niedziela, 20 września 2009

Reklama

Wiadomo - dobry domokrążca sprzeda dziurawy garnek i maść na szczury. Nie mówiąc o niepotrzebnych nikomu świecidełkach. Stosunek konsumer - sprzedawca przypomina nieco tę ze świata bakterii. My wymyślamy antybiotyki, bakterie produkują nowe enzymy. I jakoś to się kręci. Reklamy są coraz bardziej nierealne, szczytem chyba są zdjęcia hamburgerów w Mac Donaldzie.

Pięknie oddał to Douglas w "Upadku": Co mu jest?? Zachorował??!?

Człowiek jakoś te swoje czułki wyciąga daleko, mając nadzieję że przewidzi każdy podstęp. O święta naiwności.

Jednak w przypadku londyńskiej National Gallery człowiek czuje się pewnie. Jak jest napisane że wejście jest za free to wejście jest za free. A jak jest napisane że pokazują impresjonistów z Monetem włącznie - to jest napisane.

Nie bacząc na koszty - a Nationale Express jest jedną z droższych metod poruszania się po tym uroczym kraju, samoloty są tańsze - zebraliśmy się na wycieczkę. I dzonk - z całej wystawy było może trzy salki, a samego Monet'a 3 prace. I dosyć. Chwała wszystkim łupieżcom i sponsorom NG że stała wystawa może powalić nawet największego miłośnika sztuki - poleźliśmy sobie spokojnie przez sale, dochodząc w końcu do impresjonistów.

Miodzio.

Do miłośnika sztuki malowanej mi daleko, wszystkie te Carravgie i inne Rubensy jakoś mnie nie biorą, ale kilka rzeczy mi się podoba - jak się popatrzę na ten pieroński mosteczek co wisiał w poprzek (a Monet go popełnił dobrych kilka razy) - no coś ślicznego. Przy okazji odkryłem ciekawy malunek Van Goga, który jakoś do tej pory kojarzył mi się z odciętym uchem, słonecznikami, zupełnie niezrozumiałym dla mnie szałem znawców spowodowanym malunkami 3 kategorii i życiem w nędzy.

Że nie wspomnę o straszeniu prostytutek. W dodatku uszami.

A tu proszę - las, z polana w tle, klękajcie narody...

Muszę przyznać że nie doceniliśmy przeciwnika. Żeby zobaczyć wszystkie ekspozycje, potrzeba całego dnia, a i to z założeniem abnegatowego podejścia do tematu. Czyli podoba się - to się ogląda, a nie podoba się to się idzie dalej. Wielbicielom wszelkiej maści malarzy i tapeciarzy polecam wyjazd na kilka dni. Na szczęście to co najbardziej mi się podoba, zdążyłem zobaczyć i się ponapawać.

Trzeba będzie zwykonać jeszcze jeden wyjazd. Tylko tym razem bez promocji i wystaw specjalnych.

18 komentarzy:

kiciaf pisze...

Z NG najbardziej w pamięc wbiło mi się realistyczne malarstwo holenderskie. Wpatrywałam się długo i nie mogłam znaleźć śladu pociągnięcia pędzlem.

Zadora pisze...

Luwr to samo. Jak masz mało czasu (dzień, dwa) musisz wybrać co chcesz oglądać a i tak tempo trzeba mieć...no szybszym od przeciągu trzeba być. Bardziej niż (cytyt) "malunki i tapeciarstwo" rusza mnie rzeźba i sztuka antyczna.

Zadora pisze...

Ale Galerie d'Orsey w Paryżu trafiło do mnie wyjątkowo, każdemu polecam. Sam gmach jest fantazja, i rzeźba i "malunki". Van G i inni też tam są. Polecam gorąco.

nika pisze...

A co powiedzieć o galerii Uffizi, tam też trza oglądać, co się podoba, bo natłok dziejów okrutny. Takie Quattrocento chwacko tylko przeleciałam, by prędko znaleźć się w Cinquecento :-)))

inessta pisze...

No a ja myślałam, ze tylko ja, taki ignorant malarski miałam takie sobie odczucia w NG. Mnie bawiło oglądanie obrazów z odległości kilkunastu cm. To że nie widziałam obrazu a szczegół, ślad pędzla, warstwy farb czy strukturę materiału. I te namalowane koronki, hafty czy wzory na materiale. Coś pięknego. Nie zapamiętałam wielu obrazów, malarzy czy innych artystów. Co tam, jednak żałuję że tam nie można robić fotek.

Anonimowy pisze...

Abi, otóż ja miałam tak samo. Tylko pojechałam tam zobaczyć konkretny obraz. I to jeden-tego Caravaggio, co Cię nic a nic nie kręci. Spędziłam w NG dwa dni i może w grudniu lub styczniu spędzę trzeci. Zobaczymy.

Oczywiście nie poszliśmy na wystawę specjalną, bo nas ktoś uprzedził :DDD jak może być.

Nie trzema być miłośnikiem sztuki, żeby zachwycić się tym, co tam mają.

Jedyne czego żałuję, to to, że album-katalog NG był monstrualny i nie mogłam go sobie "przylecieć" do Polski. Bagaż, lotnisko i takie tam.

Pozdrawiam - e.

Anonimowy pisze...

A co do NG ....podobało mi się już od pierwszego wejrzenia.

Sam budynek i Trafalgar Square -ahhhh :DDD

abnegat.ltd pisze...

Kiciaf - Vermer też sie mnie podoba. Ale nie wiem czemu mam wrażenie że większośc z nich miała jakis problem z oddaniem geometrii twarzy. Czasem jedno oko na Maroko a drugie nie.

Greg, w Luwrze nie byłem - pociech młodszy a i owszem i wrócił z wrażeniem że trzeba byc dobrym szybkobiegaczem. Żeby nadążyć za przwodnikiem wycieczki szkolnej. Na przyszły rok zaplanowane.

Nika - dobrz że net istnieje :D Florencja. Hm. Mówisz że warto?

Inensta, ja odwrotnie - wolę ogladać z daleka. Ale też i ze mnie znawca żaden.

Emilka, bo mnie to w ogóle nie pociagaja portrety, sceny biblijne, gołe tłuste baby (pociągaja mnie natomiast gołe nietłuste)- wole pejzaż i takie tam widoczki pospolite.

Natomiast odnośnie budynku - wszyscy sie wślipiają w obrazki a nikt na budynek nawet nie spojrzy :D A jest na co.

nika pisze...

Echhh, no pewnie, że Florencja warta grzechu, a nawet dwóch :-))) W ogóle Toskania jest fajna, bo gdzie się ruszysz, to w jakimś zapyziałym muzeum czy kościółku znajdujesz takiej pejzażyki, że hej, te za oknem i na obrazie niezmienione od Renesansu :-))) We Florencji fajne jest w Oltrarno (druga strona Arno) Palazzo Pizzi - tam jest bez specjalnego zadęcia Galeria Palatina również z pejzażykami :-) A żeby oglądać Florencję to wszyscy gnają na Piazzale Michelangelo pod kościół San Miniato (ta fasada w świetle zachodzącego słońca ... mniam). Ja radzę wsiąść (coby obejrzeć pejzażyk Florencji, mniej okupowany ;-) do autobusu numero 7 na stacji Santa Maria Novella i machnąć się do Fiesole :-))) Gdzie się ruszysz to historia za węgła wygląda ;-) We Fiesole w opactwie umierał Giuliano de'Medici (ten drugi) echhh, mogę ględzić godzinami o Renesansie ;-D Echhh, machnęłabym się do Florencji, aj, aj.

Anonimowy pisze...

Mnie od wielu lat fascynuje technika malarska nazywana maniera tenebrosa. I nie jest ważne czy oglądam portret czy inny widoczek.Chodzi o samą grę światła i cienia. I związaną z tą techniką filozofię. BTW patrząc na to co zostawił po sobie Caravaggio, ciężko mi uwierzyć, że przymierał głodem. Bo nigdy nie nauczył się malować fresków. Caravaggio był pierwszym malarzem, który malował przy sztucznym świetle.

A budynek NG-jest przecudnej urody.
Sam plac, słynna kolumna i fontanna i ten kolorowy tłum przed wejściem-po prostu fascynujące.

Anonimowy pisze...

Hey tam Abnegacie, jesli uda Ci sie popelnic nastepny wypad to koniecznie przyjdz na dziedziniec Royal Academy of Art, Anish Kapoor tj.jego Tull Tree and the Eye naprawde robi wrazenie. Niestety wstep do RA cos tam kosztuje, ale od czego free pass dla milych blogowych znajomkow.Pozdrawiam. Jola

abnegat.ltd pisze...

Nika - trzeba będzie zaplanować. Strasznie dużo się mi zaczyna skoładać jak na pięć tygodni przyszłorocznego urlopu.

Kkurcze, jak to z człowieka na każdym kroku wyłazi kmiot na wsi chowany - to ręce opadają. Szliśmy wczoraj koło Big Ben'a i jakoś tak mnie natchnęła myśl że moje pociechy biorą to za coś naturalnego że sobie mogą maszerować przez Tamizę - a ja w ich wieku musiałem żebrać o wizę, następnie planować jak przeżyć w kraju gdzie posiłek kosztuje tyle co miesięczna pensja moich ancestorów a na koniec mieć nadzieję że mnie imigration nie cofnie z granicy. Bo wiza działała tak samo jak amerykańska - czyli bardziej była to promesa niż wiza. W końcu na planach się skończyło.

Emilka, Van Gogh też ponoć jeden obraz sprzedał za życia... Inna rzecz że mnie ta jego twórczość jakoś nie bierze. A ta maniera - to ona groźna aby nie jest :? ?!?

Jola, następnym razem się zaplanuje :) (strasznie dużo tych następnych planów mi se kroi...)

Pozdrowienia wszystkim z Teesside, gdzie słoneczko dzisiaj świeci i w ogóle bardziej jest babiolatowo niż północno-angielsko-jesiennie :)

Nomad_FH pisze...

No to drogi Abnegacie -- ja również mogę od siebie polecić Ermitaż w rosyjskim St Petersburgu. Ale tam - bez dwóch, trzech dni na sam Ermitaż nie podchodź.
W jeden to można sprintem oblecieć jedno piętro, ale nawet dlatego warto.
Cudne sale, cudne obrazy...
Wogóle sam St Petersburg jest wart grzechu, zwłaszcza w okresie białych nocy. Piękne mosty nad Newą, rewelacyjnie oświetlone miasto i poczucie bezpieczeństwa.
Natomiast - rozczarowuje Carskie Sioło i bursztynowa komnata. Wejście droższe od Ermitażu, a atrakcji dużo mniej. I sama bursztynowa komnata oglądana w biegu, bo już czekają następni i woźna pogania...

abnegat.ltd pisze...

Nomad, czyli w tam się nic nie zmieniło - najważniejsza jest Pani Woźna :D Masskara.

Anonimowy pisze...

w krk muzeow pod dostatkiem. ot chocby wawel + katedra. zeby wszystkie ekspozycje obleciec z dzwonem zygmunta na wiezy teoretycznie jeden dzien wystarczy. nogi odmawiaj posluszenstwa juz po dokladnym przejsciu katedry, dzwonem i muezeum katedralnym a przed nami multum sal na wawelu, zbrojownia i skarbiec etc.
nie mam pojecia jak fizycznie znosza to ludzie, ale jestem pewna, ze nic nie pamietaja juz po pol godzinie zwiedzania.
najbardziej mnie wkurza to, ze na sale nie mozna wejsc solo tylko podpinaja pod jakies grupy, a tam jest tak: na prawo arras, na lewo arras, idziemy dalej. chwila moment, ja sobie chce te arrasy dokladnie obejrzec!
głowki wawelski wisza na suficie. matko kochana jakie tam sa detale piekne - i znow to samo: idziemy dalej! ozesz ty orzeszku nie oskorowany, ja sie tak nie bawie i od 15 lat na wawelu nie bylam, ale wiesc gminna niesie, ze obyczaje sie nie zmienily.
za to bylam na wystawie czasowej w muzeum czartoryskich, temat wystawy torebki, sakiewki etc przez wieki.
noooooooo, tam sobie to pogladalam. radze tylko lupe wziac ze soba bo detale haftowane ludzkim wlosem inaczej sa nie do obejzenia. dwie sale zajely mi uczciwe 3 godziny. wyszlam usatysfakcjonowana do wypeku. wystawa jest do 26 listopada.

skrzacik

ps. jak sukiennice nie byly w remoncie to pod obrazem matejki spedzilam 1,5 godziny studiujac kazda mordke i liczne detale. i przysiegam wam, nic wiecej nie ogladalam. muzeum wkrotce wroci na swoje miejsce to sobie bede ogladac w slimaczym tempie inne obrazy. a co nie uciekna mi przeciez (chociaz dama z lasica z muzeum czartoryskich czasami podrozuje po swiecie, takiej to dobrze ;))

Nomad_FH pisze...

Heh Abi ooo tak :D
Generalnie - w całym St Petersburgu świetnie, nowocześnie itd. Ale - właśnie w Carskim Siole (gdzie i tak udało nam się wejść 2h przed normalnymi grupami, dzięki temu - że załapaliśmy się na dodatkowe wejście dla pasażerów jakiegoś niemieckiego liniowca) - czyli teoretycznie mieliśmy mniejszy tłok... No i dochodzisz do Bursztynowej Komnaty, tam już kolejka - wpuszczane grupami. I tam wypisz wymaluj woźna - tylko jej szmaty brakowało, która łypie na Ciebie spod łba. Nasza przewodniczka zdążyła powiedzieć z 2 zdania, zrobiłem może z 3 zdjęcia - jak wożna już się drze, że mamy wychodzić bo następna grupa. Łącznie - nie wiem, czy byliśmy 2 minuty w środku.
A wejście do Carskiego to coś ok 25 EUR, przykładowo wejście do Ermitażu kosztowało chyba 15 EUR.

Nomad_FH pisze...

- Doktorze! Panie doktorze! - pielęgniarka dogania lekarza na szpitalnym korytarzu - Ten pacjent, któremu pan amputował nogę przed chwilą... on tam leży... nie zaszyty! Krwawi, woła pomocy, nie dokończy go pan?
Lekarz wzrusza ramionami.
- Niech sobie jeszcze poleży. To za karę, będzie miał nauczkę!
- Nauczkę? Ale za co?
- To już któryś z kolei pacjent, który w czasie operacji był bardzo niegrzeczny. Wył jak potępieniec, krzyczał na mnie, obrażał moją matkę, a nawet podrapał!
- Hmm... Szefie, a nie powinien pan im podać narkozy? Albo chociaż znieczulenia?
- Doskonały pomysł, siostro! Dziękuję. W końcu ileż można tego słuchać...!?

abnegat.ltd pisze...

:D żebyś Ty wiedział ile w tym prawdy....