Tytułem wstępu – staram się nie czytać recenzji przed seansem bo najczęściej tak zwani krytycy jakoś mają zupełnie inne gusta niż mój. Szlag by to jasny trafił. Najpierw „Australia” a teraz to...
Jako cichy wielbiciel Deppa nie wydzierżyłem i stałem się posiadaczem – drogą kupna – ponurej produkcji zatytułowanej „Sweeney Todd”.
Taak.
Zasadniczo to ja człowiek wyrozumiały jestem. I niezależnie co sobie twórca jeden z drugim umyśli – oglądnę do końca. No, z jednym wyjątkiem. Przyznam się bez bicia, wyszedłem z „Utalentowanego pana Ripley” ale był to po prostu kicz straszliwy. Pod tym względem „Sweeney Todd” przegrywa z „Utalentowanym(...)” do mojej prywatnej nagrody Bubla Stulecia bom z niego nie wyszedł. Może zaważyła na tym ciekawość – że jeszcze coś się da uratować z tej zdobnej chały? A może po prostu fakt oglądania filmu we własnym łóżku spowodował że wychodzenie z seansu stało sie nieco idiotycznym gestem? Stawiam na zwykłe misiowe lenistwo.
Założenia wstępne jak dla – nieprzymierzając – Hrabiego Monte Christo. Golibroda, barberem zwany, trafia na Nikczemnika Na Stanowisku Sędziego. Tak na marginesie, problem najwyraźniej jest starszy niż mi się wydawało na podstawie śledzenia dokonań współczesnych tak zwanych mężów stanu. Nikczemnik zachowuje się jak na nikczemnika przystało. Barbera usuwa przemocą - w postaci Rzezimieszka z Pałą - z drogi, coby żonę wydudkać a córkę porwać. Tu się zgubiłem – o ile rozumiem wystepowanie chuci w wersji podstawowej, o tyle za cholere nie łapię jak Nikczemnik Chutliwy wychowuje dzierlatkę anielsko piękną (choć na filmie to się wyjątkowo nie rzuca w oczy) przez kolejnych kilkanaście lat, nie tknąwszy jej nawet palcem. No, ale. Skoro film sensu nie ma - to od początku do końca.
Barber po latach wielu wraca do miasta coby siać Grozę i Przerażenie. Głownie śpiewem, gdyż film jest adaptacją słynnego musicalu z Brodway’u co w jakiś ponury sposób potwierdza moje zdanie o Amerykanach, ale też i brzytwą. Wróciwszy, ciapciowaty barber jest Innym Człowiekiem. Nie jest Dobry – jest Zły. Nie jest też Durny – jest Cwany. A w dodatku jest Przebiegły jak Lis, Silny jak Tur, Uparty jak Osioł i Chytry jak Mieszkaniec Swarzędza. Zastanawiałem się co może wpłynąć na tak katastrofalną konwersję osobowości i na myśl przychodzi mi jedynie pewne radio.
Gdy barber nie śpiewa, podrzyna ludziom gardła. Ma to przerażać, ale problem w tym że podrzynanie uskutecznia zupełnie na łapu-capu. Nie mamy czasu przejąć się losem nowo poznanego miłego pana bo jeszcze dobrze nie usiadł na krześle – a tu chlassst - i po ptakach. Marynarz, kobziarz, członek miejscowego Koła Gospodarzy Wiejskich czy też udający się do swego służbowego a utrzymywanego ze składek podatników mieszkania MP – nikt nie jest bezpieczny. Uroczo został rozwiązany sposób utylizacji zwłok nieszczęśników którym zamarzyła się buźka a’la dupka niemowlaka: zostają przerobieni na Paszteciki (zwane w leguidżu Mit-Pajem), dzięki którym ni to kochanka, ni to wspólniczka Todd’a staje się sławna w Londynie.
Może w moim zniszczonym podtlenkiem azotu mózgu poprzepalały się co poniektóre obwody, ale im więcej trupów produkował Mr Todd (to w niemieckiej wersji będzie Herr Death?? – zorientować nikt się nie ma prawa...) – tym bardziej mi dziób targało. Ratując moją szczękę przed zwichnięciem – co bolesne jest niesłychanie – moja lepsza połowa zaproponowała zmianę tematu.. Hm. Sprawdziliśmy czas. Zbliżamy się do końca tego sadystycznego projektu – sadystycznego z racji znęcania się nad widzem – więc dotrwajmy. Może jakaś miła wolta na koniec uratuje cokolwiek?
Wolta faktycznie była. Miejscowa wariatka okazała się być wydudkaną żoną Pana Latającego z Ostrą Brzytwą – ten jednak w orgiastycznym szale podrzynania gardeł chlasnął ją zupełnie od niechcenia po tętnicach. Szyjnych. O ile ja się znam na anatomii, to po takim rachchch-ciarachchch łeb odpada ale może Twórca nie chciał szokować nadmiernie widza? Choć wcześniej nie miał nic przeciwko bezlitosnemu katowaniu hektolitrami krwi, dziesiątkami zwłok i atonicznym, arytmicznym śpiewem który budzi chęć znalezienia brzytwy a nastepnie Twórcy i Jego Gardła.
Ciachchch dla przykładu... I może następny się dwa razy zastanowi...
Tu nadszedł moment na puentę – jak jednak można inteligentnie spuentować historię gościa co to wszystkich skraca o głowę? Nie zdradzę zakończenia. Jest równie szokujące jak cały film.
Dzięki ci Panie za Gilette i Wilkinson Sword. Teraz w najlepszym razie mogę sobie nos podciąć – a i to trzeba wyjątkowej ekwilibrystyki.
11 komentarzy:
Nareszcie znalazł się ktoś z podobnymi odczuciami w sprawie sławnego pana Riplaya. Choć nie cierpię gdy ludzie wychodzą z kina przeszkadzając innym, Ripleya nie zdzierżyłem. A zdzierżyłem nawet kiedyś na konfrontacjach wietnamski film wojenny. Niezła skala porównawcza. Zupełnie nie trafiają do mnie zachwyty nad Riplayem.
Ja już na wszelki wypadek nie obejrze ani jednego ani drugiego.
Abi, sierpień OK
Agregat, co mnie najbardziej zdumiało to recenzja jaka przeczytałem PO ;) oglądnięciu mw.3/4 tegoż dzieła - mianowicie peany na cześć. A jaki ładny - a jaki inteligentny - a jak przemyślnie skonstruowany. Dla mnie to była porażka na całej linii. Ponoć powstał jeszcze jeden film o Panu Ripley'u , tym razem z Malkovichem - ale nie miałem odwagi się zmierzyć.
Kiciaf, w takim razie bedziem w kontakcie :D
"Dzięki ci Panie za Gilette i Wilkinson Sword"
Wpis sponsorowany przez...?
;/ ;D
Kkurcze, Basiu faktycznie - powinni zapłacic :D
Jak jeszcze napiszesz "że się należy" to poczuję się jak w skansenie kołchozowym ~(:-/
... i kiełbaska z wody? :p
lubię Was panowie A!
bo i ja nie wytrzymałam Ripleya:D
I też nie rozumiałam zupełnie zachwytów.
A golibroda zalegał mi w kompie, zalegał.....a jak miałam obejrzeć, to sie okazało, że ma trojana i nie wyjszło. Może i dobrze...
pozdro
Gaudia
A ja się przyznam bez bicia, że Golibroda mi się podobał...
to jest przedziwny film, który albo odrzuca, albo się podoba, tylko nikt nie wie dlaczego ;), bo to i nie za mądre, i krew się leje strumieniami, i ludzie zjadają swoich sąsiadów w pasztecikach ;)
Gaudia, jak widać po poście Madziaro film sie może podobać. Ale dla mnie osobiście był taki trochę jak wołowina w hamburgerze. Człowiek wbije zęby i po bułce. W dodatku smak jakiś taki...
Madziaro, dla mnie jedynie aktorzy ratowali całe widowisko. Zarówno Deep jak i Carter (szalona Bellatrix Lestrange z Harrego Pottera) są dobrzy. Ale całośc dla mnie sensu nie ma ;)
typowy film tego reżysera... sensu rzeczywiście w nim mało, ale za to AKTORZY. Myślę, że nawet stało się coś dziwnego i zamiast podziwiać jak zwykle Johnny'ego, zachwycałam się Heleną Bonham - Carter :)
Prześlij komentarz