, póki co, rozmowie, łamią się i szlochają. Bo cnota przeraża i poraża tak potwornie, że żaden nie łapie za widły.
Napiszmy to jeszcze raz: oficer kontrwywiadu - operacyjny, mający broń, która zabija i środki wszelkie by zniknąć ciało - płacze i szlocha po czym idzie na współpracę, by tylko ujść karze. To już nie jest żałosne. To jest po prostu nieprawdziwe.
Ale nie to jest najgorsze. By opisywać brudy - tortury kobiet, ukryte lochy z sadystycznym wyposażeniem, zabójstwa - trzeba je mieć w głowie. I o ile jeszcze zrozumiem, że człowiek szuka sposobu, by się ich pozbyć, o tyle za cholerę nie pojmuje sensu pisania książek inspiracyjno-instruktażowych.
Musiał chłop mieć ciężkie dzieciństwo.
Dobrze, żem miał w domu rum. Co prawda o piątej rano spadła mi nieco prędkość czytania, ale za to żem się nie zrzygał.
Wracam do Kubusia Puchatka.
------------
*Kupa kluch. A przy okazji nazwa sieci sprzedająca kluski.
10 komentarzy:
Abi, a to był dowcip? Bo ja to znam z twórczości Marka Hłaski :)
A do e-booków mam podejście - trzymać odemnie jak najdalej. Nie lubię...
Mam sporo i nie wiem, czy 2 przeczytałem...
Jak dla mnie książka - to ma być książka, papier pod dłońmi, literki drukowane..
Hahahaha , jak pięknie!
Ja mogę Twojego bloga zamiast dobrej książki czytać ;)
Ja właśnie kończę trzeci tom i mimo zgrzytającego we mnie poczucia realności podoba mi się książka bardzo. Dobiło mnie wprawdzie to, że super policjanci nie zauważyli, że na broni są odciski rękawiczek i skupili się na starych odciskach palców (do cholery, albo żadnych śladów - broń starannie wytarta, albo widać i odciski palców i przykrywające je ślady po rękawiczkach!) Ale cegiełki czyta się dobrze, wciągają, nie nudzą. I tego właśnie oczekuję od takiej lektury.
Abi, a dla Ciebie wyrazy uwielbienia od stałej czytelniczki.
Hahaha, Abi :-D 100/100
nika
Nomad - thx ;) Gdzies dzwonili... A czytalem na aJfonie. Czcionka mial max 2 pkt.
Doro, mnie chwalic nie wolno bo sie mi we lbie przeweaca ;)
Kasia, tam wiecej takich - dziecinnych wrecz - pogladiw mozna znalezc. Ale faktycznie - mimo niedorobek, trudno sie oderwac. Mi jedynie po drugim tomi na chwilw przeszlo - ten "nadludzki wysilek woli" mnie oslabil.
Nika, juz mi sie poprzewracalo ;)
szacun - ja nie dałam rady nawet do połowy pierwszego tomu dobrnąć :P
pożyczyłam babci - rzuciła w kąt :P
Alexis
Alexis, witaj :)
To sie troche rozpedza jak lokomotywa parowa ze skladem wegla - ale potem da sie. Jak by nie bylo, dalem rade. Ale mozna by to, przy talencie takiego Clancy'ego wyszlo by 1/3 objetosci. Bez straty dla faktow. A moze i z zyskiem ;)
Mnie też osławiona saga Millennium zawiodła. :( Jakieś to takie... wszyscy negatywni bohaterowie trzymają na komputerach porno, a Salander, początkowo lansowana na całkiem odludną dziwaczkę z Aspergerem, nagle staje się znającą się na absolutnie wszystkim obrońcą uciśnionych.
... niezamaco, ja też zastąpiłam pdf papierem, irytuje mnie czytanie z monitora.
;)))
Udostępniłam co miałam, no... ;]
Pozdr.
Amonimie, a te trzy miliardy koron? Jak to sie niby ma do czystych serc naszych bohaterow? Poza tym porno be - seks w dowolnej konfiguracji cacy :D Tak mu - wybiorczo - przeszkadza internet, czy co?
Green, kupilismy wlasnie dlatego ze moglem rzucic okiem na pdfy ;) Jak by co to adres ten sam :]]]
PS - co za lenistwo? Choc krotki wpisik na temat podopiecznych...
PPS - nie moge komrncic w tym ukladzie, ktory posiadasz. Jak nie jestes do niego przywiazana - zmienila bys na taki jak u mnie?
Prześlij komentarz