Niby nic a jednak. Zupełnie po cichu i podstępnie zaczęliśmy się zbliżać do 3 lat na obczyźnie. Dzięki internetowi, darmowym telefonom i tanim lotom człowiek co prawda czuje się jakby wyjechał do innego województwa, ale... Zadzwoniłem dzisiaj do Polski żeby potwierdzić zgłoszenie na kursie. Cały czas byłem pierońsko skoncentrowany - bo wiadomo, rozmowa przez telefon wymaga niejakiej koncentracji. I poniewczasie konkluzja - toż po ludzku gadają. I nie trzeba się zmóżdżać...
Jako praworządny obywatel co to się łamaniem prawa brzydzi ponad wszystko poszedłem sobie do DVLA* żeby prawo jazdy zamienić na angielskie. Ponieważ niespodzianek w urzędach nie lubię więc booklecik przeczytałem od początku do końca. Stoi jak byk - co gdzie napisać, jakie dokumenta przynieść i ile to będzie kosztowało. Nacisnąłem guziczek i usiadłem w poczekalni.
- Nuber 181 to the stand number 2, please - powiedział miło głośniczek. Sprawdziłem kwitek - 189. To zaraz ja...
Jak to mówił Dreptak, zaraz to tak duża bakteria. Minutki sobie mijały, a numerki nie. Grrr.... Sprawdziłem co słychać na zaprzyjaźnionych blogach, zaglądnąłem do poczty. W końcu usłyszałem magiczne 189 i polazłem do miłej pani w okienku. Mimo odbytych kilku wizyt w tutejszych urzędach nadal mam wrażenie nierealności sytuacji spowodowane brakiem wyrażeń "siada" i "po co przyszedł". Dziwny naród.
Pani miło mnie przywitała, wnioski wzięła, sprawdziła wszystko dwa razy i z przepraszającym uśmiechem zaczęła wyjaśniać że muszę jeszcze kogoś poprosić kto mnie zna co najmniej dwa lata żeby podpisał moje zdjęcia na odwrocie. E tam. Uśmiechnąłem się równie przepraszająco co ona - ostatecznie należy przejmować pozytywne wzorce, mimo że obce - i wyjaśniłem grzecznie, że plastik który trzyma w ręce to moja Identity Card jest.
I tu się zaczęło. Uśmiechnięty dziad swoje - a baba - uśmiechnięta - swoje. W końcu polazłem do stojaka, wyjąłem książeczkę i pokazałem palcem że stoi jak byk: "Ktoś kto zna cię dwa lata musi podpisać że to Twoje zdjęcie chyba że do potwierdzenia tożsamości użyłeś paszportu lub EC Citizen Identity Card..." Babka przeczytała com pokazał i mówi że przecież nie dałem jej paszportu. Ja na to że i owszem, ale za to dałem EC Citizen... i tak w kółko Macieju. W końcu poszła do swojej szefowej i zaczęły wczytywać się w książeczkę. Minęło kolejne dziesięć minut. W końcu przełożona złapała za telefon i zadzwoniła. Kolejne dziesięć minut. Widać w centrali też książeczki nie przeczytali. To skąd to się wzięło, Mikołaj przyniósł?
- Miał pan racje. Dowód wystarczy - powiedziała pani z rozbrajającym uśmiechem. I zaczęliśmy się zbliżać powoli do końca. Po kolejnych piętnastu minutach wszystko zostało ostęplowane, podpisane, potrójne kopie wpięte gdzie trzeba, rachunek zapłacony. Poczułem się dziwnie. Pozbyłem się mojego pierwszego poważnego dokumentu - bo trudno takim nazwać Książeczkę Zucha czy kartę rowerową. Cholera, kurs robiłem mając lat piętnaście, egzamin zdałem dwa dni po moich 16 urodzinach. A teraz dopłaciłem żeby mi go zabrali.
Chyba po raz pierwszy odczułem co to znaczy słowo emigrant..
Driving Vehicle Licensing Agency
22 komentarze:
Ech, widać, że utarte ścieżki myślowe dotykają też angielskich urzędasów. Ja próbowałam zmienić prawo jazdy w miejscu zamieszkania a nie zameldowania. Najpierw usłyszałam, ze nie ma takiej możliwości a po wizycie u kierowniczki usłyszałam, że nie można, bo do tej pory nikt z tego nie korzystał i one nie wiedzą co robić. Po analizie stosownych instrukcji urzędniczych okazało się, że jednak można. Czekałam tydzień dłużej, ale mam nowe prawo jazdy:)
Oj tak, oni rzadko wiedza co jest w ulotkach ich firm. Kiedy probowalam zalozyc konto dla Polakow (z opcja darmowego transferu) w moim wsiowym oddziale banku w ogole sie wyparli, w oddziale sporo wiekszym pani nie byla w stanie znalezc informacji i zasadzila mnie w pokoju z telefonem zebym sie sama dowiedziala z bankowej infolinii ci i jak...
Innesta, to bylo nieco porazajace. Polak tlumaczacy Angielce co znacza wyrazenia angielskie w urzedowej ksiazeczce jej wlasnego urzedu. Monty Python...
:D
Anonimie, a ktory bank tak ma i ile ten darmowy przelew kosztuje?
yhm! chyba nie tak źle! Myślę,że w Polsce byś urzędnika nie przekonał. Poza tym są inne plusy: Poczułeś się jak w Monty Pytonie, miałeś temat na obszerną notkę a teraz pewnie masz to wielkie poczucie bohaterskiego zwycięstwa nad systemem! Pozdrowienia
Ten post jest jak miód na serce wszystkich tych, którzy zostali po tej stronie Bałtyku. A więc nie tylko u nas trzeba udowadniać, że jest się wielbłądem...
Ayako
Zgadzam się z f-bloxem :) W Polsce nie da rady przekonać urzędnika że nie ma racji. Ale niech no ja sie tylko dostanę do urzędowej pracy ;)
To tak ku serc pokrzepieniu sie mi napisalo- bo jednak roznice sa potezne.
W Polsce jednak nie miesci sie w glowie sytuacja gdy pracownik US wypelnia nam wniosek, poprawia bledy a na koniec gratuluje zwrotu podatku ;D
Hi hi, mój brat już 4 razy oblał manewrówkę i jest na etapie: "Mam to gdzieś,nie będę jeździć samochodem" a ma lat 28 ;) W sumie samochód mu niepotrzebny na ostatni egzamin idzie w czerwcu i mówi,że to ostatni raz i mu to wisi ;)
A swoją drogą to niby kultura urzędnicza inna, a wiedza ta sama (za mała) ;)
p.s.W moim urzędzie skarbowy wyrywkowo sprawdzają PITy wszystkim emerytom,dlatego zawsze wszstkie domowe 3 wysyłam z madre bo tam jej wszystko sprawdzą i wytłumaczą, maja do tego oddzielną komórkę ;)
Gorzej z ZUSem, co urzędniczka to dwie niezależne opinie i bądź tu człowieku madry. Ale juz po trzeciej wizycie zaczyna się wszystko klarować :)
Super opowieść :-) I faktycznie niestety najczęściej to tak wygląda (u nas jeszcze minus uśmiech).
Ale czuję się w obowiązku pochwalić swój były urząd skarbowy (pani moją mamę wezwała, a potem przy niej sama poprawiła PITa i to tak, że wyszła większa kwota do zwrotu) oraz urząd z którym mam kontakty służbowe - można zapytać, można przesłać skany dokumentów zamiast się wlec osobiście, zadzwonią i powiedzą jak coś jest nie tak i jak to poprawić i jeszcze przysyłają nam do biura życzenia świąteczne... Szok, nie? Zawsze jak ktoś narzeka na skarbówkę to o nich opowiadam i wychwalam :-)
Pozdrawiam - Aya
Czasy sie zmieniaja to moze i urzednicy tez?
Idzie nowe :)
Abnegacie, NatWest ma taki rachunek Welcome, z ktorego przelew jest no PRAWIE darmo bo bodajze 2 funty kosztuje plus chyba 2 miesiecznie za prowadzenie rachunku. Tyle ze to przelewy tylko do konkretnego banku w Polcse. Jeszcze w zasadzie tego nie wyprobowalam, bo wypadl mi wyjazd do domu w momencie jak mialam przelewac i zawiozlam osobiscie. Ale na stronie NatWestu sa szczegoly i ulotki tez maja b. ladne...
Abi, rozumiem Cię. ale weź poprawkę na swoją niezłą szkołę przepraw przez urzędnicze realia w Polsce. Po prostu masz wprawę i idziesz do urzędu przygotowany. Może urzędnikom w UK nie przychodzi do głowy, ze petent może wiedzieć dokładnie po co przyszedł?
Anonimie, korzystam z HSBC- 9 za przelew, mozna to robic przez internet. Co prawda po drodze szlag trafia jeszcze 40PLN ale nikt sie do tego nie przyznaje. Rece opadaja.
Innesta, mowisz ze jak czlowiek zaprawiony w boju to angielski urzad go nie ruszy? :D
Petent powinien w urzedzie przyjac wyglad potulny i durnowaty by swoim pojmowaniem sprawy nie peszyc urzednika ;)
nie tylko angielski urząd niestraszny, inne obce (podobno cywilizowane) kraje też da się oblecieć w ten sposób:np. niemiecki urząd też jest taki jak w UK Polakom nie straszny!
Jak się wie czego się chce(z podkładką pod żądanie), to w Pl też urząd nie jest straszny.Pracują młode osoby, wiedzą po co tam siedzą. Jest coraz lepiej i lepiej:)
Taka nasza ee-live;jak do niej kiedyś traficie to nieba będzie wam chciała przychylić:)
maria
Powoli, powoli wydobywamy się z myślenia komunistycznego i kompleksów, że u nas to na pewno jest najgorzej:)
urzędy tutaj działają sprawnie, za to szlag mnie trafia, kiedy idę do apteki. Daję receptę, pani mówi, że lekarstwa przygotuje i mam się po nie zgłosić najwcześniej za 10 minut :>
Bo tutaj, żeby klient mniej płacił, tableteczki i te inne przesypywane są do plastikowych pojemniczków, a tylko w wyjątkowych przypadkach dostaje się oryginalne opakowania leków. I tak się czeka. Dobrze, że tutejsze apteki to takie supermarkety są w których można kupić wszystko - począwszy od majtek, kartek pocztowych i kosmetyków, na napojach, kuponach lotto i papierosach kończąc
Polska po rozbiorach odziedziczyła różne rzeczy. A ponieważ biurokracja była najlepiej zorganizowana w austriackim, to system biurokratyczno-urzędniczy mamy w spadku po CK biurwach. I tak to działa twórczo rozwinięte przez późniejsze systemy. Austriackie gadanie co?
A Angole od Austiaków nie mają tego systemu to i urzędnicy inaczej nastawieni są do petentów, nawet jeśli nie do końca kompetentni.
Nie ma lekko. Może doczekamy kiedyś sytuacji kiedy nie wiedzieć kiedy wyjdziemy z biura z załatwiona sprawą i głupawym uśmiechem spowodowanym oszałamiającym tempem obsługi...
Urząd Stanu Cywilnego :D ?
Luc.as, faktycznie :D
Szczegolnie nasza polowa ludzkosci ma ten dziwny wyraz twarzy..
Mario dziękuję za wiarę w moje zdolności ;)
Prześlij komentarz